- Kategorie:
- 0-50.64
- 100 i więcej.23
- 50-100.59
- Beskid Mały.2
- Beskid Śląski.19
- Beskid Żywiecki.0
- Miejska dżungla.11
- Off Road.61
- samotnie.37
- z Asią.14
Wpisy archiwalne w miesiącu
Maj, 2016
Dystans całkowity: | 408.19 km (w terenie 40.00 km; 9.80%) |
Czas w ruchu: | 22:16 |
Średnia prędkość: | 18.33 km/h |
Maksymalna prędkość: | 65.35 km/h |
Suma podjazdów: | 2620 m |
Suma kalorii: | 13590 kcal |
Liczba aktywności: | 5 |
Średnio na aktywność: | 81.64 km i 4h 27m |
Więcej statystyk |
Trójstyk w Jaworzynce i rekordowy dystans 175 km
Niedziela, 22 maja 2016 | dodano: 24.05.2016Kategoria 100 i więcej, Beskid Śląski
4:30 dzwoni budzik w telefonie. Zdecydowanie za wcześnie, jeszcze pół godziny doleżę i zacznę się szykować. Swoje zwłoki podnoszę chwilę po 5 rano. Spacer do kuchni w której stwierdzam, że po wczorajszym grillu nie mam kompletnie ochoty żeby brać się za śniadanie. Pchać w siebie na siłę nie ma sensu. Wciągam jednego małego banana, kilka łyków aminokwasów, następnie łyk przedtreningówki popitej wodą i można powiedzieć, że śniadanie zostało zaliczone :)

Extreme Speed Shot © ralph03
Trasa:
Zbiórka Grupy Wypadowej planowo o 6 rano pod McDonaldem albo 5 minut później już na stacji Shell na Cieszyńskiej. Na miejsce dotarłem punktualnie na czas, chwilę później przybył Rafał. Tuż przed Rafałem pojawił się Marcin, ale w formie smsowej - spóźni się 10 minut. Telefon do Krzyśka i jak okazuje się czeka w drugim punkcie zbiórki. Przemieszczamy się z Rafałem i czekamy już w trójkę na spóźnionego organizatora tego wypadu.

Czerwonym do Cieszyna © ralph03
Napisałbym że plan tego dnia był prosty - dotrzeć na Trójstyk, wrócić i zamknąć wypad w 140 km. Marcina plan miał o 110 kilometrów dłuższy, ale do 250 kilometrów miał dobić samotnie. Żeby pomóc mu choć trochę w pobijaniu rekordu, zgodziliśmy się jechać idealnie czerwonym szlakiem z Jastrzębia do Wisły zaliczając bardzo męczący fragment Pogórza Cieszyńskiego - tak jakby miało być mało podjazdów przed nami ;)

Street Art w Cieszynie © ralph03
Spóźniony Marcinek po raz kolejny przytrzymał nas kawałek za Cieszynem, uszkadzając swój nowy uchwyt na telefon. Znowu obsuwa czasowa i stygnące mięśnie. Scyzoryk, trytytki i taśma izolacyjna poprawiły to co Chińczyk niezbyt dobrze zaprojektował :)
Przy okazji przekonaliśmy się, że "cesaroki" to bardzo życzliwi i pomocni ludzie. Okoliczni mieszkańcy widząc nasz dłuższy postój kilka razy pytali czy mogą w czymś pomóc.

Nieplanowany postój i zabawy w McGyvera © ralph03
Po przebyciu 70 kilometrów zamiast wiwatować sukces na Trójstyku byliśmy dopiero w Ustroniu. Z Ustronia szybki przejazd do Wisły, tam uzupełnienie wody i kolejne górki do pokonania przed nami. Wspinamy się Czarną Wisełką w kierunku schroniska Przysłop pod Baranią Góra i odbijamy na Stecówkę.
Na Stecówce dłuższe posiedzenie, a nawet poleżenie z dyskusją co dalej. Już po 13 godzinie, a my wciąż nie dotarliśmy na Trójstyk. Przed nami jeszcze 13 kilometrów, niby już niewiele kilometrów. ale z takimi podjazdami, że godzina jazdy zleci jak nic.

