Ride on BikeKroniki rowerowe Ralpha

avatar ralph03
Jastrzębie-Zdrój

Informacje

baton rowerowy bikestats.pl
button stats bikestats.pl
Rok 2015 będzie zaktualizowany, w sumie ma ponad 1000 km
button stats bikestats.pl
button stats bikestats.pl
button stats bikestats.pl


Znajomi

wszyscy znajomi(10)

Moje rowery

Cube LTD Pro 2011 9123 km

Szukaj

Wykres roczny

Wykres roczny blog rowerowy ralph03.bikestats.pl

Archiwum

Linki

Wpisy archiwalne w kategorii

Off Road

Dystans całkowity:4305.45 km (w terenie 1134.30 km; 26.35%)
Czas w ruchu:263:13
Średnia prędkość:16.36 km/h
Maksymalna prędkość:62.31 km/h
Suma podjazdów:35383 m
Maks. tętno maksymalne:191 (100 %)
Maks. tętno średnie:179 (93 %)
Suma kalorii:99630 kcal
Liczba aktywności:61
Średnio na aktywność:70.58 km i 4h 18m
Więcej statystyk

Śladami pawłowickiego PKP

Czwartek, 18 października 2012 | dodano: 18.10.2012Kategoria 0-50, Off Road, samotnie
Dawno nie było żadnego wpisu i dawno nigdzie nie jeździłem. Taki mały przestój od jeżdżenia. Rower grzecznie czekał na słoneczną pogodę wisząc sobie na ścianie.



W najbliższą niedzielę planowana jest wyprawa na Równicę, podobno to będzie wycieczka na zakończenie sezonu rowerowego, ale czy to aby na pewno będzie koniec sezonu dla mnie? ;)

Dzisiaj dość krótka trasa, patrząc przez pryzmat poprzednich wypraw rowerowych. Taka rozgrzewka dla duszy i ciała. Przy okazji sprawdzenie czy nogi się nie zastały.

Trasa:

okolo 22 km.


Było już śladami jastrzębskiego PKP, a dzisiaj obrałem inny kierunek i śladami dawnych torów kolejowych udałem się w kierunku Pawłowic.

W porównaniu do tego co spotkałem po jastrzębskiej stronie, to tu jest naprawdę rewelacyjnie. Głównie jechałem na rowerze i tylko miejscami byłem zmuszony prowadzić rower.





Dawna trasa biegnie wzdłuż użytkowanych torów kolejowych przez PKP Cargo. Mniej więcej w odległości kilkunastu metrów od PKP Cargo.
Znajdziemy tu wydeptane fragmenty ścieżek, które idealnie nadają się na spacery oraz na przejażdżki rowerowe, oczywiście o ile Wasi rodzice chcieli Wam dać na imię Hardcorek, ale niestety Rada Języka Polskiego i Urząd Stanu Cywilnego się nie zgodzili ;) bo kto normalny pcha się w takie miejsca...



Na trasie natrafimy na wysypane kamyczki, przewrócone drzewa, wyrastające małe drzewka, krzaczki, oczywiście podkłady kolejowe i tu dobra wiadomość dla miłośników miedzi, metali kolorowych oraz wszelakiego złomu - Panowie są i szyny kolejowe! Dodam że szyny już zdemontowane. Nic tylko zjawić się z brzeszczotem i jechać z koksem ;)

Trasę kolejową zakończyłem przy dawnym budynku dworca PKP w Pawłowicach.


Później już przelot bokami przez Pawłowice, kawałkiem osiedla i czarnym szlakiem miedzy innymi przez las w kierunku Jastrzębia.

Bardzo przyjemnie zagospodarowany czas przed pracą.
Nastały słoneczne dni, coraz więcej liści pod nogami czy kołami, więc trzeba korzystać. Jest pięknie, a siedząc w domu przed kompem czy telewizorem nie poczujecie tego na pewno.

Granica 2000 km wciąż przede mną, ale już bliżej niż dalej :)

Rower:Cube LTD Pro 2011 Dane wycieczki: 21.68 km (6.50 km teren), czas: 01:04 h, avg:20.32 km/h, prędkość maks: 38.60 km/h
Temperatura:18.0 HR max: (%) HR avg: (%) Kalorie: (kcal)
Linkuj | Komentuj | Komentarze(2)

III Rajd rowerowy na Błatnią plus kilka innych szczytów

Czwartek, 27 września 2012 | dodano: 27.09.2012Kategoria 100 i więcej, Beskid Śląski, Off Road
To już trzeci mój udział w rajdzie rowerowym i trzeci rajd organizowany przez Zarząd Osiedla Pionierów wraz ze sklepem rowerowym TomaziBike.
Tym razem rajd w warunkach bezdeszczowych, ale za to rozpoczął się od dość niskich temperatur, bo gdy rozpoczynaliśmy naszą wyprawę, to licznik w rowerze pokazywał orzeźwiające 8*C. Na szczęście kilka godzin później, gdy słońce już w pełni świeciło na prawie bezchmurnym niebie, licznik wskazywał 24*C.

