Ride on BikeKroniki rowerowe Ralpha

avatar ralph03
Jastrzębie-Zdrój

Informacje

baton rowerowy bikestats.pl
button stats bikestats.pl
Rok 2015 będzie zaktualizowany, w sumie ma ponad 1000 km
button stats bikestats.pl
button stats bikestats.pl
button stats bikestats.pl


Znajomi

wszyscy znajomi(10)

Moje rowery

Cube LTD Pro 2011 9123 km

Szukaj

Wykres roczny

Wykres roczny blog rowerowy ralph03.bikestats.pl

Archiwum

Linki

Wpisy archiwalne w miesiącu

Sierpień, 2013

Dystans całkowity:305.23 km (w terenie 78.50 km; 25.72%)
Czas w ruchu:19:01
Średnia prędkość:16.05 km/h
Maksymalna prędkość:54.60 km/h
Suma podjazdów:3155 m
Liczba aktywności:4
Średnio na aktywność:76.31 km i 4h 45m
Więcej statystyk

Z Dianą w Zebrzydowicach

Czwartek, 22 sierpnia 2013 | dodano: 24.08.2013Kategoria 0-50
Zostałem wyciągnięty na rower przez Dianę. Miał z nami jechać Damian, ale telefon zadzwonił i skutecznie odciągnął Go od wspólnego kręcenia. Niech żałuje ;)

Trasę jak zwykle musiałem wymyślić ja, Diana podała tylko mniej więcej ile ma mieć kilometrów.
Lecimy do Zebrzydowic :)

Trasa:


Jastrzębie - Zebrzydowice - Jastrzębie

W sumie około 30 km.

Zaczynamy od uzupełnienia powietrza w kołach, bo nie przystoi, żeby w rowerze crossowym mieć mniej powietrza niż w rowerze górskim. Po tej czynności rowerek Diany (a raczej Piotrka) dosłownie płynął po asfalcie na wąskich oponkach.
Płynął do czasu jak zjechaliśmy w Zebrzydowicach trzeba było przeprawić się przez kamienistą drogę. Diana na wszelki wypadek przeprowadziła rower by dalej już nie schodzić z roweru.

W Zebrzydowicach przy Młyńszczoku krótki postój na foto i jedziemy dalej.

Kajaki, rowerki i znudzeni ratownicy wodni:


Kawałek dalej trafiamy na żółty szlak, którym jeszcze nie jechałem, więc nie bardzo orientowałem się gdzie nas poprowadzi. Zamiast odbić w kierunku czeskiej granicy odbijamy... no właśnie jeszcze do końca nie wiedzieliśmy gdzie.
Na 14 kilometrze dojeżdżamy donikąd. Zero oznaczeń, koniec asfaltu i kilka posesji... chyba trzeba będzie zawrócić.
Na szczęście bardzo pomocni okazali się tamtejsi mieszkańcy, którzy skierowali nas we właściwym kierunku - do lasu ;)





Co ciekawe w lesie oznaczenie na drzewach bardzo widoczne i bardzo pomocne. Bez problemu przedzieraliśmy się dróżkami gdzieś w kierunku Jastrzębia (według wcześniejszych informacji uzyskanych od mieszkańców).





Po wyjeździe z lasu okazało się, że trafiliśmy na ulicę Cieszyńską tuż przed Jastrzębiem.

Po półtorej kilometra zjeżdzamy z cieszyńskiej na boczne ulice i wracamy do Bzia. A w Bziu z Libowca odbijamy na ulicę Zachodnią, która okazuje się być ślepą uliczką - brawo dla drogowców za brak odpowiedniej tabliczki. Musieliśmy zawrócić, a było pod górkę :/

Przelatujemy przez centrum Jastrzębia i kierujemy się na Połomię w celu sprawdzenia jak idzie drugi etap budowy Drogi Południowej.
Panowie się nie obijali i dodatkowo nikt nas nie opieprzył pogonił, że jeździmy po placu budowy ;)



Po zjeździe z placu budowy spotkała mnie nieprzyjemna sytuacja. Na pół kilometra przed domem czuje, że nie mam powietrza w tylnym kole. Znowu guma. To już drugi sygnał, że opona nadaje się do wyrzucenia. Tym razem dętkę nie załatwił kamień, tylko małe ostre szkiełko. Szybkie pompowanie i akurat starczyło powietrza żeby dojechać na miejsce.