Czarna Wisełka © ralph03
Z jednej strony, miałem ochotę wracać. Upał i podjazdy dały się we znaki, a to jeszcze nie koniec podjazdów i będzie jeszcze gorzej.
Na każdym podjeździe w mojej głowie rower lądował na allegro czy innym olx'ie ;)
Zgodziłem się jechać dalej pod warunkiem, że będziemy wracać przez Czechy, bo ja nie miałem najmniejszego zamiaru znów wspinać się do Istebnej i dalej jeszcze zdobywać Kubalonkę. Ma być szybko i płasko, a najlepiej z górki :P

Trójstyk. Słupy od lewej: Słowacja, Polska, Czechy © ralph03
Chwilę po 14 godzinie Trójstyk zostaje zdobyty. Licznik pokazał 103 kilometry i około 7 godzin pedałowania. Na miejscu zdjęcia, przyjęcia oraz szybkie przejrzenie mapy, żeby obrać czeski kierunek. Czesi byli na to przygotowani i bez problemów znajdujemy szlak nr 10 oraz 56.
Ten pierwszy to szlak z Beskidów do Czeskiego Cieszyna, który ciągnie się niczym rowerowa autostrada, często prowadząc wzdłuż lini kolejowych z dala od ruchliwych tras dla samochodów. Oczywiście bardzo często piękny nowy asfalt, bo cała trasa oddana do użytku w 2014 roku. Natomiast szlak 56 częsciowo pokrywa się z "dziesiątka" odbijając w lewo w Jabłonkowie. Dalej zawijasami i górkami częściowo okrąża Terlicko i bardzo okrężną drogą dociera do Starego Bohumina.

Zdobywcy Trójstyku :) © ralph03
Po takim wycisku jaki dostaliśmy tego dnia szlak 56 nie był najlepszym wyborem, dlatego trzymaliśmy się szlaku nr 10.
Jak wcześniej pisałem Marcin miał w planach 250 kilometrów i w Jabłonkowie szybko i zdecydowanie pożegnał się z nami by dalej już pomknął w swoją samotną podroż po rekord :) Napiszę tylko, że cały szlak 56 objechał i swój samotny objazd zakończył na przejściu granicznym w Chałupkach z wynikiem 200 km. Do 250 kilometrów nie dobił z uwagi na niesprawne oświetlenie i zapadający już zmrok.
Nasza trójka natomiast delektowała się rowerostradą mknąc miejscami prawie 40 km/h. Przez tą prędkość i ogólnie fajną trasę od czasu do czasu, któryś z nas minął się ze szlakiem i trzeba było zdzierać głos żeby się wrócił.
Tego dnia temu szlakowi rowerowemu przyznałem 10 punktów w skali 1 do 10. Jak ktoś chce się szybko przemieszczać, w dodatku po płaskim terenie, bo ma serdecznie dość podjazdów, to trafił idealnie w dziesiątkę ;)

Trasa rowerowa nr 10 w Czechach © ralph03
Trasa na Czeski Cieszyn i dalej do Karviny połknięta dość szybko. Poprawiliśmy średnią prędkość po tych wszystkich wspinaczkach.
Po postoju w Karvinie, po ponad 150 kilometrach mój tyłek powiedział dość. Nie byłem w stanie wsiąść z powrotem na siodełko. Jazda przez większość następnych kilometrów na stojąco albo siedząc bokiem na siodełku. Z czasem próbowałem normalnie siąść na siodełku, ale to już bólem wyrysowanym na twarzy. Kilkanaście kilometrów później i na szczęście już w Jastrzębiu, lewe kolano zaczęło pobolewać.
Tuż przed 19, po 175 kilometrach dotarłem do domu - jest rekord!
Teraz trochę suchych faktów.
Żywność:
3 małe banany,
2 batoniki KitKat,
migdały w czekoladzie,
trochę rodzynek w czekoladzie,
3 żele energetyczne Alle truskawka, banan
w sumie 30g aminokwasów
25 g przedtreningówki Olimp
25 g magnezu Olimp
2,5 litra izotoników
0,33 litra zimnej coli
1 litr wody do rozrobienia lub popicia
Ciało:
- tyłek zdarty jakbym szurał nim po papierze ściernym ;)
- zjarane ręce
- bolące kolano
Kondycyjnie wyszło nieźle - nogi dały radę. Na przyszłość trzeba będzie posmarować czymś tyłek i jakimś olejkiem zabezpieczyć ręce.

