- Kategorie:
- 0-50.64
- 100 i więcej.23
- 50-100.59
- Beskid Mały.2
- Beskid Śląski.19
- Beskid Żywiecki.0
- Miejska dżungla.11
- Off Road.61
- samotnie.37
- z Asią.14
Wpisy archiwalne w kategorii
z Asią
Dystans całkowity: | 626.83 km (w terenie 117.50 km; 18.75%) |
Czas w ruchu: | 46:53 |
Średnia prędkość: | 13.37 km/h |
Maksymalna prędkość: | 60.70 km/h |
Suma podjazdów: | 5129 m |
Maks. tętno maksymalne: | 173 (90 %) |
Maks. tętno średnie: | 126 (65 %) |
Suma kalorii: | 14295 kcal |
Liczba aktywności: | 14 |
Średnio na aktywność: | 44.77 km i 3h 20m |
Więcej statystyk |
Gradobicie w Opolu
Na ten dzień mieliśmy zaplanowaną wycieczkę rowerową choć pierwotna miejscówka trochę zmieniła kierunki na mapie. Docelowo miała być zapora w Goczałkowicach, a wyszło wrzucenie rowerów na dach i wyruszenie w stronę Opola.
Pogoda tego dnia była bardzo kapryśna i bardzo nerwowa. Już w przed Gliwicami trafiliśmy na pierwsze oberwanie chmury, a jazda autostradą przypominała bardziej pływanie amfibią. Na całe szczęście kierunek, w którym się udawaliśmy wyglądał bezchmurnie i tak właśnie było do czasu...
Trasa:
Rowery zrzucamy na parkingu, gdzieś z dala od centrum Opola. Stamtąd kierujemy się w stronę rynku, zahaczając po drodze o Wieżę Piastowską i Narodowe Centrum Polskiej Piosenki. Na rynku i w okolicach trafiamy na grupki kręcących się wojskowych. Były to "niedobitki" po Majówce Kawaleryjskiej ;) Na rynku jeszcze można było trafić na końskie kupy. Z zasłyszanych rozmów mieszkańców można się było dowiedzieć, że "prezydent powinien to posprzątać". W każdym mieście kocha się i szanuje swojego prezydenta ;)

Wieża Piastowska © ralph03
Informacja turystyczna była zamknięta, a liczyłem że uda mi się zdobyć jakąś mapkę czy choćby broszurkę ze szlakami rowerowymi. Niestety trzeba było improwizować i często podążać za innymi rowerzystami.

Gondola Opolanka - dziś zaczęła nowy sezon © ralph03
Korzystając ze świetnej (pomimo kostki brukowej) ścieżki rowerowej wzdłuż Odry dojeżdżamy w okolice plaży. Tam na otwartej przestrzeni widzimy zbliżający się armagedon idący z kierunku Gliwic.

Widok na kąpielisko Bolko © ralph03
Bez zbędnej zwłoki uciekamy w kierunku centrum Opola korzystając już z jezdni. Jeszcze raz zjeżdżamy w kierunku Odry, aby ją przeciąć i trafić na Wyspę Bolko, którą zamierzaliśmy przemierzyć wzdłuż i wszerz. Niestety burza była coraz bliżej nas i po niewielkim kółku trzeba było czym prędzej zwiewać, bo w powietrzu wisiało nie byle co.

Most Groszowy zwany Mostem Zakochanych © ralph03
W planach były naleśniki, dlatego został obrany kierunek naleśnikarnia Grabówka w pobliżu Mostu Zakochanych. Czas przejazdu wyliczony co do sekundy. Gdy przypinałem nasze rowery, to nad głowami oberwała się chmura. Był deszcz, błyskawice, grzmoty, a i gradu nie mogło zabraknąć z tego dobrobytu chmur.

Oberwanie chmury nad Opolem - Grabówka © ralph03
Po przeczekaniu najgorszego opadu i zjedzeniu przeogromnych naleśników stwierdziliśmy, że czas wracać. W taką pogodę nic więcej nie zwiedzimy. Jeszcze raz zahaczyliśmy o Wyspę Bolko, którą tylko częściowo przecięliśmy i dalej już kierunek samochód.
Będąc już przy samochodzie utwierdziłem się w przekonaniu, że po dobrej części parkingu zaparkowałem. Samochody stojącej po przeciwnej stronie, były utopione po same felgi w ogromnych rozlewiskach. Widzieliśmy jak jeden właściciel ściągał buty i skarpetki oraz podwijał spodnie, żeby dotrzeć do swojego samochodu. Ludzkie tragedie rozgrywały się na naszych oczach ;)

Ciężki sprzęt od odśnieżania torowiska © ralph03
Plan dnia częściowo wykonany. Po roku przerwy znów z Asią zwiedzamy okolice na rowerach :)
Rower:Cube LTD Pro 2011
Dane wycieczki:
19.31 km (0.00 km teren), czas: 01:27 h, avg:13.32 km/h,
prędkość maks: 40.84 km/hTemperatura:17.0 HR max: (%) HR avg: (%) Kalorie: (kcal)
Suszec, Goczałkowickie, Kobiór i rekord Asi
Rowerowa sobota z Asią. Chciała zrobić minimum 70 km czyli pobić ostatni rekord wynoszący jak dobrze pamiętam 65 kilometrów. Asia jak zwykle chciała jechać na zaporę nad Zbiornik Goczałkowicki, bo bardzo lubi tę trase. Na tę okazję opracowałem kilka tras, które po zsumowaniu dawały jakieś 80 km.
Ten dzień miał być również spotkaniem ze znajomymi na zaporze w Goczałkowicach. Do spotkania nie doszło, ale i tak plan kilometrażowy został wykonany i to nawet z nawiązką, bo rekord Asi w tej chwili to ponad 80 km :D
Trasa:
Wyruszamy z Suszca. Trasa lekko kosmetycznie zmieniona do tej, którą zwykle jeździliśmy nad zaporę. Tydzień wcześniej jechałem do Oświęcimia, więc miałem już obcykane ciekawe fragmenty trasy, które mogliśmy w tę sobotę wykorzystać do jazdy nad zaporę.
Po drodze zahaczamy o tamę na jeziorze Łąka. Niestety brama wjazdowa zamknięta, co nas troszeczkę zdziwiło. Na szczęście wjazd na zaporę na Goczałkowickim nie blokowały żadne przeszkody i mogliśmy przejechać na drugą stronę.

Jazda wzdłuż zapory Zbiornika Goczałkowickiego © ralph03
Ludzi tego dnia wyjątkowo mało, co nas zdziwiło. Weekend i taka garstka ludzi. Zresztą nie tylko na zaporze mało ludzi, bo i na rynku czy w parku w Pszczynie nie odczuliśmy tłumów. Dodam tylko, że na drugi dzień w niedzielę wybraliśmy się do Pszczyny pociągiem i zastaliśmy ogrom spacerowiczów zarówno w parku jak i na rynku (na którym odbywała się giełda staroci). Jak widać w niedzielę ludzie mieli więcej czasu na spędzenie czasu na świeżym powietrzu :)
Na zaporze rozpoczęliśmy drugi etap naszej rowerowej wycieczki czyli pętla po okolicach zapory. Jazda przez lasy, w pobliżu stawów czy wałami również tymi w remoncie.

Wały Wisły © ralph03

Stadko łabędzi © ralph03
Po zrobieniu prawie 20 kilometrowej pętli udajemy się do Pszczyny tradycyjnie na lody w okolice stajni królewskich, gdzie odpoczywamy przed trzecim etapem wycieczki - Kobiór, lasy kobiórskie i długi powrót do domu.

Lasy kobiórskie © ralph03
Jazda przez las dość przyjemna, dopóki nie wjeżdżamy na Plessówkę. Jak ja nie cierpię tego szlaku... tyłek przetrzepany ;)

Podobuz Auschwitz-Birkenau - pamiątkowy pomnik w Kobiórze © ralph03
Do Suszca dojeżdżamy jak już słońce zaczyna chować się i zapadają ciemności. Asią dała radę, choć zakwasy trzymały jeszcze przez kilka dni :P

Zachód słońca w Suszczu © ralph03
Temperatura:20.0 HR max:154 ( 80%) HR avg:107 ( 56%) Kalorie: 2770 (kcal)
Ten dzień miał być również spotkaniem ze znajomymi na zaporze w Goczałkowicach. Do spotkania nie doszło, ale i tak plan kilometrażowy został wykonany i to nawet z nawiązką, bo rekord Asi w tej chwili to ponad 80 km :D
Trasa:
Wyruszamy z Suszca. Trasa lekko kosmetycznie zmieniona do tej, którą zwykle jeździliśmy nad zaporę. Tydzień wcześniej jechałem do Oświęcimia, więc miałem już obcykane ciekawe fragmenty trasy, które mogliśmy w tę sobotę wykorzystać do jazdy nad zaporę.
Po drodze zahaczamy o tamę na jeziorze Łąka. Niestety brama wjazdowa zamknięta, co nas troszeczkę zdziwiło. Na szczęście wjazd na zaporę na Goczałkowickim nie blokowały żadne przeszkody i mogliśmy przejechać na drugą stronę.

Jazda wzdłuż zapory Zbiornika Goczałkowickiego © ralph03
Ludzi tego dnia wyjątkowo mało, co nas zdziwiło. Weekend i taka garstka ludzi. Zresztą nie tylko na zaporze mało ludzi, bo i na rynku czy w parku w Pszczynie nie odczuliśmy tłumów. Dodam tylko, że na drugi dzień w niedzielę wybraliśmy się do Pszczyny pociągiem i zastaliśmy ogrom spacerowiczów zarówno w parku jak i na rynku (na którym odbywała się giełda staroci). Jak widać w niedzielę ludzie mieli więcej czasu na spędzenie czasu na świeżym powietrzu :)
Na zaporze rozpoczęliśmy drugi etap naszej rowerowej wycieczki czyli pętla po okolicach zapory. Jazda przez lasy, w pobliżu stawów czy wałami również tymi w remoncie.

Wały Wisły © ralph03

Stadko łabędzi © ralph03
Po zrobieniu prawie 20 kilometrowej pętli udajemy się do Pszczyny tradycyjnie na lody w okolice stajni królewskich, gdzie odpoczywamy przed trzecim etapem wycieczki - Kobiór, lasy kobiórskie i długi powrót do domu.

