Ride on BikeKroniki rowerowe Ralpha

avatar ralph03
Jastrzębie-Zdrój

Informacje

baton rowerowy bikestats.pl
button stats bikestats.pl
Rok 2015 będzie zaktualizowany, w sumie ma ponad 1000 km
button stats bikestats.pl
button stats bikestats.pl
button stats bikestats.pl


Znajomi

wszyscy znajomi(10)

Moje rowery

Cube LTD Pro 2011 9123 km

Szukaj

Wykres roczny

Wykres roczny blog rowerowy ralph03.bikestats.pl

Archiwum

Linki

Wpisy archiwalne w miesiącu

Maj, 2013

Dystans całkowity:541.18 km (w terenie 97.50 km; 18.02%)
Czas w ruchu:31:06
Średnia prędkość:17.40 km/h
Maksymalna prędkość:50.10 km/h
Suma podjazdów:4828 m
Liczba aktywności:8
Średnio na aktywność:67.65 km i 3h 53m
Więcej statystyk

Mała Czantoria + Wielka Czantoria

Poniedziałek, 27 maja 2013 | dodano: 28.05.2013Kategoria 100 i więcej, Beskid Śląski, Off Road
Pierwszy tegoroczny rajd rowerowy organizowany przez sklep Tomazi Bike.


Trasa:


Jastrzębie - Marklowice Górne - Zebrzydowice - Kończyce Małe - Kończyce Wielkie - Haźlach - Zamarski - Cisownica - Mała Czantoria (866 m n.p.m.) - Wielka Czantoria (995 m n.p.m) - Ustroń - Skoczów - Ochaby - Drogomyśl - Jastrzębie

55 uczestników i jeden cel Mała Czantoria. Ja miałem jeszcze dwa inne cele - przetrwać ból pleców i przetrwać ból tyłka. Świeżo kupione siodełko już na ostatnim nocnym wypadzie dosadnie mnie poinformowało, że tyłek po dłuższej jeździe zaboli ;)

Eskorta spod sklepu:


i dalej już grupką mkniemy bocznymi ulicami w kierunku Beskidów. Tego dnia prognozy pogodowe zapowiadały deszcz, ale jak to bywa, prognozy prognozą. Deszczu nie było, słońce świeciło ale chłód zimnego choć niezbyt mocnego wiatru na pewno każdy poczuł.
Trasa głównie pod górę, choć poprzecinana szybkimi zjazdami, na których można było troszkę odsapnąć.

Widoczek z trasy:


Na kilka kilometrów przed szczytem Małej Czantorii wciągamy racje żywnościowe, uzupełniamy płyny w bidonach. Oczywiście zbiorowa fotka wszystkich uczestników i bierzemy się za zdobywanie szczytu Małej Czantorii.

Relaksik i ulga dla tyłka czyli tyłek w trawie:


Zdobywanie szczytu poprzedzone lekkim zamieszanie z powodu błota na szlaku i niespodziewaną zmianą trasy.
Było ostro pod górę i większą część drogi pokonałem wpychając rower na górę ;)

A na górze piękne widoki i przeszywający zimny wiatr:


Przez zamieszanie kilku znajomych nam zaginęło. Trochę wykonanych telefonów i ustawiliśmy spotkanie z Rafałem. Małą Czantorię zaliczył jako pierwszy i własnie kierował się w kierunku Wielkiej Czantorii.

Żegnamy się z garstką osób na Małej Czantorii, kilku innym osobom wskazujemy drogę na dół do Ustronia, a my jedziemy dalej odwiedzić Wielką Czantorię.

Kierunek Czantoria Wielka:


nim docieramy na miejsce korzystamy z małej gastronomii. Batoniki i żele nie są złe, ale co mięso to mięso ;)

Gdy kończymy jeść zjawia się w końcu Marcin. Troszkę pobłądził. Nikogo z uczestników rajdu nie trafił po drodze na szlakach, ale na szczęście Małą Czantorię odnalazł, nas odnalazł i oczywiście bufet z jedzeniem również odnalazł :)

Ten który zaginął w akcji:


Zostawiamy Marcina na chwilkę, żeby na spokojnie sobie zjadł i odpoczął. A my wjeżdżamy na Wielką Czantorię, robimy pamiątkową fotkę i wracamy z powrotem do Marcina.