Wraz z Benym wyruszyliśmy rano o 7:30, po drodze zgarniając Damiana. Już na miejscu startu rajdu czekał na nas Rafał.
W sumie cała ekipa uczestników rajdu liczyłem 35 sztuk, co daje w sumie 70 pedałów ;) zakładając że nikt nie miał przy sobie zapasowych sztuk ;P

Trasa:


Jastrzębie-Zdrój - Drogomyśl - Skoczów - Górki Wlk.- Jaworze - Błatnia (917m.np.m.) - Brenna - Kotarz (973m.n.p.m.) - Grabowa (907m.n.p.m.) - Biały Krzyż (940m.n.p.m.) - Przeł. Salmopolska (934m.n.p.m.) - Cieńków Wyżni(957m.n.p.m.) - Cienków Niżny (720m.n.p.m.) - Wisła - Ustroń - Skoczów - Drogomyśl - Jastrzębie-Zdrój

Najpierw 40 kilka kilometrów rozgrzewki, a później już wjazd żółtym szlakiem od strony Jaworza (wjazd z licznymi akcentami wypychu roweru ;)) na Błatnią.

Nie ukrywam, że było ciężko i chwilami miałem serdecznie dość. W takich chwilach zawsze nachodzi mnie jedna myśl "sprzedać górala i kupić coś na płaski teren" :P
Tuż przed szczytem Beny urywa łańcuch - jest siła. Po wywaleniu zbędnych ogniw znów jedzie dalej.

Pomimo trudów, chwil załamania i postępującej depresji, która rosła wraz z wysokością nad poziomem morza szczyt został zdobyty.
Była radość, były łzy szczęścia, uściski, gratulacje, medale, zdjęcia, przyjęcia, szampan, zimna płyta i cała ta piękna otoczka :)

Grupa Wypadowa na Błatniej:


Tu się żegnamy z uczestników rajdu, którzy zjeżdżają z powrotem do Jaworza na kiełbachę z ogniska. Nasza czwórka też zjeżdża z Błatniej, ale w przeciwnym kierunku - do Brennej. Tu na chwilkę gubi nam się Damian, który na zjeździe nabrał takiej prędkości, że minął właściwy szlak. A może po prostu chciał pojeździć poza szlakiem :P

W Brennej chwila odpoczynku i znów się wspinamy. Niebieskim szlakiem zmierzamy w kierunku szczytu Kotarz. Po drodze piękna Hala Jaworowa i jeszcze piękniejsze widoki.

Oczywiście na Hali Jaworowej wypych :):


ale te widoki koiły ból ;):


Następnie zjazd do Grabowej, wjazd na Biały Krzyż i zjazd na Przełęcz Salmopolską, gdzie zjedliśmy ciepły regeneracyjny posiłek.
Nie pamiętam, żebym w jakimkolwiek przydrożnym lokalu przed zamówieniem pytał "co jest?". Na szczęście to co im zostało po całym dniu okazało się smaczne i pożywne :)

Słońce pomału się chowało, wiec z powrotem zarzuciliśmy na siebie odzież z długim rękawem, no i teraz miało być już górki według słów Benego... no nie tak do końca było, bo nim zaczął się zjazd trzeba było jeszcze wjechać. Ale szlak był bardzo szeroki i równy niczym autostrada, więc jechało się przyjemnie.

Szlak czerwony, Przełęcz Salmopolska:


Tu spotkaliśmy parę na dwóch "fullach", która z ciekawości zapytała skąd jedziemy i skąd jesteśmy. Jak usłyszeli, że własnie wracamy z Błatniej i że z Jastrzębia dojechaliśmy tam rowerami, to byli w ogromnym szoku. Choć większy szok przeżyli, gdy na pytanie "to co teraz z Wisły do Jastrzębia pociągiem?" otrzymali odpowiedź negatywną.
Tak własnie moi drodzy zdobywa się szacunek na szlakach ;P Zresztą gdzie tam pociągiem do Jastrzębia? Te przecież nie dojeżdżają do Jastrzębiu od 12 lat.

Zjazd do Wisły to coś dla czego warto było się wspinać tyle metrów nad poziom morza. Tu znowu równo, szeroko i ciągle w dół. Czysta kwintesencja downhillu :P Od czasu do czasu trzeba było przeskoczyć jakieś wystające drewniane rynny odprowadzające deszczówkę, ale co to dla mnie. Opinia Benego: "jebana antylopa" ;)

Zjazd mocno podbudował nas. Zaliczyliśmy jeszcze Cieńkow, gdzie w sezonie zimowym zdarza nam sie z Benym pośmigać na desce. Później przejazd za skocznią Adama Małysza i tuż przed Nową Osadą wyskakujemy na drogę asfaltową. Ten kawałek zjazdu bardzo szybki, utwardzony i odpowiednio przygotowany dla rowerzystów - polecam.

Następnie już tylko formalności. Przejazd przez centrum Wisły i szlakiem wzdłuż Wisły kierujemy się w stronę domu. Na dworze już ciemno, więc wspomagamy się latarkami.
Za Drogomyślem jeszcze drobna awaria łańcucha. Wyglądało groźnie, bo poszły iskry. Na szczęście nic poważnego, po prostu rozpięła się spinka.

Usuwanie awarii:


Około 22 wróciliśmy do domu.

