Ride on BikeKroniki rowerowe Ralpha

avatar ralph03
Jastrzębie-Zdrój

Informacje

baton rowerowy bikestats.pl
button stats bikestats.pl
Rok 2015 będzie zaktualizowany, w sumie ma ponad 1000 km
button stats bikestats.pl
button stats bikestats.pl
button stats bikestats.pl


Znajomi

wszyscy znajomi(10)

Moje rowery

Cube LTD Pro 2011 9123 km

Szukaj

Wykres roczny

Wykres roczny blog rowerowy ralph03.bikestats.pl

Archiwum

Linki

Wpisy archiwalne w miesiącu

Lipiec, 2014

Dystans całkowity:217.90 km (w terenie 45.50 km; 20.88%)
Czas w ruchu:13:58
Średnia prędkość:15.60 km/h
Maksymalna prędkość:62.30 km/h
Suma podjazdów:2114 m
Maks. tętno maksymalne:177 (92 %)
Maks. tętno średnie:141 (73 %)
Suma kalorii:10221 kcal
Liczba aktywności:3
Średnio na aktywność:72.63 km i 4h 39m
Więcej statystyk

Jastrzębski rajd rowerowy na Skrzyczne

Sobota, 19 lipca 2014 | dodano: 22.07.2014Kategoria 100 i więcej, Beskid Śląski, Off Road
Kolejny wyczerpujący rajd. Najwyższy szczyt Beskidu Śląskiego, cały dzień na palącym słońcu, 150 kilometrów i ponad 9 godzin na rowerowym liczniku.
Opłaciło się, jest nowy rekord. Bariera 150 km została przekroczona. 
Trasa:

Start rajdu z lekki poślizgiem. Ruszamy z pod TomaziBike o 8:20. W sumie jest nas 36 osób. Z Grupy Wypadowej prócz mnie pojawił się również Krzysiek - debiutant tegorocznej edycji rajdów i mój dzisiejszy dodatkowy kamerzysta ;)
Jak zwykle dojazd monotematyczny tą samą trasą. Pierwszy postój w Ustroniu, uzupełnianie płynów, przekąski w postaci bananów, pomarańczy, arbuzów, ciasteczek... tego dnia głównie skupiam się na bananach i na pomarańczach. Z Ustronia ruszamy na Wisłę, gdzie kawałek za Cieńkowem czeka na nas już ostatni lotny bufet.
Przez Wisłę przelatujemy niczym rowerowa szarańcza. Tak liczna grupka rowerzystów musi robić wrażenie na wąskim deptaku.
Spoglądając na ludzi kąpiących się w Wiśle mam ochotę dołączyć do nich, ale nie taki jest cel tego wypadu. Góra czeka na zdobycie i chłodną wiślańską pokusę trzeba było szybko wyrzucić z głowy.

Widoki z pożarówki
Widoki z pożarówki © ralph03

Na ostatni bufet trzeba było wjechać pod górkę. W takich chwilach człowiek chce żeby Ziemia była płaska... a to dopiero początek i będzie jeszcze gorzej, dużo gorzej.
Gdy już docieram na ostatni punkt lotnego bufetu, pochłaniam bananową energię, uzupełniam znowu zapas izotonika w bidonie i dodatkowo wlewam 2 litry do bukłaka, tak abym miał już na całą trasę włącznie z powrotem do domu.

Zielony szlak - widoczki
Zielony szlak - widoczki © ralph03

Tutaj kończy się asfalt, wjeżdżamy na żwirek drogi pożarowej i serpentynami pniemy się w górę. Dopiero teraz zaczyna doskwierać mi panujący upał. Pot leje mi się z czoła, spływa po nosie i co najgorsze zalewa mi oczy, które zaczynają szczypieć. Ponad 30*C i otwarta przestrzeń robią swoje. Na całe szczęście im wyżej tym lepsze widoki, więc jest jakaś rekompensatatego bólu.
Żeby nie słyszeć własnego oddechu i bicia serducha, które chyba chce wyskoczyć z klatki piersiowej, odpalam mojego wysłużonego iRivera i delektuje się muzyką oraz co jakiś czas widokami.
Na skraju pożarówki czeka na mnie część ekipy rowerowej. Kończy się żwirek, zaczyna się typowy beskidzki szlak turystyczny czyli kamol na kamolu. Kamienie średnie, duże, małe, okrągłe, płaskie... po prostu cały katalog kamiennych utrudnień. Pod górkę dość stromo i ciężko, ale udawało mi się nadrobić na licznych fragmentach prowadzących w dół. Zauważam, że z każdym sezonem czuje się bardziej pewnie na fragmentach gdzie trzeba zjeżdżać po kamieniach. To pewnie doświadczenie, a nie głupota, bo pewne fragmenty (zbyt wysokie półki skalne albo zbyt duże nagromadzenie głazów wraz ze sporą stromizną) odpuszczam i nie ryzykuje. Nie ten typ roweru i szkoda zrobić boom w środku niczego. Co z tego, że mam zawsze ze sobą apteczkę jak i tak będzie boleć i przyjemność nijaka z tego. Bezpieczniej przeprowadzić rower te kilka metrów, żeby znów cieszyć się jazdą.
Jeszcze przed Malinowską Skałą znowu trafiam na ekipę. Tak, tak znowu czekają na mnie :P Mnie jak zwykle nigdzie się nie spieszy, biorę trasę na spokojnie, po drodze robię zdjęcia, nagrywam materiał filmowy z widokami (rok temu ktoś mi zarzucił, że w filmie za mało widoków) i walczę z podjazdami :)