Wielka Czantoria


Do Ustronia zjeżdżamy mało turystycznym szlakiem niebieskim. Dość mocno porośnięty i na początku bardzo wąski szlak. Krzaki non stop odbijały się od nas.
Później zrobiło się szerzej, bardziej kamieniście, a zjazd szlakiem w dół nabrał lepszego tempa. Co jakiś czas było słychać jak kamienie odbijały się od ram naszych rowerów oraz zrozpaczone okrzyki właścicieli rowerów ;)
Część kolegów prawie spaliła sobie klocki. Dym szedł, smród był ale ognia nie ujrzałem :P

W Ustroniu przecinamy Wiślankę i trafiamy na kolumnę zabytkowych Syren. Właściciele Syrenek mieli spota na Równicy.

Do Jastrzębia wracamy standardowym już szlakiem wzdłuż Wisły, tuż przed Ochabami robimy sobie dłuższa przerwę.

O tak, zostaje do rana:


Po ponad 100 kilometrach padniety, z bolącym tyłkiem, z bolącym kręgosłupem i karkiem docieram do domu. Czy było warto? Jasne, że tak. Zawsze jest warto mimo tego cierpienia :D

Film z wypadu (na kanale youtube Grupy Wypadowej:
<object width="100%" height="450"><param name="movie" value="http://www.youtube.com/v/faMvHA05_8w"> <embed src="http://www.youtube.com/v/faMvHA05_8w" type="application/x-shockwave-flash" wmode="transparent" width="100%" height="450"></embed></object></strong>

Rower:Cube LTD Pro 2011 Dane wycieczki: 104.82 km (23.00 km teren), czas: 07:00 h, avg:14.97 km/h, prędkość maks: 50.10 km/h
Temperatura:18.0 HR max: (%) HR avg: (%) Kalorie: (kcal)
Linkuj | Komentuj | Komentarze(2)

Ghost rider - wieczorne testowanie nowego siodełka

Środa, 22 maja 2013 | dodano: 22.05.2013Kategoria 0-50
Rano idąc do pracy minąłem się w drzwiach z kurierem. Jest nowe siodełko :)

Udało się szybciej ewakuować z pracy i po 6 godzinach iść do domu.
Szybka obiadokolacja, siodełko pod pachę i spacerek do garażu. Chwila na montaż i jestem gotów do testów.

Z nieba lecą pierwsze krople deszczu, ale pewnie przejdzie bokiem. Nie przeszło, ale gdy w Jastrzębiu lało jak byłem w Żorach, a tam tylko kropiło.

Trasa:


Jastrzębie - Żory - Jastrzębie
Skromne 33 kilometry

Selle Italia C2 Gel Flow


Siodełko węższe, niby z żelem ale mój tyłek odczuwa ten stołek jako twardszy od poprzedniego. Na początku niewygodnie było, później całkiem nieźle, a na sam koniec przejażdżki znów mało komfortowo. Co dziwne bardzo dobrze tłumi nierówności, to chyba zasługa tego żelu.
Niestety słabo dokręciłem śruby, bo normalne klucze imbusowe miałem w bagażniku - w zamkniętym samochodzie. Dziadostwem rowerowym znaczy multi toolem ciężko się manewrowało pod siodełkiem, więc nie było opcji dobrze dociągnąć śrub.

Na rajdzie albo tyłek się przyzwyczai, albo będę cierpiał katusze. Jeśli tyłek nie przyzwyczai się do nowego taboretu [daje mu czas 200 kilometrów], to z pewnością trafi na allegro... a ja będę szukał dalej.

Rower:Cube LTD Pro 2011 Dane wycieczki: 33.17 km (2.00 km teren), czas: 01:51 h, avg:17.93 km/h, prędkość maks: 45.10 km/h
Temperatura:15.0 HR max: (%) HR avg: (%) Kalorie: (kcal)
Linkuj | Komentuj | Komentarze(1)

O (r)zesz... e i lasy wokół Żor

Niedziela, 19 maja 2013 | dodano: 19.05.2013Kategoria Off Road, 50-100
Plan na dzień dzisiejszy. Zaliczyć lasy w okolicach Żor. Wycieczka z Benym oraz Krzyśkiem. Plan wypadu ustalony wcześniej przeze mnie i troszeczkę przeze mnie pokręcony. Docelowo trasa wyliczona była na 65 kilometrów, a zrobiło się z nich prawie 80 kilometrów... wszystko przez O (r)zesz...e, które nie było w planach.

Nie obyło się bez awarii rowerowych, ale tym razem awaria dopadła mnie.

Trasa:


Jastrzębie - Świerklany - Żory - Woszczyce - Orzesze - Palowice - Żory - Rudziczka - Warszowice - Krzyżowice - Jastrzębie

Wycieczka wyrusza o 11 rano. Ja z nowym łancuchem, Beny z łańcuchem "poklejonym" po ostatnim rwaniu, A Krzysiek dopiero przed wymianą na kolejny - preferuje "jazdę na trzy łańcuchy" i cyklicznie wymienia je.