Rower:Cube LTD Pro 2011 Dane wycieczki: 29.48 km (2.50 km teren), czas: 02:03 h, avg:14.38 km/h, prędkość maks: 39.30 km/h
Temperatura:24.0 HR max: (%) HR avg: (%) Kalorie: (kcal)
Linkuj | Komentuj | Komentarze(3)

IV Jastrzębski Rajd Rowerowy - Skrzyczne 1257 m.n.p.m.

Sobota, 17 sierpnia 2013 | dodano: 18.08.2013Kategoria 100 i więcej, Beskid Śląski, Off Road
Kolejny rajd za mną, to już przedostatnia edycja Jastrzębskich Rajdów Rowerowych. Było ciekawie, było ciężko, było pięknie choć nie brakowało zgrzytów organizacyjnych podobnych do tych, które część osób poznało na rajdzie na Małą Czantorię.

Trasa:


Jastrzębie-Zdrój - Drogomyśl - Ochaby - Skoczów - Ustroń - Wisła - Salmopol (934 m.n.p.m.) - Malinów (1115 m.n.p.m.) - Malinowska Skała (1152 m.n.p.m.) - Kopa Skrzyczeńska (1191 m.n.p.m.) - (Małe Skrzyczne (1211 m.n.p.m.) - Skrzyczne (1257 m.n.p.m.) - Malinowska Skała - Zielony Kopiec (1154 m.n.p.m.) - Cieńków Wyżni (957 m.n.p.m.) - Cieńków Niżny (720 m.n.p.m.) - Wisła - Ustroń - Skoczów - Ochaby - Drogomyśl - Jastrzębie-Zdrój

Zacznę od narzekań organizacyjnych.
Podczas tej edycji jasno było powiedziane - nikt nie zostanie z tyłu, trzymamy się razem, jedziemy w zwartej grupie i czekamy na każdego. Szczerze mówiąc, to do samej Wisły mniej więcej tak to wyglądało. Tempo jazdy w okolicach 20 km/h. Tylko co z tego, jak na raz zrobiliśmy 60 km... Nie było czasu nawet na kilku minutowy postój, na potrzeby fizjologiczne czy potrzeby natury artystycznej czyli zrobienie jakichś zdjęć - a w Wiśle sporo zabytkowych pojazdów spotkałem na parkingu tuż za skocznią. Niestety nie było mi dane się zatrzymać i zrobić kilka zdjęć, bo musiałem mieć grupę w zasięgu wzroku.
Zasięg wzroku na nic się nie zdał, bo na którymś zakręcie zniknęli mi z oczu. Gdzieś za mną w oddali jeszcze widziałem starszego pana na rowerze trekkingowym czyli nie byłem ostatni.
Minęliśmy Wisłę Malinkę, a tu wciąż żadnego postoju chociaż w Malince według planów miał być postój... więc zatrzymałem się tuż przed wjazdem na serpentyny prowadzące na Salmopol i odetchnąłem chwilkę przy okazji czekając na starszego pana.