To była moja najtrudniejsza trasa i jednocześnie najdłuższa. Jednak warto było mimo tych wszelkich trudności, bólu kolana, ogromnego wysiłku, litrów wylanego potu i dwukrotnego "wodowania" roweru w błocie ;)

Filmik z samego rajdu:


Filmik z całej wyprawy:
Rower:Cube LTD Pro 2011 Dane wycieczki: 132.95 km (35.00 km teren), czas: 08:55 h, avg:14.91 km/h, prędkość maks: 51.40 km/h
Temperatura:7.0 HR max: (%) HR avg: (%) Kalorie: (kcal)
Linkuj | Komentuj | Komentarze(6)

II Górski Rajd Rowerowy na przełęcz Karkoszczonka

Niedziela, 26 sierpnia 2012 | dodano: 29.08.2012Kategoria 100 i więcej, Off Road, Beskid Śląski
Po urlopowym jeżdżeniu prawie po płaskich terenach na Pomorzu i Kaszubach czas na coś górskiego - górski rajd rowerowy na przełęcz Karkoszczanka :)
Był to mój drugi rajd rowerowy i drugi rajd rowerowy organizowany przez zarząd osiedla Pionierów oraz sklep rowerowy TomaziBike.
Tak jak i ostatnim razem, w większej ekipie dotarcie do celu i indywidualny powrót do domu.
Prawie wszyscy wracali tą samą drogą do Jastrzębia, ale my chcieliśmy więcej...

Trasa:


Jastrzębie-Zdrój - Drogomyśl - Ochaby - Skoczów - Górki Wlk. - Brenna - Przełęcz Karkoszczonka (729 m n.p.m.)- Błatnia (917 m n.p.m.) - Brenna - Górki Wlk. - Skoczów -Ochaby - Dębowiec - Hażlach - Pruchna - Jastrzębie-Zdrój

W sumie około 114 km.

Od samego rana lało, więc warunki dość ekstremalne dla tych którzy na codzień jeżdżą tylko przy bezdeszczowej pogodzie.
Ja niestety nie posiadałem żadnej kurtki lekkiej i typowo przeciwdeszczowej, ale przypomniałem sobie, że mam gdzieś workową pelerynkę, którą nabyłem na Morskim Oku w Zakopanem.

Każdy szanujący się superbohater miał pelerynke ;):


Rajd wystartował o godzinie 10:30 i zwartą ekipą (30 rowerzystów w tym jedna rowerzystka) mknęliśmy w deszczu w kierunku Brennej asekurowani przez policyjny radiowóz.

Deszcz, błoto, piasek - wszystko braliśmy na klatę i nie tylko klatę:


W Brennej przestało padać, więc można było zrzucić z siebie pelerynki, kurtki przeciwdeszczowa czy inne nieoddychające okrycie wierzchnie.
Po około 50 km byliśmy pod Przełęczą Karkoszczonka, która znajduje się na wysokości 729 m n.p.m.
Ile się dało, tyle się wjechało, a reszta to po prostu wypych pod stromą górkę.
W sumie początek i końcówka pokonana na rowerze, a to co w środku to już pchanie roweru. Później stromy zjazd do Chaty Wuja Toma i...

żurek:


pamiątkowe medale:


oraz omawianie dalszego etapu...


...bo my się jeszcze nie najeździliśmy. Mimo, że to był już koniec rajdu, to dla nas był to zaledwie pierwszy etap :P

Kolejny etap i kolejny cel to Błatnia 917 m n.p.m.
Było stromo, bardzo kamieniście i sporo fragmentów gdzie preferowanym sposobem pokonywania trasy było pchanie roweru.

Lały się hektolitry potu...
...i czasem ktoś z nas miał ochotę na chwilowe leżakowanie:




Mimo trudnego terenu cała nasza piątka szczęśliwie dotarła do celu czyli na szczyt Błatniej. A na szczycie piękne widoki, silny wiatr i od dłuższego czasu 14*C...

Błatnia zdobyta:


Widoki:



Przez chwilę delektowaliśmy się widokami. Były sesje zdjęciowe, a nawet terapeutyczne i jak już każdy był odpowiednio psychicznie nastawiony, to nie pozostało nic innego jak zjechać z tej góry do Brennej, bo było coraz zimniej i coraz później.

Zjazd miejscami bardzo trudny technicznie. Pełno kamieni, korzeni i innych nierówności.
W SPDkach zrobiłem już setki kilometrów, ale nie w takim terenie. Debiut miałem na poprzednim rajdzie i na zjeździe z Równicy w kierunku Brennej.
Wtedy nie czułem się pewnie i często omijałem pewne fragmenty sprowadzając rower.
Tym razem jednak prawie przez całą drogę w dół jechałem wpięty i czasem nawet nabierałem większych prędkości nie bojąc się, że coś może pójść nie po mojej myśli.

Debiutujący w SPDkach Fabian miał trochę trudności i trochę tych gleb zaliczył, ale myślę że następnym razem jeśli się znów skusi z nami zabrać, to będzie dużo lepiej.
Leżakujący Marcin też bardzo pozytywnie mnie zaskoczył szalejąc na zjazdach i uprawiając czasem istny Tokyo Drift :)
Są postępy, są chęci i coraz mniej strachu czujemy przed kamienistymi szlakami w dół.

Zatrzymać nas może tylko złapanie gumy:


ale tylko na krótką chwilę. Szybka zmiana dętki i dalej w drogę.

Podążając w kierunku zachodzącego słońca:


docieramy do Jastrzębia, gdzie...

...nasze ubłocone rowery zostają porządnie umyte:


a musiały naprawdę źle wyglądać skoro w Brennej starsze panie z przerażeniem patrzyły na nas i na nasze rowery pytając skąd my wracamy, że cali jesteśmy w błocie ;)

Więcej zdjęć:
Album na Picasie

Filmik:
Rower:Cube LTD Pro 2011 Dane wycieczki: 113.78 km (23.00 km teren), czas: 06:34 h, avg:17.33 km/h, prędkość maks: 42.80 km/h
Temperatura:14.0 HR max: (%) HR avg: (%) Kalorie: (kcal)
Linkuj | Komentuj | Komentarze(1)

Tour de Jezioro Żarnowieckie

Środa, 22 sierpnia 2012 | dodano: 22.08.2012Kategoria 100 i więcej, Off Road, samotnie
Ostatnia już trasa na Pomorzu. Na sam koniec kolejna konkretna trasa, tym razem 100 kilometrowa.