Lasy kobiórskie © ralph03
Jazda przez las dość przyjemna, dopóki nie wjeżdżamy na Plessówkę. Jak ja nie cierpię tego szlaku... tyłek przetrzepany ;)

Podobuz Auschwitz-Birkenau - pamiątkowy pomnik w Kobiórze © ralph03
Do Suszca dojeżdżamy jak już słońce zaczyna chować się i zapadają ciemności. Asią dała radę, choć zakwasy trzymały jeszcze przez kilka dni :P

Zachód słońca w Suszczu © ralph03
Rower:Cube LTD Pro 2011
Dane wycieczki:
80.69 km (0.00 km teren), czas: 05:33 h, avg:14.54 km/h,
prędkość maks: 32.76 km/hTemperatura:20.0 HR max:154 ( 80%) HR avg:107 ( 56%) Kalorie: 2770 (kcal)
Karvina
Wycieczka o której rozmowy ciągnęły się przeszło rok albo i dłużej. Wycieczka przez którą doszło do nieporozumień i w końcu wycieczka, w której nie wszyscy mogli wziąć udział...
Miało pojechać pięć osób, a pojechały tylko trzy. Diana i Damian niestety nie mogli. Trzeba będzie we wrześniu powtórzyć wypad do Karviny i wziąć ze sobą jeszcze kogoś dodatkowo ;)
Trasa:
Z zaplanowanej piątki została Asia, Natalia i ja. Zaplanowana trasa możliwe jak najbardziej płaska, a najlepiej pochyła w dół. Oczywiście mieszkamy, gdzie mieszkamy i ciężko uniknąć jakichkolwiek podjazdów. Dlatego po drodze do przejścia granicznego przy ulicy Żwirki i Wigury kilka góreczek wyrosło. Na szczęście dziewczyny dzielnie i z uśmiechem na twarzy... dziękowały mi za te chwilę cierpienia ;)

Las Pastuszyniec © ralph03
Za przejściem granicznym już było stromo w dół i Asią z Natalią mogły delektować się wiatrem we włosach. W Petrovicach znowu mi się dostał ochrzan, bo znowu jest pod górę, a miało nie być. Ile ja się tego dnia nasłuchałem tego typu rzeczy... no sorry ale taki mamy klimat :P Skoro jest z górki, to znaczy że kiedyś będzie pod górkę.

Ścieżka rowerowa nad Olzą © ralph03
Po dwudziestu kilku kilometrach robimy pierwszy postój w pobliżu fabryki Shimano by za chwilę wjechać na piękną, gładką i równą jak stół bilardowy ścieżkę rowerową wzdłuż Olzy - Polsko patrz i ucz się!
Jadąc wzdłuż Olzy docieramy pod zabytkowy most w Darkovie. Tu kolejna krótka przerwa.

Zabytkowy most - Darkov © ralph03
Spod mostu kierujemy się do parku, po którym przez dłuższą chwilę krążymy. Dłuższy postój, bo aż pół godzinny robimy na rynku w Karvinie. Humory dopisują, jest energią, są muffinki :)

Rynek Karvina © ralph03
Do Polski wracamy w Kaczycach i czerwonym szlakiem kierujemy się do Zebrzydowic. Nad stawem Młyńszczok kolejna niedługa przerwa, bo nad głowami zaczynają się od dłuższego czasu zbierać ciemne chmury.

Staw Młyńszczok - Zebrzydowice © ralph03
W Zebrzydowicach na dziewczyny czekał najgorszy tego dnia podjazd. Ale poradziły sobie wzorowo, co widać zresztą na poniższym zdjęciu :D

Nie wjedziesz? To wprowadź :) © ralph03
Końcówka trasy to padający deszcz i kobiece bóle... kolan ;)
Natalia dała radę, choć wielu myślało że wymięknie, że zostanie przeze mnie zajechana na śmierć i że zrazi się do roweru, a przynajmniej do jazdy ze mną :)

Temperatura:20.0 HR max:166 ( 86%) HR avg:124 ( 64%) Kalorie: 1977 (kcal)
Miało pojechać pięć osób, a pojechały tylko trzy. Diana i Damian niestety nie mogli. Trzeba będzie we wrześniu powtórzyć wypad do Karviny i wziąć ze sobą jeszcze kogoś dodatkowo ;)
Trasa:
Z zaplanowanej piątki została Asia, Natalia i ja. Zaplanowana trasa możliwe jak najbardziej płaska, a najlepiej pochyła w dół. Oczywiście mieszkamy, gdzie mieszkamy i ciężko uniknąć jakichkolwiek podjazdów. Dlatego po drodze do przejścia granicznego przy ulicy Żwirki i Wigury kilka góreczek wyrosło. Na szczęście dziewczyny dzielnie i z uśmiechem na twarzy... dziękowały mi za te chwilę cierpienia ;)

Las Pastuszyniec © ralph03
Za przejściem granicznym już było stromo w dół i Asią z Natalią mogły delektować się wiatrem we włosach. W Petrovicach znowu mi się dostał ochrzan, bo znowu jest pod górę, a miało nie być. Ile ja się tego dnia nasłuchałem tego typu rzeczy... no sorry ale taki mamy klimat :P Skoro jest z górki, to znaczy że kiedyś będzie pod górkę.

Ścieżka rowerowa nad Olzą © ralph03
Po dwudziestu kilku kilometrach robimy pierwszy postój w pobliżu fabryki Shimano by za chwilę wjechać na piękną, gładką i równą jak stół bilardowy ścieżkę rowerową wzdłuż Olzy - Polsko patrz i ucz się!
Jadąc wzdłuż Olzy docieramy pod zabytkowy most w Darkovie. Tu kolejna krótka przerwa.

Zabytkowy most - Darkov © ralph03
Spod mostu kierujemy się do parku, po którym przez dłuższą chwilę krążymy. Dłuższy postój, bo aż pół godzinny robimy na rynku w Karvinie. Humory dopisują, jest energią, są muffinki :)

Rynek Karvina © ralph03
Do Polski wracamy w Kaczycach i czerwonym szlakiem kierujemy się do Zebrzydowic. Nad stawem Młyńszczok kolejna niedługa przerwa, bo nad głowami zaczynają się od dłuższego czasu zbierać ciemne chmury.

Staw Młyńszczok - Zebrzydowice © ralph03
W Zebrzydowicach na dziewczyny czekał najgorszy tego dnia podjazd. Ale poradziły sobie wzorowo, co widać zresztą na poniższym zdjęciu :D

Nie wjedziesz? To wprowadź :) © ralph03
Końcówka trasy to padający deszcz i kobiece bóle... kolan ;)
Natalia dała radę, choć wielu myślało że wymięknie, że zostanie przeze mnie zajechana na śmierć i że zrazi się do roweru, a przynajmniej do jazdy ze mną :)

Rower:Cube LTD Pro 2011
Dane wycieczki:
56.26 km (2.50 km teren), czas: 03:19 h, avg:16.96 km/h,
prędkość maks: 42.30 km/hTemperatura:20.0 HR max:166 ( 86%) HR avg:124 ( 64%) Kalorie: 1977 (kcal)
Dwie zapory i trochę lasów.
Miało być krążenie po Suszcu i Żorach, ale Asia zażyczyła sobie zaporę w Goczałkowicach i trasę minimum 60 km.
Trasa:
Z Suszca jedziemy na Brzeźce, gdzie wjeżdzamy na szlak R4 i nim jedziemy do pierwszej zapory na zbiorniku Łąka.
Po drodze jeszcze korekta ustawień siodełka w rowerze Asi, ale i tak w ten dzień nie obyło się bez bólu kolana.

Pola w okolicach Jeziora Łąka © ralph03
Pierwszy planowany postój - zapora na Łące. Tyle razy przejeżdżałem obok niej i nigdy na tu nie byłem.
Tak jak kiedyś pisałem porównanie Parku w Świerklańcu do Parku w Pszczynie, że jest tam ciszej, spokojniej, bardziej kameralnie ale mało miejsc do siedzenia. Tak samo mogę napisać o zaporze na Łące. Garstka ludzi, spokój, cisza. Dodatkowo na wodze coś się dzieje, bo sporo tu małych żaglówek czy desek windsurfingowych. Dodatkowo jest tu szerszy asfalt (ważne info np. dla uczących się jazdy na rolkach) i nie ma potrzeby przeciskania się pomiędzy ludźmi. Minusy tego miejsca? Brakuje tu ławek czy koszy na śmieci.

Jezioro Łąka - widok od zapory © ralph03
Wracamy na szlak R4 i jedziemy do Pszczyny, by następnie odbić w kierunku Goczałkowic i kolejnej zapory. Tym razem tej dłuższej i bardziej obleganej przez spacerowiczów, rowerzystów czy rolkarzy.

Zbiornik Goczałkowicki - widok z zapory © ralph03
Na zaporze wiatr szalał w najlepsze. Czasem boczny wiatr znosił rowery na bok. Fale na jeziorze oraz odgłosy jak nad morzem, zresztą kolor wody również jak nad (polskim) morzem ;)
Spod zapory w Goczałkowicach powrót do Pszczyny. Centralna część rynku obstawione dookoła przez handlarzy drobnymi zabytkami. Były obrazy, ramy, sztućce, naczynia, lampy, biżuteria, figurki i wiele, wiele innych staroci.
Przy stajniach książęcych robimy kolejny postój, bo "być w Pszczynie i nie zjeść lodów?"

Stajnie Książęce w Pszczynie © ralph03
Powrót do Suszca to mieszanina szlaków, tak żeby osiągnąć planowane 60 km. Najpierw z parku czerwonym szlakiem rowerowym w kierunku gminy Kobiór.

Piasek dworzec PKP - czerwony szlak rowerowy © ralph03
Przed samym Kobiórem zmieniamy kolor i niebieskim szlakiem "Plessówka" podążamy do Suszca. Nie lubię tego szlaku ze względu na drobne kamyczki którymi utwardzona jest dawna droga książęca. Te kamyczki skutecznie przetrzepują tyłek :/

Skrzyżowanie szlaku niebieskiego z żółtym - Plessówka © ralph03
Kolejnym utrudnieniem na tym szlaku jest ostatnie kilkaset metrów leśnego szlaku. Błoto, rowy pełne wody, wysokie trawsko i tak od kilku lat...
My tą offroadową część ominęliśmy, po czym wskoczyliśmy na kolejny szlak i po raz kolejny zmieniliśmy kolor. Teraz wskoczyliśmy na szlak czarny czyli pętlę wokół Suszca.

Czarny szlak wokół Suszca © ralph03
Na liczniku pojawiło się ponad 60 kilometrów, więc nie trzymając się w pełni czarnego szlaku podążyliśmy w kierunku domu.

