- Kategorie:
- 0-50.64
- 100 i więcej.23
- 50-100.59
- Beskid Mały.2
- Beskid Śląski.19
- Beskid Żywiecki.0
- Miejska dżungla.11
- Off Road.61
- samotnie.37
- z Asią.14
Wpisy archiwalne w miesiącu
Lipiec, 2012
Dystans całkowity: | 466.34 km (w terenie 154.40 km; 33.11%) |
Czas w ruchu: | 26:36 |
Średnia prędkość: | 17.53 km/h |
Maksymalna prędkość: | 55.40 km/h |
Liczba aktywności: | 12 |
Średnio na aktywność: | 38.86 km i 2h 13m |
Więcej statystyk |
Deszczowa piosenka z Dianą
Niedziela, 29 lipca 2012 | dodano: 29.07.2012Kategoria 0-50, Miejska dżungla
Trzeci dzień pod rząd na rowerze.
Trasa:
W powietrzu wisiał większy deszcz, ale Diana się uparła - dobra jedziemy ;)
Wyruszyliśmy w kroplach deszczu z nadzieją, że pokropi i przestanie, ewentualnie przejdzie bokiem.
Jak się później okazało, nie przestało padać, albo my jeździliśmy tymi bokami, którymi akurat chciała ulewa sobie przejść.
W miarę suchymi oponami dotarliśmy do parku zdrojowego jadąc ulicami Równoleglą, Północną, Kondziołowcem i w pobliżu starego dworca PKP w Zdroju.
W parku deszcz się rozbestwił na dobre. Z nadzieją, że przestanie padać pokręciliśmy się tu i tam chroniąc pod drzewami przed deszczem...
mostek w parku:

ale oczywiście znów Diana się uparła, że nie ma co czekać. Wyjechaliśmy z parku choć wciąż padało i wcale nie miało zamiaru przestać czy chociaż odrobinkę zmniejszyć ilość kropel lecących na nas.
Kolejny raz spróbowaliśmy przeczekać, ale znowu Diana... no więc jedziemy :P
...i dosłownie lunęło, aż bąble tworzyły się na kałużach. Tu nastąpiło nasze zwątpienie co do dalszego jeżdżenia. Szybka decyzja - wracamy do domu ;)
Przemoczeni i wciąż oblewani wodą, która wystrzeliwała spod kół naszych rowerów jak fontanna wracaliśmy na osiedle.
Ale kto by się przejmował...
"I'm singin' in the rain
Just singin' in the rain" :)
Temperatura:23.0 HR max: (%) HR avg: (%) Kalorie: (kcal)
Trasa:
W powietrzu wisiał większy deszcz, ale Diana się uparła - dobra jedziemy ;)
Wyruszyliśmy w kroplach deszczu z nadzieją, że pokropi i przestanie, ewentualnie przejdzie bokiem.
Jak się później okazało, nie przestało padać, albo my jeździliśmy tymi bokami, którymi akurat chciała ulewa sobie przejść.
W miarę suchymi oponami dotarliśmy do parku zdrojowego jadąc ulicami Równoleglą, Północną, Kondziołowcem i w pobliżu starego dworca PKP w Zdroju.
W parku deszcz się rozbestwił na dobre. Z nadzieją, że przestanie padać pokręciliśmy się tu i tam chroniąc pod drzewami przed deszczem...
mostek w parku:

ale oczywiście znów Diana się uparła, że nie ma co czekać. Wyjechaliśmy z parku choć wciąż padało i wcale nie miało zamiaru przestać czy chociaż odrobinkę zmniejszyć ilość kropel lecących na nas.
Kolejny raz spróbowaliśmy przeczekać, ale znowu Diana... no więc jedziemy :P
...i dosłownie lunęło, aż bąble tworzyły się na kałużach. Tu nastąpiło nasze zwątpienie co do dalszego jeżdżenia. Szybka decyzja - wracamy do domu ;)
Przemoczeni i wciąż oblewani wodą, która wystrzeliwała spod kół naszych rowerów jak fontanna wracaliśmy na osiedle.
Ale kto by się przejmował...
"I'm singin' in the rain
Just singin' in the rain" :)

Rower:Cube LTD Pro 2011
Dane wycieczki:
14.81 km (0.50 km teren), czas: 01:00 h, avg:14.81 km/h,
prędkość maks: 38.70 km/hTemperatura:23.0 HR max: (%) HR avg: (%) Kalorie: (kcal)
Lasy, bunkry, stawy z Justi
Piękna, słoneczna sobota, w cieniu prawie 30*C, w słońcu 38*C - nie ma co w domu siedzieć. Wszelkie znaki na niebie mówią mi, że to rowerowa sobota :)
Umówiłem się z Justi na wspólny wypad rowerowy. Miała mi pokazać gdzie jest bunkier w Żorach, a ja w ramach odwdzięczyn miałem zabrać Ją nad staw Gichta.
Trasa:
W sumie prawie 55 km, z czego z Justyną przejechane 27 kilometrów.
15 pierwszych kilometrów przejechałem samotnie w kierunku dawnej kopalni Żory oraz basenu odkrytego w Roju.
Komin nieczynnej kopalni węgla kamiennego Żory:

Następnie omijając bokami ruchliwą ulice Wodzisławską kierowałem się pod dom Justyny, skąd rozpoczynaliśmy wspólną wycieczkę do Parku krajobrazowego "Cysterskie Kompozycje Krajobrazowych Rud Wielkich"
Boki czyli ulica Łąkowa:

Zaczynamy. Najpierw ulicą Folwarecką i Reja w kierunku A1 plus oglądanie jak to w czasach kryzysu wygląda budownictwo. Kryzysu nie widzieliśmy, ale za to sporo fajnych domków ;)
Ulica Kasztanowa:

Przejechaliśmy wzdłuż autostrady A1 w kierunku Szczejkowic i odbiliśmy w kierunku lasu chowając się przed żarem prażącego słońca.
Tempem spacerowym dotarliśmy do pierwszego celu podróży, który znajduje się tuż obok przejazdu kolejowego przy drodze 924.
Bunkier na Żwace:

Schron bojowy zbudowany pod koniec sierpnia 1939 r. w rejonie lesistym przy drodze do Szczejkowic. Został wykonany w oparciu o typowy projekt wznoszenia schronów. Jego budowę prowadził, po specjalnym przeszkoleniu, działonowy z 5 baterii 23 pułku artylerii lekkiej, kapral Józef Wyderko. Schron miał być uzbrojony w dwa karabiny maszynowe. Strzelnice umieszczone 60 cm nad poziomem gruntu zabezpieczał od góry żelbetonowy nawis. W ścianie tylnej znajdowało się wejście. Załogę miało stanowić 5 żołnierzy. Powierzchnia izby bojowej wynosiła 5,7 m². 1 IX 1939 r. schron na „Żwace” był wprawdzie wybetonowany, ale niewyschnięty i jeszcze oszalowany. Z tych względów nie był wykorzystany bojowo przez obrońców miasta. W roku 1945 był wykorzystywany przez Armię Czerwoną przed atakiem na Żory - tyle z historii :)
Bunkru pilnował jakiś cywil imitujący żołnierza. Czekał na swojego dowódcę, który podjechał kultowym już Golfem Caddy.
Żołnierz ostrzegł nas, żebyśmy uważali, bo w pobliżu bunkru gniazdko uwiły sobie kochane i przytulne stworzenia - szerszenie... trochę tego tam latało, więc zwiedzanie środka bunkru odpuściliśmy sobie. Nie ma co drażnić szerszeni.
Kolejnym celem wycieczki był staw hodowlany Gichta. Ale za nim do niego dotarliśmy trzeba bylo przebić się przez las...
przez torowisko:

lądować z roweru z telemarkiem obijając sobie kolano i przekrzywiając kierownicę:

ale dla pięknych widoków było warto zawędrować tak daleko.
Staw Gichta:

Okrążyliśmy Gichtę dookoła i wracaliśmy do domu. W drodze powrotnej spróbowaliśmy swoich sił pędząc na dwupasmówce DK-81 (zwanej Wiślanką) ;)
Zaliczyliśmy również pusty żorski rynek.
Mój powrót do domu bez przygód znaną już trasą przez Rogoźną, Bażanciarnię, okolice kopalni Borynia i Szeroką.
Wycieczka naprawdę udana, pogoda dopisała, energi w nogach starczyło i było jej nawet na więcej. Więc wkrótce spożytkujemy ją odpowiednio w górach, ale już bez rowerów :)
Nawadnianie organizmu jest bardzo ważne:
Temperatura:29.0 HR max: (%) HR avg: (%) Kalorie: (kcal)
Umówiłem się z Justi na wspólny wypad rowerowy. Miała mi pokazać gdzie jest bunkier w Żorach, a ja w ramach odwdzięczyn miałem zabrać Ją nad staw Gichta.
Trasa:
W sumie prawie 55 km, z czego z Justyną przejechane 27 kilometrów.
15 pierwszych kilometrów przejechałem samotnie w kierunku dawnej kopalni Żory oraz basenu odkrytego w Roju.
Komin nieczynnej kopalni węgla kamiennego Żory:

Następnie omijając bokami ruchliwą ulice Wodzisławską kierowałem się pod dom Justyny, skąd rozpoczynaliśmy wspólną wycieczkę do Parku krajobrazowego "Cysterskie Kompozycje Krajobrazowych Rud Wielkich"
Boki czyli ulica Łąkowa:

Zaczynamy. Najpierw ulicą Folwarecką i Reja w kierunku A1 plus oglądanie jak to w czasach kryzysu wygląda budownictwo. Kryzysu nie widzieliśmy, ale za to sporo fajnych domków ;)
Ulica Kasztanowa:

Przejechaliśmy wzdłuż autostrady A1 w kierunku Szczejkowic i odbiliśmy w kierunku lasu chowając się przed żarem prażącego słońca.
Tempem spacerowym dotarliśmy do pierwszego celu podróży, który znajduje się tuż obok przejazdu kolejowego przy drodze 924.
Bunkier na Żwace:

Schron bojowy zbudowany pod koniec sierpnia 1939 r. w rejonie lesistym przy drodze do Szczejkowic. Został wykonany w oparciu o typowy projekt wznoszenia schronów. Jego budowę prowadził, po specjalnym przeszkoleniu, działonowy z 5 baterii 23 pułku artylerii lekkiej, kapral Józef Wyderko. Schron miał być uzbrojony w dwa karabiny maszynowe. Strzelnice umieszczone 60 cm nad poziomem gruntu zabezpieczał od góry żelbetonowy nawis. W ścianie tylnej znajdowało się wejście. Załogę miało stanowić 5 żołnierzy. Powierzchnia izby bojowej wynosiła 5,7 m². 1 IX 1939 r. schron na „Żwace” był wprawdzie wybetonowany, ale niewyschnięty i jeszcze oszalowany. Z tych względów nie był wykorzystany bojowo przez obrońców miasta. W roku 1945 był wykorzystywany przez Armię Czerwoną przed atakiem na Żory - tyle z historii :)
Bunkru pilnował jakiś cywil imitujący żołnierza. Czekał na swojego dowódcę, który podjechał kultowym już Golfem Caddy.
Żołnierz ostrzegł nas, żebyśmy uważali, bo w pobliżu bunkru gniazdko uwiły sobie kochane i przytulne stworzenia - szerszenie... trochę tego tam latało, więc zwiedzanie środka bunkru odpuściliśmy sobie. Nie ma co drażnić szerszeni.
Kolejnym celem wycieczki był staw hodowlany Gichta. Ale za nim do niego dotarliśmy trzeba bylo przebić się przez las...
przez torowisko:

lądować z roweru z telemarkiem obijając sobie kolano i przekrzywiając kierownicę:

ale dla pięknych widoków było warto zawędrować tak daleko.
Staw Gichta:

Okrążyliśmy Gichtę dookoła i wracaliśmy do domu. W drodze powrotnej spróbowaliśmy swoich sił pędząc na dwupasmówce DK-81 (zwanej Wiślanką) ;)
Zaliczyliśmy również pusty żorski rynek.
Mój powrót do domu bez przygód znaną już trasą przez Rogoźną, Bażanciarnię, okolice kopalni Borynia i Szeroką.
Wycieczka naprawdę udana, pogoda dopisała, energi w nogach starczyło i było jej nawet na więcej. Więc wkrótce spożytkujemy ją odpowiednio w górach, ale już bez rowerów :)
Nawadnianie organizmu jest bardzo ważne:

Rower:
Dane wycieczki:
54.90 km (13.50 km teren), czas: 03:31 h, avg:15.61 km/h,
prędkość maks: 41.10 km/hTemperatura:29.0 HR max: (%) HR avg: (%) Kalorie: (kcal)
Śladami jastrzębskiego PKP vol.2
Piątek, 27 lipca 2012 | dodano: 27.07.2012Kategoria 0-50, Miejska dżungla, Off Road, samotnie
Trasa:
nieco ponad 16 km.
Troszeczkę pokręciłem się po mieście. Dotarłem pod basen na ulicy Witczaka.
Ludzi niewiele ale woda według tablicy świetlnej dość ciepła:

Przebiłem się przez park w Zdroju i udałem się w kierunku ulicy Dworcowej, do wieży ciśnień.
Wieża ciśnień ulica Dworcowa:

A skoro już tu byłem, to postanowiłem ponownie podążyć śladami dawnego PKP. Tym razem kierunek Zdrój - Bzie (na mapce od 9 do 10 kilometra).
Stary dworzec kolejowy w Zdróju:

Tutaj też wszystko pozarastane, choć widać że ludność urządza sobie skróty wzdłuż torów i jest w miarę wydeptana ścieżka. Często jednak trzeba schodzić z roweru, bo ścieżka wije się wzdłuż szyn raz lewej, raz z prawej strony.
Tutaj prowadzą aż 4 tory i wciąż mają szyny. W Bziu chyba łatwiej szedł demontaż.
Więcej jazdy niż pchania, a to cieszy :):


Jazdę wzdłuż torów odpuściłem sobie na wysokości ulicy Kondziołowiec (okolo 10 kilometr) -zaliczyłem lot przez kierownicę. Zadziałała fizyka na zjeździe z nasypu kolejowego. Przednie koło roweru zatrzymało się na jakiejś gałęzi, a moje ciało nie chciało się zatrzymać i sruuu przez kierownicę. Na szczęście leciałem już wypięty z zatrzasków, wiec rower mnie nie zakrył ;)
Ja cały, rower również cały ale jednak uznałem to za znak, żeby dalej w te zarośla nie brnąć.
Coś pechowe te moje wędrowanie wzdłuż torów. Jak nie pokrzywy, komary i istna dżungla, to loty przez kierownica na ręce i bark...
W ostatnim wpisie wspominałem o rzucanych kłodach pod koła. Dziś trafiłem na takie miejsce ;)
Kłoda double combo:

Fotka strzelona w lesie pomiędzy ulicami: Warszawska, Północna, Sybiraków i Porozumień Jastrzębskich.
Tu miało koncentrować się życie mieszkańców. Miały być deptaki, aqua parki, centra handlowe i inne cuda. A co znajdziemy? Bezdomnych, którzy tu pomieszkują sądząc po sznurkach z suszącym się ubraniem i pełno rozbitych butelek oraz miejsc po ogniskach. Strefa centrum... Ohhh yeahhh!
Temperatura:25.0 HR max: (%) HR avg: (%) Kalorie: (kcal)
nieco ponad 16 km.
Troszeczkę pokręciłem się po mieście. Dotarłem pod basen na ulicy Witczaka.
Ludzi niewiele ale woda według tablicy świetlnej dość ciepła:

Przebiłem się przez park w Zdroju i udałem się w kierunku ulicy Dworcowej, do wieży ciśnień.
Wieża ciśnień ulica Dworcowa:

A skoro już tu byłem, to postanowiłem ponownie podążyć śladami dawnego PKP. Tym razem kierunek Zdrój - Bzie (na mapce od 9 do 10 kilometra).
Stary dworzec kolejowy w Zdróju:

Tutaj też wszystko pozarastane, choć widać że ludność urządza sobie skróty wzdłuż torów i jest w miarę wydeptana ścieżka. Często jednak trzeba schodzić z roweru, bo ścieżka wije się wzdłuż szyn raz lewej, raz z prawej strony.
Tutaj prowadzą aż 4 tory i wciąż mają szyny. W Bziu chyba łatwiej szedł demontaż.
Więcej jazdy niż pchania, a to cieszy :):


Jazdę wzdłuż torów odpuściłem sobie na wysokości ulicy Kondziołowiec (okolo 10 kilometr) -zaliczyłem lot przez kierownicę. Zadziałała fizyka na zjeździe z nasypu kolejowego. Przednie koło roweru zatrzymało się na jakiejś gałęzi, a moje ciało nie chciało się zatrzymać i sruuu przez kierownicę. Na szczęście leciałem już wypięty z zatrzasków, wiec rower mnie nie zakrył ;)
Ja cały, rower również cały ale jednak uznałem to za znak, żeby dalej w te zarośla nie brnąć.
Coś pechowe te moje wędrowanie wzdłuż torów. Jak nie pokrzywy, komary i istna dżungla, to loty przez kierownica na ręce i bark...
W ostatnim wpisie wspominałem o rzucanych kłodach pod koła. Dziś trafiłem na takie miejsce ;)
Kłoda double combo:

Fotka strzelona w lesie pomiędzy ulicami: Warszawska, Północna, Sybiraków i Porozumień Jastrzębskich.
Tu miało koncentrować się życie mieszkańców. Miały być deptaki, aqua parki, centra handlowe i inne cuda. A co znajdziemy? Bezdomnych, którzy tu pomieszkują sądząc po sznurkach z suszącym się ubraniem i pełno rozbitych butelek oraz miejsc po ogniskach. Strefa centrum... Ohhh yeahhh!
Rower:Cube LTD Pro 2011
Dane wycieczki:
16.36 km (2.70 km teren), czas: 01:04 h, avg:15.34 km/h,
prędkość maks: 45.10 km/hTemperatura:25.0 HR max: (%) HR avg: (%) Kalorie: (kcal)
Żory i odwiedziny Justi ;)
Trochę w inną stronę niż zwykle, bo na północ.
1000 km padło jak kiep rzucony na ulicę, ale to nie znaczy że mam spocząć teraz na laurach i nic nie robić prócz zbierania gratulacji, uścisków i często spojrzeń jak na wariata ;)
Trzeba pracować na kolejnym tysiącem, szczególnie że pogoda całkiem przyzwoita, jeśli przymknie się oko na silny wiatr. Ale nie można mieć wszystkiego. Zawsze znajdzie się taki, który jak nie rzuci kłody podnogi koła, to włączy wentylator na wysokie obroty ("Ydź mi z tą wichurą!").
Trasa:
Zofiówka - Szeroka - Świerklany - Rogoźna - Żory Rynek - Sikorskiego - Osiny - Krzyżowice - Pniówek - Zofiówka
W sumie nieco ponad 32 km.
Żeby uniknąć drogi Jastrzębie-Żory, gdzie ostatnio kilku kierowców próbowało mnie zabić lub tylko zepchnąć z drogi, skierowałem się bocznymi drogami w kierunku Rogoźnej przez Świerklany i przez dawną Bażanciarnie (super miejsce na spacery czy jazdę rowerem).
Bażanciarnia:

Z Rogoźnej skierowałem się ulica Wodzisławską w odwiedziny do Justi, z którą niedługo wybiorę się na rower - kolejna wkręcona w rowerowanie :P
Następnie siłka na świeżym powietrzu i żorski rynek.
Moc, siła, bajceps ;)

Rynek:

Droga powrotna przez Osiny, Krzyżowice, Pniówek i okolice jastrzębskiego wysypiska śmieci ale od strony lasu, bo tam można oddychać bez odruchów wymiotnych...
Po drodze było troszkę błotka i większych kałuż ale wszystko pokonane suchą stopą.
Kąpiele błotne dobre na cerę:

Tutaj wędkarze spędzają wolny czas:

To się nazywa dobrze zagospodarowany czas przed pracą :)
Temperatura:34.0 HR max: (%) HR avg: (%) Kalorie: (kcal)
1000 km padło jak kiep rzucony na ulicę, ale to nie znaczy że mam spocząć teraz na laurach i nic nie robić prócz zbierania gratulacji, uścisków i często spojrzeń jak na wariata ;)
Trzeba pracować na kolejnym tysiącem, szczególnie że pogoda całkiem przyzwoita, jeśli przymknie się oko na silny wiatr. Ale nie można mieć wszystkiego. Zawsze znajdzie się taki, który jak nie rzuci kłody pod
Trasa:
Zofiówka - Szeroka - Świerklany - Rogoźna - Żory Rynek - Sikorskiego - Osiny - Krzyżowice - Pniówek - Zofiówka
W sumie nieco ponad 32 km.
Żeby uniknąć drogi Jastrzębie-Żory, gdzie ostatnio kilku kierowców próbowało mnie zabić lub tylko zepchnąć z drogi, skierowałem się bocznymi drogami w kierunku Rogoźnej przez Świerklany i przez dawną Bażanciarnie (super miejsce na spacery czy jazdę rowerem).
Bażanciarnia:

Z Rogoźnej skierowałem się ulica Wodzisławską w odwiedziny do Justi, z którą niedługo wybiorę się na rower - kolejna wkręcona w rowerowanie :P
Następnie siłka na świeżym powietrzu i żorski rynek.
Moc, siła, bajceps ;)

Rynek:

Droga powrotna przez Osiny, Krzyżowice, Pniówek i okolice jastrzębskiego wysypiska śmieci ale od strony lasu, bo tam można oddychać bez odruchów wymiotnych...
Po drodze było troszkę błotka i większych kałuż ale wszystko pokonane suchą stopą.
Kąpiele błotne dobre na cerę:

Tutaj wędkarze spędzają wolny czas:

To się nazywa dobrze zagospodarowany czas przed pracą :)
Rower:Cube LTD Pro 2011
Dane wycieczki:
32.54 km (3.50 km teren), czas: 01:44 h, avg:18.77 km/h,
prędkość maks: 55.40 km/hTemperatura:34.0 HR max: (%) HR avg: (%) Kalorie: (kcal)
Pobijanie tysiąca - Karvina
Niedziela, 22 lipca 2012 | dodano: 22.07.2012Kategoria 0-50
Nadszedł ten dzień. Pierwsze 1000 km w tym roku.
Taka dość spontaniczna wycieczka. Padła propozycja, że pogoda coraz to bardziej przyzwoita i można gdzieś się wybrać. Beny rzucił, że będzie to Karvina. Czemu nie :)
Dzwonię do Diany - niestety nie pasuje Jej, bo będzie w pracy calutki dzień...
Dzwonię do Damiana - abonent czasowo niedostępny. Podobno bawił się na kawalerskim. Musiała być syta impreza skoro telefon odpalił dopiero na drugi dzień :P
Dzień pochmurny, miejscami pojawiało się słońce. Przeszkadzał tylko ulubieniec rowerzystów - wiatr, który wiał jak zwykle w przeciwnym kierunku do jazdy ;)
Trasa:
Jastrzębie - Marklowice G. - Petrovice (CZ) - Karvina (CZ) - Petrovice (CZ) - Marklowice g. - Zebrzydowice - Jastrzębie
W sumie prawie 58 km.
Zwiedziliśmy centrum Jastrzębia, później kierunek Ruptawa, Cisówka, Marklowice Górne i witamy w Czechach.
Wieża ciśnień na obrzeżach Karviny:

Dawniej wjeżdżając do Karviny witały nas obskurne domki Romów. Brud, smród i ubóstwo. Dziś te budynki są zrównane z ziemią i można spokojnie przejechać obok nie bojąc się, że komuś się spodoba nasz rower...
Rynek w Karvinie:

Na rynku spokojnie i cicho. Więcej przyjezdnych Polaków na rowerach niż samych miejscowych.
Na rynku wystawa poświęcona dawnemu uzdrowisku Jastrzębie-Zdrój oraz wciąż działającemu uzdrowisku Darkov (Darków Zdrój).
Jastrzębie na przedwojennych mapach:

bożo wporzo!! Tam się chyba wyrywało lachony :P

Z rynku udaliśmy się do parku.
Tam też pustki. Rowerzysci, psy, ich właściciele oraz zwierzątka w mini zoo:

Pauza:

i powrót do domu:

W drodze powrotnej zaliczyliśmy las w Zebrzydowicach oraz las Kyndra w Jastrzębiu.
Wieża ciśnień w Zebrzydowicach:

W planach wypad w góry i wypad na czeskie bunkry.
Temperatura:21.0 HR max: (%) HR avg: (%) Kalorie: (kcal)
Taka dość spontaniczna wycieczka. Padła propozycja, że pogoda coraz to bardziej przyzwoita i można gdzieś się wybrać. Beny rzucił, że będzie to Karvina. Czemu nie :)
Dzwonię do Diany - niestety nie pasuje Jej, bo będzie w pracy calutki dzień...
Dzwonię do Damiana - abonent czasowo niedostępny. Podobno bawił się na kawalerskim. Musiała być syta impreza skoro telefon odpalił dopiero na drugi dzień :P
Dzień pochmurny, miejscami pojawiało się słońce. Przeszkadzał tylko ulubieniec rowerzystów - wiatr, który wiał jak zwykle w przeciwnym kierunku do jazdy ;)
Trasa:
Jastrzębie - Marklowice G. - Petrovice (CZ) - Karvina (CZ) - Petrovice (CZ) - Marklowice g. - Zebrzydowice - Jastrzębie
W sumie prawie 58 km.
Zwiedziliśmy centrum Jastrzębia, później kierunek Ruptawa, Cisówka, Marklowice Górne i witamy w Czechach.
Wieża ciśnień na obrzeżach Karviny:

Dawniej wjeżdżając do Karviny witały nas obskurne domki Romów. Brud, smród i ubóstwo. Dziś te budynki są zrównane z ziemią i można spokojnie przejechać obok nie bojąc się, że komuś się spodoba nasz rower...
Rynek w Karvinie:

Na rynku spokojnie i cicho. Więcej przyjezdnych Polaków na rowerach niż samych miejscowych.
Na rynku wystawa poświęcona dawnemu uzdrowisku Jastrzębie-Zdrój oraz wciąż działającemu uzdrowisku Darkov (Darków Zdrój).
Jastrzębie na przedwojennych mapach:

bożo wporzo!! Tam się chyba wyrywało lachony :P

Z rynku udaliśmy się do parku.
Tam też pustki. Rowerzysci, psy, ich właściciele oraz zwierzątka w mini zoo:

Pauza:

i powrót do domu:

W drodze powrotnej zaliczyliśmy las w Zebrzydowicach oraz las Kyndra w Jastrzębiu.
Wieża ciśnień w Zebrzydowicach:

W planach wypad w góry i wypad na czeskie bunkry.
Rower:Cube LTD Pro 2011
Dane wycieczki:
57.72 km (5.00 km teren), czas: 03:21 h, avg:17.23 km/h,
prędkość maks: 44.00 km/hTemperatura:21.0 HR max: (%) HR avg: (%) Kalorie: (kcal)
Leśnictwo Bałdowice
Becia pojechała bronić magistra skutecznie zresztą, bo padła piątka tego dnia - podobno cenniejsza niż szóstka w lotto i gra się krócej. Najpierw 5 lat nauki, a później już tylko 10 minut wstydu w porywach do 11..;P.
Ja skorzystałem w okazji i wjechałem głęboko w las celem zwiedzenia częsci leśnictwa bałdowickiego, które ciężko się zwiedza rowerem w stylu retro.
Zjazd z aslaftu

i mamy leśniczówkę :)

Dzień wcześniej popadało, co dało się odczuć. Mokra trawa, w wielu miejscach teren delikatnie mówiąc bagienny. Jednak szeroka guma radziła sobie bardzo dobrze z przejeżdżaniem przez błoto, kałuże, wysoką trawę, korzenie, leżące gałęzie... dzikie węże czyli cały leśny full service :)

Trasa:
To miała być kilkugodzinny wypad do lasu i kilkugodzinne błądzenie... niestety, ale całą przyjemność z jeżdżenia zepsuły/zabiły pieprzone bąki. Pół biedy, że ciągle za mną grupkami latały, pół biedy, że czasem któryś mnie dziabnął, pół biedy, że nie miałem możliwości zatrzymania się na zrobienie na spokojnie zdjęcia. Miarka się przebrała jak jednego gnojka prawie połknąłem... w takich warunkach nie będę jeździł, bo to brak warunków.

25 kilometrów do tegorocznych 1000 km :D
Temperatura:24.0 HR max: (%) HR avg: (%) Kalorie: (kcal)
Ja skorzystałem w okazji i wjechałem głęboko w las celem zwiedzenia częsci leśnictwa bałdowickiego, które ciężko się zwiedza rowerem w stylu retro.
Zjazd z aslaftu

i mamy leśniczówkę :)

Dzień wcześniej popadało, co dało się odczuć. Mokra trawa, w wielu miejscach teren delikatnie mówiąc bagienny. Jednak szeroka guma radziła sobie bardzo dobrze z przejeżdżaniem przez błoto, kałuże, wysoką trawę, korzenie, leżące gałęzie... dzikie węże czyli cały leśny full service :)

Trasa:
To miała być kilkugodzinny wypad do lasu i kilkugodzinne błądzenie... niestety, ale całą przyjemność z jeżdżenia zepsuły/zabiły pieprzone bąki. Pół biedy, że ciągle za mną grupkami latały, pół biedy, że czasem któryś mnie dziabnął, pół biedy, że nie miałem możliwości zatrzymania się na zrobienie na spokojnie zdjęcia. Miarka się przebrała jak jednego gnojka prawie połknąłem... w takich warunkach nie będę jeździł, bo to brak warunków.

25 kilometrów do tegorocznych 1000 km :D
Rower:Cube LTD Pro 2011
Dane wycieczki:
14.02 km (11.50 km teren), czas: 00:52 h, avg:16.18 km/h,
prędkość maks: 34.50 km/hTemperatura:24.0 HR max: (%) HR avg: (%) Kalorie: (kcal)
Bałdowice i okolice
Dawno dawno temu, za górami... no może niekoniecznie za górami, ale na pewno za lasami była sobie [i wciąż jest] miejscowość:

i właśnie tu zaczyna się historia rowerowa :)
Dostałem rowerowe zaproszenie od Beaty, która czytając moje relacje rowerowe też się wkręciła w pedałowanie ;). Wrzuciłem rower do samochodu i przybyłem, bo podobno jest tu gdzie jeździć... i muszę przyznać, że jest.
Becia pani rezydent pensjonatu i moja pani przewodnik:

Rowerek w stylu retro - Lubie to! ;)
Trasa:
Zaczynamy oczywiście w Bałdowicach. Lecimy przez las...
...pola...

...w pobliżu starej wieży ciśnień:

...później troszeczkę asfaltu aż w końcu docieramy do Parku w Sycowie.

Piękne miejsce, widać na co poszła kasa i widać że została dobrze spożytkowana. Z opowieści Beaty wynika, że kiedyś park służył głównie młodym gniewnym jako miejscówka do picia wina marki wino, a obecnie można bezpiecznie się poruszać, choć w niektórych częściach parku jeszcze można spotkać smakoszy taniego wina - starsi panowie sączący młode wino.
Młodzi i niekoniecznie gniewni kulturalnie raczyli swoje podniebienia chmielowym napojem w centralnych częściach parku, bo radiowóz tutaj nie dojedzie, a niebieskie mundury z daleka wypatrzą.