Trasa:

Z Władysławowa do Żarnowca, a później pełne koło wokół Jeziora Żarnowieckiego i z powrotem do Władysławowa, ale już inną trasą.

W sumie wyszło tego nieco ponad 100 km, bo jeszcze pojechałem do centrum Władka na obiad i odszukać kolegów, którzy też byli na obiedzie - zupce chmielowej ;)

Dziś poszedłem troszeczkę na łatwiznę i odpaliłem nawigacje Nokia Maps tak aby prowadziła mnie do Żarnowca trasą pieszą. Dzięki temu ominąłem główne drogi i jechałem zadupiami ile tylko się dało.
Do drogi 213 z Władysławowa dojechałem praktycznie drogami żwirowymi między polami. Wyszło tego naście kilometrów - lubie to! :)
Na 10 kilometrze złapały mnie chmury deszczowe, a że byłem między polami i nie było gdzie się schować, to w deszczu mknąłem dalej przed siebie.

Polami:


Po 26 kilometrach dotarłem do Żarnowca:


Tak szczerze, to w samym Żarnowcu nic specjalnego nie ma. No chyba, że ktoś lubi zachwycać się klasztorami. Wtedy może pozachwycać się nad gotyckim klasztorem sióstr Benedyktynek sprzed ponad 700 lat. Klasztor znajduje się przy samej drodze 213.

Kolejne kilka kilometrów i jestem przy jeziorze. Na niebie wciąż chmury.
Krótka przerwa na picie i jedzenie oraz na spoglądnięcie na mapę, bo od Żarnowca już bez wspomagania się nawigacją... ale czy aby na pewno był to dobry pomysł?;)





Po raz kolejny wyszło moje zamiłowanie do pakowania się w najgorsze krzaki i pokrzywy. Niestety minąłem właściwy zjazd w kierunku jeziora i chciałem tam dotrzeć po swojemu. Takim sposobem przedzierałem się przez krzaczory, rowy melioracyjne i Bóg jeden wie co tam jeszcze było. Nie obyło się też bez zaciętej walki z komarami i końskimi muchami grrrrrr...

Mój hardcorowy skrót - od horyzontu przedzieranie się w krzakach:


Przerwa na doprowadzenie roweru, do dalszej jazdy:


Na szczęście to jedyne dziwactwo na mojej dzisiejszej trasie. Dalej było lepiej i nawet słońce wyszło.

Przed miejscowością Nadole jeszcze jedna przerwa na posiłek i szybkie zwiedzanie Nadola.

Przerwa na lidlowskie "Knopersy" ;):


Na przystani statku wycieczkowego "Nadolanin":


Z atrakcji Nadola można wymienić rejs wyżej wymienionym statkiej po jeziorze, skansen czyli Zagrodę Gburską i Rybacką (znajduje się tuż obok przystani) oraz wieżę widokową "Kaszubskie Oko" i park atrakcji.
Na wieżę widokową nie wybierałem się, ale podobno widać z niej prócz jeziora nawet Bałtyk.
Wieża znajduje się przy górnym zbiorniku elektrowni szczytowo-pompowej Żarnowiec. Sama elektrownia robi ogromne wrażenie. Zresztą jest to największa w Polsce elektrownia szczytowo-pompowa. Nie znajduję się ona w Żarnowcu jak nazwa elektrowni wskazuje, a w miejscowości Czymanowo.
Największe wrażenie zrobiły na mnie cztery wielgachne stalowe rurociągi, którymi płynie woda do pompo-turbin. Długość jednego rurociągu to 1100 metrów.
Przed elektrownią są umieszczone tablice informacyjne na temat elektrowni. Jest co poczytać i co pooglądać. Polecam.

Może kiedyś zrobią z tego aquapark :P:


Pełne okrążenie Jeziora Żarnowieckiego dało wynik 27 kilometrów. Zapewne da się krócej, bo ja dłuższą chwilę walczyłem z krzakami :)

Po zrobieniu pełnego okrążenia wróciłem jeszcze raz w okolicę elektrowni, ale tym razem w poszukiwaniu pozostałości po zlikwidowanej budowie elektrowni jądrowej i... ni chu chu... nic nie znalazłem nie licząc budynków, które miały służyć za szatnie, ale te były przy samej drodze.
Chyba za słabo zapuszczałem się w nieprzyjazne tereny ;)

Ogólnie wszelakie okoliczne tereny po drugiej stronie jeziora, a na przeciwko elektrowni wodnej zagospodarowane są przez różne firmy.



Powrót do Władysławowa też z pomocą Nokia Maps i trasy pieszej.
Ogólnie nie lubie tej nawigacji, bo działa ze strasznym opóźnieniem. Każe mi skręcić kiedy ja już przejechałem dawno skrzyżowanie, o którym mnie informuje... takie zachowanie nawigacji wprowadza sporo zamieszania, szczególnie że nie zaglądam na telefon, tylko słucham komunikatów płynących do mnie z kieszeni spodenek ;P

jednak mimo tych niedogodności dość fajnie prowadziła mnie lasami:


Poźniej trafiłem na świetną asfaltową ścieżkę rowerową, która ciągnęła się miedzy polami. Tu podziękowałem Nokia Maps, która ciągle kazała mi odbić gdzieś w bok ze ścieżki... Ja jechałem dalej przed siebie ścieżką, bo w oddali widziałem znane mi już z wycieczki do Pucka elektrownie wiatrowe.