Okolice zapory w Goczałkowicach - widok na Beskidy Małe © ralph03
Temperatura:18.0 HR max:166 ( 86%) HR avg:107 ( 56%) Kalorie: 1592 (kcal)
Trasa:
Z Suszca jedziemy na Brzeźce, gdzie wjeżdzamy na szlak R4 i nim jedziemy do pierwszej zapory na zbiorniku Łąka.
Po drodze jeszcze korekta ustawień siodełka w rowerze Asi, ale i tak w ten dzień nie obyło się bez bólu kolana.

Pola w okolicach Jeziora Łąka © ralph03
Pierwszy planowany postój - zapora na Łące. Tyle razy przejeżdżałem obok niej i nigdy na tu nie byłem.
Tak jak kiedyś pisałem porównanie Parku w Świerklańcu do Parku w Pszczynie, że jest tam ciszej, spokojniej, bardziej kameralnie ale mało miejsc do siedzenia. Tak samo mogę napisać o zaporze na Łące. Garstka ludzi, spokój, cisza. Dodatkowo na wodze coś się dzieje, bo sporo tu małych żaglówek czy desek windsurfingowych. Dodatkowo jest tu szerszy asfalt (ważne info np. dla uczących się jazdy na rolkach) i nie ma potrzeby przeciskania się pomiędzy ludźmi. Minusy tego miejsca? Brakuje tu ławek czy koszy na śmieci.

Jezioro Łąka - widok od zapory © ralph03
Wracamy na szlak R4 i jedziemy do Pszczyny, by następnie odbić w kierunku Goczałkowic i kolejnej zapory. Tym razem tej dłuższej i bardziej obleganej przez spacerowiczów, rowerzystów czy rolkarzy.

Zbiornik Goczałkowicki - widok z zapory © ralph03
Na zaporze wiatr szalał w najlepsze. Czasem boczny wiatr znosił rowery na bok. Fale na jeziorze oraz odgłosy jak nad morzem, zresztą kolor wody również jak nad (polskim) morzem ;)
Spod zapory w Goczałkowicach powrót do Pszczyny. Centralna część rynku obstawione dookoła przez handlarzy drobnymi zabytkami. Były obrazy, ramy, sztućce, naczynia, lampy, biżuteria, figurki i wiele, wiele innych staroci.
Przy stajniach książęcych robimy kolejny postój, bo "być w Pszczynie i nie zjeść lodów?"

Stajnie Książęce w Pszczynie © ralph03
Powrót do Suszca to mieszanina szlaków, tak żeby osiągnąć planowane 60 km. Najpierw z parku czerwonym szlakiem rowerowym w kierunku gminy Kobiór.

Piasek dworzec PKP - czerwony szlak rowerowy © ralph03
Przed samym Kobiórem zmieniamy kolor i niebieskim szlakiem "Plessówka" podążamy do Suszca. Nie lubię tego szlaku ze względu na drobne kamyczki którymi utwardzona jest dawna droga książęca. Te kamyczki skutecznie przetrzepują tyłek :/

Skrzyżowanie szlaku niebieskiego z żółtym - Plessówka © ralph03
Kolejnym utrudnieniem na tym szlaku jest ostatnie kilkaset metrów leśnego szlaku. Błoto, rowy pełne wody, wysokie trawsko i tak od kilku lat...
My tą offroadową część ominęliśmy, po czym wskoczyliśmy na kolejny szlak i po raz kolejny zmieniliśmy kolor. Teraz wskoczyliśmy na szlak czarny czyli pętlę wokół Suszca.

Czarny szlak wokół Suszca © ralph03
Na liczniku pojawiło się ponad 60 kilometrów, więc nie trzymając się w pełni czarnego szlaku podążyliśmy w kierunku domu.

Okolice zapory w Goczałkowicach - widok na Beskidy Małe © ralph03
Rower:Cube LTD Pro 2011
Dane wycieczki:
65.45 km (18.00 km teren), czas: 04:08 h, avg:15.83 km/h,
prędkość maks: 38.21 km/hTemperatura:18.0 HR max:166 ( 86%) HR avg:107 ( 56%) Kalorie: 1592 (kcal)
Tarnowskie Góry, Nakło-Chechło, Świerklaniec
Kolejna wycieczka po Zagłębiu Dąbrowskim i kolejny cykl zabawy w podchody z przewodnikiem rowerowym. W planach zaliczenie dwóch jezior: Nakło-Chechło oraz Świerklaniec. Dodatkowo kilka lasów i park. To był plan minimum na ten wypad i udało się go zrealizować w 100%. Na więcej nie pozwoliło kolano Asi, które znów zaczęło odmawiać posłuszeństwa i to zaledwie po paru kilometrach...
Trasa:

Dworzec kolejowy Tarnowskie Góry © ralph03
Wycieczkę zaczynamy na dworcu kolejowym PKP. Zrzucamy rowery z dachu samochodu i jedziemy zgodnie z zaleceniami przewodnika. Po około 3,5 kilometrach następuje moja pierwsza pomyłka nawigacyjna. Natłok informacji w głowie plus czytanie przewodnika jadąc rowerem i zamiast odbić na szlak rowerowy w lewo w las, odbijamy w prawo też w las - na szlak rowerowy o tym samym oznaczeniu "LR": Leśno Rajza - http://pl.wikipedia.org/wiki/Leśno_Rajza.
Przez tę pomyłkę trafiamy do miejscowości Nakło Śląskie. Tu dłuższą chwilę krążymy zastanawiając się czemu nic się nie zgadza z opisem z przewodnika. Analiza wcześniejszego fragmentu z książki ujawnia błąd - musimy wrócić z powrotem na drogę, z której odbiliśmy w las i odbić w prawidłową stronę. Po odbiciu w lewo nawet opis lasu się zgadzał ;) - był piasek i wystające korzenie, coś czego nie uświadczyliśmy po prawej stronie.

Trasa rowerowa "LR" - Leśno Rajza © ralph03
W okolicach jeziora Nakło-Chechło na rozstaju dróg trafiamy na dwóch policjantów na rowerach. (Ciekawe czy ktoś pamięta serial z drugiej połowy lat 90 - Pacific Blue, właśnie o policjantach na rowerach). Pytamy ich jak najlepiej dojechać do lini brzegowej jeziora. Troszkę zdziwieni ale udzielili wyczerpujących informacji :)
Docieramy nad wodę i wbrew opisowi przewodnika okrążamy jezioro od lewej strony szukając dogodnego miejsca na dłuższy pobyt w wodzie.
Linia brzegowa dość mocno zarośnięta, ale jest sporo miejsc gdzie znajdzie się piaszczysty fragment z dostępem do wody. Pod względem przejrzystości Pogoria IV była bardziej przeźroczysta, jednak tutaj też zobaczymy dno i ławice pływających rybek. Także jest super :)

Jezioro Nakło-Chechło © ralph03
Trzymając się szlaku LR kierujemy się lasem w kierunku drogi 78. Tu przewodnik wspomina, że szlak się urywa i że gdzieś tam mamy odbić, żeby trafić do Parku Świerklaniec. Szlak się urwał, przejechaliśmy kawałkiem drogi 78 i odnaleźliśmy ponownie szlak, który poprowadził nas skrajem lasu aż do Jeziora Świerklaniec, a nie do parku.

Jezioro Świerklaniec © ralph03
Oznaczało, że gdzieś tam jadąc skrajem lasu, trzeba było ponownie odbić, a my tego nie zrobiliśmy. Jadąc wałem ziemnym wzdłuż jeziora dostrzegamy park, odbijamy w jego kierunku i już nadrabiamy stratę. Nawet w przewodniku jest napisane, że nie trzeba się sztywno trzymać opisu - to jedziemy swoje i trochę po swojemu ;)

Zbiornik wodny w parku Świerklaniec © ralph03
Park Świerklaniec jest sporo większy od znanego chyba wszystkich parku w Pszczynie. Jest tu ciszej, spokojniej, nie ma tłumów ludzi, ale z drugiej strony nie ma też ławek wzdłuż wszystkich alejek. Ławki znajdziemy głównie w centralnej nasłonecznionej części parku, gdzie znajduje się również fontanna z golizną. Fontanna niestety była w remoncie. Dla wielu osób rozłożony kocyk pod drzewem stanowił najlepszą opcję spędzenia czasu w parku.

Fontanna w parku Świerklaniec © ralph03
Innymi ciekawymi obiektami w parku są "Rogate Ranczo" oraz "Pałac Kawalera".
To pierwsze to takie mini zoo, do którego wstęp jest bezpłatny. Znajdziemy tam daniele, osiołka, kozy, lamy, pawie i inne zwierzaczki.
Zdecydowanie najlepszy był osiołek, który prowadził bardzo donośne konwersacje z całym otoczeniem :)

Rogate Ranczo Świerklaniec - osiołek poluje na GoPro © ralph03
Pałac Kawalera to obecnie hotel i restauracja. Tuż na przeciwko niego znaleźliśmy zacienione miejsce z ławką, gdzie posiedzieliśmy i omówiliśmy wspólnie dalszy etap wycieczki, bo kolano boli...

Pałac kawalerów w Parku Świerklaniec © ralph03
Spod pałacu wracamy na wał ziemny jeziora Świerklaniec (oficjalna nazwa zbiornik Kozłowa Góra) i kierujemy się nim na zaporę.
Jezioro jest duże ale co z tego, skoro nie można z niego korzystać w celach w pełni turystycznych. Nie pokąpiemy się tutaj, jedynie co to można wypożyczyć łódkę. Typowe miejsce dla wędkarzy jak np. Zbiornik Goczałkowicki, bo to też rezerwuar wody pitnej wodociągowej.

Jezioro Świerklaniec - tama © ralph03
Minimum planu na dziś wykonane, więc możemy kierować się z powrotem w kierunku Tarnowskich Gór, a że ślad nie może się pokrywać, bo źle wygląda to na mapce z Endomondo, to jedziemy dalej zgodnie z przewodnikiem rowerowym.
Najpierw trafiamy do Piekar Śląskich, jadąc wzdłuż drogi zauważamy charakterystyczny kopiec - jest to Kopiec Wyzwolenia o wysokości 356 m n.p.m.

Piekary Śląskie - Kopiec Wyzwolenia © ralph03
Następnie wjeżdżamy na teren Radzionkowa od Księżej Góry (357 m n.p.m.) skąd rozpościera się piękna panorama Bytomia oraz Piekar.

