- Kategorie:
- 0-50.64
- 100 i więcej.23
- 50-100.59
- Beskid Mały.2
- Beskid Śląski.19
- Beskid Żywiecki.0
- Miejska dżungla.11
- Off Road.61
- samotnie.37
- z Asią.14
Wpisy archiwalne w kategorii
100 i więcej
Dystans całkowity: | 2791.26 km (w terenie 549.00 km; 19.67%) |
Czas w ruchu: | 168:30 |
Średnia prędkość: | 16.57 km/h |
Maksymalna prędkość: | 65.35 km/h |
Suma podjazdów: | 25763 m |
Maks. tętno maksymalne: | 191 (100 %) |
Maks. tętno średnie: | 179 (93 %) |
Suma kalorii: | 87819 kcal |
Liczba aktywności: | 23 |
Średnio na aktywność: | 121.36 km i 7h 19m |
Więcej statystyk |
Jastrzębski rajd rowerowy na Stożek
Niedziela, 29 czerwca 2014 | dodano: 30.06.2014Kategoria 100 i więcej, Beskid Śląski, Off Road
To był czwarty jastrzębski rajd rowerowy w tym sezonie i pierwszy dla mnie. W tym roku z Grupą Wypadową odpuściliśmy pierwsze kilka rajdów, jeżdżąc w tym samym czasie swoje zaplanowane wypady. W niedzielę jednak wybraliśmy się na rajd, bo według nas był ciekawy i trudny, a przy okazji chcieliśmy dokończyć coś, co nie udało się Nam kilka tygodni temu czyli zrobić trasę Stożek, Przełęcz Kubalonka i Stecówka.
Trasa:
Jastrzębie-Zdrój - Golasowice - Drogomyśl - Ochaby - Skoczów - Ustroń - Wisła - Stożek Wielki 978 m n.p.m. - Przełęcz Kubalonka 761 m n.p.m. - Stecówka 760 m n.p.m. - Wisła - Ustroń - Ochaby - Drogomyśl - Golasowice - Jastrzębie-Zdrój
Wyruszam przed 8, tak aby na czas dotrzeć pod sklep TomaziBike. Na miejscu jest już spora grupka uczestników rajdu w tym moi rowerowi znajomi :)
Skład Grupy Wypadowej mocno okrojony. W praktyce cały rajd i dodatkowo zaplanowaną trasę pokonałem z Rafałem. Jeszcze z samego rana odwiedziłem Benego, żeby pożyczyć druga kamerkę wraz z uprzężą na klatę.
W rajdzie startuje 70 rowerzystów, co według mnie jest świetnym wynikiem zważywszy na to, że trasa jest długa, końcówka trasy męcząca, żar będzie lał się z nieba, a na popołudnie zapowiadane są burze i ulewy.
Całym peletonem mkniemy standardową trasą przez Bzie, Golasowice, Drogomyśl, Ochaby, Skoczów i za deptakiem w Ustroniu robimy pierwszy postój. Tankuje bidon, wciągam banana i pomarańcza, doposażam Rafała w GoPro i jestem gotowy na dalszą część trasy. Postój trwa jednak dłużej, bo parę osób walczy z dętkami. Na całym rajdzie w sumie naliczyłem cztery przypadki złapania kapcia, ale słyszałem, że było tego więcej ;)
Do Wisły również docieramy standardową trasą, ale jeden z uczestników ma poprowadzić nas inną trasą i już zaczyna być ciekawie. Zamiast kierować się bezpośrednio na Wisła-Łabajów, kierujemy się w stronę Malinki by na wysokości kempingów Jonidło odbić na drugą stronę Wisły w kierunku ulicy Spacerowej. Część Wisłę pokonało mostem, część Wisłę pokonało... Wisłą. Ja wybrałem opcję ciekawszą i schłodziłem sobie nogi w Wiśle :D
Za Wisłą czekał na nas pierwszy stromy podjazd. Niektórzy z wycieńczenia pytali czy to już Stożek ;) To jeszcze nie był Stożek, ale widoki też świetne.

Ulica Spacerowa w Wiśle © ralph03

Ulica spacerowa w Wiśle - Widok na Czantorię © ralph03
Po zebraniu się całej grupki jedziemy dalej. Kolejny postój w Wiśle Łabajowie w cieniu dawanym przez 25 metrowy wiadukt kolejowy, który powstał w latach 1931- 1933.
Znowu uzupełniam bidon, dodatkowo wlewam jeszcze izotonik do bukłaka i tak dociążony mogę ruszać w kierunku stacji dolnej Stożka.
Nie jest przesadnie stromo, całość przejeżdżam na raz w siodle. Pod stacją kolejny postój i zbieranie sił na już konkretny podjazd i konkretne stromizny. Znów widzę osoby walczące z dętkami ale są również osoby walczące z własnymi myślami krzątając się w okolicach wyciągu. Grupka osób odpuściła sobie próbę pokonania wzniesienia o własnych siłach i skorzystała z wyciągu, ale większość tak jak i ja chciała powalczyć z górą.

Wisła Stożek - stacja dolna © ralph03
Prócz walki ze stromizną, walczyłem z latającymi muchami, które upodobały sobie nie tyle co mnie, co kierownicę w moim rowerze. Miałem więc dodatkowych pasażerów, którzy rozsiedli się na manetkach od przerzutek, na klamkach od hamulców lub bezpośrednio na kierownicy. Nie wszystkie muchy jednak dotarły na gapę na szczyt Stożka, dla niektórych z nich to była ostatnia jazda w ich jakże krótkim życiu :P

Wisła Stożek - stacja górna © ralph03
Na stacji górnej Stożka jeszcze robię kilka fotek, odbywam dłuższą rozmowę z gościem z Krakowa, który swoim rowerowym czołgiem zjeżdża w dół ile sił w nogach i odwagi w głowie :) Później jeszcze tylko wypych pod górkę, kilkanaście metrów jazdy i jestem pod schroniskiem, gdzie trwa wielkie święto rowerowe - zdjęcia, przyjęcia i zimne napoje ;)

Lans pod schroniskiem Stożka :)
Żegnamy się z uczestnikami rajdu, spoglądamy na niebo i razem z Rafałem jedziemy niebieskim szlakiem w kierunku Przełęczy Łączecko. Szlak niebieski dużo łatwiejszy niż czerwony, którym ostatnim razem jechaliśmy. Tutaj nie ma półek skalnych i niebezpiecznie wystających korzeni. Można ciąć w dół miejscami tylko uważając na jakieś większe skupiska kamieni. Za przełęczą odłączamy się od szlaku niebieskiego i znajdujemy skrót prowadzący częściowo przez las i częściowo przez polanę z wysoką trawą. Bardzo fajny singielek.
Skrót prowadzi nas na drogę pożarowa, na której biegnie czerwony szlak.

Czerwony szlak ze Stożka na Przeł. Kubalonka © ralph03
Tu znów zbaczamy ze szlaku i cały czas jedziemy drogą pożarową, bo tak szybciej, wygodniej i widokowo.

Widok na Ochodzitę, a gdzieś w tle Mała Fatra © ralph03
Pożarówką docieramy do osiedla Kubalonka. Zostaje nam wspiąć się kawałkiem drogi 941 na Przełęcz Kubalonka i z powrotem wrócić na czerwony szlak. Teraz asfaltem w kierunku schroniska na Stecówce.
W schronisku zero ludzi, ale pod drodze mijaliśmy kilka grupek, chyba wszyscy uciekają przed tym co wisi od dłuższego czasu w powietrzu. Jemy ciepłą strawę i ruszamy w kierunku Czarnej Wisełki. Zahaczamy o zaporę i Jezioro Czerniańskie

Widok z zapory Jeziora Czerniańskiego na Zameczek Prezydenta RP © ralph03
Szybki zjazd do Centrum Wisły i szlakami rowerowymi kierujemy się w stronę Jastrzębia.
Im bliżej domu tym powietrze robi się coraz świeższe i coraz zimniejsze, zwiastując zbliżający się deszcz. Deszczowa pogoda dopada nas w Drogomyślu. Pierwszą większa chmurę przeczekujemy pod wiata na wózki w Biedronce. Ubieramy kurteczki przeciwdeszczowe i ruszamy jak wciąż pada, ale już nie leje.
Kolejna fala ulewna fala deszczu łapie nas w Golasowicach. Dłuższą chwilę oblegamy przystanek autobusowy, ale żadnych rokowań na polepszenie pogody nie widać, więc opuszczamy schronienie i jedziemy do Jastrzębia. Chwilę po przekroczeniu granicy miasta w niebie zakręcają kurki z woda i już nic nie leje się nam na kaski :)
Słowa końcowe? Było świetnie, jest rekord długości trasy w tym sezonie i będzie z tego filmik :P

Widok ze stacji górnej Stożka © ralph03
Temperatura:27.0 HR max:191 (100%) HR avg:145 ( 75%) Kalorie: 6657 (kcal)
Trasa:
Jastrzębie-Zdrój - Golasowice - Drogomyśl - Ochaby - Skoczów - Ustroń - Wisła - Stożek Wielki 978 m n.p.m. - Przełęcz Kubalonka 761 m n.p.m. - Stecówka 760 m n.p.m. - Wisła - Ustroń - Ochaby - Drogomyśl - Golasowice - Jastrzębie-Zdrój
Wyruszam przed 8, tak aby na czas dotrzeć pod sklep TomaziBike. Na miejscu jest już spora grupka uczestników rajdu w tym moi rowerowi znajomi :)
Skład Grupy Wypadowej mocno okrojony. W praktyce cały rajd i dodatkowo zaplanowaną trasę pokonałem z Rafałem. Jeszcze z samego rana odwiedziłem Benego, żeby pożyczyć druga kamerkę wraz z uprzężą na klatę.
W rajdzie startuje 70 rowerzystów, co według mnie jest świetnym wynikiem zważywszy na to, że trasa jest długa, końcówka trasy męcząca, żar będzie lał się z nieba, a na popołudnie zapowiadane są burze i ulewy.
Całym peletonem mkniemy standardową trasą przez Bzie, Golasowice, Drogomyśl, Ochaby, Skoczów i za deptakiem w Ustroniu robimy pierwszy postój. Tankuje bidon, wciągam banana i pomarańcza, doposażam Rafała w GoPro i jestem gotowy na dalszą część trasy. Postój trwa jednak dłużej, bo parę osób walczy z dętkami. Na całym rajdzie w sumie naliczyłem cztery przypadki złapania kapcia, ale słyszałem, że było tego więcej ;)
Do Wisły również docieramy standardową trasą, ale jeden z uczestników ma poprowadzić nas inną trasą i już zaczyna być ciekawie. Zamiast kierować się bezpośrednio na Wisła-Łabajów, kierujemy się w stronę Malinki by na wysokości kempingów Jonidło odbić na drugą stronę Wisły w kierunku ulicy Spacerowej. Część Wisłę pokonało mostem, część Wisłę pokonało... Wisłą. Ja wybrałem opcję ciekawszą i schłodziłem sobie nogi w Wiśle :D
Za Wisłą czekał na nas pierwszy stromy podjazd. Niektórzy z wycieńczenia pytali czy to już Stożek ;) To jeszcze nie był Stożek, ale widoki też świetne.