Trójstyk zdobyty! © ralph03
Temperatura:27.0 HR max: (%) HR avg: (%) Kalorie: 7362 (kcal)

Extreme Speed Shot © ralph03
Trasa:
Zbiórka Grupy Wypadowej planowo o 6 rano pod McDonaldem albo 5 minut później już na stacji Shell na Cieszyńskiej. Na miejsce dotarłem punktualnie na czas, chwilę później przybył Rafał. Tuż przed Rafałem pojawił się Marcin, ale w formie smsowej - spóźni się 10 minut. Telefon do Krzyśka i jak okazuje się czeka w drugim punkcie zbiórki. Przemieszczamy się z Rafałem i czekamy już w trójkę na spóźnionego organizatora tego wypadu.

Czerwonym do Cieszyna © ralph03
Napisałbym że plan tego dnia był prosty - dotrzeć na Trójstyk, wrócić i zamknąć wypad w 140 km. Marcina plan miał o 110 kilometrów dłuższy, ale do 250 kilometrów miał dobić samotnie. Żeby pomóc mu choć trochę w pobijaniu rekordu, zgodziliśmy się jechać idealnie czerwonym szlakiem z Jastrzębia do Wisły zaliczając bardzo męczący fragment Pogórza Cieszyńskiego - tak jakby miało być mało podjazdów przed nami ;)

Street Art w Cieszynie © ralph03
Spóźniony Marcinek po raz kolejny przytrzymał nas kawałek za Cieszynem, uszkadzając swój nowy uchwyt na telefon. Znowu obsuwa czasowa i stygnące mięśnie. Scyzoryk, trytytki i taśma izolacyjna poprawiły to co Chińczyk niezbyt dobrze zaprojektował :)
Przy okazji przekonaliśmy się, że "cesaroki" to bardzo życzliwi i pomocni ludzie. Okoliczni mieszkańcy widząc nasz dłuższy postój kilka razy pytali czy mogą w czymś pomóc.

Nieplanowany postój i zabawy w McGyvera © ralph03
Po przebyciu 70 kilometrów zamiast wiwatować sukces na Trójstyku byliśmy dopiero w Ustroniu. Z Ustronia szybki przejazd do Wisły, tam uzupełnienie wody i kolejne górki do pokonania przed nami. Wspinamy się Czarną Wisełką w kierunku schroniska Przysłop pod Baranią Góra i odbijamy na Stecówkę.
Na Stecówce dłuższe posiedzenie, a nawet poleżenie z dyskusją co dalej. Już po 13 godzinie, a my wciąż nie dotarliśmy na Trójstyk. Przed nami jeszcze 13 kilometrów, niby już niewiele kilometrów. ale z takimi podjazdami, że godzina jazdy zleci jak nic.

Czarna Wisełka © ralph03
Z jednej strony, miałem ochotę wracać. Upał i podjazdy dały się we znaki, a to jeszcze nie koniec podjazdów i będzie jeszcze gorzej.
Na każdym podjeździe w mojej głowie rower lądował na allegro czy innym olx'ie ;)
Zgodziłem się jechać dalej pod warunkiem, że będziemy wracać przez Czechy, bo ja nie miałem najmniejszego zamiaru znów wspinać się do Istebnej i dalej jeszcze zdobywać Kubalonkę. Ma być szybko i płasko, a najlepiej z górki :P

Trójstyk. Słupy od lewej: Słowacja, Polska, Czechy © ralph03
Chwilę po 14 godzinie Trójstyk zostaje zdobyty. Licznik pokazał 103 kilometry i około 7 godzin pedałowania. Na miejscu zdjęcia, przyjęcia oraz szybkie przejrzenie mapy, żeby obrać czeski kierunek. Czesi byli na to przygotowani i bez problemów znajdujemy szlak nr 10 oraz 56.
Ten pierwszy to szlak z Beskidów do Czeskiego Cieszyna, który ciągnie się niczym rowerowa autostrada, często prowadząc wzdłuż lini kolejowych z dala od ruchliwych tras dla samochodów. Oczywiście bardzo często piękny nowy asfalt, bo cała trasa oddana do użytku w 2014 roku. Natomiast szlak 56 częsciowo pokrywa się z "dziesiątka" odbijając w lewo w Jabłonkowie. Dalej zawijasami i górkami częściowo okrąża Terlicko i bardzo okrężną drogą dociera do Starego Bohumina.