Staram się dogonić własny cień:


Elektrownie wiatrowe tuż obok ścieżki:


I to już koniec moich pomorskich i kaszubskich wycieczek.

Bilans moich urlopowych kilometrów: 352
Ogólny tegoroczny bilans ma dzień dzisiejszy: 1534
Zbliżam się do wykonania tegorocznego planu czyli 2 tysięcy kilometrów ;)

Kolejne wycieczki i opowiadania o nich już na śląskiej ziemi ;P

Nie zapomniałem o ciekawostkach. Tym razem ciekawostki w formie zdjęć i bez komentarza.



Rower:Cube LTD Pro 2011 Dane wycieczki: 100.49 km (31.00 km teren), czas: 05:37 h, avg:17.89 km/h, prędkość maks: 50.90 km/h
Temperatura:23.0 HR max: (%) HR avg: (%) Kalorie: (kcal)
Linkuj | Komentuj | Komentarze(3)

Władysławowo - Karwia

Poniedziałek, 13 sierpnia 2012 | dodano: 14.08.2012Kategoria 0-50, Off Road, samotnie
Pierwszy dzień nad pięknym polskim morzem.

Miałem iść spać, bo byłem na "nogach" od 30 godzin z czego 9 godzin, to nocna podróż samochodem i pokonanie 650 km, ale nie mogłem wytrzymać i nie pojeździć po tutejszych okolicach rowerem. To było silniejsze od zmęczenia :)
Tak więc wybrałem po 17 się na krótkie wieczorne jeżdżenie, póki jeszcze jasno na dworze. W planach nie było jakichś dłuższych tras, po prostu zwiedzić Władysławowo i ewentualnie bliższe okolice. Jednak jakbym się niechcący gdzieś zapuścił i miał później wracać, to zabrałem ze sobą małą latareczkę.

Trasa:


Władysławowo - Chłapowo - Rozewie - Ostrowo - Karwia - Ostrowo - Rozewie - Chłapowo - Władysławowo

W sumie prawie 40 km.

Wycieczkę zacząłem od krótkiego zwiedzania portu. Niestety po samym porcie rowerem jeździć nie wolno, wiec kawałek przespacerowałem się z rowerem, żeby nie robić problemów.

Port Władysławowo:


Kolejny etap wycieczki, to krążenie po Władku.
Pełno tu ludzi, pełno straganów. Jazda mało przyjemna, bo ciągle ktoś wyskakuje na jezdnię pod koła roweru. Normalnie jakby mnie wcale nie zauważali... Łażą jak święte krowy...

Opuszczam Władysławowo, bo jak jeździć to do porządku.
Najpierw kierunek Rozewie. Na 16 zejściu wbijam rowerem na plażę. Będę poszukiwał słynnego przylądka Rozewie.
Żeby dostać się na plażę trzeba pokonać strome wijące się schody. O zjeżdzaniu nie ma mowy.
Później już jest całkiem płasko i przyjemnie. Jazda po mokrym piasku całkiem przyjemna, choć miejscami opony grzęzną i trzeba prowadzić.

Rowerowe plażowanie:


Gdy dotarłem do wału było jeszcze lepiej.

Wzdłuż wału:


Wał się skończył, więc żeby się znowu nie babrać w piasku musiałem dostać się z powrotem na ulicę czyli czekała mnie wspinaczka na klif stromymi schodami.

Stromizna:


Nawet drzewa ledwo się tu trzymają ;):


Na ulicę nie wyjechałem, bo ja lubię wpakować się w jakieś krzaczory w poszukiwaniu nowych tras i skrótów. Znowu pokrzywy, znowu dzikie jeżyny... na szczęście bez komarów, ale nad morze prowadzi się oprysk na te małe wampiry.

Szybki przelot przez Jastrzębią Górę - już wiem skąd nawa góra. Stromy zjazd w kierunku Ostrowa, a poźniej to co tygryski lubią najbardziej - las, dużo lasu.

Tu trzeba będzie nakręcić jakiś film GoPro ;)


Plaża Ostrowo:


I po kilku paru kilometrach docieram do mojego dzisiejszego celu podróży.

Cel:


W Karwii troszeczkę się rozejrzałem, przy okazji porównując ilość turystów we Władku, Jastrzębiej i właśnie Karwii.
Władysławowo na pierwszym miejscu jeśli chodzi o tłok w mieście, później Karwia i Jastrzębia Góra. Ale wszędzie to samo - stragany, bary, fast foody.

Droga powrotna brzegiem lasu oraz ulicą, bo chciałem zdążyć przed zachodem słońca. W Rozewiu jeszcze podjechałem pod latarnie morską.

