- Kategorie:
- 0-50.64
- 100 i więcej.23
- 50-100.59
- Beskid Mały.2
- Beskid Śląski.19
- Beskid Żywiecki.0
- Miejska dżungla.11
- Off Road.61
- samotnie.37
- z Asią.14
Wpisy archiwalne w miesiącu
Wrzesień, 2013
Dystans całkowity: | 155.96 km (w terenie 52.50 km; 33.66%) |
Czas w ruchu: | 12:17 |
Średnia prędkość: | 12.70 km/h |
Maksymalna prędkość: | 48.10 km/h |
Suma podjazdów: | 2857 m |
Liczba aktywności: | 3 |
Średnio na aktywność: | 51.99 km i 4h 05m |
Więcej statystyk |
Szyndzielnia, Dębowiec, Stalownik - Bielsko-Biała
Poniedziałek, 30 września 2013 | dodano: 30.09.2013Kategoria Beskid Mały, z Asią, Off Road, Beskid Śląski, 0-50
Kolejna wspólna wycieczka z Asią pod hasłem "tajemnicze obiekty". Tym razem padło na Stalownik w Bielsku-Białej. Dojazd do Stalownika byłby nudny, więc jedziemy tam trochę okrężną drogą, czerwonym szlakiem od Szyndzielni.
Trasa:
Camping Pod Dębowcem - Szyndzielnia 1028 m.n.p.m. - Dębowiec 686 m.n.p.m. - Bielsko-Biała Leszczyny - Przełęcz Pod Łysą Góra 640 m.n.p.m. - Bielsko-Biała Milkuszowice - Camping Pod Dębowcem
Naszą rowerową wycieczkę rozpoczynamy z parkingu przy "Campingu pod Dębowcem". Opłata parkingowa 10 zł za cały dzień uiszczona, więc w drogę.
Po kilkunastu minutach podjazdu asfaltem pod Szyndzielnię, korzystamy z dobrodziejstwa jakim jest gondolka.

Jadąc gondolką na górę podziwiamy panoramę Bielska, bo ze szczytu Szyndzielni niewiele widać.
Specjalna platforma na rowery czy inny bagaż:

Nim rozpoczęliśmy zjazd czerwonym szlakiem w kierunku Dębowca, wdrapujemy się do schroniska, gdzie Asia dogrzewa się talerzem żurku - dobry, choć mało kwaśny.
Zjazd do Dębowca szeroką, szutrową drogą:

Pod Schroniskiem w Dębowcu spotykamy starsze małżeństwo. Starszy pan opowiada, że kiedyś jeździł rowerem po górach i to w czasach jak był zakaz wjazdu na Szyndzielnię - takie dziwne czasy były.
Widok z Dębowca:

Podążając czerwonym szlakiem, zazębiającym się na moment z niebieskim rowerowym, przebijamy się przez miasto, by w końcu dotrzeć pod Park Krajobrazowy Beskidu Małego. Przed Nami kolejny offroad ale dla odmiany pod górkę.

Wspinamy się w kierunku Łysej Góry, która wbrew nazwie jest cała porośnięta drzewami. Szlak czerwony przechodzi w pobliżu jej szczytu i miejscami jest bardzo stromo.
W trasie robimy dwie dłuższe przerwy.
Pierwsza na grzybki:

Druga na widoki (po lewej Skrzyczne):

oraz łapanie promyków słóńca czy odrobinę lenistwa:

Po wielu trudach docieramy do Przełęczy Pod Łysą Górą, tu będziemy odbijać z czerwonego szlaku na szlak czarny w kierunku Stalownika - chwilka podjazdu i później już tylko jazda w dół szlaku. Najpierw po kamieniach, a później w błocie.
20 kilometr i jest główny cel wycieczki: wysoki, sypiący się budynek byłego Specjalistycznego Szpitala Miejskiego "Stalownik".

Kolumny podtrzymujące wieżowiec wyglądają jakby się miały zaraz rozsypać.