Zdobywcy Trójstyku :) © ralph03
Po takim wycisku jaki dostaliśmy tego dnia szlak 56 nie był najlepszym wyborem, dlatego trzymaliśmy się szlaku nr 10.
Jak wcześniej pisałem Marcin miał w planach 250 kilometrów i w Jabłonkowie szybko i zdecydowanie pożegnał się z nami by dalej już pomknął w swoją samotną podroż po rekord :) Napiszę tylko, że cały szlak 56 objechał i swój samotny objazd zakończył na przejściu granicznym w Chałupkach z wynikiem 200 km. Do 250 kilometrów nie dobił z uwagi na niesprawne oświetlenie i zapadający już zmrok.
Nasza trójka natomiast delektowała się rowerostradą mknąc miejscami prawie 40 km/h. Przez tą prędkość i ogólnie fajną trasę od czasu do czasu, któryś z nas minął się ze szlakiem i trzeba było zdzierać głos żeby się wrócił.
Tego dnia temu szlakowi rowerowemu przyznałem 10 punktów w skali 1 do 10. Jak ktoś chce się szybko przemieszczać, w dodatku po płaskim terenie, bo ma serdecznie dość podjazdów, to trafił idealnie w dziesiątkę ;)

Trasa rowerowa nr 10 w Czechach © ralph03
Trasa na Czeski Cieszyn i dalej do Karviny połknięta dość szybko. Poprawiliśmy średnią prędkość po tych wszystkich wspinaczkach.
Po postoju w Karvinie, po ponad 150 kilometrach mój tyłek powiedział dość. Nie byłem w stanie wsiąść z powrotem na siodełko. Jazda przez większość następnych kilometrów na stojąco albo siedząc bokiem na siodełku. Z czasem próbowałem normalnie siąść na siodełku, ale to już bólem wyrysowanym na twarzy. Kilkanaście kilometrów później i na szczęście już w Jastrzębiu, lewe kolano zaczęło pobolewać.
Tuż przed 19, po 175 kilometrach dotarłem do domu - jest rekord!
Teraz trochę suchych faktów.
Żywność:
3 małe banany,
2 batoniki KitKat,
migdały w czekoladzie,
trochę rodzynek w czekoladzie,
3 żele energetyczne Alle truskawka, banan
w sumie 30g aminokwasów
25 g przedtreningówki Olimp
25 g magnezu Olimp
2,5 litra izotoników
0,33 litra zimnej coli
1 litr wody do rozrobienia lub popicia
Ciało:
- tyłek zdarty jakbym szurał nim po papierze ściernym ;)
- zjarane ręce
- bolące kolano
Kondycyjnie wyszło nieźle - nogi dały radę. Na przyszłość trzeba będzie posmarować czymś tyłek i jakimś olejkiem zabezpieczyć ręce.

Trójstyk zdobyty! © ralph03
Rower:Cube LTD Pro 2011
Dane wycieczki:
175.14 km (0.00 km teren), czas: 09:18 h, avg:18.83 km/h,
prędkość maks: 65.35 km/hTemperatura:27.0 HR max: (%) HR avg: (%) Kalorie: 7362 (kcal)
Większe kółko wokół komina ;)
Wreszcie słoneczko i brak wiatru czyli pogoda dobra na rower.
Trasa:
Wyruszam po 12, przygotowałem się na jakieś 30 kilka kilometrów. Bidon wypełniony do połowy wodą z cytryną. Zero batoników, żelów, bananów. Nawet nie brałem pieniędzy, w końcu to miała być trasa wokół komina.
Przez bażanciarnię docieram do Żor i robię postój w Parku Cegielnia. Park dalej jest rozbudowywany i rozwijany, inne miasta powinny brać przykład z tego miejsca. Powstała nowa alejka prowadząca ze skarpy za stacją Statoil w kierunku parku. Alejka na wzór Lombard Street w San Francisco.

Żorskie Lombard Street © ralph03
Z Żor miałem się kierować w stronę domu przez Warszowice tak aby zamknąć całą trasę właśnie w okolicach 30 kilometrów lub nieznacznie przekroczyć je, ale tak dobrze się jechało, że odbiłem na Mizerów i dalej w kierunku Łąki.
Dopiero z Łąki kierunek Strumień wzdłuż Zbiornika Goczałkowickiego i dalej traktem cesarsko-pruskim do Pawłowic.