Ulica Spacerowa w Wiśle © ralph03

Ulica spacerowa w Wiśle - Widok na Czantorię © ralph03
Po zebraniu się całej grupki jedziemy dalej. Kolejny postój w Wiśle Łabajowie w cieniu dawanym przez 25 metrowy wiadukt kolejowy, który powstał w latach 1931- 1933.
Znowu uzupełniam bidon, dodatkowo wlewam jeszcze izotonik do bukłaka i tak dociążony mogę ruszać w kierunku stacji dolnej Stożka.
Nie jest przesadnie stromo, całość przejeżdżam na raz w siodle. Pod stacją kolejny postój i zbieranie sił na już konkretny podjazd i konkretne stromizny. Znów widzę osoby walczące z dętkami ale są również osoby walczące z własnymi myślami krzątając się w okolicach wyciągu. Grupka osób odpuściła sobie próbę pokonania wzniesienia o własnych siłach i skorzystała z wyciągu, ale większość tak jak i ja chciała powalczyć z górą.

Wisła Stożek - stacja dolna © ralph03
Prócz walki ze stromizną, walczyłem z latającymi muchami, które upodobały sobie nie tyle co mnie, co kierownicę w moim rowerze. Miałem więc dodatkowych pasażerów, którzy rozsiedli się na manetkach od przerzutek, na klamkach od hamulców lub bezpośrednio na kierownicy. Nie wszystkie muchy jednak dotarły na gapę na szczyt Stożka, dla niektórych z nich to była ostatnia jazda w ich jakże krótkim życiu :P

Wisła Stożek - stacja górna © ralph03
Na stacji górnej Stożka jeszcze robię kilka fotek, odbywam dłuższą rozmowę z gościem z Krakowa, który swoim rowerowym czołgiem zjeżdża w dół ile sił w nogach i odwagi w głowie :) Później jeszcze tylko wypych pod górkę, kilkanaście metrów jazdy i jestem pod schroniskiem, gdzie trwa wielkie święto rowerowe - zdjęcia, przyjęcia i zimne napoje ;)

Lans pod schroniskiem Stożka :)
Żegnamy się z uczestnikami rajdu, spoglądamy na niebo i razem z Rafałem jedziemy niebieskim szlakiem w kierunku Przełęczy Łączecko. Szlak niebieski dużo łatwiejszy niż czerwony, którym ostatnim razem jechaliśmy. Tutaj nie ma półek skalnych i niebezpiecznie wystających korzeni. Można ciąć w dół miejscami tylko uważając na jakieś większe skupiska kamieni. Za przełęczą odłączamy się od szlaku niebieskiego i znajdujemy skrót prowadzący częściowo przez las i częściowo przez polanę z wysoką trawą. Bardzo fajny singielek.
Skrót prowadzi nas na drogę pożarowa, na której biegnie czerwony szlak.

Czerwony szlak ze Stożka na Przeł. Kubalonka © ralph03
Tu znów zbaczamy ze szlaku i cały czas jedziemy drogą pożarową, bo tak szybciej, wygodniej i widokowo.

Widok na Ochodzitę, a gdzieś w tle Mała Fatra © ralph03
Pożarówką docieramy do osiedla Kubalonka. Zostaje nam wspiąć się kawałkiem drogi 941 na Przełęcz Kubalonka i z powrotem wrócić na czerwony szlak. Teraz asfaltem w kierunku schroniska na Stecówce.
W schronisku zero ludzi, ale pod drodze mijaliśmy kilka grupek, chyba wszyscy uciekają przed tym co wisi od dłuższego czasu w powietrzu. Jemy ciepłą strawę i ruszamy w kierunku Czarnej Wisełki. Zahaczamy o zaporę i Jezioro Czerniańskie

Widok z zapory Jeziora Czerniańskiego na Zameczek Prezydenta RP © ralph03
Szybki zjazd do Centrum Wisły i szlakami rowerowymi kierujemy się w stronę Jastrzębia.
Im bliżej domu tym powietrze robi się coraz świeższe i coraz zimniejsze, zwiastując zbliżający się deszcz. Deszczowa pogoda dopada nas w Drogomyślu. Pierwszą większa chmurę przeczekujemy pod wiata na wózki w Biedronce. Ubieramy kurteczki przeciwdeszczowe i ruszamy jak wciąż pada, ale już nie leje.
Kolejna fala ulewna fala deszczu łapie nas w Golasowicach. Dłuższą chwilę oblegamy przystanek autobusowy, ale żadnych rokowań na polepszenie pogody nie widać, więc opuszczamy schronienie i jedziemy do Jastrzębia. Chwilę po przekroczeniu granicy miasta w niebie zakręcają kurki z woda i już nic nie leje się nam na kaski :)
Słowa końcowe? Było świetnie, jest rekord długości trasy w tym sezonie i będzie z tego filmik :P

Widok ze stacji górnej Stożka © ralph03
Rower:Cube LTD Pro 2011
Dane wycieczki:
138.92 km (41.00 km teren), czas: 07:56 h, avg:17.51 km/h,
prędkość maks: 54.00 km/hTemperatura:27.0 HR max:191 (100%) HR avg:145 ( 75%) Kalorie: 6657 (kcal)
Trzy Kopce Wiślańskie, Salmopol, Stary Groń
Niedziela, 22 czerwca 2014 | dodano: 23.06.2014Kategoria 100 i więcej, Beskid Śląski, Off Road
W poprzedni weekend była przerwa na Dni Jastrzębia Zdroju ale znów wraca weekend rowerowy, a konkretnie niedziela rowerowa.
Mój autorski plan wyglądał mniej więcej tak. Dojechać do Wisły pod hotel Gołębiewski, a następnie górami przejechać do Brennej i wrócić z powrotem do Jastrzębia. Mój plan poprawił Rafał i dorzucił do niego Trzy Kopce Wiślańskie, Salmopol, Grabową i Stary Groń.
Trasa:
Jastrzębie-Zdrój - Drogomyśl - Ochaby - Skoczów - Ustroń - Wisła - Dobka - Trzy Kopce (810 m n.p.m.) - Smerekowiec (835 m n.p.m.) - Przełęcz Salmopolska (934 m n.p.m.) - Grabowa (907 m n.p.m.) - Stary Groń (792 m n.p.m.) - Horzelica (797 m n.p.m.) - Brenna - Górki Wielkie - Skoczów - Ochaby - Drogomyśl - Jastrzębie-Zdrój
Zbiórka o 8 rano, skład bardzo okrojony, bo jadę tylko ja i Rafał. Reszta na weekendowych wyjazdach, na remontach, na imprezach, po imprezach albo nie wiadomo co, bo nie odpisali.
Pierwsze 50 kilometrów, to jazda praktycznie po płaskim. Właściwa akcja miała rozpocząć się dopiero spod "Gołębia".

Podjazd za Gołębiewskim © ralph03
Początek wjazdu dość łagodny po bruku, następnie odbijamy w prawo i już dalej stromo asfaltem przez las. Wiedziałem, że będzie stromo ale nie że aż tak stromo... Podjazd pokonany, choć wzięty na 2x, żeby odsapnąć chwilkę ;) Trzymamy się szlaku i jak się okazuje, to nie był do końca najlepszy pomysł, bo szlak zawracał do Wisły.

Nawet owce były w szoku ;) © ralph03
Żeby nie wracać niepotrzebnie, decydujemy się dojechać do Dobki troszeczkę na przełaj. Dzięki takiej zagrywce kilka razy przejeżdżamy przez ogrodzone łąki oraz zahaczamy o prywatne gospodarstwa/posesje znajdujące się w środku niczego - w zimę muszą mieć bardzo ciężko, żeby dostać się do "cywilizacji". Tu natrafiamy na pierwsze widoki, a ma być tego jeszcze więcej.

Widok z okolic Cyrhla © ralph03
W Dobce łapie nas pierwszy deszcz. Momentami to nawet ulewa. Na szczęście w pobliżu jest przystanek PKS i na szczęście są to przelotne opady deszczu.

Przystanek Dobka, pierwszy deszcz © ralph03
Do Dopki było w dół więc teraz dla odmiany znowu wspinaczka, bo znowu pod górkę... na szczęście podjazd asfaltem. Docieramy do niebieskiego szlaku, trafiamy na pozostałości po Bike Maratonie i kończy się asfalt.

Bike Maraton Wisła © ralph03
Trasą Bike Maratonu docieramy do schroniska na Trzech Kopcach Wiślańskich. Punkt widokowy więc i focenie. Szybkie fotki i śmigamy dalej, bo dzisiaj z pogodą jak z kobietą - strasznie humorzasta i nie wiadomo o co jej chodzi (raz słońce, raz deszcz i przeważnie pochmurno). Bez zbędnego odpoczynku kierujemy się żółtym szlakiem w kierunku Przełęczy Salmopol.

Trzy Kopce Wiślańskie © ralph03

Trzy Kopce Wiślańskie - widok na Wisłę © ralph03
Znowu łapie nas deszcz. Soszyste krople spadają z nieba. Tym razem schronienie dają nam drzewa, bo przystanków brak w okolicy :)
Po deszczu na niebie znowu pojawia się słońce i możemy dalej podążać za strzałkami Bike Maratonu Wisły. Tuż przed Salmopolem strzałki odbijają w lewo, my jednak trzymamy się zółttego szlaku. Końcówkę musimy brać na wypych. Kamienie, korzenie, stromizna -Welcome to the Jungle Beskidy.

Zielonym w kierunku Przeł. Salmopol © ralph03

Ostatnie pchnięcia i asfalt © ralph03
Końcówkę pod Salmopol pokonujemy asfaltem, aby ponowni wjechać na szlak. Teraz kolor czerwonym do Grabowej, a później czarnym na Stary Groń.

Rewitalizacja schroniska Chata Grabowa © ralph03
Na czarnym szlaku sporo widoków.

Na czarnym szlaku, widok na Halę Jaworową © ralph03
Hala Jaworowa... niecały rok temu z Damianem z trudem wpychaliśmy pod nią rowery, podczas gdy Beny z Rafałem opalali się na samej górze ;) Dla przypomnienia wkleję filmik pod wpisem.
Kolejny punkt kulminacyjny na naszej trasie to Stary Groń.