Nie ma grupy, nie ma nawet śladu po niej, więc rozpoczynam wspinanie się serpentynami na Salmopol. Drogę na Skrzyczne znam, w bukłaku napoju mam dość, jedzenia w plecaku również, grupa czy też lotny bufet do niczego nie są mi potrzebni.
Pierwszą przerwa na podjeździe robię przy "Zajeździe Na Zielonym". Na telefonie 5 nieodebranych połączeń, a więc ktoś w końcu zauważył, że mnie nie ma. Z rozmowy telefonicznej dowiedziałem się, że reszta odbiła w prawo w miejscu, w którym zrobiłem chwilkę przerwy.
Niby nie powinienem mieć do nikogo pretensji, ale jednak trzech rowerzystów mnie wyprzedzało w Malince z czego jeden w koszulce Tomazi Bike, więc wiedzieli że oni nie jadą jako ostatni i że jeszcze jest dwóch rowerzystów po tyłach. Ale jednak ktoś powiedział, że nikt z tyłu nie pozostał i nikt nie stanął na zjeździe, żeby poinformować, że tu trzeba skręcić w prawo, szczególnie że dokładna trasa była znana tylko organizatorom.
Telefonicznie uzgodniliśmy, że spotkamy się na skrzyżowaniu szlaków żółtym, zielonym oraz szerokiej drogi z Przełęczy Salmopolskiej.
Pan Tadek na trekingu dotarł do mnie, chwilę odsapnął i jedziemy dalej, bo jeszcze troszkę pochyłego asfaltu przed nami.
Na 65 kilometrze czyli na Salmopolu kolejny postój, kolejne telefony i zmiana planu. Szeroka szutrowa droga z Przełęczy zostaje zamieniona na czerwony szlak imienia Stanisława Huli. Dodam, że początek szlaku stromy i kamienisty. Punkt spotkania już nie przy żółtym szlaku, a na Malinowskiej Skale.
Pan Tadek dojechał, zjadł, uzupełnił płyny, posiedział i ruszamy dalej.
Pierwsze kilometry szlaku, to wypych roweru. Stromo, kamień na kamieniu i wąwozy wyżłobione przez wodę. Dopiero jak wyjechaliśmy z lasu, to dało się miejscami jechać.

Czerwony szlak w lajtowej części:


Pan Tadek z racji posiadanego roweru z cienkimi oponami, preferował wypych roweru, ale kilkukrotnie skusił się jazdę.

Po lewej szlak czerwony, po prawej szeroka szutrowa droga:


Tuż przed Malinowską Skałą dzwoni Marcin z zapytaniem jak daleko jesteśmy. Grupa wbrew temu co było ustalone nie poczekała. Pojechali na Skrzyczne. Marcin i Krzysiek zostali i czekali na mnie, akurat miałem do nich jakieś 15 minut drogi.

Widok z Malinowskiej Skały:


Na Malinowskiej Skale kilka fotek plus dłuższe posiedzenie, bo Pana Tadka wciąż nie ma, a ja mam zamiar doprowadzić go na Skrzyczne.

Widok z Malinowskiej Skały na Skrzyczne:


Schodzimy z Malinowskiej Skały, a później już jazda przez Małe Skrzyczne, gdzie strzelamy kilka fotek i kierujemy się do celu naszej podróży - Skrzyczne.

73 kilometr drogi i Skrzyczne zdobywamy:


Robimy pamiątkowe fotki i widzimy, że spora część grupy już wraca. Gdy zjeżdżamy do schroniska, spotykamy większą część ekipy, są też koledzy Pana Tadka na rowerach trekkingowych, więc będzie miał z kim wracać.

Widoki, widoki:


Dostajemy propozycję wracania w większej grupie. Chyba ktoś próował się zrehabilitować... Jednak z Marcinem i Krzyśkiem odmawiamy mówiąc, że nie muszą na nas czekać. Zresztą dobrze im to wychodzi. Oni mają w planach pojechać gdzieś w kierunku Brennej, a ja chce zabrać chłopaków na szybką i kręta pętlę cieńkowską, a wcześniej zjechać jeszcze szybszym szlakiem żółtym, na którym można naprawdę grzać po 60 km/h, a jak komuś się włączy nieśmiertelność, to i więcej wyciągnie.

Jemy żurek, robimy foty i wracamy z powrotem zielonym szlakiem.

Żegnamy Skrzyczne:


Szybki zjazd po "kamolach" kończy się złapaniem kapcia w tylnym kole. Powietrze momentalnie zeszło, ale to znów nie był klasyczny snake, tylko jedna duża dziura. Chyba muszę kolejną nową oponę zamówić, bo i w tej starej po 3500 tysiącach kilometrów za mało już gumiastego mięska i słabo chroni przed przebiciem. Chociaż głównie jeździła z przodu, bo od niedawna mam ją na tyle, to jak widać trzeba pomyśleć o zmianie, szczególnie jeśli znów będę chciał wybrać się na górskie szlaki.