Latarnia Morska Rozewie:


Gdy dotarłem do Władysławowa, to pozostało mi się przepchać przez zatłoczone ścieżki rowerowe i to nie tłok spowodowany przez rowerzystów...
Włączam Bocialarke na 100% mocy i od razu jestem zauważany. Maleńki szperacz szperacz daje po oczach, aż niektórzy krzywili się i mrużyli oczy. Oduczą się chodzić ścieżkami rowerowymi ;) Rower:Cube LTD Pro 2011 Dane wycieczki: 39.84 km (10.50 km teren), czas: 03:01 h, avg:13.21 km/h, prędkość maks: 37.50 km/h
Temperatura:16.0 HR max: (%) HR avg: (%) Kalorie: (kcal)
Linkuj | Komentuj | Komentarze(1)

Lasy, bunkry, stawy z Justi

Sobota, 28 lipca 2012 | dodano: 29.07.2012Kategoria 50-100, Off Road
Piękna, słoneczna sobota, w cieniu prawie 30*C, w słońcu 38*C - nie ma co w domu siedzieć. Wszelkie znaki na niebie mówią mi, że to rowerowa sobota :)
Umówiłem się z Justi na wspólny wypad rowerowy. Miała mi pokazać gdzie jest bunkier w Żorach, a ja w ramach odwdzięczyn miałem zabrać Ją nad staw Gichta.

Trasa:


W sumie prawie 55 km, z czego z Justyną przejechane 27 kilometrów.

15 pierwszych kilometrów przejechałem samotnie w kierunku dawnej kopalni Żory oraz basenu odkrytego w Roju.

Komin nieczynnej kopalni węgla kamiennego Żory:


Następnie omijając bokami ruchliwą ulice Wodzisławską kierowałem się pod dom Justyny, skąd rozpoczynaliśmy wspólną wycieczkę do Parku krajobrazowego "Cysterskie Kompozycje Krajobrazowych Rud Wielkich"

Boki czyli ulica Łąkowa:



Zaczynamy. Najpierw ulicą Folwarecką i Reja w kierunku A1 plus oglądanie jak to w czasach kryzysu wygląda budownictwo. Kryzysu nie widzieliśmy, ale za to sporo fajnych domków ;)

Ulica Kasztanowa:


Przejechaliśmy wzdłuż autostrady A1 w kierunku Szczejkowic i odbiliśmy w kierunku lasu chowając się przed żarem prażącego słońca.

Tempem spacerowym dotarliśmy do pierwszego celu podróży, który znajduje się tuż obok przejazdu kolejowego przy drodze 924.

Bunkier na Żwace:


Schron bojowy zbudowany pod koniec sierpnia 1939 r. w rejonie lesistym przy drodze do Szczejkowic. Został wykonany w oparciu o typowy projekt wznoszenia schronów. Jego budowę prowadził, po specjalnym przeszkoleniu, działonowy z 5 baterii 23 pułku artylerii lekkiej, kapral Józef Wyderko. Schron miał być uzbrojony w dwa karabiny maszynowe. Strzelnice umieszczone 60 cm nad poziomem gruntu zabezpieczał od góry żelbetonowy nawis. W ścianie tylnej znajdowało się wejście. Załogę miało stanowić 5 żołnierzy. Powierzchnia izby bojowej wynosiła 5,7 m². 1 IX 1939 r. schron na „Żwace” był wprawdzie wybetonowany, ale niewyschnięty i jeszcze oszalowany. Z tych względów nie był wykorzystany bojowo przez obrońców miasta. W roku 1945 był wykorzystywany przez Armię Czerwoną przed atakiem na Żory - tyle z historii :)

Bunkru pilnował jakiś cywil imitujący żołnierza. Czekał na swojego dowódcę, który podjechał kultowym już Golfem Caddy.
Żołnierz ostrzegł nas, żebyśmy uważali, bo w pobliżu bunkru gniazdko uwiły sobie kochane i przytulne stworzenia - szerszenie... trochę tego tam latało, więc zwiedzanie środka bunkru odpuściliśmy sobie. Nie ma co drażnić szerszeni.

Kolejnym celem wycieczki był staw hodowlany Gichta. Ale za nim do niego dotarliśmy trzeba bylo przebić się przez las...

przez torowisko:


lądować z roweru z telemarkiem obijając sobie kolano i przekrzywiając kierownicę:


ale dla pięknych widoków było warto zawędrować tak daleko.

Staw Gichta:


Okrążyliśmy Gichtę dookoła i wracaliśmy do domu. W drodze powrotnej spróbowaliśmy swoich sił pędząc na dwupasmówce DK-81 (zwanej Wiślanką) ;)

Zaliczyliśmy również pusty żorski rynek.

Mój powrót do domu bez przygód znaną już trasą przez Rogoźną, Bażanciarnię, okolice kopalni Borynia i Szeroką.

Wycieczka naprawdę udana, pogoda dopisała, energi w nogach starczyło i było jej nawet na więcej. Więc wkrótce spożytkujemy ją odpowiednio w górach, ale już bez rowerów :)

Nawadnianie organizmu jest bardzo ważne:
Rower: Dane wycieczki: 54.90 km (13.50 km teren), czas: 03:31 h, avg:15.61 km/h, prędkość maks: 41.10 km/h
Temperatura:29.0 HR max: (%) HR avg: (%) Kalorie: (kcal)
Linkuj | Komentuj | Komentarze(0)

Śladami jastrzębskiego PKP vol.2

Piątek, 27 lipca 2012 | dodano: 27.07.2012Kategoria 0-50, Miejska dżungla, Off Road, samotnie
Trasa:

nieco ponad 16 km.

Troszeczkę pokręciłem się po mieście. Dotarłem pod basen na ulicy Witczaka.

Ludzi niewiele ale woda według tablicy świetlnej dość ciepła:


Przebiłem się przez park w Zdroju i udałem się w kierunku ulicy Dworcowej, do wieży ciśnień.

Wieża ciśnień ulica Dworcowa:


A skoro już tu byłem, to postanowiłem ponownie podążyć śladami dawnego PKP. Tym razem kierunek Zdrój - Bzie (na mapce od 9 do 10 kilometra).