Stary Groń © ralph03
Później już jazda w dół. Drobny fragment trzeba było zejść z roweru, bo podłoże zbyt ruchome i zbyt kamieniste na nasze rowery. A rozbijać się na samej końcówce szlaku... no nie warto.
Mimo szybkiego zjazdu nie omieszkałem zatrzymać się na zrobienie widokowych fotek :)

Horzelnica - punkt widokowy © ralph03

Końcówka czarnego szlaku, w dole Brenna © ralph03
Ostatni już deszcz złapał nas w samym Jastrzębiu. Przymusowy postój pod drzewem w Bziu czekając aż deszczowe chmury przesuną się troszeczkę. Jak kończyłem trasę, to pojawiło się ponownie słońce.
Niedzielna trasa mimo sporej ilości stromych i męczących podjazdów sprawiła mi sporo przyjemności. Po pierwsze sporo świetnych widoków, bo jazda odkrytymi grzbietami. A skoro podjazdy, to i zjazdy na których mięśnie mogły odpocząć... przynajmniej mięśnie nóg, bo ręce czasem aż bolały od trzymania kierownicy i dohamowywania :)
Z tego wypadu nie będzie filmowej produkcji, bo nie brałem sprzętu ze sobą. Na pocieszenie filmik z ubiegłego roku, a nowsze produkcje filmowe wkrótce, bo się podobno jakiś rajd na Stożek szykuje czy cuś ;)
Temperatura:20.0 HR max:175 ( 91%) HR avg:140 ( 73%) Kalorie: 5817 (kcal)
Mój autorski plan wyglądał mniej więcej tak. Dojechać do Wisły pod hotel Gołębiewski, a następnie górami przejechać do Brennej i wrócić z powrotem do Jastrzębia. Mój plan poprawił Rafał i dorzucił do niego Trzy Kopce Wiślańskie, Salmopol, Grabową i Stary Groń.
Trasa:
Jastrzębie-Zdrój - Drogomyśl - Ochaby - Skoczów - Ustroń - Wisła - Dobka - Trzy Kopce (810 m n.p.m.) - Smerekowiec (835 m n.p.m.) - Przełęcz Salmopolska (934 m n.p.m.) - Grabowa (907 m n.p.m.) - Stary Groń (792 m n.p.m.) - Horzelica (797 m n.p.m.) - Brenna - Górki Wielkie - Skoczów - Ochaby - Drogomyśl - Jastrzębie-Zdrój
Zbiórka o 8 rano, skład bardzo okrojony, bo jadę tylko ja i Rafał. Reszta na weekendowych wyjazdach, na remontach, na imprezach, po imprezach albo nie wiadomo co, bo nie odpisali.
Pierwsze 50 kilometrów, to jazda praktycznie po płaskim. Właściwa akcja miała rozpocząć się dopiero spod "Gołębia".

Podjazd za Gołębiewskim © ralph03
Początek wjazdu dość łagodny po bruku, następnie odbijamy w prawo i już dalej stromo asfaltem przez las. Wiedziałem, że będzie stromo ale nie że aż tak stromo... Podjazd pokonany, choć wzięty na 2x, żeby odsapnąć chwilkę ;) Trzymamy się szlaku i jak się okazuje, to nie był do końca najlepszy pomysł, bo szlak zawracał do Wisły.

Nawet owce były w szoku ;) © ralph03
Żeby nie wracać niepotrzebnie, decydujemy się dojechać do Dobki troszeczkę na przełaj. Dzięki takiej zagrywce kilka razy przejeżdżamy przez ogrodzone łąki oraz zahaczamy o prywatne gospodarstwa/posesje znajdujące się w środku niczego - w zimę muszą mieć bardzo ciężko, żeby dostać się do "cywilizacji". Tu natrafiamy na pierwsze widoki, a ma być tego jeszcze więcej.

Widok z okolic Cyrhla © ralph03
W Dobce łapie nas pierwszy deszcz. Momentami to nawet ulewa. Na szczęście w pobliżu jest przystanek PKS i na szczęście są to przelotne opady deszczu.

Przystanek Dobka, pierwszy deszcz © ralph03
Do Dopki było w dół więc teraz dla odmiany znowu wspinaczka, bo znowu pod górkę... na szczęście podjazd asfaltem. Docieramy do niebieskiego szlaku, trafiamy na pozostałości po Bike Maratonie i kończy się asfalt.

Bike Maraton Wisła © ralph03
Trasą Bike Maratonu docieramy do schroniska na Trzech Kopcach Wiślańskich. Punkt widokowy więc i focenie. Szybkie fotki i śmigamy dalej, bo dzisiaj z pogodą jak z kobietą - strasznie humorzasta i nie wiadomo o co jej chodzi (raz słońce, raz deszcz i przeważnie pochmurno). Bez zbędnego odpoczynku kierujemy się żółtym szlakiem w kierunku Przełęczy Salmopol.

Trzy Kopce Wiślańskie © ralph03

Trzy Kopce Wiślańskie - widok na Wisłę © ralph03
Znowu łapie nas deszcz. Soszyste krople spadają z nieba. Tym razem schronienie dają nam drzewa, bo przystanków brak w okolicy :)
Po deszczu na niebie znowu pojawia się słońce i możemy dalej podążać za strzałkami Bike Maratonu Wisły. Tuż przed Salmopolem strzałki odbijają w lewo, my jednak trzymamy się zółttego szlaku. Końcówkę musimy brać na wypych. Kamienie, korzenie, stromizna -Welcome to the

Zielonym w kierunku Przeł. Salmopol © ralph03

Ostatnie pchnięcia i asfalt © ralph03
Końcówkę pod Salmopol pokonujemy asfaltem, aby ponowni wjechać na szlak. Teraz kolor czerwonym do Grabowej, a później czarnym na Stary Groń.

Rewitalizacja schroniska Chata Grabowa © ralph03
Na czarnym szlaku sporo widoków.

Na czarnym szlaku, widok na Halę Jaworową © ralph03
Hala Jaworowa... niecały rok temu z Damianem z trudem wpychaliśmy pod nią rowery, podczas gdy Beny z Rafałem opalali się na samej górze ;) Dla przypomnienia wkleję filmik pod wpisem.
Kolejny punkt kulminacyjny na naszej trasie to Stary Groń.

Stary Groń © ralph03
Później już jazda w dół. Drobny fragment trzeba było zejść z roweru, bo podłoże zbyt ruchome i zbyt kamieniste na nasze rowery. A rozbijać się na samej końcówce szlaku... no nie warto.
Mimo szybkiego zjazdu nie omieszkałem zatrzymać się na zrobienie widokowych fotek :)

Horzelnica - punkt widokowy © ralph03

Końcówka czarnego szlaku, w dole Brenna © ralph03
Ostatni już deszcz złapał nas w samym Jastrzębiu. Przymusowy postój pod drzewem w Bziu czekając aż deszczowe chmury przesuną się troszeczkę. Jak kończyłem trasę, to pojawiło się ponownie słońce.
Niedzielna trasa mimo sporej ilości stromych i męczących podjazdów sprawiła mi sporo przyjemności. Po pierwsze sporo świetnych widoków, bo jazda odkrytymi grzbietami. A skoro podjazdy, to i zjazdy na których mięśnie mogły odpocząć... przynajmniej mięśnie nóg, bo ręce czasem aż bolały od trzymania kierownicy i dohamowywania :)
Z tego wypadu nie będzie filmowej produkcji, bo nie brałem sprzętu ze sobą. Na pocieszenie filmik z ubiegłego roku, a nowsze produkcje filmowe wkrótce, bo się podobno jakiś rajd na Stożek szykuje czy cuś ;)
Rower:Cube LTD Pro 2011
Dane wycieczki:
112.63 km (35.00 km teren), czas: 07:17 h, avg:15.46 km/h,
prędkość maks: 41.60 km/hTemperatura:20.0 HR max:175 ( 91%) HR avg:140 ( 73%) Kalorie: 5817 (kcal)
Pasmo Stożka i Czantorii.
Poniedziałek, 9 czerwca 2014 | dodano: 10.06.2014Kategoria 100 i więcej, Beskid Śląski, Off Road
7:00 Grupa Wypadowa w składzie Beny, Krzysiek, Marcin i dwa Rafały wyruszają zdobywać beskidzkie szczyty. Znów zabrakło pełnego składu. Dwóch Damianów nie miało możliwości dołączyć się do wypadu.
Plan minimum był przejechać szczytami od Czantorii do Kubalonki, plan maksimum i jednocześnie totalnie hardkorowy aż do Brennej czyli zaliczyć Beskidek, Stecówkę, schronisko na Przysłopie pod Baranią Góra, dalej Salmopol, Grabowa, Stary Groń, Horzelica i później od Brennej niż po płaskim do domu.
Plan hardkorowy na całe szczęście pozostał planem, do Kubalonki też nie dojechaliśmy bo z rozpędu minęliśmy szlak... ale dla pędzenia w dół z prędkościami powyżej 50 km/h było warto :P
Trasa:
Jastrzębie-Zdrój - Pielgrzymowice - Drogomyśl - Ochaby - Skoczów - Ustroń - Mała Czantoria 866 m n.p.m, - Wielka Czantoria 995 m n.p.m., Soszów Mały 764 m n.p.m., Soszów Wielki 886 m n.p.m., Stożek Mały 843 m n.p.m., Stożek Wielki 978 m n.p.m., Kyrkawica 973 m n.p.m., Kiczory 990 m n.p.m., Wisła - Ustroń - Skoczów - Ochaby, Drogomyśl - Strumień - Pawłowice - Jastrzębie-Zdrój
Poranek bardzo znośny, powietrze rześkie ale słońce coraz wyżej gdy dojechaliśmy do Ustronia mój licznik w rowerze zbliżał się do magicznych 30 stopni Celcjusza. Licznik pokazuje również 40 kilometrów i zaczynamy wspinaczkę pod Czantorię. Najpierw asfalt, a później już tylko trasy offroadowe. Kamienie, korzenie i jeszcze więcej kamieni.
Momentami Grupa Wypadowa staje się Grupą Wypychową :)

Grupa Wypychowa © ralph03
Pierwszym szczytem na naszej trasie była Mała Czantoria.

Mała Czantoria © ralph03
Rzut okiem na widok z Poniwca i jedziemy na Wielką Czantorię.

Kolej Linowa Poniwiec © ralph03
Zza drzew już widać płatną wieże widokową.

Widok na Wielką Czantorię z Poniwca © ralph03
Mimo ponad 30 stopniowych upałów udało się. Zdobywamy Czantorię. Szybkie foto i jedziemy dalej, bo przed nami jeszcze długa i wyboista droga, pełna kamieni.

Czantoria zdobyta © ralph03
Kolejnym miejscem na naszej trasie. Schronisko w Soszowie.

Soszów Schronisko © ralph03
Na szczyt jeszcze kawałek, stromy kawałek. Pierwszy etap w siodle, z czego jestem dumny. Drugi etap wypych i nie wstydzę się tego ;)

Soszów Wielki © ralph03
Widok zrekompensował trudy.