Do Żor dojeżdżamy od Bażanciarni w Rogoźnej - pierwszy las zaliczony.
Na żorskim rynku wymuszony postój. Odkręcił mi się koszyk... Bidonu bym nie stracił, ale nieprzyjemnie hałasował. To zapowiadało, że coś większego wisi w powietrzu ;)
Dokręcam koszyk i jedziemy dalej w kierunku kolejnego lasu. Tym razem las z prawdziwego zdarzenia, którym mamy dotrzeć do Woszczyc.

Brak szlaków, ale radzimy sobie:


Jazda po lesie niczym po nadmorskich wydmach. Zapach lasu, piasek pod kołami - klimatycznie :)

Nim docieramy do Woszczyc odbijamy w kierunku hałd kopalni Krupiński.
Najwyższego szczytu nie zdobywamy, bo ochrona się nami zainteresowała.

Hałda za KWK Krupiński:


Widok na Hutę Łaziska:


Krzysiek zauważa, że mam strzelony pręt pod siodełkiem. Nie wiem czy nie wytrzymał mojej "wieszakowej" wagi czy to po prostu zmęczenie materiału. Na wszelki wypadek poszukam jakiejś cud diety na odchudzanie kości ;)
Na tydzień przed rajdem muszę na szybko kombinować siodełko i nie mam praktycznie w ogóle czasu, żeby się do niego przyzwyczaić.

Awaria, ale da się jechać bez jakiegoś dyskomfortu:


Nie sprawdzamy czy ochrona będzie chciała nas pogonić z hałdy, wracamy z powrotem do lasu i lecimy na Woszczyce. Tu przelot przed DK-81 i kierunek Palowice.
Tak dobrze się jechało przed siebie, że jakimś cudem wylądowaliśmy na rynku w O żesz...! Orzeszu :)

Rynek raczej z nazwy:


...ale Jastrzębie-Zdrój nie ma rynku, a Zdrojem jest tylko z nazwy :)

Z Orzesza docieramy do Palowic, gdzie robimy dłuższą przerwę na Cole i batoniki.
Stąd już mamy rzut obręczą do kolejnego lasu. Tu już są szlaki, z których oczywiście korzystamy.

Staw Gichta:


Cysterskie kompozycje krajobrazowe i pojezierze Palowickie opuszczamy, by za chwilkę znaleźć się pod Miasteczkie TwinPigs. Tutaj tłum ludzi i pełen parking.
Załapaliśmy się nawet na pokaz jeździecki z Dzikiego Zachodu.

Bilety nabyte u koników w pakiecie "widok zza płotu" :P :


Spod Miasteczka TwinPigs kierujemy się na staw Śmieszek, przecinamy ulicę Nowopszczyńską i przed nami kolejny las - Baraniok - w który wbijamy się na wysokości Rudziczki i z którego wyjeżdżamy w Warszowicach.
Po raz kolejny przecinamy Wiślankę i przez Krzyżowice, Pniówek oraz świeżo otwartą Drogą Południową docieramy do domów. Chwilę wcześniej Krzysiek odbija w swoim kierunku.

To tyle z dnia dzisiejszego, kończę pisanie i zabieram się za szukanie nowego siodełka ;)

Rower:Cube LTD Pro 2011 Dane wycieczki: 79.13 km (18.50 km teren), czas: 03:55 h, avg:20.20 km/h, prędkość maks: 48.30 km/h
Temperatura:29.0 HR max: (%) HR avg: (%) Kalorie: (kcal)
Linkuj | Komentuj | Komentarze(1)

Tragedie rowerowe w dwóch aktach

Środa, 15 maja 2013 | dodano: 16.05.2013Kategoria 50-100
Trasa:

Jastrzębie - Golasowice - Zbytków - Strumień - Zbytków - Jarząbkowice - Golasowice - Jastrzębie - Zebrzydowice - Marklowice Górne - Jastrzębie

Akt I - Tomek i dwie pany:

Dzień wcześniej umówiłem się z Tomkiem, że możemy się wybrać gdzieś pojeździć rowerami. Będzie okazja żeby w końcu zaczął sezon rowerowy oraz przetestował nowo nabytego Treka. Rajd rowerowy tuż tuż i jakaś rozgrzewka by się przydała.

Przed południem dzwoni telefon. To Tomek dzwoni - jedziemy do Strumienia.
Spotkanie pod McDonaldem, szybkie oglądanie nowego Treka i w drogę.