Trakt cesarsko-pruski © ralph03
Po prawie 50 kilometrach zaczęło mi odcinać moc w nogach. Woda się skończyła, niczego słodkiego pod ręką żeby się podładować i a w kieszeni zero grosza. Ostatnie kilkanaście kilometrów to jazda na pół gwizdka. Chyba nadzieja pedałowała do domu, bo ja już siły nie miałem ;)
Szybko w głowie wyznaczyłem sobie trasę możliwie jak najbardziej płaską. Przy okazji zrobiłem rzut okiem na budowę Drogi Głównej Południowej, żeby zobaczyć jak tam postępy prac. Wiadukt na ul. Zjednoczenia dalej rozgrzebany, ale za do droga zaczyna coraz bardziej przypominać drogę :)

Droga Główna Południowa - Pawłowice © ralph03

Droga Główna Południowa - wylot z Jastrzębia Zdroju © ralph03
Rower:Cube LTD Pro 2011
Dane wycieczki:
62.76 km (0.00 km teren), czas: 03:03 h, avg:20.58 km/h,
prędkość maks: 45.19 km/hTemperatura:20.0 HR max: (%) HR avg: (%) Kalorie: (kcal)
Okoliczne jeziora Gliwic
Niedziela, 15 maja 2016 | dodano: 16.05.2016Kategoria 50-100
Sobota wieczór, szybka rozmowa z Damianem w sprawie wypadu rowerowego, już w tygodniu w pracy zagadywał, że gdzieś by pojeździł. Ustalamy, że będę do Niego rano w niedzielę dzwonił. Okaże się jaka pogoda i ustalimy gdzie można by wyskoczyć. Wciąż jeżdżę z uchwytami na dachu po wycieczce do Opola z Asią, więc możemy skoczyć nawet gdzieś dalej. Rano dość fajna pogoda, troszeczkę wieje, ciemniejsze chmury wiszą na niebie, ale słońce raz po raz się przebija, więc można wyskoczyć na rower.
Telefon do Damiana i decyzja zapadła - Pławniowice za Gliwicami. Jeszcze próba wyciągnięcia Benego, bo też o Pławniowicach myślał, ale On czeka na cieplejszy dzień.
Pliczek gpx z trasą znaleziony i ściągnięty na telefon, parking w Gliwicach znaleziony, no to w drogę.
Trasa:
Auto zostawiamy pod Lidlem w Gliwicach. Zielone Świątki, sklepy zamknięte, nie będziemy tu nikomu przeszkadzać.
Pierwszy cel podróży Śluza Łabędy, a później w kierunku śladu i dalej już śladem wokół jezior. Tu coś nie pykło, słabe i niezbyt dokładne rozeznanie trasy spowodowało, że trafiliśmy na tyły portu. Nie wierzę znowu przez skróty się zgubiłem ;)

Niewiesze © ralph03
Nawet przez chwilę byłem na terenie portu pytać jak teraz stąd wyjechać. Maszynista lokomotywy nie bardzo wiedział jak, ale uświadomił mnie, że jak zobaczą nas na kamerach, to zaraz zlecą się tu wszystkie służby... i tak wzdłuż płotu omijamy port gliwicki, służbę celną, a następnie wzdłuż torów znikamy z pola kamer. Przygoda wzywała, ale może nie tym razem i nie taka przygoda ;)
Gliwic nie znamy, więc już bez kombinowania kierujemy się w stronę szlaku który mam w telefonie.

Szlak rowerowy do Pławniowic © ralph03
Dalej już bez przygód, oznaczenie szlaku naprawdę niezłe, nawet nie musiałem zerkać zbytnio na telefon.

Gdzieś nad kanałem Gliwickim © ralph03
Po około 20 kilometrach docieramy do Pławniowic i nad jezioro Pławniowice.

Jezioro Pławniowice w Pławniowicach © ralph03
Mieliśmy wstąpić i obejrzeć pałac z bliska, ale chcieli 3 złote za sam wstęp do parku i może byśmy dali te 3 zeta, ale tabliczka zakazująca wjazdu rowerami skutecznie nas zniechęciła. Dlatego jest jedna słaba fotka pałacu zasłoniętego drzewami ;)

Zespół Pałacowo-Parkowy w Pławniowicach zza płota © ralph03
Po zrobieniu większego kółka po różnych wioskach na skraju granicy z województwem opolskim wracamy z powrotem w okolice jeziora. Trafiamy na kolejny szlak rowerowy i odbijamy z ulicy w kierunku jeziora i plaży.