Widok z Soszowa Wielkiego © ralph03
Najlepsze było dopiero przed Nami. Najpierw zachwycił nas widok z Cieślara. Na horyzoncie widać było samiuśkie Tatry.

Widok na Tatry z Cieślara © ralph03
a później mega, super, hiper, przekozak zjazd. Było piekielnie szybko, w pewnym momencie aż się wystraszyłem, bo zarzuciło mi rowerem i na chwilkę opuściłem trasę. Strach wynikał z tego, że okoliczni mieszkańcy bardzo upodobali sobie drut kolczasty do ochrony swoich polan i polanek, a ja wpadłem z rowerem na skraj polany. Na szczęście akurat w tym miejscu brakowało słupka i drut leżał w trawie. Moja noga nie ucierpiała, a do dziurawienia opon miałem jeszcze kilka centymetrów zapasu. Góreczkę polecam :)
Wszystko co piękne szybko się kończy, a zaczyna się kolejny wypych. Stromizna, kamienie, korzenie i jest kolejne schronisko i kolejny szczyt...

Stożek Wielki © ralph03
i kolejny napój gazowany prosto z lodówki :) Przez cały wypad wypiłem 2 litry izotonika, 1.33 l Coca Coli, 0,5 l Fanty i 0,5 l Mirindy, dzięki temu uzupełniałem cukry i chłodziłem ciało.
Podążając dalej czerwonym szlakiem, trafiamy na trzy dziewczyny jadące na koniach. Ciekawy widok szczególnie w górach. Pierwsza myśl "jak one tu dojechały. Ten odcinek szlaku jest dość wąski i skalisty i korzeni. Kilka razy musiałem wyszarpywać stopę z bloków, żeby nie wyglebić. Między Kyrkawicą, a Kiczorą docieramy do skałek, na które się wspinam i robię pamiątkową fotkę.

Widok ze skałek, okolice Kiczory © ralph03
Za Przełęczą Łączesko niechcący zbaczamy ze szlaku i zamiast kierować się na Kubalonkę, to pojechaliśmy w kierunku Wisły Głębce. Zaczął się asfalt i po raz kolejny przegapione szlak. Tym razem opuszczamy szlak niebieski. Po długim, szybkim i asfaltowym zjeździe wyjeżdżamy w Wiśle Łabajowie.

Kompleks skoczni narciarskich Wisła - Łabajów © ralph03
Niektórym te pogubione szlaki były w niesmak, bo Kubalonka miała być takim minimum. Ale po przeanalizowaniu na spokojnie wszystkiego nawet dobrze wyszło, że jednak nie pchaliśmy (słowo klucz) się w kierunku Kubalonki. Wypych byłby na pewno :)
W Wiśle jemy obiad, w Drogomyślu moczymy nogi. Marcin oczywiście jak zwykle pływa :)

Drogomyśl - ulga dla nóg © ralph03
Wracamy przez Strumień, bo Beny chce nam pokazać zaporę.

Zapora w Strumieniu © ralph03
Po 13 godzinach wracamy do domów szczęśliwi i opaleni, choć opalenizna typowo rowerowa :)

Słońce chyliło się ku zachodowi © ralph03
Filmik z wypadu wkrótce.

"Kim jesteś? Jesteś zwycięzcą!"
Temperatura:32.0 HR max:135 ( 70%) HR avg:179 ( 93%) Kalorie: 5835 (kcal)
Plan minimum był przejechać szczytami od Czantorii do Kubalonki, plan maksimum i jednocześnie totalnie hardkorowy aż do Brennej czyli zaliczyć Beskidek, Stecówkę, schronisko na Przysłopie pod Baranią Góra, dalej Salmopol, Grabowa, Stary Groń, Horzelica i później od Brennej niż po płaskim do domu.
Plan hardkorowy na całe szczęście pozostał planem, do Kubalonki też nie dojechaliśmy bo z rozpędu minęliśmy szlak... ale dla pędzenia w dół z prędkościami powyżej 50 km/h było warto :P
Trasa:
Jastrzębie-Zdrój - Pielgrzymowice - Drogomyśl - Ochaby - Skoczów - Ustroń - Mała Czantoria 866 m n.p.m, - Wielka Czantoria 995 m n.p.m., Soszów Mały 764 m n.p.m., Soszów Wielki 886 m n.p.m., Stożek Mały 843 m n.p.m., Stożek Wielki 978 m n.p.m., Kyrkawica 973 m n.p.m., Kiczory 990 m n.p.m., Wisła - Ustroń - Skoczów - Ochaby, Drogomyśl - Strumień - Pawłowice - Jastrzębie-Zdrój
Poranek bardzo znośny, powietrze rześkie ale słońce coraz wyżej gdy dojechaliśmy do Ustronia mój licznik w rowerze zbliżał się do magicznych 30 stopni Celcjusza. Licznik pokazuje również 40 kilometrów i zaczynamy wspinaczkę pod Czantorię. Najpierw asfalt, a później już tylko trasy offroadowe. Kamienie, korzenie i jeszcze więcej kamieni.
Momentami Grupa Wypadowa staje się Grupą Wypychową :)

Grupa Wypychowa © ralph03
Pierwszym szczytem na naszej trasie była Mała Czantoria.

Mała Czantoria © ralph03
Rzut okiem na widok z Poniwca i jedziemy na Wielką Czantorię.

Kolej Linowa Poniwiec © ralph03
Zza drzew już widać płatną wieże widokową.

Widok na Wielką Czantorię z Poniwca © ralph03
Mimo ponad 30 stopniowych upałów udało się. Zdobywamy Czantorię. Szybkie foto i jedziemy dalej, bo przed nami jeszcze długa i wyboista droga, pełna kamieni.

Czantoria zdobyta © ralph03
Kolejnym miejscem na naszej trasie. Schronisko w Soszowie.

Soszów Schronisko © ralph03
Na szczyt jeszcze kawałek, stromy kawałek. Pierwszy etap w siodle, z czego jestem dumny. Drugi etap wypych i nie wstydzę się tego ;)

Soszów Wielki © ralph03
Widok zrekompensował trudy.

Widok z Soszowa Wielkiego © ralph03
Najlepsze było dopiero przed Nami. Najpierw zachwycił nas widok z Cieślara. Na horyzoncie widać było samiuśkie Tatry.

Widok na Tatry z Cieślara © ralph03
a później mega, super, hiper, przekozak zjazd. Było piekielnie szybko, w pewnym momencie aż się wystraszyłem, bo zarzuciło mi rowerem i na chwilkę opuściłem trasę. Strach wynikał z tego, że okoliczni mieszkańcy bardzo upodobali sobie drut kolczasty do ochrony swoich polan i polanek, a ja wpadłem z rowerem na skraj polany. Na szczęście akurat w tym miejscu brakowało słupka i drut leżał w trawie. Moja noga nie ucierpiała, a do dziurawienia opon miałem jeszcze kilka centymetrów zapasu. Góreczkę polecam :)
Wszystko co piękne szybko się kończy, a zaczyna się kolejny wypych. Stromizna, kamienie, korzenie i jest kolejne schronisko i kolejny szczyt...

Stożek Wielki © ralph03
i kolejny napój gazowany prosto z lodówki :) Przez cały wypad wypiłem 2 litry izotonika, 1.33 l Coca Coli, 0,5 l Fanty i 0,5 l Mirindy, dzięki temu uzupełniałem cukry i chłodziłem ciało.
Podążając dalej czerwonym szlakiem, trafiamy na trzy dziewczyny jadące na koniach. Ciekawy widok szczególnie w górach. Pierwsza myśl "jak one tu dojechały. Ten odcinek szlaku jest dość wąski i skalisty i korzeni. Kilka razy musiałem wyszarpywać stopę z bloków, żeby nie wyglebić. Między Kyrkawicą, a Kiczorą docieramy do skałek, na które się wspinam i robię pamiątkową fotkę.

Widok ze skałek, okolice Kiczory © ralph03
Za Przełęczą Łączesko niechcący zbaczamy ze szlaku i zamiast kierować się na Kubalonkę, to pojechaliśmy w kierunku Wisły Głębce. Zaczął się asfalt i po raz kolejny przegapione szlak. Tym razem opuszczamy szlak niebieski. Po długim, szybkim i asfaltowym zjeździe wyjeżdżamy w Wiśle Łabajowie.

Kompleks skoczni narciarskich Wisła - Łabajów © ralph03
Niektórym te pogubione szlaki były w niesmak, bo Kubalonka miała być takim minimum. Ale po przeanalizowaniu na spokojnie wszystkiego nawet dobrze wyszło, że jednak nie pchaliśmy (słowo klucz) się w kierunku Kubalonki. Wypych byłby na pewno :)
W Wiśle jemy obiad, w Drogomyślu moczymy nogi. Marcin oczywiście jak zwykle pływa :)

Drogomyśl - ulga dla nóg © ralph03
Wracamy przez Strumień, bo Beny chce nam pokazać zaporę.

Zapora w Strumieniu © ralph03
Po 13 godzinach wracamy do domów szczęśliwi i opaleni, choć opalenizna typowo rowerowa :)

Słońce chyliło się ku zachodowi © ralph03
Filmik z wypadu wkrótce.

"Kim jesteś? Jesteś zwycięzcą!"
Rower:Cube LTD Pro 2011
Dane wycieczki:
125.94 km (40.00 km teren), czas: 08:27 h, avg:14.90 km/h,
prędkość maks: 50.90 km/hTemperatura:32.0 HR max:135 ( 70%) HR avg:179 ( 93%) Kalorie: 5835 (kcal)
Stecówka, Przełęcz Kubalonka
Niedziela, 25 maja 2014 | dodano: 25.05.2014Kategoria 100 i więcej, Beskid Śląski
Po raz kolejny kierunek Wisła, tym razem z towarzyszami: Benym, Marcinem i Krzyśkiem. W planach jest wjazd na Stecówkę i Przełęcz Kubalonkę.
Żar leje się z nieba, a synoptycy zapowiadają gwałtowne burze. Według prognoz pogody nas nie dogoniat i powinniśmy być już w swoich domach jak zacznie się przepowiadany armagedon, gdzie ciepłe masy powietrza czyli te dobre, zderzą się z zimnymi i złymi :)
Jastrzębie-Zdrój - Pielgrzymowice - Drogomyśl - Skoczów - Ustroń - Wisła - Stecówka 760 m n.p.m. - Przełęcz Kubalonka 758 m n.p.m. - Wisła - Ustroń - Ochaby - Jarząbkowice - Drogomyśl - Jastrzębie-Zdrój
Ruszamy z Benym punktualnie o 8 rano, Marcin miał lekki poślizg ale plan był tak ustalony, że wiedział gdzie jest trzeci punkt zbiorczy, więc złapał nas nim dotarliśmy do trzeciego punktu, w którym spotkaliśmy się z Krzyśkiem.
Pierwszy postój zaplanowaliśmy w Skoczowie, ale trzeba było się wcześniej zatrzymać w Ochabach, bo ja musiałem źle założony łańcuch poprawić, a Marcin płyny porozlewać, żeby móc pić w trakcie jazdy :)
Po drobnych korektach mój napęd znów nie wydawał z siebie żadnych dźwięków. Cóż jak się zmienia łańcuch o 23, to zdarzają się czasem pomyłki.
W Skoczowie czekała na nas niespodzianka w postaci kolejnego zamkniętego mostu. To, że most dla zmotoryzowanych jest zamknięty wiedziałem, ale że most/kładka dla pieszych również zaskoczyło mnie. Musieliśmy zawrócić i przejechać głównym mostem na druga stronę Wisły. W czwartek mostek był przejezdny, a tu takie rzeczy.