Pogoda słoneczna, wiec i jazda bardzo przyjemna. Dzisiaj jeżdżę bez rękawiczek, żeby opalić sobie dłonie i prawdopodobnie nabawić się odcisków ;)

Mniej więcej przed Zbytkowem, a za Golasowicami mijamy towarzystwo z dwoma małymi Yorkami. Zwalniam praktycznie do zera, choć nasze tempo jazdy i tak jest spacerowe. Tomek tylko nieznacznie wytrąca prędkość... jeden z Yorków rzuca się pod Treka i ma więcej szczęścia niż rozumu. Głową odbija się od przedniej opony, a jego małe i drobne ciało zostaje delikatnie odrzucone na bok. Był pisk, ale to tylko pisk przerażonego psiaka - a Trek mógł zabić, rozjechanie karku takiemu małemu zwierzęciu oznaczałoby 700 do 2000 zł (w zależności czy z rodowodem) straty dla właściciela puszczającego psa bez smyczy, no i najważniejsze, utratę kochającego zwierzątka.
Dalsza podróż do Strumienia bez przygód. Na miejscu odwiedzamy cukiernie oraz fontannę.

Posiłek regeneracyjny:


a następnie jodowe inhalacje przy fontannie:


Kilometrów wciąż mało, więc decydujemy że teraz odwiedzimy Zebrzydowice.
Za Zbytkowem odbijamy między pola i Trek przechodzi testy w terenie.

Prócz błota o sporych kałuż musimy pokonać również krowie łajno wylewające się na naszą trasę. O zapachu i drobnych kawałkach g... wystrzeliwującego spod kół naszych rowerów nie będę może wspominał ;)

Jakaś farma na skraju Jarząbkowic:


Kawałek za farmą na prawie 30 kilometrze wycieczki sprawdzam na mapie czy jest jakaś szansa na jakiś leśny skrót w kierunku Zebrzydowic i po tej chwili postoju okazuje się, że tomkowy Trek nie ma z przodu powietrza... a z tyłu jakoś go jest ciut zbyt mało.

Tomek pompuje oponę z tyłu, a przód wymienia. Prawdziwy rowerzysta zawsze ma zapasową detkę.

Pit Stop na trasie:


powietrze z tyłu też zeszło, ale prawdziwy rowerzysta prócz dętki ma też łatki. Niestety nie mogłem Tomka poratować moją zapasową detką, bo Trek miał wentyle włoskie Presta, a nie samochodowe czyli Schradera.
Cóż nie zawsze nowy rower, to nowe możliwości. Czasem też są to nowe problemy :)

Przyczyna złapania jednej i drugiej pany:


Opony z Bontragera przepuściły po jednym kolcu na koło i dwie dętki załatwione.
Lepimy dwie przedziurawione dętki i ta decyzja do był strzał w dziesiątkę. W tym zdaniu słowo strzał jest słowem kluczem, słowem wytrychem.

Pierwsza polepiona dętka zostaje osadzone na miejscu. Tomek przystępuje do pompowania i następuje tragedia... Dętka wychodzi bokiem, robi się balon, który momentalnie zaczyna rosnąć i rosnąć... dętka kończy swój krótki żywot głośnym wystrzałem. Ale przynajmniej wiemy, że łatka była dobrze naklejona :P

Booom:


Kolejna lepiona dętka zostaje osadzona na miejscu. Tym razem obchodzimy się jak z jajkiem stosując przy tym chirurgiczną precyzję. To dętka ostatniej szansy, a do domu daleko.
Tomek znów pompuje, wstrzymujemy oddechy, sprawdzamy brzeg opony czy jakiś balon ponownie nie chce nas zaskoczyć... udało się. Operacja zakończona sukcesem, pacjent żyje, a nawet jeździ ;)

Za tę operację Tomek otrzymuje wieniec z rozerwanej dętki:


Teraz już kierunek Jastrzębie. Straciliśmy trochę czasu na walkę z dętkami i co najważniejsze Tomek stracił zaufanie do Bontragera.

W Jastrzębiu pomału żegnam się z Tomkiem i dzieje się rzecz niesłychana. Z naprzeciwka trafiamy na Benego. Gdzie jedzie? Do Zebrzydowic.

Akt II - Beny i łańcuch zerwany:
Skoro Beny jedzie do Zebrzydowic, ja mam wciąż kilka godzin wolnego czasu przed pracą i tylko 40 kilometrów na liczniku, to zawracam i gonię Benego.