Pokręciliśmy się w parku, posiedzieliśmy przy fontannie i dalej w drogę.
Retro vs. MTB

Przed nami jeszcze kosciółem św. Jadwigi i studnia z wodą o smaku mułu z lekką nutkądekadencji żelaza... ;)
Odwiedziny babci Beaty, bo o babci trzeba pamiętać jak się jest w okolicy i powrót do domu by zdążyć przed krążącą wokół nas burzą. Nie zdążyliśmy :P
Kilka ostatnich kilometrów oblewał nasze ciała ciepły letni deszcz o bardzo dorodnych kroplach... i tu plus dla retro bike, są w nim błotniki. Choć tak nas zlało, że posiadanie czy też brak błotników nie miało znaczenia.
Cały dzień ten deszcz nas prześladował, straszył i dreptał po piętach. Dopadł nas 5 kilometrów przed domem.
W planach mamy już kolejny wypad.
Zwiedzić rowerowy Wrocław:
Temperatura:26.0 HR max: (%) HR avg: (%) Kalorie: (kcal)

i właśnie tu zaczyna się historia rowerowa :)
Dostałem rowerowe zaproszenie od Beaty, która czytając moje relacje rowerowe też się wkręciła w pedałowanie ;). Wrzuciłem rower do samochodu i przybyłem, bo podobno jest tu gdzie jeździć... i muszę przyznać, że jest.
Becia pani rezydent pensjonatu i moja pani przewodnik:

Rowerek w stylu retro - Lubie to! ;)
Trasa:
Zaczynamy oczywiście w Bałdowicach. Lecimy przez las...
...pola...

...w pobliżu starej wieży ciśnień:

...później troszeczkę asfaltu aż w końcu docieramy do Parku w Sycowie.

Piękne miejsce, widać na co poszła kasa i widać że została dobrze spożytkowana. Z opowieści Beaty wynika, że kiedyś park służył głównie młodym gniewnym jako miejscówka do picia wina marki wino, a obecnie można bezpiecznie się poruszać, choć w niektórych częściach parku jeszcze można spotkać smakoszy taniego wina - starsi panowie sączący młode wino.
Młodzi i niekoniecznie gniewni kulturalnie raczyli swoje podniebienia chmielowym napojem w centralnych częściach parku, bo radiowóz tutaj nie dojedzie, a niebieskie mundury z daleka wypatrzą.


Pokręciliśmy się w parku, posiedzieliśmy przy fontannie i dalej w drogę.
Retro vs. MTB

Przed nami jeszcze kosciółem św. Jadwigi i studnia z wodą o smaku mułu z lekką nutką
Odwiedziny babci Beaty, bo o babci trzeba pamiętać jak się jest w okolicy i powrót do domu by zdążyć przed krążącą wokół nas burzą. Nie zdążyliśmy :P
Kilka ostatnich kilometrów oblewał nasze ciała ciepły letni deszcz o bardzo dorodnych kroplach... i tu plus dla retro bike, są w nim błotniki. Choć tak nas zlało, że posiadanie czy też brak błotników nie miało znaczenia.
Cały dzień ten deszcz nas prześladował, straszył i dreptał po piętach. Dopadł nas 5 kilometrów przed domem.
W planach mamy już kolejny wypad.
Zwiedzić rowerowy Wrocław:

Rower:Cube LTD Pro 2011
Dane wycieczki:
38.01 km (14.00 km teren), czas: 02:22 h, avg:16.06 km/h,
prędkość maks: 49.80 km/hTemperatura:26.0 HR max: (%) HR avg: (%) Kalorie: (kcal)
Zalew Rybnicki i ciut dalej
Grupa Wypadowa znów aktywna.
Dzisiejsza trasa, to coś o czym już dawno temu myślałem. Zaliczyć lasy za Żorami, przeciąć autostradę A1 i pojechać w stronę Rybnika. Tak zrodził się pomysł w głowie Benego, żeby pojechać nad Zalew Rybnicki.
Żorska leśna trasa przypominała bardzo moją ostatnią wyprawę w okolicach Gliwic. Pewnie nie raz tu wrócę, bo jest gdzie jeździć i nie trzeba aż za Gliwice jechać ;) wysypany żwirek, jest nawet miejsce w środku lasu żeby sobie usiąść. W skrócie dobrze przygotowany teren na piesze i rowerowe wędrówki. Tylko mogliby się tych komarów pozbyć i byłoby super ;)
Pierwszy postój i montaż GoPro na kasku:

Kręcimy:
Wieża wsadowa dawnej huty "Waleska" z 1840 roku w środku lasu:

Lasy dość sprawnie przecięliśmy i trafiliśmy do Rybnika, tutaj też mają fajne ścieżki rowerowe...
i dobrze oznaczone:
Kolejny postój:

Ścieżkami rowerowymi dotarliśmy do celu podróży. Jezioro Rybnickie i Elektrownia Rybnik.

Były też małe katamarany, ale nie zrobiłem fotki :)

Na licznikach wciąż mało kilometrów. Beny wspomina, że w okolicach mamy miejscowość Rudy, a w niej czynną kolejkę wąskotorową. Decyzja oczywista - jasne, że jedziemy tam :D
i tu zaczynają się moja przygoda x2...
Jakiś czas temu rozkuwałem łańcuch w celu dokładnego wymycia go z brudu metodą na tzw. shake'a. Do rozkucia i skucia użyłem narzędzia z multitoola z Meridy. Dziadostwo się pogięło troszkę przy tych czynnościach i miałem wrażenie, że łańcuch nie został za dobrze spięty z powrotem.
Przeczucie mnie nie myliło. Łańcuch wystrzelił w kosmos po ok. 100 km od spięcia. Na szczęście na prostej asfaltowej drodze.
47 kilometr operacja na rozpiętym łańcuchu:

Tu niezbędny okazał się skuwacz Benego. Operacja zakończona sukcesem, nawet udało mi się wytrzeć ręce ze smaru. Czyli pełen sukces?
Mknę z Benym dalej w kierunku Rudy, by za półtorej kilometra usłyszeć znajomy odgłos startującego w kosmos łańcucha... WTF!?
20 metrów przed stacją kolejki wąskotorowej ponowne babranie się z łańcuchem. Tym razem podszedłem do tematu z większą precyzją niczym zegarmistrz.
Łańcuch skuty, pokonujemy magiczne 20 metrów i jesteśmy na miejscu.
Kolej wąskotorowa w Rudach