Stary dworzec kolejowy w Zdróju:


Tutaj też wszystko pozarastane, choć widać że ludność urządza sobie skróty wzdłuż torów i jest w miarę wydeptana ścieżka. Często jednak trzeba schodzić z roweru, bo ścieżka wije się wzdłuż szyn raz lewej, raz z prawej strony.
Tutaj prowadzą aż 4 tory i wciąż mają szyny. W Bziu chyba łatwiej szedł demontaż.

Więcej jazdy niż pchania, a to cieszy :):




Jazdę wzdłuż torów odpuściłem sobie na wysokości ulicy Kondziołowiec (okolo 10 kilometr) -zaliczyłem lot przez kierownicę. Zadziałała fizyka na zjeździe z nasypu kolejowego. Przednie koło roweru zatrzymało się na jakiejś gałęzi, a moje ciało nie chciało się zatrzymać i sruuu przez kierownicę. Na szczęście leciałem już wypięty z zatrzasków, wiec rower mnie nie zakrył ;)
Ja cały, rower również cały ale jednak uznałem to za znak, żeby dalej w te zarośla nie brnąć.
Coś pechowe te moje wędrowanie wzdłuż torów. Jak nie pokrzywy, komary i istna dżungla, to loty przez kierownica na ręce i bark...

W ostatnim wpisie wspominałem o rzucanych kłodach pod koła. Dziś trafiłem na takie miejsce ;)

Kłoda double combo:


Fotka strzelona w lesie pomiędzy ulicami: Warszawska, Północna, Sybiraków i Porozumień Jastrzębskich.
Tu miało koncentrować się życie mieszkańców. Miały być deptaki, aqua parki, centra handlowe i inne cuda. A co znajdziemy? Bezdomnych, którzy tu pomieszkują sądząc po sznurkach z suszącym się ubraniem i pełno rozbitych butelek oraz miejsc po ogniskach. Strefa centrum... Ohhh yeahhh! Rower:Cube LTD Pro 2011 Dane wycieczki: 16.36 km (2.70 km teren), czas: 01:04 h, avg:15.34 km/h, prędkość maks: 45.10 km/h
Temperatura:25.0 HR max: (%) HR avg: (%) Kalorie: (kcal)
Linkuj | Komentuj | Komentarze(0)

Leśnictwo Bałdowice

Niedziela, 15 lipca 2012 | dodano: 16.07.2012Kategoria 0-50, Off Road, samotnie
Becia pojechała bronić magistra skutecznie zresztą, bo padła piątka tego dnia - podobno cenniejsza niż szóstka w lotto i gra się krócej. Najpierw 5 lat nauki, a później już tylko 10 minut wstydu w porywach do 11..;P.
Ja skorzystałem w okazji i wjechałem głęboko w las celem zwiedzenia częsci leśnictwa bałdowickiego, które ciężko się zwiedza rowerem w stylu retro.

Zjazd z aslaftu


i mamy leśniczówkę :)


Dzień wcześniej popadało, co dało się odczuć. Mokra trawa, w wielu miejscach teren delikatnie mówiąc bagienny. Jednak szeroka guma radziła sobie bardzo dobrze z przejeżdżaniem przez błoto, kałuże, wysoką trawę, korzenie, leżące gałęzie... dzikie węże czyli cały leśny full service :)



Trasa:


To miała być kilkugodzinny wypad do lasu i kilkugodzinne błądzenie... niestety, ale całą przyjemność z jeżdżenia zepsuły/zabiły pieprzone bąki. Pół biedy, że ciągle za mną grupkami latały, pół biedy, że czasem któryś mnie dziabnął, pół biedy, że nie miałem możliwości zatrzymania się na zrobienie na spokojnie zdjęcia. Miarka się przebrała jak jednego gnojka prawie połknąłem... w takich warunkach nie będę jeździł, bo to brak warunków.



25 kilometrów do tegorocznych 1000 km :D Rower:Cube LTD Pro 2011 Dane wycieczki: 14.02 km (11.50 km teren), czas: 00:52 h, avg:16.18 km/h, prędkość maks: 34.50 km/h
Temperatura:24.0 HR max: (%) HR avg: (%) Kalorie: (kcal)
Linkuj | Komentuj | Komentarze(0)

Bałdowice i okolice

Sobota, 14 lipca 2012 | dodano: 16.07.2012Kategoria 0-50, Off Road
Dawno dawno temu, za górami... no może niekoniecznie za górami, ale na pewno za lasami była sobie [i wciąż jest] miejscowość:

i właśnie tu zaczyna się historia rowerowa :)

Dostałem rowerowe zaproszenie od Beaty, która czytając moje relacje rowerowe też się wkręciła w pedałowanie ;). Wrzuciłem rower do samochodu i przybyłem, bo podobno jest tu gdzie jeździć... i muszę przyznać, że jest.

Becia pani rezydent pensjonatu i moja pani przewodnik:

Rowerek w stylu retro - Lubie to! ;)

Trasa:


Zaczynamy oczywiście w Bałdowicach. Lecimy przez las...
...pola...


...w pobliżu starej wieży ciśnień:

...później troszeczkę asfaltu aż w końcu docieramy do Parku w Sycowie.