Grupa Wypadowa jedzie do Zebrzydowic i będzie jeździć po Zebrzydowicach ;)

Trasa szlakami rowerowymi, spora część szlaków to dla mnie jedna wielka nowość. Nawigator Beny jak zwykle zaskakuje znajomością terenu :) przejazd przez las i wyskakujemy w pobliżu zebrzydowickiego kąpieliska.

Staw Młyńszczok:/b]


Tu chwilka przerwy i jedziemy dalej kolejne lasy zaliczyć.

[b]Wzdłuż granicy z Republiką Czeską:




Co jakiś czas Beny narzeka na przeskakujący łańcuch, no może nie co jakiś ale często i głównie na podjazdach.
Przeskakujący łańcuch wytrzymuje Zebrzydowice, wytrzymuje Marklowice Górne, wytrzymuje połowę Jastrzębia i pod Urzędem Miasta okazuje się, że trzyma się ledwo, ledwo na bolcu. W końcu widać gołym okiem czemu przeskakiwał przez tyle kilometrów.
Przed nami zjazd Piłsudskiego, wiec ulga dla łańcucha i podjazd pod Zofiówkę.
Podjazd Rybnicką jest za długi i łańcuch może nie wytrzymać. Rzucam pomysłem, żeby wjechać bokiem poza asfaltem. Jest stromiej ale sporo krócej i później już jazda po płaskim.
W razie czego zawsze tą małą górkę można wprowadzić rower. Beny jednak nie zsiada z roweru i delikatnie wspina się pod górkę żartując, że łańcuch na pewno strzeli na samej górze, na ostatnim depnięciu.

Dzień w którym Beny został prorokiem:


Jakieś 500 metrów przed domem Beny albo prowadzi rower, albo używa go jako hulajnogi ;)

Czy to było jakieś złe fatum rowerowe czy to ja przyniosłem im pecha?;P

Rower:Cube LTD Pro 2011 Dane wycieczki: 73.71 km (9.00 km teren), czas: 03:53 h, avg:18.98 km/h, prędkość maks: 44.80 km/h
Temperatura:27.0 HR max: (%) HR avg: (%) Kalorie: (kcal)
Linkuj | Komentuj | Komentarze(5)

Park Leśny u Kaczyny oraz tajemnicze obiekty

Piątek, 10 maja 2013 | dodano: 10.05.2013Kategoria 50-100
Nocka w pracy za mną. Wskakuje w samochód i śmigam do krwiodawstwa upuścić około pół litra krwi. Poszło równie sprawnie co w pracy, więc właśnie rozpoczynam weekend.

Pogoda przepiękna, spać mi się nie chce, więc co robię? Chwytam za telefon i zbieram rowerzystów :)
Toto do pracy, Jaro do pracy, Darku do Londynu (tak wiem, że nie ma takiego miasta, jest Lądek Zdrój), Krzysiek wciąż na urlopie więc z radością się zgłasza, choć w małym szoku, że nie śpię :)

Pierwotny plan pojechać do Żor i zwiedzić las na lewo od Wiślanki. Ale okazało się, że w Wodzisławiu czeka na nas pewien rowerzysta. Jedziemy do Wodzicha na spotkanie z Jackiem, z którym będziemy wspólnie zwiedzać tamtejsze okolice.


Trasa:


Jastrzębie-Zdrój - Gogołowa - Połomia - Wodzisław Śląski - Turza Śląska - Gorzyczki - Gorzyce - Bełsznica - Rogów Park Leśny - Czyżowice - Wodzisław Śląski - Połomia - Gogołowa - Jastrzębie-Zdrój

Takim sposobem wpadło 67 km :)

Dojazd do Wodzisławia przebiegł bez najmniejszych kłopotów. Pomimo tego, że Krzysiek ma problemy z nawigowaniem do celu trafiamy pod dom Jacka ;)
Na miejscu okazuje się, że Jacek jeszcze nie zdążył poznać okolicy, ale proponuje pojechać do Olzy. Jedziemy oczywiście.

W drodze trafiamy na żółty szlak i nim staramy się dotrzeć na miejsce.
Szlak dość dobrze oznaczony, poprowadzony bocznymi drogami, starymi nasypami kolejowymi, czasem lasami czy polami. Naprawdę sympatycznie się jedzie poza głównymi trasami, ale wszystko co piękne szybko się kończy... gdzieś zgubiliśmy tabliczkę i do Olzy nie trafiliśmy.

Jednak nim zgubiliśmy szlak, trafiliśmy na tajemniczy obiekt na swojej drodze.

30 kilometr trasy, a tu takie coś:


Zrujnowane budynki, a obok tor driftowy.