Widok z Księżej Góry © ralph03
W Radzionkowie spotkały nas trzy przykre niespodzianki. Najpierw kierowca debil chciał nas zepchać lusterkiem z drogi, choć miał dużo miejsca, żeby nas wyprzedzić zgodnie z przepisami. Kolejny kierowca zajechał nam drogę, tłumacząc się że to przez tego debila -wskazując na debila, który próbował nas chwilę wcześniej zepchnąć z drogi i którego zdołałem dogonić. A trzeci kierowca, to w sumie nie wiem co konkretnie chciał zrobić, ale na wstecznym jechał w moim kierunku wznosząc z wydechu czarne kłęby dymu. Ja wiem, że diesel musi dymić, ale bez przesady. Takim sposobem na dystansie 200 metrów wyrobiliśmy sobie i jednocześnie utrwaliliśmy zdanie o kierowcach z Radzionkowa :)
W Radzionkowie rezygnujemy z przewodnika i kierujemy się jak najkrótszą trasą do samochodu, nieznacznie tylko zahaczając o rynek w Tarnowskich Górach oraz o dwie ciufcie w pobliżu dworca.

Tarnowskie Góry - zabytkowy parowóz w pobliżu dworca PKS i PKP © ralph03
Wycieczka udana, odwiedzone ciekawe miejsca. Na pewno jeszcze wrócimy w te okolice, bo trochę miejsc Nam zostało do odwiedzenia w zagłębiu rowerowym :)
Na liczniku 5800 km i wymiana supportu. Następny wypad już bez pisków czy innego skrzypienia.

Rogate Ranczo - lama © ralph03
Temperatura:28.0 HR max: (%) HR avg: (%) Kalorie: 2595 (kcal)
Trasa:

Dworzec kolejowy Tarnowskie Góry © ralph03
Wycieczkę zaczynamy na dworcu kolejowym PKP. Zrzucamy rowery z dachu samochodu i jedziemy zgodnie z zaleceniami przewodnika. Po około 3,5 kilometrach następuje moja pierwsza pomyłka nawigacyjna. Natłok informacji w głowie plus czytanie przewodnika jadąc rowerem i zamiast odbić na szlak rowerowy w lewo w las, odbijamy w prawo też w las - na szlak rowerowy o tym samym oznaczeniu "LR": Leśno Rajza - http://pl.wikipedia.org/wiki/Leśno_Rajza.
Przez tę pomyłkę trafiamy do miejscowości Nakło Śląskie. Tu dłuższą chwilę krążymy zastanawiając się czemu nic się nie zgadza z opisem z przewodnika. Analiza wcześniejszego fragmentu z książki ujawnia błąd - musimy wrócić z powrotem na drogę, z której odbiliśmy w las i odbić w prawidłową stronę. Po odbiciu w lewo nawet opis lasu się zgadzał ;) - był piasek i wystające korzenie, coś czego nie uświadczyliśmy po prawej stronie.

Trasa rowerowa "LR" - Leśno Rajza © ralph03
W okolicach jeziora Nakło-Chechło na rozstaju dróg trafiamy na dwóch policjantów na rowerach. (Ciekawe czy ktoś pamięta serial z drugiej połowy lat 90 - Pacific Blue, właśnie o policjantach na rowerach). Pytamy ich jak najlepiej dojechać do lini brzegowej jeziora. Troszkę zdziwieni ale udzielili wyczerpujących informacji :)
Docieramy nad wodę i wbrew opisowi przewodnika okrążamy jezioro od lewej strony szukając dogodnego miejsca na dłuższy pobyt w wodzie.
Linia brzegowa dość mocno zarośnięta, ale jest sporo miejsc gdzie znajdzie się piaszczysty fragment z dostępem do wody. Pod względem przejrzystości Pogoria IV była bardziej przeźroczysta, jednak tutaj też zobaczymy dno i ławice pływających rybek. Także jest super :)

Jezioro Nakło-Chechło © ralph03
Trzymając się szlaku LR kierujemy się lasem w kierunku drogi 78. Tu przewodnik wspomina, że szlak się urywa i że gdzieś tam mamy odbić, żeby trafić do Parku Świerklaniec. Szlak się urwał, przejechaliśmy kawałkiem drogi 78 i odnaleźliśmy ponownie szlak, który poprowadził nas skrajem lasu aż do Jeziora Świerklaniec, a nie do parku.

Jezioro Świerklaniec © ralph03
Oznaczało, że gdzieś tam jadąc skrajem lasu, trzeba było ponownie odbić, a my tego nie zrobiliśmy. Jadąc wałem ziemnym wzdłuż jeziora dostrzegamy park, odbijamy w jego kierunku i już nadrabiamy stratę. Nawet w przewodniku jest napisane, że nie trzeba się sztywno trzymać opisu - to jedziemy swoje i trochę po swojemu ;)

Zbiornik wodny w parku Świerklaniec © ralph03
Park Świerklaniec jest sporo większy od znanego chyba wszystkich parku w Pszczynie. Jest tu ciszej, spokojniej, nie ma tłumów ludzi, ale z drugiej strony nie ma też ławek wzdłuż wszystkich alejek. Ławki znajdziemy głównie w centralnej nasłonecznionej części parku, gdzie znajduje się również fontanna z golizną. Fontanna niestety była w remoncie. Dla wielu osób rozłożony kocyk pod drzewem stanowił najlepszą opcję spędzenia czasu w parku.

Fontanna w parku Świerklaniec © ralph03
Innymi ciekawymi obiektami w parku są "Rogate Ranczo" oraz "Pałac Kawalera".
To pierwsze to takie mini zoo, do którego wstęp jest bezpłatny. Znajdziemy tam daniele, osiołka, kozy, lamy, pawie i inne zwierzaczki.
Zdecydowanie najlepszy był osiołek, który prowadził bardzo donośne konwersacje z całym otoczeniem :)

Rogate Ranczo Świerklaniec - osiołek poluje na GoPro © ralph03
Pałac Kawalera to obecnie hotel i restauracja. Tuż na przeciwko niego znaleźliśmy zacienione miejsce z ławką, gdzie posiedzieliśmy i omówiliśmy wspólnie dalszy etap wycieczki, bo kolano boli...

Pałac kawalerów w Parku Świerklaniec © ralph03
Spod pałacu wracamy na wał ziemny jeziora Świerklaniec (oficjalna nazwa zbiornik Kozłowa Góra) i kierujemy się nim na zaporę.
Jezioro jest duże ale co z tego, skoro nie można z niego korzystać w celach w pełni turystycznych. Nie pokąpiemy się tutaj, jedynie co to można wypożyczyć łódkę. Typowe miejsce dla wędkarzy jak np. Zbiornik Goczałkowicki, bo to też rezerwuar wody pitnej wodociągowej.

Jezioro Świerklaniec - tama © ralph03
Minimum planu na dziś wykonane, więc możemy kierować się z powrotem w kierunku Tarnowskich Gór, a że ślad nie może się pokrywać, bo źle wygląda to na mapce z Endomondo, to jedziemy dalej zgodnie z przewodnikiem rowerowym.
Najpierw trafiamy do Piekar Śląskich, jadąc wzdłuż drogi zauważamy charakterystyczny kopiec - jest to Kopiec Wyzwolenia o wysokości 356 m n.p.m.

Piekary Śląskie - Kopiec Wyzwolenia © ralph03
Następnie wjeżdżamy na teren Radzionkowa od Księżej Góry (357 m n.p.m.) skąd rozpościera się piękna panorama Bytomia oraz Piekar.

Widok z Księżej Góry © ralph03
W Radzionkowie spotkały nas trzy przykre niespodzianki. Najpierw kierowca debil chciał nas zepchać lusterkiem z drogi, choć miał dużo miejsca, żeby nas wyprzedzić zgodnie z przepisami. Kolejny kierowca zajechał nam drogę, tłumacząc się że to przez tego debila -wskazując na debila, który próbował nas chwilę wcześniej zepchnąć z drogi i którego zdołałem dogonić. A trzeci kierowca, to w sumie nie wiem co konkretnie chciał zrobić, ale na wstecznym jechał w moim kierunku wznosząc z wydechu czarne kłęby dymu. Ja wiem, że diesel musi dymić, ale bez przesady. Takim sposobem na dystansie 200 metrów wyrobiliśmy sobie i jednocześnie utrwaliliśmy zdanie o kierowcach z Radzionkowa :)
W Radzionkowie rezygnujemy z przewodnika i kierujemy się jak najkrótszą trasą do samochodu, nieznacznie tylko zahaczając o rynek w Tarnowskich Górach oraz o dwie ciufcie w pobliżu dworca.

Tarnowskie Góry - zabytkowy parowóz w pobliżu dworca PKS i PKP © ralph03
Wycieczka udana, odwiedzone ciekawe miejsca. Na pewno jeszcze wrócimy w te okolice, bo trochę miejsc Nam zostało do odwiedzenia w zagłębiu rowerowym :)
Na liczniku 5800 km i wymiana supportu. Następny wypad już bez pisków czy innego skrzypienia.

Rogate Ranczo - lama © ralph03
Rower:Cube LTD Pro 2011
Dane wycieczki:
45.41 km (18.00 km teren), czas: 03:31 h, avg:12.91 km/h,
prędkość maks: 43.30 km/hTemperatura:28.0 HR max: (%) HR avg: (%) Kalorie: 2595 (kcal)
Jeziora i piaszczyste plaże
Kolejna wycieczka rowerowa z Asią oraz przewodnikiem rowerowym ( tym razem "Beskidy i Śląsk" wydawnictwa Pascal Bajk) po Dąbrowie Górniczej i okolicach. Znów za cel obieramy piasek, ale tym razem nie na Pustyni Błędowskiej, a na Pojezierzu Dąbrowskim na którym znajdują się cztery zbiorniki wodne Pogoria.
Jest to pierwsza wycieczka rowerowa na której Asia testuje nowego lżejszego bike'a - Kellys Vanity 70, znaleziony dopiero za Warszawą. O tej porze roku, to tak jakby biały kruk, bo w prawie 30 sklepach mówili Nam, że nie ma, że nie są w stanie ściągnąć, że mają podobny czyli wciąż nie ten, że nawet w fabryce już ich nie mają i że raczej już nigdzie nie znajdziemy, bo już w marcu schodziły jak ciepłe bułeczki. W sklepach internetowych mieli tylko wirtualnie na stronie albo nie w tym rozmiarze była rama... po kilku dniach szukania udało się sprowadzić rower na śląską ziemię, aż zza stolicy :)
W moim rowerze support dalej w rozsypce, a zamówiona część dopiero w połowie sierpnia przyjdzie, ale jazda głównie po płaskim, więc te kilkadziesiąt kilometrów nie zrobi mu różnicy, popiszczy troszkę i objedzie jakoś. Nic w środku nie strzela, nie stuka, nie puka - tokiem myślenia Mietka handlarza stan igła :P
Trasa:
Samochód zostawiamy przy dworcu PKP Dąbrowa Górnicza Ząbkowice i dalej zgodnie z zaleceniami przewodnika mkniemy przez różne dzielnice Dąbrowy. Trasa wybrana z przewodnika oznaczona jest jako trasa łatwa, a nawet rodzinna. Niestety praktycznie całość trasy przejeżdżamy poza oznakowaniem i to była największa trudność. Jazda przypominała zabawę w podchody. Czytaliśmy dany fragment opisu, analizowaliśmy co autor miał na myśli i w drogę. Często musieliśmy się jeszcze raz zatrzymać i znów prześledzić fragmenty z książki, by zrozumieć o co chodzi, gdy już dany fragment z opisu mieliśmy się przed oczami. Ludzka wyobraźnia często płata figle, bo kto by pomyślał, że "kamienisty gościniec" to nie gościniec w którym zjemy czy przenocujemy, a pomnik z krzyżem...
Żeby nie męczyć się z ciągłym wyciąganiem przewodnika z plecaka, a często musieliśmy się w niego zagłębiać, to wsadziłem go w tylną kieszeń spodenek. Dzięki temu manewr czytania i analizowanie dalszej trasy przebiegał szybko i sprawnie, nawet od czasu do czasu w trakcie jazdy można było rzucić okiem do przewodnika i bez zatrzymywania studiować słowo pisane ;)
Do Siewierza dojazd bez ciekawych miejsc, bo barokowe, renesansowe czy inne wiekowe kościoły nie są w naszym kręgu zainteresowań. Na dłuższą chwilę zatrzymujemy się przy ruinach zamku siewierskiego.