Zielony szlak w tle Żywiec i Skrzyczne
Zielony szlak w tle Żywiec i Skrzyczne © ralph03

Gdy docieram do Malinowskiej Skały, to już tylko Krzysiek na mnie czeka. Jakieś 10 minut wcześniej dzwonił do mnie z pytaniem jak mam daleko i gdzie jestem. W oddali widać mknącą ekipę rowerową. Chwilę odpoczywam i ruszamy z Krzyskiem w kierunku masztu nad którym krążą paralotniarze, a nawet i szybowiec.

Przed 15:30 osiągam 1257 m n.p.m. Jestem wymęczony ale szczęśliwy w końcu to najwyższy szczyt Beskidu Śląskiego, a ja wgramoliłem się na niego już po raz drugi na rowerze. W schronisku zamawiamy z Krzyśkiem tradycyjnie żurek. Wiedzcie, że żurek był rewelacyjny, a ilość białej kiełbasy powalała. Wydaje mi się, że to był najlepszy żurek ze schroniska jaki jadłem :)

Zielony szlak ze Skrzycznego - widok na Malinowską Skałę
Zielony szlak ze Skrzycznego - widok na Malinowską Skałę © ralph03

Ustalamy z resztą ekipy jak będziemy wracać. W sumie to chyba prawie wszyscy jednogłośnie i jednomyślnie obrali kierunek Salmopol, a później asfaltem w dół do Wisły Malinki. Pierwotny mój plan był taki, żeby z Salmopolu pojechać czarnym szlakiem w kierunku Brennej przez Stary Groń, ale zjazd asfaltem w taki upał był zbyt kuszący.

Grupowa fotka na szczycie i zwartą ekipą ruszamy z powrotem do Malinowskiej Skały, gdzie będziemy wjeżdżać na czerwony szlak Stefana Huli w kierunku Przełęczy Salmopol.

Malinowska skała - Widok na Żywiec
Malinowska skała - Widok na Żywiec © ralph03

Mknąc po kamieniach trafiam na pierwszą grupkę osób. Ktoś złapał gumę. Nie ma tragedii, nie pierwszy i nie ostatni raz tego dnia. Opony firmy Bontrager rządziły w łapaniu pan. Zwalniam i za swoimi plecami słyszę głośny syk powietrza... kolejna guma. W tym roku nie u mnie :) Krzysiek rozcina na kamieniach dętkę... i oponę marki? Oczywiście Bontrager :) Prócz zmiany dętki czeka nas klejenie opony. 
Ugadujemy się z resztą grupy, że nie muszą na nas czekać, bo chwilę nam to zejdzie. W sumie zostaje z nami Edek, Darek i Tomek.
Krzysiek dostaje ode mnie reprymendę za jeżdżenie na oponach na wykończeniu Ja w ubiegłym roku też w taki sposób złapałem kapcia, też jechałem prawie na slickach, myśląc że jeszcze nie czas na nowe opony. Nawet mniej więcej w tych samym okolicach dziurawiłem dętkę. Może gdzieś tam jakaś żyła wodna płynie.