Zmieniam dętkę i lecimy dalej po kamieniach, jak teraz coś się stanie, to będzie trzeba kleić, bo druga zapasowa dętka została w garażu, ale są jeszcze łatki :)



Znów zahaczamy o Malinowską Skałę i trzymając się zielonego szlaku jedziemy na Zielony Kopiec, a kawałek dalej odbijamy w prawo na żółty szlak, choć zielony na Baranią Górę kusił - bo było tak blisko ;)

Gdy dotarliśmy do szerokiej szutrowej drogi, rozpoczął się najszybszy etap dzisiejszego wypadu. Gnanie w dół prawie do samego Cieńkowa Niżnego. Etap który podbudowuje i wzmacnia morale w grupie, choć szczerze mówiąc nie było co wzmacniać :)

Cieńków:


W Cieńkowie przerwa i rozpoczynamy kolejny zjazd, tym razem Pętla Cieńkowska, która również wywołuje uśmiech na naszych twarzach. Jest kręto więc nie mogę przesadzać z prędkością.
Po wymienianie okładzin hamulcowych, mam strasznie twarde klamki. Tak twarde, że potrafią skutecznie zablokować koła w rowerze i to przy niewielkim naciśnieniu. Blokada przedniego koła mogłaby się skończyć dla mnie tragicznie - lot nad kukułczym gniazdem przez kierownicę. Do hamowania czy dohamowywania używam tylko środkowych palców tzw. fakju ;) i ten system się sprawdzał.
Szlak żółty i Pętla Cieńkowska doprowadzają nas do nieczynnego schroniska PTTK i do zapory. Tu kilka fot i... trzeba spadać, bo jest 19 godzina, a my wciąż w Wiśle...

Nad Zaporą:


Szybkim tempem lecimy w kierunku domu szlakiem wzdłuż Wisły nie robiąc żadnych dłuższych postojów chyba, że na potrzeby fizjologiczne lub na montaż oświetlenia.
Dopiero w Drogomyślu na przystanku robimy postój i zjadamy ostatnie zapasy jedzenia. Spotykamy również Pana Tadka ze swoją ekipą trekkingowców. Wspólnie kierujemy się w stronę Jastrzębia i w stronę domu.




Niedawno kupione siodełko (to już trzecie) sprawowało się idealnie. W końcu siodełko, które mój tyłek polubił i nie pobolewał przez te 142 kilometry. Jedyny ból jaki odczuwałem, szczególnie pod koniec trasy, to ból karku. Cały zesztywniał i miałem problemy z obracaniem głową.

Filmik z wyprawy:
<object width="100%" height="450"><param name="movie" value="http://www.youtube.com/v/rizKRkch5p4"> <embed src="http://www.youtube.com/v/rizKRkch5p4" type="application/x-shockwave-flash" wmode="transparent" width="100%" height="450"></embed></object> Rower:Cube LTD Pro 2011 Dane wycieczki: 142.52 km (57.00 km teren), czas: 09:30 h, avg:15.00 km/h, prędkość maks: 54.60 km/h
Temperatura:27.0 HR max: (%) HR avg: (%) Kalorie: (kcal)
Linkuj | Komentuj | Komentarze(2)

Cieszyn i Karvina

Piątek, 9 sierpnia 2013 | dodano: 10.08.2013Kategoria 50-100
Kolejny rowerowy dzień przed pracą.

Jedziemy w Damianem do Cieszyna tego polskiego jak i czeskiego.

Trasa:



Od samego Jastrzębia trzymamy się szlaku czerwonego, który prowadzi nas do Zebrzydowic. Szału nie ma, bo i oznaczenia gdzieś giną, ale ja trasę mam w głowie ;)

Od Zebrzydowic w kierunku Cieszyna wciąż szlakiem czerwonym i pomimo tego, że z Damianem jedziemy po raz pierwszy tym szlakiem, nie musimy się zastanawać "gdzie teraz". Cały szlak do samiutkiego Cieszyna jest bardzo dobrze oznakowany. Tabliczek czy znaków na drzewach nie musimy szukać, wszystko w zasięgu wzroku i w odpowiednich miejscach.