Ruiny zamku w Siewierzu © ralph03
Jaki zamek jest każdy widzi, ciekawszy jest teren w okolicach zamku. Deptaczek, ściana wspinaczkowa, plac zabaw, bieżnia, skate park i co najważniejsze dużo ławeczek. Tu robimy dłuższą przerwę i analizujemy dalszy etap wycieczki, bo przewodnik w dwojaki sposób proponuje nam pokonanie ruchliwej drogi krajowej nr 1.

Fontanna na rynku w Siewierzu © ralph03
Wybieramy wariant z pasami dla pieszych, przy których i tak nikt nie zwalnia oraz kilkuset metrową jazdę wzdłuż jedynki. To i tak lepsza opcja niż druga opcja z przewodnika czyli przechodzenie przez jedynkę w miejscu, w którym nie ma wymalowanych pasów, są za to wymalowane i skąpo odziane "autostopowiczki" ;)
Kilkaset metrów za jedynką trafiamy nad Zalew Przeczycko-Siewierski, który według mapy zamienia się w Jezioro Przeczyckie. Im dalej od szumu przejeżdżających "jedynką" samochodów tym więcej ludzi, namiotów, grillów, a później to już cała linia brzegowa w kamperach i przyczepkach kempingowych. Mimo tych mobilnych domków wokoło cicho i spokojnie. Woda i temperatura otoczenia kusiła, ale byłem twardy i powiedziałem Asi, że jeszcze nie teraz. Dalej też jest woda. Poszły groźby w moim kierunku, że sobie to zapamięta ;)

Zapora na Jeziorze Przeczyckim © ralph03
Po pokonaniu pod wiaduktem S1 i przejściu na drugą stronę drogi 86 (tu już pasy wraz z sygnalizacją świetlną) trafiamy w okolicę głównego celu wyprawy Zbiornik Kuźnica Warężyńska nazywamy najczęściej Pogoria VI. Tu prowadzi ścieżka rowerowa, ale nim ruszymy szlakiem zachodnią częścią zbiornika, to trzeba zanurzyć choć trochę ciała w wodzie. Specjalnie odpuściłem poprzedni zbiornik wodny, żebyśmy mieli więcej czasu na słynną Pogorię i piasek, duuuużo piasku :)

Pogoria VI © ralph03
Asia od kilkunastu kilometrów narzeka na okropny ból kolana, a woda podobno ma działanie lecznicze. Przynajmniej tak wkręcał ludzi w latach '90 Zbyszek Nowak. Ktoś jeszcze pamięta "Ręce które leczą" w TV Polsat i słynne energetyzowanie butelki wody? :)
Schodzimy piaskiem w kierunku plaży i rozkładamy się w cieniu pod drzewkiem. Trzeba troszkę odpocząć od słońca. Przez dłuższą chwilę moczymy nogi w wodzie zachwycając się tym miejscem i jednocześnie żałując, że tak daleko mamy na Pogorię i jeszcze bardziej żałując, że nie wzięliśmy strojów kąpielowych...

Moczymy nogi, a rowery odpoczywają w cieniu © ralph03
Piaszczysta plaża, piasek pod stopami w wodzie, przejrzysta woda w której można oglądać pływające rybki, motorówki, skutery wodne... tu jest świetnie, a My już musimy się zbierać.

Dawna kopalnia piasku podsadzkowego Kuźnica Warężycka © ralph03
Kolano dalej doskwiera, więc skracamy plan wycieczki i z Pogorii VI zamiast na będziński zamek, jedziemy w kierunku miejsca w którym zostawiliśmy samochód. Jedziemy wzdłuż zachodniej lini brzegowej Pogorii VI, gdzie ciągnie się asfaltowa 6 kilometrowa ścieżka rowerowo-rolkowa - polecamy :)

Żaglówki, motorówki, skutery wodne, kitesurferzy, a nawet w pobliżu lądował helikopter © ralph03
Na wysokości torów kolejowych odbijamy w kierunku Ząbkowic i dalej wzdłuż lini kolejowej jedziemy w kierunku dworca PKP, przez dłuższą chwilę po prawej stronie widzimy kolejnych plażowiczów, tym razem jest to plaża przy zbiorniku Pogoria I.

Nieliczne szlaki rowerowe na naszej trasie © ralph03
Po raz kolejny pokonujemy S1 tym razem wiaduktem i po niecałym kilometrze jesteśmy przy samochodzie.
Kolejna wycieczka jak kolano wydobrzeje, być może będą to Tarnowskie Góry i jezioro Nakło-Chechło, tam też wydobywali piasek i tym razem weźmiemy stroje kąpielowe oraz ręczniki :P

Pogoria IV - widok z zachodniego brzegu na Hutę Katowice © ralph03
Temperatura:32.0 HR max:168 ( 87%) HR avg:108 ( 56%) Kalorie: 1552 (kcal)
Jest to pierwsza wycieczka rowerowa na której Asia testuje nowego lżejszego bike'a - Kellys Vanity 70, znaleziony dopiero za Warszawą. O tej porze roku, to tak jakby biały kruk, bo w prawie 30 sklepach mówili Nam, że nie ma, że nie są w stanie ściągnąć, że mają podobny czyli wciąż nie ten, że nawet w fabryce już ich nie mają i że raczej już nigdzie nie znajdziemy, bo już w marcu schodziły jak ciepłe bułeczki. W sklepach internetowych mieli tylko wirtualnie na stronie albo nie w tym rozmiarze była rama... po kilku dniach szukania udało się sprowadzić rower na śląską ziemię, aż zza stolicy :)
W moim rowerze support dalej w rozsypce, a zamówiona część dopiero w połowie sierpnia przyjdzie, ale jazda głównie po płaskim, więc te kilkadziesiąt kilometrów nie zrobi mu różnicy, popiszczy troszkę i objedzie jakoś. Nic w środku nie strzela, nie stuka, nie puka - tokiem myślenia Mietka handlarza stan igła :P
Trasa:
Samochód zostawiamy przy dworcu PKP Dąbrowa Górnicza Ząbkowice i dalej zgodnie z zaleceniami przewodnika mkniemy przez różne dzielnice Dąbrowy. Trasa wybrana z przewodnika oznaczona jest jako trasa łatwa, a nawet rodzinna. Niestety praktycznie całość trasy przejeżdżamy poza oznakowaniem i to była największa trudność. Jazda przypominała zabawę w podchody. Czytaliśmy dany fragment opisu, analizowaliśmy co autor miał na myśli i w drogę. Często musieliśmy się jeszcze raz zatrzymać i znów prześledzić fragmenty z książki, by zrozumieć o co chodzi, gdy już dany fragment z opisu mieliśmy się przed oczami. Ludzka wyobraźnia często płata figle, bo kto by pomyślał, że "kamienisty gościniec" to nie gościniec w którym zjemy czy przenocujemy, a pomnik z krzyżem...
Żeby nie męczyć się z ciągłym wyciąganiem przewodnika z plecaka, a często musieliśmy się w niego zagłębiać, to wsadziłem go w tylną kieszeń spodenek. Dzięki temu manewr czytania i analizowanie dalszej trasy przebiegał szybko i sprawnie, nawet od czasu do czasu w trakcie jazdy można było rzucić okiem do przewodnika i bez zatrzymywania studiować słowo pisane ;)
Do Siewierza dojazd bez ciekawych miejsc, bo barokowe, renesansowe czy inne wiekowe kościoły nie są w naszym kręgu zainteresowań. Na dłuższą chwilę zatrzymujemy się przy ruinach zamku siewierskiego.

Ruiny zamku w Siewierzu © ralph03
Jaki zamek jest każdy widzi, ciekawszy jest teren w okolicach zamku. Deptaczek, ściana wspinaczkowa, plac zabaw, bieżnia, skate park i co najważniejsze dużo ławeczek. Tu robimy dłuższą przerwę i analizujemy dalszy etap wycieczki, bo przewodnik w dwojaki sposób proponuje nam pokonanie ruchliwej drogi krajowej nr 1.