Malinowska skała - Widok na Skrzyczne
Malinowska skała - Widok na Skrzyczne © ralph03

W skromnej grupce docieramy do Malinowskiej Skały, chwilkę zjeżdżamy czerwonym szlakiem, a następnie odbijamy na drogę pożarową. Na pożarówce pozostał nam jeden podjazd, a później już szybka jazda w dół.
Tu kolejna awaria, tym razem Tomek łapie gumę. Nie, nie miał Bontragerów na obręczach :)
Ja z racji rozpędzenia się już tego nie oglądałem, tylko dojechałem sam na przełęcz, gdzie czekał na nas Sebastian. Sebastian ruszył w tłumie ze Skrzycznego i stracił Edka z oczu  :)

Ja tu jest pięknie :)
Jaaaa, jak tu jest pięknie :) © ralph03

Gdy już cała nasz grupka dotarła na Salmopol, zaczęła się najszybsza część dzisiejszego dnia. Zjeżdżamy do Malinki asfaltowymi serpentynami. Momentami na liczniku ponad 60 km/h. Na niektórych serpentynach ta predkość była zbyt duża prędkość. Wyrzucało rowery na przeciwny pas. Dodatkowo czuć było, że brakuje przełożeń w rowerze żeby wycisnąć jeszcze coś więcej i pognać w dół jeszcze szybciej. No cóż to góral, a nie szosa ale i tak było super.
W ubiegłym roku wjeżdżałem tu rowerem asfaltem, to w tym roku wreszcie dowiedziałem się jak to jest zjechać asfaltem. Opcja druga zdecydowanie lepsza i dawała dużo frajdy. Człowiek zapomniał o całym zmęczeniu, o tych litrach wylanego potu na podjazdach, o tej walce z myślami, o kołatającym sercu... znów pojawiła się motywacja do dalszej jazdy, znowu są siły na powrót do domu, a nawet myśl żeby wrócić ciut niestandardowo, tak aby przekroczyć barierę 150 km i pokazać kolegów alternatywną trasę. W końcu wszyscy jeździmy po to, żeby coś nowego zobaczyć, coś nowego przeżyć i nie nudzić się - STOP NUDZIE!!! ;)

Widok na Małe Skrzyczne i Skrzyczne
Widok na Małe Skrzyczne i Skrzyczne © ralph03

Poprowadziłem chłopaków lekko zmodyfikowaną trasą do Jastrzębia, dzięki temu wskoczyło dodatkowe kilka kilometrów i gdy spod biedronkowej myjni dotarłem na garaże na moim liczniku widniało 150 km! Jest to poprawiony rekord z ubiegłego sezonu, gdzie padły 142 kilometry i jest to mój nowy rekord życiowy.
A jeśli jesteśmy już przy padaniu, to padł w rowerze support w rowerze po prawie 5600 kilometrach..

Filmik z wypadu:


Paralotnie nad Skrzycznem i te widoki :)
Paralotnie nad Skrzycznem i te widoki :) © ralph03
Rower:Cube LTD Pro 2011 Dane wycieczki: 150.18 km (43.00 km teren), czas: 09:12 h, avg:16.32 km/h, prędkość maks: 62.30 km/h
Temperatura:32.0 HR max:177 ( 92%) HR avg:141 ( 73%) Kalorie: 6999 (kcal)
Linkuj | Komentuj | Komentarze(3)

Wieczorna jazda

Środa, 16 lipca 2014 | dodano: 20.07.2014Kategoria 0-50, Miejska dżungla
Odstawienie samochodu do Jarka na pranie tapicerki i późno wieczorny powrót do domu z delikatnym kręceniem się po centrum Jastrzębia.


Hala widowiskowo sportowa
Hala widowiskowo sportowa © ralph03

Galeria Jastrzębie
Galeria Jastrzębie © ralph03 Rower:Cube LTD Pro 2011 Dane wycieczki: 12.36 km (0.50 km teren), czas: 00:47 h, avg:15.78 km/h, prędkość maks: 37.60 km/h
Temperatura:20.0 HR max: (%) HR avg: (%) Kalorie: 578 (kcal)
Linkuj | Komentuj | Komentarze(0)

Zamek Ogrodzieniec i Pustynia Błędowska

Niedziela, 6 lipca 2014 | dodano: 09.07.2014Kategoria 50-100, z Asią
Pierwszy wypad z przewodnikiem Górny Śląsk, Jura i Podbeskidzie. Na początek wybieramy czwartą trasę z książki o długości 56 kilometrów.

Trasa:

Dąbrowa Górnicza - Niegowice - Mitręga - Ogrodzieniec - Podzamcze - Żelazko - Śrubarnia - Rodaki - Chechło - Błędów - Dąbrowa Górnicza

Wycieczkę rowerową rozpoczynamy spod Gościńca Jurajskiego przy drodze DW790. Tą drogą kierujemy się w stronę zamku. Pogoda dopisuje, choć tylko ja się cieszę z tego upalnego dnia :)

W Niegowonicach Asię pokonują serpentyny, na szczęście to jeden taki poważny podjazd na naszej trasie.