Nie wszystko rozkradli :):

Wstępu do środka budynku broniły stalowe drzwi zamknięte na zamek plus kłódkę oraz dwa nieczynne szyby windy.
Podobno mrocznymi podziemiami można dostać się do budynku głównego, ale z rowerami nie ma możliwości na tego typu eksploracje. Trafiłem tylko na podziemne ubikacje z poniszczonymi kibelkami.
Można powiedzieć, że obiekt zaliczony, choć w środku nie byliśmy ;)
Droga powrotna już poza szlakami, choć znów niechcący trafiliśmy na szlak niebieski rowerowy. Jadąc w kierunku Dębowca przejeżdżamy obok szpitala wojewódzkiego, przez który to "Stalownik" stał się niepotrzebny i dziś jest zapomnianym obiektem...
Temperatura:7.0 HR max: (%) HR avg: (%) Kalorie: (kcal)
Trasa:
Camping Pod Dębowcem - Szyndzielnia 1028 m.n.p.m. - Dębowiec 686 m.n.p.m. - Bielsko-Biała Leszczyny - Przełęcz Pod Łysą Góra 640 m.n.p.m. - Bielsko-Biała Milkuszowice - Camping Pod Dębowcem
Naszą rowerową wycieczkę rozpoczynamy z parkingu przy "Campingu pod Dębowcem". Opłata parkingowa 10 zł za cały dzień uiszczona, więc w drogę.
Po kilkunastu minutach podjazdu asfaltem pod Szyndzielnię, korzystamy z dobrodziejstwa jakim jest gondolka.

Jadąc gondolką na górę podziwiamy panoramę Bielska, bo ze szczytu Szyndzielni niewiele widać.
Specjalna platforma na rowery czy inny bagaż:

Nim rozpoczęliśmy zjazd czerwonym szlakiem w kierunku Dębowca, wdrapujemy się do schroniska, gdzie Asia dogrzewa się talerzem żurku - dobry, choć mało kwaśny.
Zjazd do Dębowca szeroką, szutrową drogą:
Pod Schroniskiem w Dębowcu spotykamy starsze małżeństwo. Starszy pan opowiada, że kiedyś jeździł rowerem po górach i to w czasach jak był zakaz wjazdu na Szyndzielnię - takie dziwne czasy były.
Widok z Dębowca:

Podążając czerwonym szlakiem, zazębiającym się na moment z niebieskim rowerowym, przebijamy się przez miasto, by w końcu dotrzeć pod Park Krajobrazowy Beskidu Małego. Przed Nami kolejny offroad ale dla odmiany pod górkę.

Wspinamy się w kierunku Łysej Góry, która wbrew nazwie jest cała porośnięta drzewami. Szlak czerwony przechodzi w pobliżu jej szczytu i miejscami jest bardzo stromo.
W trasie robimy dwie dłuższe przerwy.
Pierwsza na grzybki:

Druga na widoki (po lewej Skrzyczne):

oraz łapanie promyków słóńca czy odrobinę lenistwa:

Po wielu trudach docieramy do Przełęczy Pod Łysą Górą, tu będziemy odbijać z czerwonego szlaku na szlak czarny w kierunku Stalownika - chwilka podjazdu i później już tylko jazda w dół szlaku. Najpierw po kamieniach, a później w błocie.
20 kilometr i jest główny cel wycieczki: wysoki, sypiący się budynek byłego Specjalistycznego Szpitala Miejskiego "Stalownik".
Kolumny podtrzymujące wieżowiec wyglądają jakby się miały zaraz rozsypać.
Nie wszystko rozkradli :):
Wstępu do środka budynku broniły stalowe drzwi zamknięte na zamek plus kłódkę oraz dwa nieczynne szyby windy.
Podobno mrocznymi podziemiami można dostać się do budynku głównego, ale z rowerami nie ma możliwości na tego typu eksploracje. Trafiłem tylko na podziemne ubikacje z poniszczonymi kibelkami.
Można powiedzieć, że obiekt zaliczony, choć w środku nie byliśmy ;)
Droga powrotna już poza szlakami, choć znów niechcący trafiliśmy na szlak niebieski rowerowy. Jadąc w kierunku Dębowca przejeżdżamy obok szpitala wojewódzkiego, przez który to "Stalownik" stał się niepotrzebny i dziś jest zapomnianym obiektem...
Rower:Cube LTD Pro 2011
Dane wycieczki:
26.61 km (11.50 km teren), czas: 02:50 h, avg:9.39 km/h,
prędkość maks: 39.70 km/hTemperatura:7.0 HR max: (%) HR avg: (%) Kalorie: (kcal)
V Jastrzębski Rajd Rowerowy na Błatnią 917 m.n.p.m.
Niedziela, 22 września 2013 | dodano: 23.09.2013Kategoria 50-100, Beskid Śląski, Off Road
22 września początek astronomicznej jesieni i niestety koniec drugiej edycji Jastrzębskich Rajdów Rowerowych. Był to również Europejski Dzień bez Samochodu, dlatego w mocnej grupie 52 rowerzystów pognaliśmy w kierunku Jaworza zdobyć Błatnią 917 m.n.p.m.
Trasa:
Nim rozpoczął się rajd nastąpiło uroczyste wręczenie pamiątkowych medali, rozlosowanie czeków towarowych na zakupy w TomaziBike i ogólnie zdjęcia, przyjęcia, uściski, wspólne zabawy przy muzyce ;)