Niewiesze - plaża nad jeziorem Pławniowice © ralph03
Na plaży szybki posiłek. Prowiant mieliśmy iście owocowy. Ja dwa banany, Damian dwa jabłka.
Po sytej uczcie ruszyliśmy dalej w drogę, choć zapach z okolicznych budek z szybką żywnością kusił ;)
Jezioro Pławniowice objechane i zobaczone z bliska, to teraz czas na Jezioro Dzierżno Duże, które ominęliśmy w sporej odległości. Jezioro duże, ale mniej atrakcyjne turystycznie przynajmniej od tej strony, po której my się znaleźliśmy. W oddali kilku wędkarzy, a tak to spokój i cisza dookoła.

Jezioro Dzierżno Duże © ralph03
Wypad zakończył się po 50 kilku kilometrach i jak się okazało już w domu, gdy przeglądałem mapę, to Śluzę Łabędy mineliśmy w naprawdę niewielkiej odległości wracając już w kierunku samochodu... No cóż będzie okazja do kolejnego zwiedzania. Gliwice - okolice jeszcze tu wrócimy :)
Temperatura:16.0 HR max: (%) HR avg: (%) Kalorie: 2253 (kcal)
Telefon do Damiana i decyzja zapadła - Pławniowice za Gliwicami. Jeszcze próba wyciągnięcia Benego, bo też o Pławniowicach myślał, ale On czeka na cieplejszy dzień.
Pliczek gpx z trasą znaleziony i ściągnięty na telefon, parking w Gliwicach znaleziony, no to w drogę.
Trasa:
Auto zostawiamy pod Lidlem w Gliwicach. Zielone Świątki, sklepy zamknięte, nie będziemy tu nikomu przeszkadzać.
Pierwszy cel podróży Śluza Łabędy, a później w kierunku śladu i dalej już śladem wokół jezior. Tu coś nie pykło, słabe i niezbyt dokładne rozeznanie trasy spowodowało, że trafiliśmy na tyły portu. Nie wierzę znowu przez skróty się zgubiłem ;)

Niewiesze © ralph03
Nawet przez chwilę byłem na terenie portu pytać jak teraz stąd wyjechać. Maszynista lokomotywy nie bardzo wiedział jak, ale uświadomił mnie, że jak zobaczą nas na kamerach, to zaraz zlecą się tu wszystkie służby... i tak wzdłuż płotu omijamy port gliwicki, służbę celną, a następnie wzdłuż torów znikamy z pola kamer. Przygoda wzywała, ale może nie tym razem i nie taka przygoda ;)
Gliwic nie znamy, więc już bez kombinowania kierujemy się w stronę szlaku który mam w telefonie.

Szlak rowerowy do Pławniowic © ralph03
Dalej już bez przygód, oznaczenie szlaku naprawdę niezłe, nawet nie musiałem zerkać zbytnio na telefon.

Gdzieś nad kanałem Gliwickim © ralph03
Po około 20 kilometrach docieramy do Pławniowic i nad jezioro Pławniowice.

Jezioro Pławniowice w Pławniowicach © ralph03
Mieliśmy wstąpić i obejrzeć pałac z bliska, ale chcieli 3 złote za sam wstęp do parku i może byśmy dali te 3 zeta, ale tabliczka zakazująca wjazdu rowerami skutecznie nas zniechęciła. Dlatego jest jedna słaba fotka pałacu zasłoniętego drzewami ;)

Zespół Pałacowo-Parkowy w Pławniowicach zza płota © ralph03
Po zrobieniu większego kółka po różnych wioskach na skraju granicy z województwem opolskim wracamy z powrotem w okolice jeziora. Trafiamy na kolejny szlak rowerowy i odbijamy z ulicy w kierunku jeziora i plaży.