Postanawiamy zapuścić się głębiej i zwiedzić teren od wewnątrz:




Według informacji znalezionych w Internecie. Najpierw była tu kopalnia. Na niektórych budynkach widnieją jeszcze napisy rodem z PRL o bezpiepieczeństwie pracy. Później siedzibę miało tutaj konsorcjum ALPINE z betoniarnią i zakładem przygotowania asfaltu na potrzeby budowy autostrady A1.
Obecnie jest to tor dla drifterów.

Kawałek dalej trafiamy na punkt wypoczynkowy dla strudzonych rowerzystów pielgrzymów.


Długo tu nie siedzimy, komary nieustannie atakują. Nawet Maryja z kapliczki nie ma na nich mocy :)

Kilka kilometrów dalej gdzieś coś poknociłem i straciliśmy się ze szlaku. Szybki rzut okiem na mapę i okazuje się, że Olzę minęliśmy bokiem. Słaby ze mnie nawigator nie to co Beny ;)
Jacek miał jeszcze plany na wieczór, więc nie odbijamy na Odrę i Olzę tylko kierujemy się dalej przed siebie do Rogowa. A w Rogowie...

W Rogowie trafiamy na Park Leśny u Kaczyny. Strona Parku
Są tu ścieżki spacerowe, stadnina koni, plac zabaw oraz mini Zoo
między innymi z takimi sympatycznymi zwierzątkami:


Park wygląda na wciąż rozbudowywany, więc atrakcji będzie w nim wiele. Nikt nas nie gonił [nie licząc mało gościnnego psa], wiec obstawiam że wjazd za darmo - przynajmniej rowerami :)
Park polecamy, bardzo fajne odkrycie.

Prawie jak drużyna pierścienia, a to tylko drużyna z GKT Zofiówka :P:


51 kilometr i żegnamy się z Jackiem. Teraz kierunek Jastrzębie-Zdrój przez Balaton - nie mogłem sobie tego odmówić.

Kąpielisko Batalon:


Na resztkach sił docieram do domu. Nocka w pracy, oddanie krwi plus trochę kilometrów potrafią człowieka wykończyć. Jak dobrze, że już weekend :)

Rower:Cube LTD Pro 2011 Dane wycieczki: 67.12 km (8.00 km teren), czas: 03:24 h, avg:19.74 km/h, prędkość maks: 46.50 km/h
Temperatura:26.0 HR max: (%) HR avg: (%) Kalorie: (kcal)
Linkuj | Komentuj | Komentarze(3)

Brenna... prawie ;)

Środa, 8 maja 2013 | dodano: 08.05.2013Kategoria 50-100
Po nocce w pracy wracam do domu. Na dworze pogoda iście wakacyjna. Błękitne niebo, gorąco, żar leje się z nieba. Już wiem, że dziś będzie rower :)

3 godziny snu i jestem gotów do zrobienia kilku kilometrów.
"Memory fajw Krzysiu" i jesteśmy umówieni na wspólny wypad rowerami.
Pogoda już mniej upalna i widać gołym okiem, że coś wisi w powietrzu, ale trzeba być dobrej myśli czyli olać serwisy pogodowe.

Trasa:


Jastrzębie - Bąków - Drogomyśl - Ochaby - Skoczów - Prawie Brenna - Skoczów - Ochaby - Drogomyśl - Bąków - Jastrzębie

W planach był wypad do Ochab i z powrotem, później Skoczów i z powrotem, a dojechaliśmy prawie do Brennej :).

Ale po kolei.
Docieramy do wiślanki w Drogomyślu, tu nas łapie pierwszy deszcz. Na całe szczęście jest przystanek.
Niczym "przystankersi" okupujemy wiatę przystanku i czekamy aż przestanie padać.
Oczywiście wszystko logistycznie dograne było, bo nim zaczęło padać deszcz, to my już zajęliśmy strategiczne miejsca pod wiatą :)

Odmiana blokersa - Krzysiek przystankers:


Przeszło pół godziny wpatrywania się w przejeżdżające pojazdy i możemy ponownie ruszać. Na szczęście to był przelotny deszcz. Burze i pioruny gdzieś przeszły bokiem. Choć nad głowami jakieś gromy Zeusa słyszeliśmy.
Mokrymi ścieżkami rowerowymi dojeżdżamy do Ochab.

wyszło słoneczko:



Styl przyczajonego żurawia:


Mycie opon w Wiśle:


Wciąż mokrymi ścieżkami rowerowymi pełnymi kałuż jedziemy w kierunku Brennej. Ochaby i Skoczów to było trochę za mało kilometrów :)
W Górkach Wielkich odwiedzamy sklep. Power wafel na ząb i znowu przemy do przodu.
Praktycznie przed samą Brenną ponownie atakują nas chmury deszczowe. Niestety brak w okolicach przystanków, więc decydujemy się zawrócić i uciekać przed deszczem.
Deszczowe chmury po raz kolejny obrały sobie bezbronnych i nieprzygotowanych na takie warunki rowerzystów :)

Idzie chmura, spadamy stąd:


Przez kilka kilometrów jedziemy w kroplach deszczu, ale dobre tempo jazdy pozwola nam na ucieczkę i jedyne krople, które spadają na nas, to te wyrzucane przez koła naszych rowerów.

Przed Bąkowem jeszcze jedna przerwa na batoniki:


i kilka kilometrów dalej wjeżdżamy do Jastrzębia.


Następnym razem uda się dojechać do Brennej w końcu "nie ma złej pogody, jest tylko źle ubrany rowerzysta" :)

Rower:Cube LTD Pro 2011 Dane wycieczki: 76.42 km (15.00 km teren), czas: 03:52 h, avg:19.76 km/h, prędkość maks: 43.70 km/h
Temperatura:23.0 HR max: (%) HR avg: (%) Kalorie: (kcal)
Linkuj | Komentuj | Komentarze(7)

Strumień, Suczec, Żory i tajemniczy obiekt...

Poniedziałek, 6 maja 2013 | dodano: 06.05.2013Kategoria 50-100, Off Road
Kolejny piękny dzień w raju :)

Słońce na niebie, ubieram się, wychodzę z domu i... zaczyna kropić, robi się ciemno, dodatkowo wiatr zaczyna mocniej wiać. Wracam do domu i czekam na rozwój sytuacji. Dostaję info od Asi, że u Niej słońce i zero obaw na jakikolwiek deszcz.
Podejście numer dwa. Wychodzę z domu, na niebie ciągle pochmurno i ciągle wieje, ale deszczu brak. Jakieś pół godziny jestem w plecy przez te pogodowe anomalia, znaczy przelotny deszcz. Nic nie szkodzi, nadrobię na trasie.
Ruszam.

Trasa:

Jastrzębie - Pawłowice - Trakt cesarsko-pruski - Strumień - Wisła Mala - Studzionka - Mizerów - Kryry - Suszec - Rudziczka - Żory - Rudziczka - Suszec - Żory - Jastrzębie
W sumie 73 km.

Kierunek Pawłowice, które mijam bokiem wzdłuż torów kolejowych. Tutaj pierwsze błoto spada na moje plecy ;)
Kolejne kilometry i przepiekny trakt cesarsko-pruski. Jak zwykle zachęcam, polecam i reklamuje.

Trakt Cesarsko-Pruski:


i jeszcze raz to zjawiskowe miejsce:


Po 15 kilometrach jestem w Strumieniu. Nie mam czasu na odpoczynek przy fontannie i wdychanie jodu. Mknę dalej na szerokich i szumiących oponach 2.25 ;)
Połykam Wisłę Małą, połykam Studzionkę i przed Mizerowem połyka mnie jakaś kolarka na kolarce... ale to nawet dobrze, bo dzięki niej łatwiej mi się jedzie. Trzymając się nieustannie na ogonie kolarzówki docieram do Suszca. Jeszcze tylko parę minut i jestem pod domem Asi i małej Ani, z którymi będę dzisiaj jeździł po tutejszych okolicach.
W planach mamy:
Staw Gwaruś, Staw Śmieszek i lądowisko dla helikopterów przy budynku ze złotym dachem.... to ten tajemniczy obiekt. Obiekt wypatrzony jakiś czas temu z ulicy.

Stawek Gwaruś:


EU07 ruszający ze stacji Suszec Kopalnia:


Staw Śmieszek i pingwiny z Madagaskaru:


to jest idealny przykład jak zachęcić ludzi do sprzątania po sobie wszelakich papierków czy innych śmieci.
Ania nakarmiła pingwinki. Dostały opakowania po Snickersach :)

W drodze powrotnej ze Śmieszka zahaczamy o tajemniczy obiekt.

Wieża ze złotym dachem:


na placu nowy Mercedes E-Class Coupe, za domem jakiś stary wojskowy samolot odrzutowy i najciekawszy obiekt - lądowisko dla helikopterów.

Po prawej wieża, po lewej lądowisko


Z drogi 935 widać dużo lepiej to lądowisko. Jadąc od Żor na Pszczynę tuż przed tabliczką informującą o wyjeździe z Żor patrzymy w lewo i widzimy złoty dach oraz lądowisko.