Deszczowa pogoda wyjątkowo uspokoiła się na czas weekendu. Było zimno, dość pochmurno ale najważniejsze że bezdeszczowo.
O 8:30 wyruszamy spod sklepu i na 11 meldujemy się w Jaworzu na uzupełnienie płynów w bidonach, bananowej wyżerce czy konsumpcji innych smakołyków. Był to mój pierwszy kontakt z napojami, bo tak się skupiłem na nagrywaniu materiału do filmu, że zapomniałem zatankować bidon przed sklepem - cóż materiał najważniejszy, nawet jeśli trzeba jechać prawie 50 kilometrów o suchym pysku :)
Wspinaczka na szczyt Błatniej żółtym szlakiem przebiegała stylem mieszanym. Trochę jazdy na samym początku, a od połowy głównie wypych. Śliskie podłoże nie pomagało w jeździe, więc delektowałem się otaczającą przyrodą wpychając siebie i rower na górę.
Gdzieś tam w połowie drogi kompletnie zeszły ze mnie siły. Wciąż nie wiem czy to przez brak konkretnego ruchu przed rajdem, czy wcześniejsza jazda o suchym pysku czy może szara pogoda i brak słońca na niebie. Jedno jest pewne na Skrzyczne wyjątkowo gładko mi się wjeżdżało i cały dystans pokonałem z uśmiechem na ustach, a tutaj walka ze sobą i znów myśli o sprzedaniu górala i kupieniu kolarki ;)
Kilkanaście minut przed 13 dojeżdżam pod schronisko, gdzie witają mnie okrzykami koledzy z Grupy Wypadowej - była nawet fala meksykańska :P

Na szczycie Błatniej pamiątkowe grupowe foto, w schronisku żurek plus gorąca czelokada i możemy śmigać dalej.
Uczestnicy rajdu rozjechali się w różne strony, część wróciła żółtym szlakiem do Jaworza, część pojechała zielonym szlakiem do Brennej, a Grupa Wypadowa zaliczyła kolejny szlak rowerem. Najpierw czerwonym szlakiem, a później zielonym w kierunku Górek Wielkich.
Po drodze dużo szybkich zjazdów, niestety sporo kamieni, trochę błotnych kałuż, a w jednym miejscu trafiliśmy praktycznie na ścianę w dół.
Po kilku próbach jazdy, sprowadziliśmy rowery na dół zbocza...

by za chwilę znów pędzić w dół na rowerach.
Całość rajdu bez większych przygód w postaci uszkodzonego sprzętu. Rafał gdzieś za Skoczowem zgubił licznik rowerowy, ale humor mu wciąż dopisywał ;)
jak jest?:)

Filmik z rajdu postaram się posklejać jeszcze w tym tygodniu, oczywiście jeśli po pracy znajdę w sobie jeszcze trochę energii :)

I jeszcze taki suchar z wczorajszego rajdu, który zawstydziłby samego Karola Strasburgera:
Jak się witają rowerzyści?
- Shimano!
Temperatura:14.0 HR max: (%) HR avg: (%) Kalorie: (kcal)
Trasa:
Nim rozpoczął się rajd nastąpiło uroczyste wręczenie pamiątkowych medali, rozlosowanie czeków towarowych na zakupy w TomaziBike i ogólnie zdjęcia, przyjęcia, uściski, wspólne zabawy przy muzyce ;)

Deszczowa pogoda wyjątkowo uspokoiła się na czas weekendu. Było zimno, dość pochmurno ale najważniejsze że bezdeszczowo.
O 8:30 wyruszamy spod sklepu i na 11 meldujemy się w Jaworzu na uzupełnienie płynów w bidonach, bananowej wyżerce czy konsumpcji innych smakołyków. Był to mój pierwszy kontakt z napojami, bo tak się skupiłem na nagrywaniu materiału do filmu, że zapomniałem zatankować bidon przed sklepem - cóż materiał najważniejszy, nawet jeśli trzeba jechać prawie 50 kilometrów o suchym pysku :)
Wspinaczka na szczyt Błatniej żółtym szlakiem przebiegała stylem mieszanym. Trochę jazdy na samym początku, a od połowy głównie wypych. Śliskie podłoże nie pomagało w jeździe, więc delektowałem się otaczającą przyrodą wpychając siebie i rower na górę.
Gdzieś tam w połowie drogi kompletnie zeszły ze mnie siły. Wciąż nie wiem czy to przez brak konkretnego ruchu przed rajdem, czy wcześniejsza jazda o suchym pysku czy może szara pogoda i brak słońca na niebie. Jedno jest pewne na Skrzyczne wyjątkowo gładko mi się wjeżdżało i cały dystans pokonałem z uśmiechem na ustach, a tutaj walka ze sobą i znów myśli o sprzedaniu górala i kupieniu kolarki ;)
Kilkanaście minut przed 13 dojeżdżam pod schronisko, gdzie witają mnie okrzykami koledzy z Grupy Wypadowej - była nawet fala meksykańska :P