Niestety dziś jeździły tylko kolejki spalinowe. Jeżdżącego parowozu nie widzieliśmy :(
Link do strony kolejek

Droga powrotna już bez przygód.
Powrót drugą stroną Jeziora Rybnickiego, Bardzo fajna trasa rowerowa i sporo rowerzystów napotkanych po drodze. Następnie pprzejazd tuż obok basenu, stadionu, przelot przez rybnicki rynek, dalej obok kopalni Jankowice, przez Świerklany i jesteśmy w domu.
Temperatura:31.0 HR max: (%) HR avg: (%) Kalorie: (kcal)
Dzisiejsza trasa, to coś o czym już dawno temu myślałem. Zaliczyć lasy za Żorami, przeciąć autostradę A1 i pojechać w stronę Rybnika. Tak zrodził się pomysł w głowie Benego, żeby pojechać nad Zalew Rybnicki.
Żorska leśna trasa przypominała bardzo moją ostatnią wyprawę w okolicach Gliwic. Pewnie nie raz tu wrócę, bo jest gdzie jeździć i nie trzeba aż za Gliwice jechać ;) wysypany żwirek, jest nawet miejsce w środku lasu żeby sobie usiąść. W skrócie dobrze przygotowany teren na piesze i rowerowe wędrówki. Tylko mogliby się tych komarów pozbyć i byłoby super ;)
Pierwszy postój i montaż GoPro na kasku:

Kręcimy:
Wieża wsadowa dawnej huty "Waleska" z 1840 roku w środku lasu:

Lasy dość sprawnie przecięliśmy i trafiliśmy do Rybnika, tutaj też mają fajne ścieżki rowerowe...
i dobrze oznaczone:

Kolejny postój:

Ścieżkami rowerowymi dotarliśmy do celu podróży. Jezioro Rybnickie i Elektrownia Rybnik.

Były też małe katamarany, ale nie zrobiłem fotki :)

Na licznikach wciąż mało kilometrów. Beny wspomina, że w okolicach mamy miejscowość Rudy, a w niej czynną kolejkę wąskotorową. Decyzja oczywista - jasne, że jedziemy tam :D
i tu zaczynają się moja przygoda x2...
Jakiś czas temu rozkuwałem łańcuch w celu dokładnego wymycia go z brudu metodą na tzw. shake'a. Do rozkucia i skucia użyłem narzędzia z multitoola z Meridy. Dziadostwo się pogięło troszkę przy tych czynnościach i miałem wrażenie, że łańcuch nie został za dobrze spięty z powrotem.
Przeczucie mnie nie myliło. Łańcuch wystrzelił w kosmos po ok. 100 km od spięcia. Na szczęście na prostej asfaltowej drodze.
47 kilometr operacja na rozpiętym łańcuchu:

Tu niezbędny okazał się skuwacz Benego. Operacja zakończona sukcesem, nawet udało mi się wytrzeć ręce ze smaru. Czyli pełen sukces?
Mknę z Benym dalej w kierunku Rudy, by za półtorej kilometra usłyszeć znajomy odgłos startującego w kosmos łańcucha... WTF!?
20 metrów przed stacją kolejki wąskotorowej ponowne babranie się z łańcuchem. Tym razem podszedłem do tematu z większą precyzją niczym zegarmistrz.
Łańcuch skuty, pokonujemy magiczne 20 metrów i jesteśmy na miejscu.
Kolej wąskotorowa w Rudach

Niestety dziś jeździły tylko kolejki spalinowe. Jeżdżącego parowozu nie widzieliśmy :(
Link do strony kolejek

Droga powrotna już bez przygód.
Powrót drugą stroną Jeziora Rybnickiego, Bardzo fajna trasa rowerowa i sporo rowerzystów napotkanych po drodze. Następnie pprzejazd tuż obok basenu, stadionu, przelot przez rybnicki rynek, dalej obok kopalni Jankowice, przez Świerklany i jesteśmy w domu.
Rower:Cube LTD Pro 2011
Dane wycieczki:
85.11 km (32.00 km teren), czas: 04:21 h, avg:19.57 km/h,
prędkość maks: 43.50 km/hTemperatura:31.0 HR max: (%) HR avg: (%) Kalorie: (kcal)
Śladami jastrzębskiego PKP
Od wielu lat mówi się o wykorzystaniu dawnych nasypów kolejowych do zrobienia tras rowerowych. Na dzisiejszą wycieczkę zachęcił mnie wpisy z forum skyscrapercity.com z 2008 roku.
projekty jużsą gotowe i zaniedługo cały odcinek od zebrzydowic do moszczenicy zacznie być realizowany po wybranniu w przetargu wykonawcy.środki unijne tu są więc pójdzie to szybciej z ekonomicznego punktu. - sprawdzę to wkrótce, ale dziś zajmiemy się nasypem kolejowym od strony Bzia konkretnie przy Slovnafcie w kierunku Zdroju i Moszczenicy.
Tu w Bziu zaczyna się moja przygoda.
Wiedziałem, że nie będzie lekko:

Miejscami jazda jak po łące:

Bywały fragmenty jeszcze przyjemniejsze:

a później już tylko hardcore i przebijanie się przez lasy i krzaki:

Matka Natura odbiera co należy do niej:

Pokrzywy atakowały moje ręce i nogi, komary i bąki zwane też końskimi muchami też nie odpuściły... Pisząc to kilka godzin po wyjeździe z tych chaszczy, wciąż czuje na nogach i rękach lecznicze działania pokrzyw. Och jaki ja będę zdrowy ;)
Trasa trudna technicznie. Jazda po kamieniach z nasypów kolejowych, po miękkim piasku oraz po podkładach kolejowych. Wielokrotnie nie było w ogóle jazdy, tylko spacerek z rowerem, bo ktoś ukradł kamyki, albo zostawił szynę na środku trasy. Pozdrowienia dla panów z branży zajmującej się recyklingiem wszelakich metali :P

Las i krzaki nie mogą się ciągnąć wiecznie:

Jeszcze nie wiedziałem że będę miał bliski kontakt z tym bajorem:

Zadowolony, że wyjechałem z tych krzaków i jestem z dala od komarów, pokrzyw i innych bolesnych doświadczeń, trafiłem na kolejną przeszkodę.
Siakaś fosa czy ki...:

skończył się nasyp kolejowy. Za plecami komary, bąki i pokrzywy. Po bokach z lewej i z prawej staw. Co robić? Oczywiście wybrać mniejsze zło i wpław przedostać się na drugą stronę, przecież to tylko ze 3 metry. Rzucać rowerem nie będę, skakać również. Zdjąłem buty, skarpetki a że ze mnie żaden Jezus i po wodzie chodzić nie potrafię, to sięgała mi ona mocno powyżej kolan ;)
Rower wykąpany, a moje poparzone pokrzywami nogi schłodzone - polecam

Rzut okiem za siebie i kończę pierwszy etap śladami jastrzębskiego PKP, na dzisiaj dość.