"Górskie" serpentyny w Niegowonicach © ralph03

Gdy Asia odpoczywa w pobliżu parkingu na przełęczy, ja idę na skałki rzucić okiem na okolicę. A ze skałek prócz panoramy jurajskich wzgórz widać kominy huty "Katowice".

Widok ze skałem - Przełęcz nad Niegowonicami
Widok ze skałek - Przełęcz nad Niegowonicami © ralph03

Dalsza część drogi, to kilkukilometrowy zjazd. 
Po 17 kilometrach dojeżdżamy do Ogrodzieńca. Szczerze mówiąc tu nic nie ma ciekawego, a zamek znajduje się w wiosce obok w Podzamczu.
Zatrzymujemy się pod Biedronką, uzupełniamy zapasy płynów i jedziemy dalej. Delikatny podjazd pod górkę i naszych oczom ukazuje się zamek.
Zamek Ogrodzieniec
Zamek Ogrodzieniec © ralph03
Przed zamkiem pełno straganów, wokół zamku przeróżne atrakcje od parku miniatur po plac zabaw. Ot komercja pełną gębą.

Robiąc kółko wokół zamku decydujemy się na dłuższy postój z widokiem na ludzi wspinających się po skałkach. To była bardzo dobra decyzja, bo chwilę później nad Podzamczem przeszły chmury deszczowe, a my zajmowaliśmy akurat strategiczne miejsca pod dachem :)

Pokazy rycerskie - widok z murów obronnych
Pokazy rycerskie - widok z murów obronnych © ralph03

Wspinamy się na mury obronne i podglądamy co tam ciekawego się dzieje po drugiej stronie.
Po drobnych opadach kontynuujemy rundkę wokół zamku, wzdłuż murów obronnych. Na zamek się nie pchamy, bo i tak nie mamy gdzie rowerów zostawić.

Podzamcze - Zamek Ogrodzieniec
Podzamcze - Zamek Ogrodzieniec © ralph03

Spod zamku zgodnie ze wskazówkami przewodnika jedziemy w kierunku Ryczowa, gdzie na środku skrzyżowania znajduje się studnia. Za Ryczowem trafiamy na bardzo ciekawy dom z bali z widokiem na wzgórze Wielki Grochowiec.

Dom z bali
Dom z bali © ralph03

A za ciekawym domem z bali, ciekawa z nazwy miejscowość :)

Żelazko
Żelazko © ralph03

Trzymamy się niebieskiego szlaku, który w miejscowości Śrubarnia odbija w las. Z lasu wyjeżdzamy na drodze DW791 i po raz drugi tego dnia mkniemy kilka kilometrów w dół. Z DW791 odbijamy dopiero na drugim zjazdem na Chechło i do pustynie dojeżdżamy podążając za tabliczkami

Kierunek pustynia
Kierunek pustynia © ralph03

Pustynia głównie zielona, ale i tak piasku jest tu wystarczająco dużo, żeby zakopać się rowerem czy motocyklem :)

Cube skąpany w piasku
Cube skąpany w piasku © ralph03
Widok ze wzgórza Dąbrówka
Widok ze wzgórza Dąbrówka © ralph03

Na miejscu grupka rowerzystów i otwarte przestrzenie. 

Pustynia Błędowska
Pustynia Błędowska © ralph03

Próby jazdy rowerem skończyły się ugrzęźnięciem. Było po deszczu, więc trochę ujechałem nim koła roweru zakopały się w suchym piasku. Łańcuch po takiej zabawie do czyszczenia. Zaatakowały go ziarnka piasku...

Na samej pustyni wielbłądów nie zobaczyliśmy, ale na jednego trafiliśmy w centrum Chechła ;)

Wielbłąd w Chechle
Wielbłąd w Chechle © ralph03

Po kilkunastu kilometrach docieramy do samochodu. Końcówka trasy to ucieczka przed zbliżającą się burzą. Czas wyliczony idealnie, jak już rowery wylądowały na dachu samochodu, to z nieba spadły pierwsze krople deszczu, a później rozpoczęła się ulewa.


Wkrótce kolejne wycieczki z przewodnikiem rowerowym w plecaku :)

Resztki poniemieckiego bunkra obserwacyjnego
Resztki poniemieckiego bunkra obserwacyjnego © ralph03

Rower:Cube LTD Pro 2011 Dane wycieczki: 55.36 km (2.00 km teren), czas: 03:59 h, avg:13.90 km/h, prędkość maks: 53.70 km/h
Temperatura:31.0 HR max:173 ( 90%) HR avg:126 ( 65%) Kalorie: 2644 (kcal)
Linkuj | Komentuj | Komentarze(0)