Niewiesze - plaża nad jeziorem Pławniowice © ralph03
Na plaży szybki posiłek. Prowiant mieliśmy iście owocowy. Ja dwa banany, Damian dwa jabłka.
Po sytej uczcie ruszyliśmy dalej w drogę, choć zapach z okolicznych budek z szybką żywnością kusił ;)
Jezioro Pławniowice objechane i zobaczone z bliska, to teraz czas na Jezioro Dzierżno Duże, które ominęliśmy w sporej odległości. Jezioro duże, ale mniej atrakcyjne turystycznie przynajmniej od tej strony, po której my się znaleźliśmy. W oddali kilku wędkarzy, a tak to spokój i cisza dookoła.

Jezioro Dzierżno Duże © ralph03
Wypad zakończył się po 50 kilku kilometrach i jak się okazało już w domu, gdy przeglądałem mapę, to Śluzę Łabędy mineliśmy w naprawdę niewielkiej odległości wracając już w kierunku samochodu... No cóż będzie okazja do kolejnego zwiedzania. Gliwice - okolice jeszcze tu wrócimy :)
Rower:Cube LTD Pro 2011
Dane wycieczki:
53.50 km (0.00 km teren), czas: 03:04 h, avg:17.45 km/h,
prędkość maks: 43.45 km/hTemperatura:16.0 HR max: (%) HR avg: (%) Kalorie: 2253 (kcal)
Pocysterski Zespół Klasztorno-Pałacowy w Rudach
Kolejny wypad w większej grupie, a konkretnie w Grupie Wypadowej. Standardowo już nasza trójka czyli ja, Beny i Rafał, a dziś dodatkowo jeszcze jeden z Damianów. Marcin tym razem nie mógł, drugi Damian zwiedza Islandię, a Krzyśkowi nie dałem znać, bo byłem pewien, że ma nockę... okazało się, że nie miał nocki, bo był po urlopie ;)
Trasa:
Cel wypadu Pocysterski Zespół Klasztorno-Pałacowy w Rudach, a dokładnie park przypałacowy. Klasztory i pałace nie bardzo nas przyciągają, choć pewnie Marcinek byłby zainteresowany i wcześniej doczytał coś na temat ich historii.
Z osiedla ruszamy na Żory i za dworcem PKP wbijamy się w lasy. Tego dnia lasów było sporo - uwielbiam jazdę lasami.

Pierwszy postój - Las Gichta © ralph03
Lasami docieramy do Rybnika, gdzie chyba trafiamy na sporą grupkę wędkarzy, a raczej wędkarski tor przeszkód. Wędki, stojaki i inny sprzęt tarasowały drogę.

Wędkarski tor przeszkód © ralph03

Postój © ralph03
Prawą stroną lini brzegowej Zalewu Rybnickiego kierujemy się do zabytkowa stacji kolei wąskotorowej w Rudach. Trasa oczywiście lasami :) Ostatnim razem jak tam jechałem, to 2x rwałem łańcuch ;) Był strach, że złe fatum wciąż działa w tym miejscu na mój rower.

Zabytkowa stacji kolei wąskotorowej w Rudach © ralph03
W sumie to tego dnia nic nie urwałem, ale za to jeszcze w Żorach zgubiłbym tylną lampkę (Damian znalazł i podniósł), a Damianowi kilkanaście kilometrów za stacją wąskotorówki wypadł klocek hamulcowy (ja znalazłem i podniosłem), także coś w tym miejscu jest ;)
Żadnego pociągu na ruchu nie zobaczyliśmy, bo akurat był w trasie

Widok na Lokomotywownie © ralph03
Ze stacji kolei szybki przejazd i jesteśmy w parku. Czasu na zwiedzanie nie było za wiele bo już na stacji wąskotorówki posiedzieliśmy dłużej, a jeszcze nad zalewem postój na posiłek.

Pocysterski Zespół Klasztorno-Pałacowy w Rudach © ralph03
W restauracji pod Żaglami wciągnąłem zapiekankę, popiłem Mirindą i w drogę.
Druga część naszego wypadu czyli powrót do domu, to już trasa z górki i pod górkę. Na podjazdach moje lewe kolano już krzyczało, żeby nie wstawać z siodełka.