Fontanna na rynku w Siewierzu © ralph03
Wybieramy wariant z pasami dla pieszych, przy których i tak nikt nie zwalnia oraz kilkuset metrową jazdę wzdłuż jedynki. To i tak lepsza opcja niż druga opcja z przewodnika czyli przechodzenie przez jedynkę w miejscu, w którym nie ma wymalowanych pasów, są za to wymalowane i skąpo odziane "autostopowiczki" ;)
Kilkaset metrów za jedynką trafiamy nad Zalew Przeczycko-Siewierski, który według mapy zamienia się w Jezioro Przeczyckie. Im dalej od szumu przejeżdżających "jedynką" samochodów tym więcej ludzi, namiotów, grillów, a później to już cała linia brzegowa w kamperach i przyczepkach kempingowych. Mimo tych mobilnych domków wokoło cicho i spokojnie. Woda i temperatura otoczenia kusiła, ale byłem twardy i powiedziałem Asi, że jeszcze nie teraz. Dalej też jest woda. Poszły groźby w moim kierunku, że sobie to zapamięta ;)

Zapora na Jeziorze Przeczyckim © ralph03
Po pokonaniu pod wiaduktem S1 i przejściu na drugą stronę drogi 86 (tu już pasy wraz z sygnalizacją świetlną) trafiamy w okolicę głównego celu wyprawy Zbiornik Kuźnica Warężyńska nazywamy najczęściej Pogoria VI. Tu prowadzi ścieżka rowerowa, ale nim ruszymy szlakiem zachodnią częścią zbiornika, to trzeba zanurzyć choć trochę ciała w wodzie. Specjalnie odpuściłem poprzedni zbiornik wodny, żebyśmy mieli więcej czasu na słynną Pogorię i piasek, duuuużo piasku :)

Pogoria VI © ralph03
Asia od kilkunastu kilometrów narzeka na okropny ból kolana, a woda podobno ma działanie lecznicze. Przynajmniej tak wkręcał ludzi w latach '90 Zbyszek Nowak. Ktoś jeszcze pamięta "Ręce które leczą" w TV Polsat i słynne energetyzowanie butelki wody? :)
Schodzimy piaskiem w kierunku plaży i rozkładamy się w cieniu pod drzewkiem. Trzeba troszkę odpocząć od słońca. Przez dłuższą chwilę moczymy nogi w wodzie zachwycając się tym miejscem i jednocześnie żałując, że tak daleko mamy na Pogorię i jeszcze bardziej żałując, że nie wzięliśmy strojów kąpielowych...

Moczymy nogi, a rowery odpoczywają w cieniu © ralph03
Piaszczysta plaża, piasek pod stopami w wodzie, przejrzysta woda w której można oglądać pływające rybki, motorówki, skutery wodne... tu jest świetnie, a My już musimy się zbierać.

Dawna kopalnia piasku podsadzkowego Kuźnica Warężycka © ralph03
Kolano dalej doskwiera, więc skracamy plan wycieczki i z Pogorii VI zamiast na będziński zamek, jedziemy w kierunku miejsca w którym zostawiliśmy samochód. Jedziemy wzdłuż zachodniej lini brzegowej Pogorii VI, gdzie ciągnie się asfaltowa 6 kilometrowa ścieżka rowerowo-rolkowa - polecamy :)

Żaglówki, motorówki, skutery wodne, kitesurferzy, a nawet w pobliżu lądował helikopter © ralph03
Na wysokości torów kolejowych odbijamy w kierunku Ząbkowic i dalej wzdłuż lini kolejowej jedziemy w kierunku dworca PKP, przez dłuższą chwilę po prawej stronie widzimy kolejnych plażowiczów, tym razem jest to plaża przy zbiorniku Pogoria I.

Nieliczne szlaki rowerowe na naszej trasie © ralph03
Po raz kolejny pokonujemy S1 tym razem wiaduktem i po niecałym kilometrze jesteśmy przy samochodzie.
Kolejna wycieczka jak kolano wydobrzeje, być może będą to Tarnowskie Góry i jezioro Nakło-Chechło, tam też wydobywali piasek i tym razem weźmiemy stroje kąpielowe oraz ręczniki :P

Pogoria IV - widok z zachodniego brzegu na Hutę Katowice © ralph03
Rower:Cube LTD Pro 2011
Dane wycieczki:
45.83 km (11.00 km teren), czas: 03:17 h, avg:13.96 km/h,
prędkość maks: 37.20 km/hTemperatura:32.0 HR max:168 ( 87%) HR avg:108 ( 56%) Kalorie: 1552 (kcal)
Zamek Ogrodzieniec i Pustynia Błędowska
Pierwszy wypad z przewodnikiem Górny Śląsk, Jura i Podbeskidzie. Na początek wybieramy czwartą trasę z książki o długości 56 kilometrów.
Trasa:
Dąbrowa Górnicza - Niegowice - Mitręga - Ogrodzieniec - Podzamcze - Żelazko - Śrubarnia - Rodaki - Chechło - Błędów - Dąbrowa Górnicza
Wycieczkę rowerową rozpoczynamy spod Gościńca Jurajskiego przy drodze DW790. Tą drogą kierujemy się w stronę zamku. Pogoda dopisuje, choć tylko ja się cieszę z tego upalnego dnia :)
W Niegowonicach Asię pokonują serpentyny, na szczęście to jeden taki poważny podjazd na naszej trasie.

"Górskie" serpentyny w Niegowonicach © ralph03
Gdy Asia odpoczywa w pobliżu parkingu na przełęczy, ja idę na skałki rzucić okiem na okolicę. A ze skałek prócz panoramy jurajskich wzgórz widać kominy huty "Katowice".

Widok ze skałek - Przełęcz nad Niegowonicami © ralph03
Dalsza część drogi, to kilkukilometrowy zjazd.
Po 17 kilometrach dojeżdżamy do Ogrodzieńca. Szczerze mówiąc tu nic nie ma ciekawego, a zamek znajduje się w wiosce obok w Podzamczu.
Zatrzymujemy się pod Biedronką, uzupełniamy zapasy płynów i jedziemy dalej. Delikatny podjazd pod górkę i naszych oczom ukazuje się zamek.

Zamek Ogrodzieniec © ralph03
Przed zamkiem pełno straganów, wokół zamku przeróżne atrakcje od parku miniatur po plac zabaw. Ot komercja pełną gębą.
Robiąc kółko wokół zamku decydujemy się na dłuższy postój z widokiem na ludzi wspinających się po skałkach. To była bardzo dobra decyzja, bo chwilę później nad Podzamczem przeszły chmury deszczowe, a my zajmowaliśmy akurat strategiczne miejsca pod dachem :)

Pokazy rycerskie - widok z murów obronnych © ralph03
Wspinamy się na mury obronne i podglądamy co tam ciekawego się dzieje po drugiej stronie.
Po drobnych opadach kontynuujemy rundkę wokół zamku, wzdłuż murów obronnych. Na zamek się nie pchamy, bo i tak nie mamy gdzie rowerów zostawić.

Podzamcze - Zamek Ogrodzieniec © ralph03
Spod zamku zgodnie ze wskazówkami przewodnika jedziemy w kierunku Ryczowa, gdzie na środku skrzyżowania znajduje się studnia. Za Ryczowem trafiamy na bardzo ciekawy dom z bali z widokiem na wzgórze Wielki Grochowiec.

Dom z bali © ralph03
A za ciekawym domem z bali, ciekawa z nazwy miejscowość :)

Żelazko © ralph03
Trzymamy się niebieskiego szlaku, który w miejscowości Śrubarnia odbija w las. Z lasu wyjeżdzamy na drodze DW791 i po raz drugi tego dnia mkniemy kilka kilometrów w dół. Z DW791 odbijamy dopiero na drugim zjazdem na Chechło i do pustynie dojeżdżamy podążając za tabliczkami

Kierunek pustynia © ralph03
Pustynia głównie zielona, ale i tak piasku jest tu wystarczająco dużo, żeby zakopać się rowerem czy motocyklem :)

Cube skąpany w piasku © ralph03

Widok ze wzgórza Dąbrówka © ralph03
Na miejscu grupka rowerzystów i otwarte przestrzenie.

Pustynia Błędowska © ralph03
Próby jazdy rowerem skończyły się ugrzęźnięciem. Było po deszczu, więc trochę ujechałem nim koła roweru zakopały się w suchym piasku. Łańcuch po takiej zabawie do czyszczenia. Zaatakowały go ziarnka piasku...
Na samej pustyni wielbłądów nie zobaczyliśmy, ale na jednego trafiliśmy w centrum Chechła ;)

Wielbłąd w Chechle © ralph03
Po kilkunastu kilometrach docieramy do samochodu. Końcówka trasy to ucieczka przed zbliżającą się burzą. Czas wyliczony idealnie, jak już rowery wylądowały na dachu samochodu, to z nieba spadły pierwsze krople deszczu, a później rozpoczęła się ulewa.
Wkrótce kolejne wycieczki z przewodnikiem rowerowym w plecaku :)

Resztki poniemieckiego bunkra obserwacyjnego © ralph03
Temperatura:31.0 HR max:173 ( 90%) HR avg:126 ( 65%) Kalorie: 2644 (kcal)
Trasa:
Dąbrowa Górnicza - Niegowice - Mitręga - Ogrodzieniec - Podzamcze - Żelazko - Śrubarnia - Rodaki - Chechło - Błędów - Dąbrowa Górnicza
Wycieczkę rowerową rozpoczynamy spod Gościńca Jurajskiego przy drodze DW790. Tą drogą kierujemy się w stronę zamku. Pogoda dopisuje, choć tylko ja się cieszę z tego upalnego dnia :)
W Niegowonicach Asię pokonują serpentyny, na szczęście to jeden taki poważny podjazd na naszej trasie.

"Górskie" serpentyny w Niegowonicach © ralph03
Gdy Asia odpoczywa w pobliżu parkingu na przełęczy, ja idę na skałki rzucić okiem na okolicę. A ze skałek prócz panoramy jurajskich wzgórz widać kominy huty "Katowice".

Widok ze skałek - Przełęcz nad Niegowonicami © ralph03
Dalsza część drogi, to kilkukilometrowy zjazd.
Po 17 kilometrach dojeżdżamy do Ogrodzieńca. Szczerze mówiąc tu nic nie ma ciekawego, a zamek znajduje się w wiosce obok w Podzamczu.
Zatrzymujemy się pod Biedronką, uzupełniamy zapasy płynów i jedziemy dalej. Delikatny podjazd pod górkę i naszych oczom ukazuje się zamek.

Zamek Ogrodzieniec © ralph03
Przed zamkiem pełno straganów, wokół zamku przeróżne atrakcje od parku miniatur po plac zabaw. Ot komercja pełną gębą.
Robiąc kółko wokół zamku decydujemy się na dłuższy postój z widokiem na ludzi wspinających się po skałkach. To była bardzo dobra decyzja, bo chwilę później nad Podzamczem przeszły chmury deszczowe, a my zajmowaliśmy akurat strategiczne miejsca pod dachem :)

Pokazy rycerskie - widok z murów obronnych © ralph03
Wspinamy się na mury obronne i podglądamy co tam ciekawego się dzieje po drugiej stronie.
Po drobnych opadach kontynuujemy rundkę wokół zamku, wzdłuż murów obronnych. Na zamek się nie pchamy, bo i tak nie mamy gdzie rowerów zostawić.

Podzamcze - Zamek Ogrodzieniec © ralph03
Spod zamku zgodnie ze wskazówkami przewodnika jedziemy w kierunku Ryczowa, gdzie na środku skrzyżowania znajduje się studnia. Za Ryczowem trafiamy na bardzo ciekawy dom z bali z widokiem na wzgórze Wielki Grochowiec.