Las Kaczok:


a w lesie tabliczki:



W samym Cieszynie zwiedziliśmy rynek



oraz chwilkę posiedzieliśmy na wzgórzu zamkowym



z którego rozpościera się piękny widok:


pewnie byłby piękniejszy, ale dzień wyjątkowo pochmurny ;)

Przeskakujemy na drugą stronę rzeki Mostem Przyjaźni
do Czeskiego Cieszyna:


i jadąc wzdłuż torów kolejowych, a poźniej wzdług Olzy docieramy do Karviny.




Do Polski wjeżdżamy od strony Skrebeńska. Takim sposobem docieram do domu 45 minut przed pójściem do pracy :)



Kolejny pomysł, to zrobić kółko wokół Zalewu Goczałkowickiego. Rower:Cube LTD Pro 2011 Dane wycieczki: 74.18 km (12.00 km teren), czas: 04:08 h, avg:17.95 km/h, prędkość maks: 47.20 km/h
Temperatura:27.0 HR max: (%) HR avg: (%) Kalorie: (kcal)
Linkuj | Komentuj | Komentarze(4)

Ochaby i Strumień

Środa, 7 sierpnia 2013 | dodano: 10.08.2013Kategoria 50-100, samotnie
Samotny wypad rowerowy do Ochab nad Wisłę.
Miałem jechać z dwoma kolegami, ale jednemu support w rowerze zaczął hałasować, a drugiemu telefon nie hałasował, więc nie wiedział, że dzwonię ;)

Trasa:



Plan wypadu bardzo prosty. Dojechać do Ochab, pomoczyć nogi w Wiśle i wracać do domu, bo wieczorem jeszcze trzeba iść do pracy.

Pierwsze kilometry to rozgrzewka po Jastrzębiu i załatwieniu drobnej sprawy, a później już bezpośrednio w kierunku Wisły.
Przez 12 kilometrów rozgrzewałem zastane nogi, jednocześnie zastanawiając się czy chce mi się jechać samemu do Ochab. Po tym drobnym kryzysie jechało mi się jak z górki :)

Po ostatniej wycieczce w rowerze nastąpiło kilka zmian. Wywaliłem starą oponę Rapid Rob, przez którą na ostatnim wypadzie złapałem gumę. Na miejscu starej opony pojawiła się zwijana Geax Saguaro 2.2, którą przełożyłem do przodu. Na tył przełożyłem starą Rapid Rob, która wciąż ma bieżnik z racji tego, że jeździła z przodu. Niech się teraz na tyle zużywa.

Kolejną nowością jest siodełko. Po katuszach jakie sprawiało mi żelowe Selle Italia zdecydowałem się na ciut szersze i bardziej żelowe siodełko WTB SPEED V PRO GEL. Zmiana wyraźnie na plus dla mojego tyłka ;)


Po 30 kilometrach jazdy zrobiłem w Ochabach dwie pierwszy. Pierwsza w Mr Hamburgerze, gdzie zamówiłem jednocześnie Pepsi i Mirinde do schładzania organizmy od środka. Chwilę później moczyłem nogi w całkiem cieplej Wiśle.




Czasu przed pracą jeszcze troszkę miałem, więc zamiast wracać bezpośrednio do Jastrzębia, pomyślałem żeby wracać przez Strumień i mój ulubiony Trakt Cesarsko-Pruski.

Strumień Fontannta:


Chwila relaksu i inhalacji, a poźniej już traktem w kierunku Pawłowic.

Rower:Cube LTD Pro 2011 Dane wycieczki: 59.05 km (7.00 km teren), czas: 03:20 h, avg:17.71 km/h, prędkość maks: 54.30 km/h
Temperatura:33.0 HR max: (%) HR avg: (%) Kalorie: (kcal)
Linkuj | Komentuj | Komentarze(0)