Zainteresowani tym tajemniczym obiektem, ale leniwi żeby się tam wybrać zapraszam na google street maps.
Namiary na widok z samolotem:
Samolot

Obok tego małego pałacyku znajduje się magazyn duńskiej firmy Dolle, która jest producentem schodów modułowych, strychowych, kręconych itd. Własnie między pałacykiem, a magazynem stoi samolot.

Wracamy do Suszcza, tu się żegnam z dziewczynami i wzdłuż lasu jadę w kierunku Żor. Przed samymi Żorami zaczyna kropić deszcz.
Na całe szczęście nie rozpadało się, całą drogę do Jastrzębia tylko kropiło.

Rower:Cube LTD Pro 2011 Dane wycieczki: 72.86 km (18.00 km teren), czas: 04:12 h, avg:17.35 km/h, prędkość maks: 45.80 km/h
Temperatura:22.0 HR max: (%) HR avg: (%) Kalorie: (kcal)
Linkuj | Komentuj | Komentarze(4)

Park Śląski w Chorzowie - majówkowa niedziela

Niedziela, 5 maja 2013 | dodano: 05.05.2013Kategoria z Asią, 0-50
Wycieczka poprzedzona kilkudniowym śledzeniem pogody na kilku serwisach pogodowych, w tym niezawodnym serwisie meteo... To co wyczyniają serwisy pogodowe od jakiegoś czasu, może lepiej nie będę komentował. Ja nie wiem albo klimat się zmienia tak szybko, że synoptycy nie nadążają albo pojawiła się jakaś nowa ekipa ludzi, którzy raczej powinni się zająć hodowlą jedwabników lub ślimaków winniczków ;)
Olewając wszystkie prognozy pogody, które wieściły deszcze, burze i ogólnie istny armagedon, wybieramy niedzielę na dzień naszego wypadu, a pogodę sprawdzamy organoleptycznie - zmysłem wzrokowym patrząc za okno :)
Wybór niedzieli, to był strzał w dziesiątkę. Prawdziwa majówkowa pogoda. Zero deszczu, nawet zero objaw deszczu. Słońce, słońce i jeszcze raz słońce. Czy ja już pisałem słońce?;)

Pakuję rower na dach i jadę po Asię oraz po Jej rower. Z rowerami na dachu kierujemy się do chorzowskiego parku.
Na miejsce docieramy o 12, zrzucamy rowery z dachu i zaczynamy zwiedzanie delektując się słoneczną pogodą.

Trasa:


Na początek objazd parku dookoła, a później zwiedzanie przeróżnych zakątków parku.

Polowanie na wiewióra:


Żyrafa:


W czerwcu Park Śląski obchodzi 63 urodziny z tej okazji planowane są różne imprezy. Będzie reaktywowana Edyta Bartosiewicz oraz reaktywowana kolejka linowa Elka. 21 czerwca zaśpiewa Edyta, a 22 czerwca ruszy kolejka. Ogólnie impreza urodzinowa ma być trzydniowa.

Nowe słupy już stoją, część elementów wciąż czeka na montaż.


Stan starych słupów oczywiście też musieliśmy sprawdzić:


oraz peron planetarium:


Rozpadająca się Przystań, a w tle wiecznie w budowie Stadion Śląski:


tego typu perełek Park Śląski posiada mnóstwo. Wiele obiektów pamięta czasy PRLu i od lat niszczeją zostawione same sobie. Ale czasem jakiś remont ktoś przeprowadzi.

Odnowiona brama zoo:


Ale nie samymi terenami rekreacyjnymi rowerzysta żyje. Czasem trzeba poszukać mrocznych i tajemniczych obiektów. A My takie znaleźliśmy ;)

Mroczny i tajemniczy obiekt:


Mroczna i tajemnicza zawartość obiektu:



Sprzedam doniczki i donice ceramiczne, przy zakupie większych ilości dorzucam wózek gratis :) :


Na zakończenie udanego dnia to co tygryski lubią najbardziej... nie, nie brykanie ;)
Goooofry:


Jeszcze rzut okiem na kukurydze:


...żegnamy Śląski Park w Chorzowie.

i pamiętajcie:
Rower:Cube LTD Pro 2011 Dane wycieczki: 33.95 km (4.00 km teren), czas: 02:59 h, avg:11.38 km/h, prędkość maks: 46.50 km/h
Temperatura:24.0 HR max: (%) HR avg: (%) Kalorie: (kcal)
Linkuj | Komentuj | Komentarze(0)