Dom z bali © ralph03
A za ciekawym domem z bali, ciekawa z nazwy miejscowość :)

Żelazko © ralph03
Trzymamy się niebieskiego szlaku, który w miejscowości Śrubarnia odbija w las. Z lasu wyjeżdzamy na drodze DW791 i po raz drugi tego dnia mkniemy kilka kilometrów w dół. Z DW791 odbijamy dopiero na drugim zjazdem na Chechło i do pustynie dojeżdżamy podążając za tabliczkami

Kierunek pustynia © ralph03
Pustynia głównie zielona, ale i tak piasku jest tu wystarczająco dużo, żeby zakopać się rowerem czy motocyklem :)

Cube skąpany w piasku © ralph03

Widok ze wzgórza Dąbrówka © ralph03
Na miejscu grupka rowerzystów i otwarte przestrzenie.

Pustynia Błędowska © ralph03
Próby jazdy rowerem skończyły się ugrzęźnięciem. Było po deszczu, więc trochę ujechałem nim koła roweru zakopały się w suchym piasku. Łańcuch po takiej zabawie do czyszczenia. Zaatakowały go ziarnka piasku...
Na samej pustyni wielbłądów nie zobaczyliśmy, ale na jednego trafiliśmy w centrum Chechła ;)

Wielbłąd w Chechle © ralph03
Po kilkunastu kilometrach docieramy do samochodu. Końcówka trasy to ucieczka przed zbliżającą się burzą. Czas wyliczony idealnie, jak już rowery wylądowały na dachu samochodu, to z nieba spadły pierwsze krople deszczu, a później rozpoczęła się ulewa.
Wkrótce kolejne wycieczki z przewodnikiem rowerowym w plecaku :)

Resztki poniemieckiego bunkra obserwacyjnego © ralph03
Rower:Cube LTD Pro 2011
Dane wycieczki:
55.36 km (2.00 km teren), czas: 03:59 h, avg:13.90 km/h,
prędkość maks: 53.70 km/hTemperatura:31.0 HR max:173 ( 90%) HR avg:126 ( 65%) Kalorie: 2644 (kcal)
Zapora w Goczałkowicach, Pszczyna i trochę lasów
Po ponad tygodniu przerwy wracam.
Tym razem na rower wyciągam Asię. Będą to Jej pierwsze kilometry w tym roku i chyba za dużo jak na pierwszy raz :P
Dzień wcześniej dostaliśmy zaproszenie na pojawienie się rowerami na Zaporze w Goczałkowicach. Ale nim się umówimy ze znajomymi, to trzeba sprawdzić kondycję i tak powstał pomysł na pierwszą część trasy.
Z Suszca na Kryry, Mizerów i za Studzionką wskakujemy na szlak R4.

Widok z Łąki na Beskidy © ralph03
Z eR czwórki odbijamy w prawo i kierujemy się na zaporę. Na miejscu garstka ludzi. Rolkarze, "kijkarze", spacerowicze i rowerzyści ale to i tak pustki jak na to miejsce. Za to pełno owadów. Co jakiś czas zderzaliśmy się z chmurą latających stworzeń - kto miał okularki ten rządził, kto nie miał ten radził sobie w inny sposób ;)

Nagły atak owadów latających © ralph03
Na końcu zapory, przy samym lesie powstaje jakiś obiekt drewniany.

Takie coś powstaje na końcu zapory © ralph03
Pierwszy postój robimy na niewygodnych ławkach na zaporze. Pewnie dlatego niewygodne, żeby ludzie spędzali czas aktywnie, a nie siedzieli bezczynnie na tyłkach. W ogóle to teren zapory strasznie zapuszczony. Jeszcze trochę i trawa będzie wysoka na półtora metra.

Wiślana Trasa Rowerowa na zaporze w Goczałkowicach © ralph03
Kolejną przerwę robimy już na rynku w Pszczynie. Tradycyjnie przepyszne lody. Polecam te o smaku ciasteczka i gumy balonowej - smak dzieciństwa ;)

Lody na pszczyńskim rynku :) © ralph03
Na rynku zastanawiamy się w jaki sposób wracać.
- tak jak przyjechaliśmy czyli R4 - pomysł słaby, bo źle będzie wyglądać na mapce z endomondo :P
- drogą wojewódzką nr 935 - pomysł kiepski, nie jestem fanem jazdy rowerem głównymi drogami. Nie ma kolarzówki, nie walczę o średnią prędkość i takich dróg unikam jak tylko mogę.
- bocznymi drogami na prawo od drogi 935 - pomysł najciekawszy. Poznawanie nowym miejsc, nowych tras, czasem człowiek się zgubi. To co lubię ;)
Szybko przemykamy przez park i trafiamy na szlak.

Kierunek obwodnica Pszczyny © ralph03
Trzymając się szlaku i raz po raz zerkając na mapę żeby kierować się w stronę Suszca, a nie Kobiór docieramy do lasów w Czarkowie.

Czarków - betonowe płyty dla czołgów? © ralph03
Tu znów przegląd mapy, żeby idealnie trafić w leśne skrzyżowania i w miarę wygodnie dotrzeć do Suszca.
Asia dzielnie walczy z bólem tyłka i nóg, ciut za dużo kilometrów jak na pierwszy raz. Nawet nie pociesza Ją fakt, że wybieram płaską trasę. Obiecałem, że nie będzie pod górkę. A jak delikatnie jest pod górkę, to oczywiście nie jest - to złudzenie optyczne, skomplikowanych system luster i fatamorgana jednocześnie :P
Szybkie liczenie skrzyżowań leśnych i idealnie trafiamy na Plessówkę. Problem jest tylko jeden. Ostatni 600 metrowy fragment leśny od kilku lat jest zaorany, pewnie przez ciężkie maszyny po ścince drzew. Dodatkowo zarośnięty i miejscami podmokły...

Ciemna strona szlaku Plessówka - Suszec © ralph03
Przedzieramy się przez rowy, pokrzywy, chaszcze, paryje, grzęzawiska, zarośla, aż wreszcie docieramy pod bramę posesji państwa Szenderów.

Wjazd na posesję państwa Szenderów © ralph03
Zamykamy za sobą bramę i już po asfalcie docieramy do domu.
Było nieźle jak na pierwszy raz. Kondycję dziewczyna ma, a ja mam przerąbane za ilość kilometrów ;)

Zapora - Goczałkowice-Zdrój © ralph03
Rower:Cube LTD Pro 2011
Dane wycieczki:
58.65 km (14.00 km teren), czas: 04:06 h, avg:14.30 km/h,
prędkość maks: 37.40 km/hTemperatura:26.0 HR max:140 ( 73%) HR avg:102 ( 53%) Kalorie: 1165 (kcal)
Szyndzielnia, Dębowiec, Stalownik - Bielsko-Biała
Poniedziałek, 30 września 2013 | dodano: 30.09.2013Kategoria Beskid Mały, z Asią, Off Road, Beskid Śląski, 0-50
Kolejna wspólna wycieczka z Asią pod hasłem "tajemnicze obiekty". Tym razem padło na Stalownik w Bielsku-Białej. Dojazd do Stalownika byłby nudny, więc jedziemy tam trochę okrężną drogą, czerwonym szlakiem od Szyndzielni.
Trasa:
Camping Pod Dębowcem - Szyndzielnia 1028 m.n.p.m. - Dębowiec 686 m.n.p.m. - Bielsko-Biała Leszczyny - Przełęcz Pod Łysą Góra 640 m.n.p.m. - Bielsko-Biała Milkuszowice - Camping Pod Dębowcem
Naszą rowerową wycieczkę rozpoczynamy z parkingu przy "Campingu pod Dębowcem". Opłata parkingowa 10 zł za cały dzień uiszczona, więc w drogę.
Po kilkunastu minutach podjazdu asfaltem pod Szyndzielnię, korzystamy z dobrodziejstwa jakim jest gondolka.

Jadąc gondolką na górę podziwiamy panoramę Bielska, bo ze szczytu Szyndzielni niewiele widać.
Specjalna platforma na rowery czy inny bagaż:

Nim rozpoczęliśmy zjazd czerwonym szlakiem w kierunku Dębowca, wdrapujemy się do schroniska, gdzie Asia dogrzewa się talerzem żurku - dobry, choć mało kwaśny.
Zjazd do Dębowca szeroką, szutrową drogą:

Pod Schroniskiem w Dębowcu spotykamy starsze małżeństwo. Starszy pan opowiada, że kiedyś jeździł rowerem po górach i to w czasach jak był zakaz wjazdu na Szyndzielnię - takie dziwne czasy były.
Widok z Dębowca:

Podążając czerwonym szlakiem, zazębiającym się na moment z niebieskim rowerowym, przebijamy się przez miasto, by w końcu dotrzeć pod Park Krajobrazowy Beskidu Małego. Przed Nami kolejny offroad ale dla odmiany pod górkę.

Wspinamy się w kierunku Łysej Góry, która wbrew nazwie jest cała porośnięta drzewami. Szlak czerwony przechodzi w pobliżu jej szczytu i miejscami jest bardzo stromo.
W trasie robimy dwie dłuższe przerwy.
Pierwsza na grzybki:

Druga na widoki (po lewej Skrzyczne):

oraz łapanie promyków słóńca czy odrobinę lenistwa:

Po wielu trudach docieramy do Przełęczy Pod Łysą Górą, tu będziemy odbijać z czerwonego szlaku na szlak czarny w kierunku Stalownika - chwilka podjazdu i później już tylko jazda w dół szlaku. Najpierw po kamieniach, a później w błocie.
20 kilometr i jest główny cel wycieczki: wysoki, sypiący się budynek byłego Specjalistycznego Szpitala Miejskiego "Stalownik".

Kolumny podtrzymujące wieżowiec wyglądają jakby się miały zaraz rozsypać.