Na szczycie Błatniej pamiątkowe grupowe foto, w schronisku żurek plus gorąca czelokada i możemy śmigać dalej.
Uczestnicy rajdu rozjechali się w różne strony, część wróciła żółtym szlakiem do Jaworza, część pojechała zielonym szlakiem do Brennej, a Grupa Wypadowa zaliczyła kolejny szlak rowerem. Najpierw czerwonym szlakiem, a później zielonym w kierunku Górek Wielkich.
Po drodze dużo szybkich zjazdów, niestety sporo kamieni, trochę błotnych kałuż, a w jednym miejscu trafiliśmy praktycznie na ścianę w dół.
Po kilku próbach jazdy, sprowadziliśmy rowery na dół zbocza...

by za chwilę znów pędzić w dół na rowerach.
Całość rajdu bez większych przygód w postaci uszkodzonego sprzętu. Rafał gdzieś za Skoczowem zgubił licznik rowerowy, ale humor mu wciąż dopisywał ;)
jak jest?:)

Filmik z rajdu postaram się posklejać jeszcze w tym tygodniu, oczywiście jeśli po pracy znajdę w sobie jeszcze trochę energii :)

I jeszcze taki suchar z wczorajszego rajdu, który zawstydziłby samego Karola Strasburgera:
Jak się witają rowerzyści?
- Shimano!

Rower:Cube LTD Pro 2011
Dane wycieczki:
96.39 km (22.00 km teren), czas: 06:20 h, avg:15.22 km/h,
prędkość maks: 48.10 km/hTemperatura:14.0 HR max: (%) HR avg: (%) Kalorie: (kcal)
Jaworzno czyli koparki, stara cegielnia i Zalew Sosina
Po wczasach w Chorwacji czas ściągnąć rower ze ściany i rozgrzać troszkę nogi.
Pomysł na wycieczkę do Jaworzna zrodził się w naszych głowach kilka miesięcy temu. Wybraliśmy akurat to miasto, bo na jej terenie jest opuszczona, zniszczona i waląca się stara cegielnia z 1883 roku. Cegielnia była nr 2. Numer 1, to oczywiście zwiedzany Kozubnik :) Dodatkowo na terenie Jaworzna jest zbiornik wodny z zatopionymi koparkami, co też dodawało smaczku wycieczce.
Dojazd na miejsce oczywiście samochodem, z rowerami na dachu.
Samochód zostawiamy przy jakimś osiedlu nazwanym nie wiedzieć czemu osiedle Gigant.
Trasa:
Pogoda kapryśna, na niebie chmury i raz po raz straszą krople deszczu - oj będzie padać, a mieliśmy jechać w piątek... ;)
Etap pierwszy - Koparki:
Znajdujemy szlak i staramy się go trzymać, choć głównie korzystam z nawigowania przy użyciu ViewRanger. Zerkam na wrzucony ślad i porównuje z naszą pozycją na mapie. Mało wygodne ale i tak nieźle jak na soft zrobiony pod Symbiana.

Po 7 kilometrach jazdy głównie polnymi dróżkami docieramy do ulicy Płetwonurków. Naszym oczom ukazuje się szlaban, tablica informacyjna "chcemy kasę" oraz znak zakaz jazdy rowerami... Trudno i tak na pływanie za zimno
Kamieniołomy Koparki:

wrócimy tu jak będzie cieplej i wezmę ze sobą maskę i fajkę do nurkowania :)
Historia koparek
Rzut beretem od bazy nurkowej znajduję się główny cel wyprawy cegielnia.
Etap drugi - Cegielnia Szczakowa:
Trochę historii
Wstęp na teren wzbroniony, wejście grozi śmiercią blablablabla... na szczęście my na rowerach, więc wjedziemy a w razie czego mamy kaski na głowach.
Cegielnia to spory teren do eksploracji. Rozpadające się ściany budynków, sypiące się dachy. Jest klimatycznie, ale zdjęcia w Internecie jakoś bardziej ten klimat odwzorowywały. Kozubnikiem się zachwycaliśmy, tutaj po prostu zwiedzamy. Do wnętrza budynków niespecjalnie się zapuszczaliśmy - zwiedzanie z rowerami jest mało wygodne.