Od 5 do 8 kilometra ciągnie się szlak PKP:
jako ciekawostkę napisze, że pokonanie tych 3 kilometrów zajęło mi prawie 50 minut z przerwami na robienie zdjęć, odganianie stworzeń latających i łapanie oddechu po walce z latającymi stworzeniami.
Temperatura:36.0 HR max: (%) HR avg: (%) Kalorie: (kcal)
projekty jużsą gotowe i zaniedługo cały odcinek od zebrzydowic do moszczenicy zacznie być realizowany po wybranniu w przetargu wykonawcy.środki unijne tu są więc pójdzie to szybciej z ekonomicznego punktu. - sprawdzę to wkrótce, ale dziś zajmiemy się nasypem kolejowym od strony Bzia konkretnie przy Slovnafcie w kierunku Zdroju i Moszczenicy.
Tu w Bziu zaczyna się moja przygoda.
Wiedziałem, że nie będzie lekko:

Miejscami jazda jak po łące:

Bywały fragmenty jeszcze przyjemniejsze:

a później już tylko hardcore i przebijanie się przez lasy i krzaki:

Matka Natura odbiera co należy do niej:

Pokrzywy atakowały moje ręce i nogi, komary i bąki zwane też końskimi muchami też nie odpuściły... Pisząc to kilka godzin po wyjeździe z tych chaszczy, wciąż czuje na nogach i rękach lecznicze działania pokrzyw. Och jaki ja będę zdrowy ;)
Trasa trudna technicznie. Jazda po kamieniach z nasypów kolejowych, po miękkim piasku oraz po podkładach kolejowych. Wielokrotnie nie było w ogóle jazdy, tylko spacerek z rowerem, bo ktoś ukradł kamyki, albo zostawił szynę na środku trasy. Pozdrowienia dla panów z branży zajmującej się recyklingiem wszelakich metali :P

Las i krzaki nie mogą się ciągnąć wiecznie:

Jeszcze nie wiedziałem że będę miał bliski kontakt z tym bajorem:

Zadowolony, że wyjechałem z tych krzaków i jestem z dala od komarów, pokrzyw i innych bolesnych doświadczeń, trafiłem na kolejną przeszkodę.
Siakaś fosa czy ki...:

skończył się nasyp kolejowy. Za plecami komary, bąki i pokrzywy. Po bokach z lewej i z prawej staw. Co robić? Oczywiście wybrać mniejsze zło i wpław przedostać się na drugą stronę, przecież to tylko ze 3 metry. Rzucać rowerem nie będę, skakać również. Zdjąłem buty, skarpetki a że ze mnie żaden Jezus i po wodzie chodzić nie potrafię, to sięgała mi ona mocno powyżej kolan ;)
Rower wykąpany, a moje poparzone pokrzywami nogi schłodzone - polecam

Rzut okiem za siebie i kończę pierwszy etap śladami jastrzębskiego PKP, na dzisiaj dość.

Od 5 do 8 kilometra ciągnie się szlak PKP:
jako ciekawostkę napisze, że pokonanie tych 3 kilometrów zajęło mi prawie 50 minut z przerwami na robienie zdjęć, odganianie stworzeń latających i łapanie oddechu po walce z latającymi stworzeniami.
Rower:Cube LTD Pro 2011
Dane wycieczki:
20.75 km (5.50 km teren), czas: 01:25 h, avg:14.65 km/h,
prędkość maks: 44.50 km/hTemperatura:36.0 HR max: (%) HR avg: (%) Kalorie: (kcal)
Wciąż nie Karvina :( ale jednak Czechy ;)
Piątek, 6 lipca 2012 | dodano: 06.07.2012Kategoria 0-50
Miała być Karvina z Dianą... miała być. Jednak z uwagi na drobny poślizg Karvinę ponownie przekładamy, bo nie byłoby czasu żeby w Karvinie porządnie posiedzieć na rynku czy w parku.
Damian się ucieszy, że czekamy z Karviną na Niego :P
Karviny może i nie było ale dotarliśmy do granicy na ulicy Żwirki i Wigury. Nawet przez chwilę byliśmy u naszych południowych sąsiadów.
Diana już w Czechach :)

Dzisiejsza trasa prezentuje się tak:
Zofiówka - Pochwacie - Przyjaźń - Bogoczowiec - Boża Góra Prawa - Boża Góra Lewa - Zdrój - Park Zdrojowy - Kopalnia Moszczenica - Ruptawa - Czechy - Ruptawa - Bożka - Al. Piłsudskiego - Zofiówka
25 km wskoczyło, a ja przekroczyłem w tegorocznych rowerowaniu (żeby nie napisać pedałowaniu ;)) granicę 800 km. W ubiegłym roku było tylko 60 km.
Jeszcze tu wrócimy:
Temperatura:38.0 HR max: (%) HR avg: (%) Kalorie: (kcal)
Damian się ucieszy, że czekamy z Karviną na Niego :P
Karviny może i nie było ale dotarliśmy do granicy na ulicy Żwirki i Wigury. Nawet przez chwilę byliśmy u naszych południowych sąsiadów.
Diana już w Czechach :)

Dzisiejsza trasa prezentuje się tak:
Zofiówka - Pochwacie - Przyjaźń - Bogoczowiec - Boża Góra Prawa - Boża Góra Lewa - Zdrój - Park Zdrojowy - Kopalnia Moszczenica - Ruptawa - Czechy - Ruptawa - Bożka - Al. Piłsudskiego - Zofiówka
25 km wskoczyło, a ja przekroczyłem w tegorocznych rowerowaniu (żeby nie napisać pedałowaniu ;)) granicę 800 km. W ubiegłym roku było tylko 60 km.
Jeszcze tu wrócimy:

Rower:Cube LTD Pro 2011
Dane wycieczki:
25.27 km (0.20 km teren), czas: 01:32 h, avg:16.48 km/h,
prędkość maks: 47.30 km/hTemperatura:38.0 HR max: (%) HR avg: (%) Kalorie: (kcal)