Nie wszystko rozkradli :):

Wstępu do środka budynku broniły stalowe drzwi zamknięte na zamek plus kłódkę oraz dwa nieczynne szyby windy.
Podobno mrocznymi podziemiami można dostać się do budynku głównego, ale z rowerami nie ma możliwości na tego typu eksploracje. Trafiłem tylko na podziemne ubikacje z poniszczonymi kibelkami.
Można powiedzieć, że obiekt zaliczony, choć w środku nie byliśmy ;)
Droga powrotna już poza szlakami, choć znów niechcący trafiliśmy na szlak niebieski rowerowy. Jadąc w kierunku Dębowca przejeżdżamy obok szpitala wojewódzkiego, przez który to "Stalownik" stał się niepotrzebny i dziś jest zapomnianym obiektem...
Temperatura:7.0 HR max: (%) HR avg: (%) Kalorie: (kcal)
Trasa:
Camping Pod Dębowcem - Szyndzielnia 1028 m.n.p.m. - Dębowiec 686 m.n.p.m. - Bielsko-Biała Leszczyny - Przełęcz Pod Łysą Góra 640 m.n.p.m. - Bielsko-Biała Milkuszowice - Camping Pod Dębowcem
Naszą rowerową wycieczkę rozpoczynamy z parkingu przy "Campingu pod Dębowcem". Opłata parkingowa 10 zł za cały dzień uiszczona, więc w drogę.
Po kilkunastu minutach podjazdu asfaltem pod Szyndzielnię, korzystamy z dobrodziejstwa jakim jest gondolka.

Jadąc gondolką na górę podziwiamy panoramę Bielska, bo ze szczytu Szyndzielni niewiele widać.
Specjalna platforma na rowery czy inny bagaż:

Nim rozpoczęliśmy zjazd czerwonym szlakiem w kierunku Dębowca, wdrapujemy się do schroniska, gdzie Asia dogrzewa się talerzem żurku - dobry, choć mało kwaśny.
Zjazd do Dębowca szeroką, szutrową drogą:
Pod Schroniskiem w Dębowcu spotykamy starsze małżeństwo. Starszy pan opowiada, że kiedyś jeździł rowerem po górach i to w czasach jak był zakaz wjazdu na Szyndzielnię - takie dziwne czasy były.
Widok z Dębowca:

Podążając czerwonym szlakiem, zazębiającym się na moment z niebieskim rowerowym, przebijamy się przez miasto, by w końcu dotrzeć pod Park Krajobrazowy Beskidu Małego. Przed Nami kolejny offroad ale dla odmiany pod górkę.

Wspinamy się w kierunku Łysej Góry, która wbrew nazwie jest cała porośnięta drzewami. Szlak czerwony przechodzi w pobliżu jej szczytu i miejscami jest bardzo stromo.
W trasie robimy dwie dłuższe przerwy.
Pierwsza na grzybki:

Druga na widoki (po lewej Skrzyczne):

oraz łapanie promyków słóńca czy odrobinę lenistwa:

Po wielu trudach docieramy do Przełęczy Pod Łysą Górą, tu będziemy odbijać z czerwonego szlaku na szlak czarny w kierunku Stalownika - chwilka podjazdu i później już tylko jazda w dół szlaku. Najpierw po kamieniach, a później w błocie.
20 kilometr i jest główny cel wycieczki: wysoki, sypiący się budynek byłego Specjalistycznego Szpitala Miejskiego "Stalownik".
Kolumny podtrzymujące wieżowiec wyglądają jakby się miały zaraz rozsypać.
Nie wszystko rozkradli :):
Wstępu do środka budynku broniły stalowe drzwi zamknięte na zamek plus kłódkę oraz dwa nieczynne szyby windy.
Podobno mrocznymi podziemiami można dostać się do budynku głównego, ale z rowerami nie ma możliwości na tego typu eksploracje. Trafiłem tylko na podziemne ubikacje z poniszczonymi kibelkami.
Można powiedzieć, że obiekt zaliczony, choć w środku nie byliśmy ;)
Droga powrotna już poza szlakami, choć znów niechcący trafiliśmy na szlak niebieski rowerowy. Jadąc w kierunku Dębowca przejeżdżamy obok szpitala wojewódzkiego, przez który to "Stalownik" stał się niepotrzebny i dziś jest zapomnianym obiektem...
Rower:Cube LTD Pro 2011
Dane wycieczki:
26.61 km (11.50 km teren), czas: 02:50 h, avg:9.39 km/h,
prędkość maks: 39.70 km/hTemperatura:7.0 HR max: (%) HR avg: (%) Kalorie: (kcal)
Jaworzno czyli koparki, stara cegielnia i Zalew Sosina
Po wczasach w Chorwacji czas ściągnąć rower ze ściany i rozgrzać troszkę nogi.
Pomysł na wycieczkę do Jaworzna zrodził się w naszych głowach kilka miesięcy temu. Wybraliśmy akurat to miasto, bo na jej terenie jest opuszczona, zniszczona i waląca się stara cegielnia z 1883 roku. Cegielnia była nr 2. Numer 1, to oczywiście zwiedzany Kozubnik :) Dodatkowo na terenie Jaworzna jest zbiornik wodny z zatopionymi koparkami, co też dodawało smaczku wycieczce.
Dojazd na miejsce oczywiście samochodem, z rowerami na dachu.
Samochód zostawiamy przy jakimś osiedlu nazwanym nie wiedzieć czemu osiedle Gigant.
Trasa:
Pogoda kapryśna, na niebie chmury i raz po raz straszą krople deszczu - oj będzie padać, a mieliśmy jechać w piątek... ;)
Etap pierwszy - Koparki:
Znajdujemy szlak i staramy się go trzymać, choć głównie korzystam z nawigowania przy użyciu ViewRanger. Zerkam na wrzucony ślad i porównuje z naszą pozycją na mapie. Mało wygodne ale i tak nieźle jak na soft zrobiony pod Symbiana.

Po 7 kilometrach jazdy głównie polnymi dróżkami docieramy do ulicy Płetwonurków. Naszym oczom ukazuje się szlaban, tablica informacyjna "chcemy kasę" oraz znak zakaz jazdy rowerami... Trudno i tak na pływanie za zimno
Kamieniołomy Koparki:

wrócimy tu jak będzie cieplej i wezmę ze sobą maskę i fajkę do nurkowania :)
Historia koparek
Rzut beretem od bazy nurkowej znajduję się główny cel wyprawy cegielnia.
Etap drugi - Cegielnia Szczakowa:
Trochę historii
Wstęp na teren wzbroniony, wejście grozi śmiercią blablablabla... na szczęście my na rowerach, więc wjedziemy a w razie czego mamy kaski na głowach.
Cegielnia to spory teren do eksploracji. Rozpadające się ściany budynków, sypiące się dachy. Jest klimatycznie, ale zdjęcia w Internecie jakoś bardziej ten klimat odwzorowywały. Kozubnikiem się zachwycaliśmy, tutaj po prostu zwiedzamy. Do wnętrza budynków niespecjalnie się zapuszczaliśmy - zwiedzanie z rowerami jest mało wygodne.




Opuszczamy ruiny i kierujemy się dalej na podstawie mapy i raz po raz spotykanych szlaków.
Żeby dorzucić kilka kilometrów więcej robimy tour de Zalew Sosina.

Trafiamy także na ścieżkę biegnącą wzdłuż Białej Pszemszy.


Końcowe kilometry pokonujemy w deszczu, ale jak człowiek jest mokry to już mu to nie przeszkadza.
Jaworzno jako tereny rowerowe bardzo polecamy. Dużo ciekawych ścieżek rowerowych prowadzących po bezdrożach przez łąki i lasy z dala od zgiełku miasta. Można wypocząć psychicznie i fizycznie przy okazji cieszyć oko otaczającą przyrodą czy jak ktoś lubi walącymi się budynkami.
Temperatura:20.0 HR max: (%) HR avg: (%) Kalorie: (kcal)
Pomysł na wycieczkę do Jaworzna zrodził się w naszych głowach kilka miesięcy temu. Wybraliśmy akurat to miasto, bo na jej terenie jest opuszczona, zniszczona i waląca się stara cegielnia z 1883 roku. Cegielnia była nr 2. Numer 1, to oczywiście zwiedzany Kozubnik :) Dodatkowo na terenie Jaworzna jest zbiornik wodny z zatopionymi koparkami, co też dodawało smaczku wycieczce.
Dojazd na miejsce oczywiście samochodem, z rowerami na dachu.
Samochód zostawiamy przy jakimś osiedlu nazwanym nie wiedzieć czemu osiedle Gigant.
Trasa:
Pogoda kapryśna, na niebie chmury i raz po raz straszą krople deszczu - oj będzie padać, a mieliśmy jechać w piątek... ;)
Etap pierwszy - Koparki:
Znajdujemy szlak i staramy się go trzymać, choć głównie korzystam z nawigowania przy użyciu ViewRanger. Zerkam na wrzucony ślad i porównuje z naszą pozycją na mapie. Mało wygodne ale i tak nieźle jak na soft zrobiony pod Symbiana.

Po 7 kilometrach jazdy głównie polnymi dróżkami docieramy do ulicy Płetwonurków. Naszym oczom ukazuje się szlaban, tablica informacyjna "chcemy kasę" oraz znak zakaz jazdy rowerami... Trudno i tak na pływanie za zimno
Kamieniołomy Koparki:

wrócimy tu jak będzie cieplej i wezmę ze sobą maskę i fajkę do nurkowania :)
Historia koparek
Rzut beretem od bazy nurkowej znajduję się główny cel wyprawy cegielnia.
Etap drugi - Cegielnia Szczakowa:
Trochę historii
Wstęp na teren wzbroniony, wejście grozi śmiercią blablablabla... na szczęście my na rowerach, więc wjedziemy a w razie czego mamy kaski na głowach.
Cegielnia to spory teren do eksploracji. Rozpadające się ściany budynków, sypiące się dachy. Jest klimatycznie, ale zdjęcia w Internecie jakoś bardziej ten klimat odwzorowywały. Kozubnikiem się zachwycaliśmy, tutaj po prostu zwiedzamy. Do wnętrza budynków niespecjalnie się zapuszczaliśmy - zwiedzanie z rowerami jest mało wygodne.

Opuszczamy ruiny i kierujemy się dalej na podstawie mapy i raz po raz spotykanych szlaków.
Żeby dorzucić kilka kilometrów więcej robimy tour de Zalew Sosina.

Trafiamy także na ścieżkę biegnącą wzdłuż Białej Pszemszy.


Końcowe kilometry pokonujemy w deszczu, ale jak człowiek jest mokry to już mu to nie przeszkadza.
Jaworzno jako tereny rowerowe bardzo polecamy. Dużo ciekawych ścieżek rowerowych prowadzących po bezdrożach przez łąki i lasy z dala od zgiełku miasta. Można wypocząć psychicznie i fizycznie przy okazji cieszyć oko otaczającą przyrodą czy jak ktoś lubi walącymi się budynkami.

Rower:Cube LTD Pro 2011
Dane wycieczki:
32.96 km (19.00 km teren), czas: 03:07 h, avg:10.58 km/h,
prędkość maks: 25.50 km/hTemperatura:20.0 HR max: (%) HR avg: (%) Kalorie: (kcal)