Kolejny most zamknięty w Skoczowie © ralph03
Nasza czteroosobowa ekipa zrobiła planowaną przerwę w Ustroniu. Schładzanie organizmów napojami prosto z lodówki. Krzyśkowi było mało, więc jeszcze loda z zamrażarki zgarnął :)
W Wiśle kolejny postój regeneracyjny. Marcina dopadł mały głód :) Jako, że przed nami będzie dużo podjazdu, to tylko skromny posiłek - suchy chleb i woda :P
Pierwszy obiekt na naszej trasie, to wodospad czy tzw. Mała Zapora przy nieczynnym Schronisku PTTK. Podobno w remoncie, ale tylko podobno.

Wodospad przy nieczynnym PTTK na Czarnej Wisełce © ralph03
Kawałek dalej i wyżej już duża zapora i Jezioro Czerniańskie.

Zapora na Jeziorze Czerniańskim © ralph03
tu ściągam z głowy kask, bo tak mi głowa paruje, że okularki zachodzą mgłą :) Jadąc wzdłuż Czarnej Wisełki wspinamy się w kierunku Stecówki. Droga do samej Stecówki asfaltowa, to idzie całkiem sprawnie, dodatkowo czarny szlak wzdług Czarnej Wisełki jest bardzo malowniczy. Na 61 kilometrze odbijamy w prawo i po kilometrze czy dwóch jesteśmy przy prywatnym schronisku na Stecówce.

Odpoczynek przy schronisku na Stecówce © ralph03
Na polanie Stecówki był drewniany kościółek pod wezwaniem Matki Bożej Fatimskiej, niestety spłonął z 2 na 3 grudnia 2013 roku.
Po zregenerowaniu sił wsiadamy z powrotem na rowery i śmigamy szybkim tempem na Przełęcz Kubalonki. Na przełęczy odbijamy w ulice Kasztanową, a później już w dół, w dół, w dół i jeszcze raz w dół naprawdę.

Punkt widokowy Koziniec 776 m n.p.m © ralph03
chwilka postoju na focenie (tu po raz pierwszy niebo zagrzmiało) i znowu w dół, tym jeszcze stromiej i nie po asfalcie ale po płytach. Co niektórym aż klocki hamulcowe zaczęły śmierdzieć, a na tarczach można było jajecznicę usmażyć :P
W centrum Wisły robimy przerwę obiadową. Przeżywamy chwilowe oberwanie chmury siedząc pod parasolami - akurat mieliśmy poobiednia siestę :)
W Ochabach zatrzymujemy się na moczenie strudzonych podróżą nóg. Marcin to w sumie tylko głowy nie zamoczył :)

Moczenie nóg w Wiśle - Ochaby © ralph03
Od Drogomyśla burza nas prześladowała. Robiliśmy skuteczne uniki i nie dawała rady. Popełniliśmy jednak karygodny błąd, zatrzymaliśmy się w Bziu na puszeczkę zimnej Coli i te kilka minut siedzenia zaważyło na tym, że oberwanie chmury złapało nas już jak byliśmy na osiedlu. Zabrakło niecałych dwóch minut, żeby uniknąć armagedonu... Takim sposobem dowiedzieliśmy się, że Coca-Cola bywa szkodliwa :)
Z tego wypadu będzie filmik... wkrótce: Grupa Wypadowa na Youtube.

Stecówka 760 m n.p.m © ralph03
Temperatura:27.0 HR max:145 ( 75%) HR avg:178 ( 93%) Kalorie: 4839 (kcal)
Żar leje się z nieba, a synoptycy zapowiadają gwałtowne burze. Według prognoz pogody nas nie dogoniat i powinniśmy być już w swoich domach jak zacznie się przepowiadany armagedon, gdzie ciepłe masy powietrza czyli te dobre, zderzą się z zimnymi i złymi :)
Jastrzębie-Zdrój - Pielgrzymowice - Drogomyśl - Skoczów - Ustroń - Wisła - Stecówka 760 m n.p.m. - Przełęcz Kubalonka 758 m n.p.m. - Wisła - Ustroń - Ochaby - Jarząbkowice - Drogomyśl - Jastrzębie-Zdrój
Ruszamy z Benym punktualnie o 8 rano, Marcin miał lekki poślizg ale plan był tak ustalony, że wiedział gdzie jest trzeci punkt zbiorczy, więc złapał nas nim dotarliśmy do trzeciego punktu, w którym spotkaliśmy się z Krzyśkiem.
Pierwszy postój zaplanowaliśmy w Skoczowie, ale trzeba było się wcześniej zatrzymać w Ochabach, bo ja musiałem źle założony łańcuch poprawić, a Marcin płyny porozlewać, żeby móc pić w trakcie jazdy :)
Po drobnych korektach mój napęd znów nie wydawał z siebie żadnych dźwięków. Cóż jak się zmienia łańcuch o 23, to zdarzają się czasem pomyłki.
W Skoczowie czekała na nas niespodzianka w postaci kolejnego zamkniętego mostu. To, że most dla zmotoryzowanych jest zamknięty wiedziałem, ale że most/kładka dla pieszych również zaskoczyło mnie. Musieliśmy zawrócić i przejechać głównym mostem na druga stronę Wisły. W czwartek mostek był przejezdny, a tu takie rzeczy.

Kolejny most zamknięty w Skoczowie © ralph03
Nasza czteroosobowa ekipa zrobiła planowaną przerwę w Ustroniu. Schładzanie organizmów napojami prosto z lodówki. Krzyśkowi było mało, więc jeszcze loda z zamrażarki zgarnął :)
W Wiśle kolejny postój regeneracyjny. Marcina dopadł mały głód :) Jako, że przed nami będzie dużo podjazdu, to tylko skromny posiłek - suchy chleb i woda :P
Pierwszy obiekt na naszej trasie, to wodospad czy tzw. Mała Zapora przy nieczynnym Schronisku PTTK. Podobno w remoncie, ale tylko podobno.

Wodospad przy nieczynnym PTTK na Czarnej Wisełce © ralph03
Kawałek dalej i wyżej już duża zapora i Jezioro Czerniańskie.

Zapora na Jeziorze Czerniańskim © ralph03
tu ściągam z głowy kask, bo tak mi głowa paruje, że okularki zachodzą mgłą :) Jadąc wzdłuż Czarnej Wisełki wspinamy się w kierunku Stecówki. Droga do samej Stecówki asfaltowa, to idzie całkiem sprawnie, dodatkowo czarny szlak wzdług Czarnej Wisełki jest bardzo malowniczy. Na 61 kilometrze odbijamy w prawo i po kilometrze czy dwóch jesteśmy przy prywatnym schronisku na Stecówce.

Odpoczynek przy schronisku na Stecówce © ralph03
Na polanie Stecówki był drewniany kościółek pod wezwaniem Matki Bożej Fatimskiej, niestety spłonął z 2 na 3 grudnia 2013 roku.
Po zregenerowaniu sił wsiadamy z powrotem na rowery i śmigamy szybkim tempem na Przełęcz Kubalonki. Na przełęczy odbijamy w ulice Kasztanową, a później już w dół, w dół, w dół i jeszcze raz w dół naprawdę.

Punkt widokowy Koziniec 776 m n.p.m © ralph03
chwilka postoju na focenie (tu po raz pierwszy niebo zagrzmiało) i znowu w dół, tym jeszcze stromiej i nie po asfalcie ale po płytach. Co niektórym aż klocki hamulcowe zaczęły śmierdzieć, a na tarczach można było jajecznicę usmażyć :P
W centrum Wisły robimy przerwę obiadową. Przeżywamy chwilowe oberwanie chmury siedząc pod parasolami - akurat mieliśmy poobiednia siestę :)
W Ochabach zatrzymujemy się na moczenie strudzonych podróżą nóg. Marcin to w sumie tylko głowy nie zamoczył :)

Moczenie nóg w Wiśle - Ochaby © ralph03
Od Drogomyśla burza nas prześladowała. Robiliśmy skuteczne uniki i nie dawała rady. Popełniliśmy jednak karygodny błąd, zatrzymaliśmy się w Bziu na puszeczkę zimnej Coli i te kilka minut siedzenia zaważyło na tym, że oberwanie chmury złapało nas już jak byliśmy na osiedlu. Zabrakło niecałych dwóch minut, żeby uniknąć armagedonu... Takim sposobem dowiedzieliśmy się, że Coca-Cola bywa szkodliwa :)
Z tego wypadu będzie filmik... wkrótce: Grupa Wypadowa na Youtube.