Piękne miejsce, widać na co poszła kasa i widać że została dobrze spożytkowana. Z opowieści Beaty wynika, że kiedyś park służył głównie młodym gniewnym jako miejscówka do picia wina marki wino, a obecnie można bezpiecznie się poruszać, choć w niektórych częściach parku jeszcze można spotkać smakoszy taniego wina - starsi panowie sączący młode wino.
Młodzi i niekoniecznie gniewni kulturalnie raczyli swoje podniebienia chmielowym napojem w centralnych częściach parku, bo radiowóz tutaj nie dojedzie, a niebieskie mundury z daleka wypatrzą.





Pokręciliśmy się w parku, posiedzieliśmy przy fontannie i dalej w drogę.

Retro vs. MTB


Przed nami jeszcze kosciółem św. Jadwigi i studnia z wodą o smaku mułu z lekką nutką dekadencji żelaza... ;)

Odwiedziny babci Beaty, bo o babci trzeba pamiętać jak się jest w okolicy i powrót do domu by zdążyć przed krążącą wokół nas burzą. Nie zdążyliśmy :P

Kilka ostatnich kilometrów oblewał nasze ciała ciepły letni deszcz o bardzo dorodnych kroplach... i tu plus dla retro bike, są w nim błotniki. Choć tak nas zlało, że posiadanie czy też brak błotników nie miało znaczenia.
Cały dzień ten deszcz nas prześladował, straszył i dreptał po piętach. Dopadł nas 5 kilometrów przed domem.

W planach mamy już kolejny wypad.

Zwiedzić rowerowy Wrocław:
Rower:Cube LTD Pro 2011 Dane wycieczki: 38.01 km (14.00 km teren), czas: 02:22 h, avg:16.06 km/h, prędkość maks: 49.80 km/h
Temperatura:26.0 HR max: (%) HR avg: (%) Kalorie: (kcal)
Linkuj | Komentuj | Komentarze(0)

Zalew Rybnicki i ciut dalej

Niedziela, 8 lipca 2012 | dodano: 08.07.2012Kategoria 50-100, Off Road
Grupa Wypadowa znów aktywna.

Dzisiejsza trasa, to coś o czym już dawno temu myślałem. Zaliczyć lasy za Żorami, przeciąć autostradę A1 i pojechać w stronę Rybnika. Tak zrodził się pomysł w głowie Benego, żeby pojechać nad Zalew Rybnicki.



Żorska leśna trasa przypominała bardzo moją ostatnią wyprawę w okolicach Gliwic. Pewnie nie raz tu wrócę, bo jest gdzie jeździć i nie trzeba aż za Gliwice jechać ;) wysypany żwirek, jest nawet miejsce w środku lasu żeby sobie usiąść. W skrócie dobrze przygotowany teren na piesze i rowerowe wędrówki. Tylko mogliby się tych komarów pozbyć i byłoby super ;)

Pierwszy postój i montaż GoPro na kasku:


Kręcimy:


Wieża wsadowa dawnej huty "Waleska" z 1840 roku w środku lasu:


Lasy dość sprawnie przecięliśmy i trafiliśmy do Rybnika, tutaj też mają fajne ścieżki rowerowe...

i dobrze oznaczone:


Kolejny postój:


Ścieżkami rowerowymi dotarliśmy do celu podróży. Jezioro Rybnickie i Elektrownia Rybnik.



Były też małe katamarany, ale nie zrobiłem fotki :)


Na licznikach wciąż mało kilometrów. Beny wspomina, że w okolicach mamy miejscowość Rudy, a w niej czynną kolejkę wąskotorową. Decyzja oczywista - jasne, że jedziemy tam :D

i tu zaczynają się moja przygoda x2...

Jakiś czas temu rozkuwałem łańcuch w celu dokładnego wymycia go z brudu metodą na tzw. shake'a. Do rozkucia i skucia użyłem narzędzia z multitoola z Meridy. Dziadostwo się pogięło troszkę przy tych czynnościach i miałem wrażenie, że łańcuch nie został za dobrze spięty z powrotem.
Przeczucie mnie nie myliło. Łańcuch wystrzelił w kosmos po ok. 100 km od spięcia. Na szczęście na prostej asfaltowej drodze.

47 kilometr operacja na rozpiętym łańcuchu:


Tu niezbędny okazał się skuwacz Benego. Operacja zakończona sukcesem, nawet udało mi się wytrzeć ręce ze smaru. Czyli pełen sukces?
Mknę z Benym dalej w kierunku Rudy, by za półtorej kilometra usłyszeć znajomy odgłos startującego w kosmos łańcucha... WTF!?
20 metrów przed stacją kolejki wąskotorowej ponowne babranie się z łańcuchem. Tym razem podszedłem do tematu z większą precyzją niczym zegarmistrz.

Łańcuch skuty, pokonujemy magiczne 20 metrów i jesteśmy na miejscu.

Kolej wąskotorowa w Rudach


Niestety dziś jeździły tylko kolejki spalinowe. Jeżdżącego parowozu nie widzieliśmy :(

Link do strony kolejek



Droga powrotna już bez przygód.
Powrót drugą stroną Jeziora Rybnickiego, Bardzo fajna trasa rowerowa i sporo rowerzystów napotkanych po drodze. Następnie pprzejazd tuż obok basenu, stadionu, przelot przez rybnicki rynek, dalej obok kopalni Jankowice, przez Świerklany i jesteśmy w domu. Rower:Cube LTD Pro 2011 Dane wycieczki: 85.11 km (32.00 km teren), czas: 04:21 h, avg:19.57 km/h, prędkość maks: 43.50 km/h
Temperatura:31.0 HR max: (%) HR avg: (%) Kalorie: (kcal)
Linkuj | Komentuj | Komentarze(3)