Opuszczamy ruiny i kierujemy się dalej na podstawie mapy i raz po raz spotykanych szlaków.
Żeby dorzucić kilka kilometrów więcej robimy tour de Zalew Sosina.

Trafiamy także na ścieżkę biegnącą wzdłuż Białej Pszemszy.


Końcowe kilometry pokonujemy w deszczu, ale jak człowiek jest mokry to już mu to nie przeszkadza.
Jaworzno jako tereny rowerowe bardzo polecamy. Dużo ciekawych ścieżek rowerowych prowadzących po bezdrożach przez łąki i lasy z dala od zgiełku miasta. Można wypocząć psychicznie i fizycznie przy okazji cieszyć oko otaczającą przyrodą czy jak ktoś lubi walącymi się budynkami.
Temperatura:20.0 HR max: (%) HR avg: (%) Kalorie: (kcal)
Pomysł na wycieczkę do Jaworzna zrodził się w naszych głowach kilka miesięcy temu. Wybraliśmy akurat to miasto, bo na jej terenie jest opuszczona, zniszczona i waląca się stara cegielnia z 1883 roku. Cegielnia była nr 2. Numer 1, to oczywiście zwiedzany Kozubnik :) Dodatkowo na terenie Jaworzna jest zbiornik wodny z zatopionymi koparkami, co też dodawało smaczku wycieczce.
Dojazd na miejsce oczywiście samochodem, z rowerami na dachu.
Samochód zostawiamy przy jakimś osiedlu nazwanym nie wiedzieć czemu osiedle Gigant.
Trasa:
Pogoda kapryśna, na niebie chmury i raz po raz straszą krople deszczu - oj będzie padać, a mieliśmy jechać w piątek... ;)
Etap pierwszy - Koparki:
Znajdujemy szlak i staramy się go trzymać, choć głównie korzystam z nawigowania przy użyciu ViewRanger. Zerkam na wrzucony ślad i porównuje z naszą pozycją na mapie. Mało wygodne ale i tak nieźle jak na soft zrobiony pod Symbiana.

Po 7 kilometrach jazdy głównie polnymi dróżkami docieramy do ulicy Płetwonurków. Naszym oczom ukazuje się szlaban, tablica informacyjna "chcemy kasę" oraz znak zakaz jazdy rowerami... Trudno i tak na pływanie za zimno
Kamieniołomy Koparki:

wrócimy tu jak będzie cieplej i wezmę ze sobą maskę i fajkę do nurkowania :)
Historia koparek
Rzut beretem od bazy nurkowej znajduję się główny cel wyprawy cegielnia.
Etap drugi - Cegielnia Szczakowa:
Trochę historii
Wstęp na teren wzbroniony, wejście grozi śmiercią blablablabla... na szczęście my na rowerach, więc wjedziemy a w razie czego mamy kaski na głowach.
Cegielnia to spory teren do eksploracji. Rozpadające się ściany budynków, sypiące się dachy. Jest klimatycznie, ale zdjęcia w Internecie jakoś bardziej ten klimat odwzorowywały. Kozubnikiem się zachwycaliśmy, tutaj po prostu zwiedzamy. Do wnętrza budynków niespecjalnie się zapuszczaliśmy - zwiedzanie z rowerami jest mało wygodne.

Opuszczamy ruiny i kierujemy się dalej na podstawie mapy i raz po raz spotykanych szlaków.
Żeby dorzucić kilka kilometrów więcej robimy tour de Zalew Sosina.

Trafiamy także na ścieżkę biegnącą wzdłuż Białej Pszemszy.


Końcowe kilometry pokonujemy w deszczu, ale jak człowiek jest mokry to już mu to nie przeszkadza.
Jaworzno jako tereny rowerowe bardzo polecamy. Dużo ciekawych ścieżek rowerowych prowadzących po bezdrożach przez łąki i lasy z dala od zgiełku miasta. Można wypocząć psychicznie i fizycznie przy okazji cieszyć oko otaczającą przyrodą czy jak ktoś lubi walącymi się budynkami.

Rower:Cube LTD Pro 2011
Dane wycieczki:
32.96 km (19.00 km teren), czas: 03:07 h, avg:10.58 km/h,
prędkość maks: 25.50 km/hTemperatura:20.0 HR max: (%) HR avg: (%) Kalorie: (kcal)