Pod żaglami © ralph03
Po prawie 100 kilometrach padnięty wracam do domu. Kark jak zwykle sztywny i bolący, uda napompowane i bolące, ale było sporo lasów i to cieszy :)

Elektorownia Rybnik © ralph03
Rower:Cube LTD Pro 2011
Dane wycieczki:
97.48 km (40.00 km teren), czas: 05:24 h, avg:18.05 km/h,
prędkość maks: 56.62 km/hTemperatura:20.0 HR max: (%) HR avg: (%) Kalorie: 3975 (kcal)
Gradobicie w Opolu
Na ten dzień mieliśmy zaplanowaną wycieczkę rowerową choć pierwotna miejscówka trochę zmieniła kierunki na mapie. Docelowo miała być zapora w Goczałkowicach, a wyszło wrzucenie rowerów na dach i wyruszenie w stronę Opola.
Pogoda tego dnia była bardzo kapryśna i bardzo nerwowa. Już w przed Gliwicami trafiliśmy na pierwsze oberwanie chmury, a jazda autostradą przypominała bardziej pływanie amfibią. Na całe szczęście kierunek, w którym się udawaliśmy wyglądał bezchmurnie i tak właśnie było do czasu...
Trasa:
Rowery zrzucamy na parkingu, gdzieś z dala od centrum Opola. Stamtąd kierujemy się w stronę rynku, zahaczając po drodze o Wieżę Piastowską i Narodowe Centrum Polskiej Piosenki. Na rynku i w okolicach trafiamy na grupki kręcących się wojskowych. Były to "niedobitki" po Majówce Kawaleryjskiej ;) Na rynku jeszcze można było trafić na końskie kupy. Z zasłyszanych rozmów mieszkańców można się było dowiedzieć, że "prezydent powinien to posprzątać". W każdym mieście kocha się i szanuje swojego prezydenta ;)

Wieża Piastowska © ralph03
Informacja turystyczna była zamknięta, a liczyłem że uda mi się zdobyć jakąś mapkę czy choćby broszurkę ze szlakami rowerowymi. Niestety trzeba było improwizować i często podążać za innymi rowerzystami.

Gondola Opolanka - dziś zaczęła nowy sezon © ralph03
Korzystając ze świetnej (pomimo kostki brukowej) ścieżki rowerowej wzdłuż Odry dojeżdżamy w okolice plaży. Tam na otwartej przestrzeni widzimy zbliżający się armagedon idący z kierunku Gliwic.

Widok na kąpielisko Bolko © ralph03
Bez zbędnej zwłoki uciekamy w kierunku centrum Opola korzystając już z jezdni. Jeszcze raz zjeżdżamy w kierunku Odry, aby ją przeciąć i trafić na Wyspę Bolko, którą zamierzaliśmy przemierzyć wzdłuż i wszerz. Niestety burza była coraz bliżej nas i po niewielkim kółku trzeba było czym prędzej zwiewać, bo w powietrzu wisiało nie byle co.

Most Groszowy zwany Mostem Zakochanych © ralph03
W planach były naleśniki, dlatego został obrany kierunek naleśnikarnia Grabówka w pobliżu Mostu Zakochanych. Czas przejazdu wyliczony co do sekundy. Gdy przypinałem nasze rowery, to nad głowami oberwała się chmura. Był deszcz, błyskawice, grzmoty, a i gradu nie mogło zabraknąć z tego dobrobytu chmur.

Oberwanie chmury nad Opolem - Grabówka © ralph03
Po przeczekaniu najgorszego opadu i zjedzeniu przeogromnych naleśników stwierdziliśmy, że czas wracać. W taką pogodę nic więcej nie zwiedzimy. Jeszcze raz zahaczyliśmy o Wyspę Bolko, którą tylko częściowo przecięliśmy i dalej już kierunek samochód.
Będąc już przy samochodzie utwierdziłem się w przekonaniu, że po dobrej części parkingu zaparkowałem. Samochody stojącej po przeciwnej stronie, były utopione po same felgi w ogromnych rozlewiskach. Widzieliśmy jak jeden właściciel ściągał buty i skarpetki oraz podwijał spodnie, żeby dotrzeć do swojego samochodu. Ludzkie tragedie rozgrywały się na naszych oczach ;)

Ciężki sprzęt od odśnieżania torowiska © ralph03
Plan dnia częściowo wykonany. Po roku przerwy znów z Asią zwiedzamy okolice na rowerach :)
Rower:Cube LTD Pro 2011
Dane wycieczki:
19.31 km (0.00 km teren), czas: 01:27 h, avg:13.32 km/h,
prędkość maks: 40.84 km/hTemperatura:17.0 HR max: (%) HR avg: (%) Kalorie: (kcal)