Stecówka 760 m n.p.m © ralph03
Rower:Cube LTD Pro 2011
Dane wycieczki:
125.23 km (35.00 km teren), czas: 06:17 h, avg:19.93 km/h,
prędkość maks: 52.70 km/hTemperatura:27.0 HR max:145 ( 75%) HR avg:178 ( 93%) Kalorie: 4839 (kcal)
Cola w Wiśle
Środa, 21 maja 2014 | dodano: 22.05.2014Kategoria 100 i więcej, samotnie
Plan ambitny i od początku tygodnia siedzący w mojej głowie czyli wyskoczyć rowerkiem do Wisły na Colę :)
Tym razem jazda z plecakiem, żeby zabrać ciut więcej płynów i prowiantu, bo dzień iście upalny. Skoro miałem już plecak, to i Colę spakowałem. To nie był najlepszy pomysł, bo na miejscu Cola była ciepła :)
Trasa:
Jastrzębie-Zdrój - Pielgrzymowice - Drogomyśl - Ochaby - Skoczów - Ustroń - Wisła - Ustroń - Górki Małe - Górki Wielkie - Skoczów - Ochaby - Drogomyśl - Pielgrzymowice - Jastrzębie-Zdrój
Ja mam chyba jakiś dziwny organizm, albo endomondo ma dziwne wyliczenia jeśli chodzi o nawodnienie. Raz pokazuje 4 litry, kiedy ja wypijam 600 ml napoju. Teraz pokazało praktycznie 7 litrów, a ja wypiłem około 2 litrów, ale ja lubię upalne lato :)
Wyruszam koło 12 w pełnym słońcu, lubię ten stan. Jazda bez rękawiczek, żeby na dłoniach nie nabawić się opalenizny rowerzysty. Gripy mam grube piankowe, więc nie odciski nie są mi straszne. Tempo spokojne, bez dziczenia, bo długa droga przede mną.
W Drogomyślu już mi się nie chce :) czuje, że dzisiaj nie mam weny na śmiganie rowerem. Brakuje towarzysza, a i zapomniałem zabrać iRivera żeby sprawdzić jak się jeździ z muzyką w uszach.
Dojechałem do Ochab i zrobiłem dłuższą przerwę na przemyślenia. Po chwili zadumy stwierdziłem, że to nie jest tak, że wszystko siedzi w głowie. Moim zdaniem wszystko siedzi w dupie ;) bo głowa wytrzyma, nogi wytrzymają ale boląca dupa zawsze może powiedzieć dość :P

Nad Wisłą w Ochabach © ralph03
Spokojnym tempem docieram do Skoczowa. Zapora otwarta woda się leje i tyle :)

Zapora w Skoczowie © ralph03
Za Skoczowem natrafiam na rowerzystę na crossie z odpowiednim dla mnie tempem jazdy i tak wspólnie śmigaliśmy w kierunku Ustronia. Najpierw on jechał przodem, później ja zaproponowałem, że podgonię trochę i jak pojadę przodem... do Ustronia dojechałem sam, Pan został gdzieś z tyłu :)
W Ustroniu w parku zrobiłem drugi dłuższy postój, bo znów opuściła mnie wena, a do Wisły jakieś 11 kilometrów jeszcze.
Tu natrafiam na dwóch panów zajmujących się recyklingiem metali, którym spodobał się mój rower i oczami wyobraźni widzieli w nim narzędzie pracy. Padło stwierdzenie, że jeszcze podczepić przyczepkę i byłby fajny sprzęt :P

Park drewnianymi figurkami w Ustroniu © ralph03
Wracam na szlak i jadę dalej w kierunku Wisły. Po kilka kilometrach natrafiam na Pana od crossa. Już wraca z Wisły - chyba się zasiedziałem w parku.
Po drodze trafiam też na nowy punkt wypoczynkowy, ale nie korzystam bo planowana przerwę zrobię już w centrum.

Punkt odpoczynkowy - wlot do Wisly © ralph03
Wreszcie po niecałych 3 godzinach pedałowania docieram do centrum Wisły.
Niby miała być tylko Coca-Cola i powrót, ale któż by się oparł świeżym truskawkom?;)

Gofr plus Coca Cola © ralph03
Po takim posiłku mogłem wracać. A że droga powrotna jest z górki, a w moim żyłach płynie sporo cukru, to i tempo jazdy się zwiększyło.
Żeby urozmaicić sobie powrót i nie wracać z powrotem tą samą trasą niczym po nitce do kłębka, to przeskakiwałem raz po raz na drugą stronę Wisły.

Most wiszący w Ustroniu © ralph03
a za Ustroniem całkowicie odbiłem na prawo w kierunku Brennej i do domu wracałem przez Górki Małe i Górki Wielkie.

Widok na Beskidy - Górki Małe © ralph03
Do samej Brennej zabrakło mi może 3 czy 4 kilometrów, ale Brenna będzie na następny raz. Nie można wszystkiego objechać w jeden dzień.
Kolejne wypady rowerowe wkrótce, mam nadzieję że już z Grupą Wypadową :)

Gofr z bitą śmietaną i świeżymi truskawkami :P © ralph03
Temperatura:27.0 HR max:171 ( 89%) HR avg:135 ( 70%) Kalorie: 3821 (kcal)
Tym razem jazda z plecakiem, żeby zabrać ciut więcej płynów i prowiantu, bo dzień iście upalny. Skoro miałem już plecak, to i Colę spakowałem. To nie był najlepszy pomysł, bo na miejscu Cola była ciepła :)
Trasa:
Jastrzębie-Zdrój - Pielgrzymowice - Drogomyśl - Ochaby - Skoczów - Ustroń - Wisła - Ustroń - Górki Małe - Górki Wielkie - Skoczów - Ochaby - Drogomyśl - Pielgrzymowice - Jastrzębie-Zdrój
Ja mam chyba jakiś dziwny organizm, albo endomondo ma dziwne wyliczenia jeśli chodzi o nawodnienie. Raz pokazuje 4 litry, kiedy ja wypijam 600 ml napoju. Teraz pokazało praktycznie 7 litrów, a ja wypiłem około 2 litrów, ale ja lubię upalne lato :)
Wyruszam koło 12 w pełnym słońcu, lubię ten stan. Jazda bez rękawiczek, żeby na dłoniach nie nabawić się opalenizny rowerzysty. Gripy mam grube piankowe, więc nie odciski nie są mi straszne. Tempo spokojne, bez dziczenia, bo długa droga przede mną.
W Drogomyślu już mi się nie chce :) czuje, że dzisiaj nie mam weny na śmiganie rowerem. Brakuje towarzysza, a i zapomniałem zabrać iRivera żeby sprawdzić jak się jeździ z muzyką w uszach.
Dojechałem do Ochab i zrobiłem dłuższą przerwę na przemyślenia. Po chwili zadumy stwierdziłem, że to nie jest tak, że wszystko siedzi w głowie. Moim zdaniem wszystko siedzi w dupie ;) bo głowa wytrzyma, nogi wytrzymają ale boląca dupa zawsze może powiedzieć dość :P

Nad Wisłą w Ochabach © ralph03
Spokojnym tempem docieram do Skoczowa. Zapora otwarta woda się leje i tyle :)

Zapora w Skoczowie © ralph03
Za Skoczowem natrafiam na rowerzystę na crossie z odpowiednim dla mnie tempem jazdy i tak wspólnie śmigaliśmy w kierunku Ustronia. Najpierw on jechał przodem, później ja zaproponowałem, że podgonię trochę i jak pojadę przodem... do Ustronia dojechałem sam, Pan został gdzieś z tyłu :)
W Ustroniu w parku zrobiłem drugi dłuższy postój, bo znów opuściła mnie wena, a do Wisły jakieś 11 kilometrów jeszcze.
Tu natrafiam na dwóch panów zajmujących się recyklingiem metali, którym spodobał się mój rower i oczami wyobraźni widzieli w nim narzędzie pracy. Padło stwierdzenie, że jeszcze podczepić przyczepkę i byłby fajny sprzęt :P

Park drewnianymi figurkami w Ustroniu © ralph03
Wracam na szlak i jadę dalej w kierunku Wisły. Po kilka kilometrach natrafiam na Pana od crossa. Już wraca z Wisły - chyba się zasiedziałem w parku.
Po drodze trafiam też na nowy punkt wypoczynkowy, ale nie korzystam bo planowana przerwę zrobię już w centrum.

Punkt odpoczynkowy - wlot do Wisly © ralph03
Wreszcie po niecałych 3 godzinach pedałowania docieram do centrum Wisły.
Niby miała być tylko Coca-Cola i powrót, ale któż by się oparł świeżym truskawkom?;)

Gofr plus Coca Cola © ralph03
Po takim posiłku mogłem wracać. A że droga powrotna jest z górki, a w moim żyłach płynie sporo cukru, to i tempo jazdy się zwiększyło.
Żeby urozmaicić sobie powrót i nie wracać z powrotem tą samą trasą niczym po nitce do kłębka, to przeskakiwałem raz po raz na drugą stronę Wisły.

Most wiszący w Ustroniu © ralph03
a za Ustroniem całkowicie odbiłem na prawo w kierunku Brennej i do domu wracałem przez Górki Małe i Górki Wielkie.

Widok na Beskidy - Górki Małe © ralph03
Do samej Brennej zabrakło mi może 3 czy 4 kilometrów, ale Brenna będzie na następny raz. Nie można wszystkiego objechać w jeden dzień.
Kolejne wypady rowerowe wkrótce, mam nadzieję że już z Grupą Wypadową :)

Gofr z bitą śmietaną i świeżymi truskawkami :P © ralph03
Rower:Cube LTD Pro 2011
Dane wycieczki:
112.52 km (30.00 km teren), czas: 05:44 h, avg:19.63 km/h,
prędkość maks: 41.90 km/hTemperatura:27.0 HR max:171 ( 89%) HR avg:135 ( 70%) Kalorie: 3821 (kcal)
IV Jastrzębski Rajd Rowerowy - Skrzyczne 1257 m.n.p.m.
Sobota, 17 sierpnia 2013 | dodano: 18.08.2013Kategoria 100 i więcej, Beskid Śląski, Off Road
Kolejny rajd za mną, to już przedostatnia edycja Jastrzębskich Rajdów Rowerowych. Było ciekawie, było ciężko, było pięknie choć nie brakowało zgrzytów organizacyjnych podobnych do tych, które część osób poznało na rajdzie na Małą Czantorię.
Trasa:
Jastrzębie-Zdrój - Drogomyśl - Ochaby - Skoczów - Ustroń - Wisła - Salmopol (934 m.n.p.m.) - Malinów (1115 m.n.p.m.) - Malinowska Skała (1152 m.n.p.m.) - Kopa Skrzyczeńska (1191 m.n.p.m.) - (Małe Skrzyczne (1211 m.n.p.m.) - Skrzyczne (1257 m.n.p.m.) - Malinowska Skała - Zielony Kopiec (1154 m.n.p.m.) - Cieńków Wyżni (957 m.n.p.m.) - Cieńków Niżny (720 m.n.p.m.) - Wisła - Ustroń - Skoczów - Ochaby - Drogomyśl - Jastrzębie-Zdrój
Zacznę od narzekań organizacyjnych.
Podczas tej edycji jasno było powiedziane - nikt nie zostanie z tyłu, trzymamy się razem, jedziemy w zwartej grupie i czekamy na każdego. Szczerze mówiąc, to do samej Wisły mniej więcej tak to wyglądało. Tempo jazdy w okolicach 20 km/h. Tylko co z tego, jak na raz zrobiliśmy 60 km... Nie było czasu nawet na kilku minutowy postój, na potrzeby fizjologiczne czy potrzeby natury artystycznej czyli zrobienie jakichś zdjęć - a w Wiśle sporo zabytkowych pojazdów spotkałem na parkingu tuż za skocznią. Niestety nie było mi dane się zatrzymać i zrobić kilka zdjęć, bo musiałem mieć grupę w zasięgu wzroku.
Zasięg wzroku na nic się nie zdał, bo na którymś zakręcie zniknęli mi z oczu. Gdzieś za mną w oddali jeszcze widziałem starszego pana na rowerze trekkingowym czyli nie byłem ostatni.
Minęliśmy Wisłę Malinkę, a tu wciąż żadnego postoju chociaż w Malince według planów miał być postój... więc zatrzymałem się tuż przed wjazdem na serpentyny prowadzące na Salmopol i odetchnąłem chwilkę przy okazji czekając na starszego pana.
Nie ma grupy, nie ma nawet śladu po niej, więc rozpoczynam wspinanie się serpentynami na Salmopol. Drogę na Skrzyczne znam, w bukłaku napoju mam dość, jedzenia w plecaku również, grupa czy też lotny bufet do niczego nie są mi potrzebni.
Pierwszą przerwa na podjeździe robię przy "Zajeździe Na Zielonym". Na telefonie 5 nieodebranych połączeń, a więc ktoś w końcu zauważył, że mnie nie ma. Z rozmowy telefonicznej dowiedziałem się, że reszta odbiła w prawo w miejscu, w którym zrobiłem chwilkę przerwy.
Niby nie powinienem mieć do nikogo pretensji, ale jednak trzech rowerzystów mnie wyprzedzało w Malince z czego jeden w koszulce Tomazi Bike, więc wiedzieli że oni nie jadą jako ostatni i że jeszcze jest dwóch rowerzystów po tyłach. Ale jednak ktoś powiedział, że nikt z tyłu nie pozostał i nikt nie stanął na zjeździe, żeby poinformować, że tu trzeba skręcić w prawo, szczególnie że dokładna trasa była znana tylko organizatorom.
Telefonicznie uzgodniliśmy, że spotkamy się na skrzyżowaniu szlaków żółtym, zielonym oraz szerokiej drogi z Przełęczy Salmopolskiej.
Pan Tadek na trekingu dotarł do mnie, chwilę odsapnął i jedziemy dalej, bo jeszcze troszkę pochyłego asfaltu przed nami.
Na 65 kilometrze czyli na Salmopolu kolejny postój, kolejne telefony i zmiana planu. Szeroka szutrowa droga z Przełęczy zostaje zamieniona na czerwony szlak imienia Stanisława Huli. Dodam, że początek szlaku stromy i kamienisty. Punkt spotkania już nie przy żółtym szlaku, a na Malinowskiej Skale.
Pan Tadek dojechał, zjadł, uzupełnił płyny, posiedział i ruszamy dalej.
Pierwsze kilometry szlaku, to wypych roweru. Stromo, kamień na kamieniu i wąwozy wyżłobione przez wodę. Dopiero jak wyjechaliśmy z lasu, to dało się miejscami jechać.
Czerwony szlak w lajtowej części:

Pan Tadek z racji posiadanego roweru z cienkimi oponami, preferował wypych roweru, ale kilkukrotnie skusił się jazdę.
Po lewej szlak czerwony, po prawej szeroka szutrowa droga:

Tuż przed Malinowską Skałą dzwoni Marcin z zapytaniem jak daleko jesteśmy. Grupa wbrew temu co było ustalone nie poczekała. Pojechali na Skrzyczne. Marcin i Krzysiek zostali i czekali na mnie, akurat miałem do nich jakieś 15 minut drogi.
Widok z Malinowskiej Skały:

Na Malinowskiej Skale kilka fotek plus dłuższe posiedzenie, bo Pana Tadka wciąż nie ma, a ja mam zamiar doprowadzić go na Skrzyczne.
Widok z Malinowskiej Skały na Skrzyczne:

Schodzimy z Malinowskiej Skały, a później już jazda przez Małe Skrzyczne, gdzie strzelamy kilka fotek i kierujemy się do celu naszej podróży - Skrzyczne.
73 kilometr drogi i Skrzyczne zdobywamy:

Robimy pamiątkowe fotki i widzimy, że spora część grupy już wraca. Gdy zjeżdżamy do schroniska, spotykamy większą część ekipy, są też koledzy Pana Tadka na rowerach trekkingowych, więc będzie miał z kim wracać.
Widoki, widoki:

Dostajemy propozycję wracania w większej grupie. Chyba ktoś próował się zrehabilitować... Jednak z Marcinem i Krzyśkiem odmawiamy mówiąc, że nie muszą na nas czekać. Zresztą dobrze im to wychodzi. Oni mają w planach pojechać gdzieś w kierunku Brennej, a ja chce zabrać chłopaków na szybką i kręta pętlę cieńkowską, a wcześniej zjechać jeszcze szybszym szlakiem żółtym, na którym można naprawdę grzać po 60 km/h, a jak komuś się włączy nieśmiertelność, to i więcej wyciągnie.
Jemy żurek, robimy foty i wracamy z powrotem zielonym szlakiem.
Żegnamy Skrzyczne:

Szybki zjazd po "kamolach" kończy się złapaniem kapcia w tylnym kole. Powietrze momentalnie zeszło, ale to znów nie był klasyczny snake, tylko jedna duża dziura. Chyba muszę kolejną nową oponę zamówić, bo i w tej starej po 3500 tysiącach kilometrów za mało już gumiastego mięska i słabo chroni przed przebiciem. Chociaż głównie jeździła z przodu, bo od niedawna mam ją na tyle, to jak widać trzeba pomyśleć o zmianie, szczególnie jeśli znów będę chciał wybrać się na górskie szlaki.

Zmieniam dętkę i lecimy dalej po kamieniach, jak teraz coś się stanie, to będzie trzeba kleić, bo druga zapasowa dętka została w garażu, ale są jeszcze łatki :)

Znów zahaczamy o Malinowską Skałę i trzymając się zielonego szlaku jedziemy na Zielony Kopiec, a kawałek dalej odbijamy w prawo na żółty szlak, choć zielony na Baranią Górę kusił - bo było tak blisko ;)
Gdy dotarliśmy do szerokiej szutrowej drogi, rozpoczął się najszybszy etap dzisiejszego wypadu. Gnanie w dół prawie do samego Cieńkowa Niżnego. Etap który podbudowuje i wzmacnia morale w grupie, choć szczerze mówiąc nie było co wzmacniać :)
Cieńków:

W Cieńkowie przerwa i rozpoczynamy kolejny zjazd, tym razem Pętla Cieńkowska, która również wywołuje uśmiech na naszych twarzach. Jest kręto więc nie mogę przesadzać z prędkością.
Po wymienianie okładzin hamulcowych, mam strasznie twarde klamki. Tak twarde, że potrafią skutecznie zablokować koła w rowerze i to przy niewielkim naciśnieniu. Blokada przedniego koła mogłaby się skończyć dla mnie tragicznie - lotnad kukułczym gniazdem przez kierownicę. Do hamowania czy dohamowywania używam tylko środkowych palców tzw. fakju ;) i ten system się sprawdzał.
Szlak żółty i Pętla Cieńkowska doprowadzają nas do nieczynnego schroniska PTTK i do zapory. Tu kilka fot i... trzeba spadać, bo jest 19 godzina, a my wciąż w Wiśle...
Nad Zaporą:

Szybkim tempem lecimy w kierunku domu szlakiem wzdłuż Wisły nie robiąc żadnych dłuższych postojów chyba, że na potrzeby fizjologiczne lub na montaż oświetlenia.
Dopiero w Drogomyślu na przystanku robimy postój i zjadamy ostatnie zapasy jedzenia. Spotykamy również Pana Tadka ze swoją ekipą trekkingowców. Wspólnie kierujemy się w stronę Jastrzębia i w stronę domu.

Niedawno kupione siodełko (to już trzecie) sprawowało się idealnie. W końcu siodełko, które mój tyłek polubił i nie pobolewał przez te 142 kilometry. Jedyny ból jaki odczuwałem, szczególnie pod koniec trasy, to ból karku. Cały zesztywniał i miałem problemy z obracaniem głową.
Filmik z wyprawy:
<object width="100%" height="450"><param name="movie" value="http://www.youtube.com/v/rizKRkch5p4"> <embed src="http://www.youtube.com/v/rizKRkch5p4" type="application/x-shockwave-flash" wmode="transparent" width="100%" height="450"></embed></object>
Temperatura:27.0 HR max: (%) HR avg: (%) Kalorie: (kcal)
Trasa:
Jastrzębie-Zdrój - Drogomyśl - Ochaby - Skoczów - Ustroń - Wisła - Salmopol (934 m.n.p.m.) - Malinów (1115 m.n.p.m.) - Malinowska Skała (1152 m.n.p.m.) - Kopa Skrzyczeńska (1191 m.n.p.m.) - (Małe Skrzyczne (1211 m.n.p.m.) - Skrzyczne (1257 m.n.p.m.) - Malinowska Skała - Zielony Kopiec (1154 m.n.p.m.) - Cieńków Wyżni (957 m.n.p.m.) - Cieńków Niżny (720 m.n.p.m.) - Wisła - Ustroń - Skoczów - Ochaby - Drogomyśl - Jastrzębie-Zdrój
Zacznę od narzekań organizacyjnych.
Podczas tej edycji jasno było powiedziane - nikt nie zostanie z tyłu, trzymamy się razem, jedziemy w zwartej grupie i czekamy na każdego. Szczerze mówiąc, to do samej Wisły mniej więcej tak to wyglądało. Tempo jazdy w okolicach 20 km/h. Tylko co z tego, jak na raz zrobiliśmy 60 km... Nie było czasu nawet na kilku minutowy postój, na potrzeby fizjologiczne czy potrzeby natury artystycznej czyli zrobienie jakichś zdjęć - a w Wiśle sporo zabytkowych pojazdów spotkałem na parkingu tuż za skocznią. Niestety nie było mi dane się zatrzymać i zrobić kilka zdjęć, bo musiałem mieć grupę w zasięgu wzroku.
Zasięg wzroku na nic się nie zdał, bo na którymś zakręcie zniknęli mi z oczu. Gdzieś za mną w oddali jeszcze widziałem starszego pana na rowerze trekkingowym czyli nie byłem ostatni.
Minęliśmy Wisłę Malinkę, a tu wciąż żadnego postoju chociaż w Malince według planów miał być postój... więc zatrzymałem się tuż przed wjazdem na serpentyny prowadzące na Salmopol i odetchnąłem chwilkę przy okazji czekając na starszego pana.
Nie ma grupy, nie ma nawet śladu po niej, więc rozpoczynam wspinanie się serpentynami na Salmopol. Drogę na Skrzyczne znam, w bukłaku napoju mam dość, jedzenia w plecaku również, grupa czy też lotny bufet do niczego nie są mi potrzebni.
Pierwszą przerwa na podjeździe robię przy "Zajeździe Na Zielonym". Na telefonie 5 nieodebranych połączeń, a więc ktoś w końcu zauważył, że mnie nie ma. Z rozmowy telefonicznej dowiedziałem się, że reszta odbiła w prawo w miejscu, w którym zrobiłem chwilkę przerwy.
Niby nie powinienem mieć do nikogo pretensji, ale jednak trzech rowerzystów mnie wyprzedzało w Malince z czego jeden w koszulce Tomazi Bike, więc wiedzieli że oni nie jadą jako ostatni i że jeszcze jest dwóch rowerzystów po tyłach. Ale jednak ktoś powiedział, że nikt z tyłu nie pozostał i nikt nie stanął na zjeździe, żeby poinformować, że tu trzeba skręcić w prawo, szczególnie że dokładna trasa była znana tylko organizatorom.
Telefonicznie uzgodniliśmy, że spotkamy się na skrzyżowaniu szlaków żółtym, zielonym oraz szerokiej drogi z Przełęczy Salmopolskiej.
Pan Tadek na trekingu dotarł do mnie, chwilę odsapnął i jedziemy dalej, bo jeszcze troszkę pochyłego asfaltu przed nami.
Na 65 kilometrze czyli na Salmopolu kolejny postój, kolejne telefony i zmiana planu. Szeroka szutrowa droga z Przełęczy zostaje zamieniona na czerwony szlak imienia Stanisława Huli. Dodam, że początek szlaku stromy i kamienisty. Punkt spotkania już nie przy żółtym szlaku, a na Malinowskiej Skale.
Pan Tadek dojechał, zjadł, uzupełnił płyny, posiedział i ruszamy dalej.
Pierwsze kilometry szlaku, to wypych roweru. Stromo, kamień na kamieniu i wąwozy wyżłobione przez wodę. Dopiero jak wyjechaliśmy z lasu, to dało się miejscami jechać.
Czerwony szlak w lajtowej części:

Pan Tadek z racji posiadanego roweru z cienkimi oponami, preferował wypych roweru, ale kilkukrotnie skusił się jazdę.
Po lewej szlak czerwony, po prawej szeroka szutrowa droga:

Tuż przed Malinowską Skałą dzwoni Marcin z zapytaniem jak daleko jesteśmy. Grupa wbrew temu co było ustalone nie poczekała. Pojechali na Skrzyczne. Marcin i Krzysiek zostali i czekali na mnie, akurat miałem do nich jakieś 15 minut drogi.
Widok z Malinowskiej Skały:

Na Malinowskiej Skale kilka fotek plus dłuższe posiedzenie, bo Pana Tadka wciąż nie ma, a ja mam zamiar doprowadzić go na Skrzyczne.
Widok z Malinowskiej Skały na Skrzyczne:

Schodzimy z Malinowskiej Skały, a później już jazda przez Małe Skrzyczne, gdzie strzelamy kilka fotek i kierujemy się do celu naszej podróży - Skrzyczne.
73 kilometr drogi i Skrzyczne zdobywamy:

Robimy pamiątkowe fotki i widzimy, że spora część grupy już wraca. Gdy zjeżdżamy do schroniska, spotykamy większą część ekipy, są też koledzy Pana Tadka na rowerach trekkingowych, więc będzie miał z kim wracać.
Widoki, widoki:

Dostajemy propozycję wracania w większej grupie. Chyba ktoś próował się zrehabilitować... Jednak z Marcinem i Krzyśkiem odmawiamy mówiąc, że nie muszą na nas czekać. Zresztą dobrze im to wychodzi. Oni mają w planach pojechać gdzieś w kierunku Brennej, a ja chce zabrać chłopaków na szybką i kręta pętlę cieńkowską, a wcześniej zjechać jeszcze szybszym szlakiem żółtym, na którym można naprawdę grzać po 60 km/h, a jak komuś się włączy nieśmiertelność, to i więcej wyciągnie.
Jemy żurek, robimy foty i wracamy z powrotem zielonym szlakiem.
Żegnamy Skrzyczne:

Szybki zjazd po "kamolach" kończy się złapaniem kapcia w tylnym kole. Powietrze momentalnie zeszło, ale to znów nie był klasyczny snake, tylko jedna duża dziura. Chyba muszę kolejną nową oponę zamówić, bo i w tej starej po 3500 tysiącach kilometrów za mało już gumiastego mięska i słabo chroni przed przebiciem. Chociaż głównie jeździła z przodu, bo od niedawna mam ją na tyle, to jak widać trzeba pomyśleć o zmianie, szczególnie jeśli znów będę chciał wybrać się na górskie szlaki.

Zmieniam dętkę i lecimy dalej po kamieniach, jak teraz coś się stanie, to będzie trzeba kleić, bo druga zapasowa dętka została w garażu, ale są jeszcze łatki :)

Znów zahaczamy o Malinowską Skałę i trzymając się zielonego szlaku jedziemy na Zielony Kopiec, a kawałek dalej odbijamy w prawo na żółty szlak, choć zielony na Baranią Górę kusił - bo było tak blisko ;)
Gdy dotarliśmy do szerokiej szutrowej drogi, rozpoczął się najszybszy etap dzisiejszego wypadu. Gnanie w dół prawie do samego Cieńkowa Niżnego. Etap który podbudowuje i wzmacnia morale w grupie, choć szczerze mówiąc nie było co wzmacniać :)
Cieńków:

W Cieńkowie przerwa i rozpoczynamy kolejny zjazd, tym razem Pętla Cieńkowska, która również wywołuje uśmiech na naszych twarzach. Jest kręto więc nie mogę przesadzać z prędkością.
Po wymienianie okładzin hamulcowych, mam strasznie twarde klamki. Tak twarde, że potrafią skutecznie zablokować koła w rowerze i to przy niewielkim naciśnieniu. Blokada przedniego koła mogłaby się skończyć dla mnie tragicznie - lot
Szlak żółty i Pętla Cieńkowska doprowadzają nas do nieczynnego schroniska PTTK i do zapory. Tu kilka fot i... trzeba spadać, bo jest 19 godzina, a my wciąż w Wiśle...
Nad Zaporą:

Szybkim tempem lecimy w kierunku domu szlakiem wzdłuż Wisły nie robiąc żadnych dłuższych postojów chyba, że na potrzeby fizjologiczne lub na montaż oświetlenia.
Dopiero w Drogomyślu na przystanku robimy postój i zjadamy ostatnie zapasy jedzenia. Spotykamy również Pana Tadka ze swoją ekipą trekkingowców. Wspólnie kierujemy się w stronę Jastrzębia i w stronę domu.

Niedawno kupione siodełko (to już trzecie) sprawowało się idealnie. W końcu siodełko, które mój tyłek polubił i nie pobolewał przez te 142 kilometry. Jedyny ból jaki odczuwałem, szczególnie pod koniec trasy, to ból karku. Cały zesztywniał i miałem problemy z obracaniem głową.
Filmik z wyprawy:
<object width="100%" height="450"><param name="movie" value="http://www.youtube.com/v/rizKRkch5p4"> <embed src="http://www.youtube.com/v/rizKRkch5p4" type="application/x-shockwave-flash" wmode="transparent" width="100%" height="450"></embed></object>
Rower:Cube LTD Pro 2011
Dane wycieczki:
142.52 km (57.00 km teren), czas: 09:30 h, avg:15.00 km/h,
prędkość maks: 54.60 km/hTemperatura:27.0 HR max: (%) HR avg: (%) Kalorie: (kcal)
III Jastrzębski Rajd Rowerowy - Przełęcz Karkoszczonka
Sobota, 13 lipca 2013 | dodano: 14.07.2013Kategoria 100 i więcej, Beskid Śląski, Off Road
Rok temu rajd na Karkoszczonkę przebiegał w deszczu, w tym roku tradycję trzeba było podtrzymywać. W nocy przeszła ulewa, więc na trasie było mokro i trafiało się błoto czy kałuże. Była okazja przetestować kupione rok wcześniej błotniki Topeak DeFender M1/M2 ;)
Trasa:
Jastrzębie-Zdrój - Drogomyśl - Ochaby - Skoczów - Górki Wlk. - Brenna - Przełęcz Karkoszczonka (729 m n.p.m.) - Brenna - Górki Wlk. - Skoczów - Ochaby - Drogomyśl - Jastrzębie-Zdrój
Na starcie tłumu rowerzystów nie było. Sezon urlopowy to raz, a dwa nocna ulewa pewnie skutecznie zniechęciła wielu do wybrania się na rower.
Strat było więcej - padł mikrofon, nie pojawiła się obstawa policji i pani fotograf, która rok wcześniej zgubiła się idąc szlakiem na Karkoszczonkę ;)
Grupa Wypadowa również w okrojonym składzie, ale cóż to już tradycja tegorocznego sezonu :)
Dojazd pod szlak w bezdeszczowych warunkach, ale jak już wcześniej wspomniałem i tak było błotniście i mokro.

Pod samą Karkoszczoną zaczął przypominać o sobie deszcz.
Przełęcz zdobyłem zmiennym stylem czyli raz jazda, raz wypych. Było ślisko, stromo ale i tak szło mi lepiej niż rok temu :)
Na zjeździe do Chaty Wuja Toma w kaskaderskim stylu Marcin wywija orła i uszkadza sobie bark. Na koleinie i mokrej trawie zniosło mu rower... a ja tego nie nagrałem :)
Posiłek regeneracyjny:

Marcin dzwoni po małżonkę, a my oglądając mapę zastanawiamy się gdzie tu jechać dalej.

Burzę mózgów przerywa ulewa, która na tyle długo się utrzymuje, że rezygnujemy z zapuszczania się szlakiem w kierunku Klimczoka.

obrażeni na dzisiejszą pogodę, wracamy do domu tą samą trasą.
Żeby dodać smaczku tej wyprawie, jak dzieci wjeżdżamy we wszystkie napotkane kałuże, a nawet nie odmawiamy sobie kilkukrotnego przejazdu przez rzekę :P
Toto tak szalał i tak skakał po kałużach, że przednia dętka załapała się na klasycznego snake'a. Przed samym Skoczowem szybka akcja serwisowa i zmiana dętki.

Przemoczeni, brudni i zmęczeni docieramy do domów.

Film z rajdu:
Temperatura:14.0 HR max: (%) HR avg: (%) Kalorie: (kcal)
Trasa:
Jastrzębie-Zdrój - Drogomyśl - Ochaby - Skoczów - Górki Wlk. - Brenna - Przełęcz Karkoszczonka (729 m n.p.m.) - Brenna - Górki Wlk. - Skoczów - Ochaby - Drogomyśl - Jastrzębie-Zdrój
Na starcie tłumu rowerzystów nie było. Sezon urlopowy to raz, a dwa nocna ulewa pewnie skutecznie zniechęciła wielu do wybrania się na rower.
Strat było więcej - padł mikrofon, nie pojawiła się obstawa policji i pani fotograf, która rok wcześniej zgubiła się idąc szlakiem na Karkoszczonkę ;)
Grupa Wypadowa również w okrojonym składzie, ale cóż to już tradycja tegorocznego sezonu :)
Dojazd pod szlak w bezdeszczowych warunkach, ale jak już wcześniej wspomniałem i tak było błotniście i mokro.

Pod samą Karkoszczoną zaczął przypominać o sobie deszcz.
Przełęcz zdobyłem zmiennym stylem czyli raz jazda, raz wypych. Było ślisko, stromo ale i tak szło mi lepiej niż rok temu :)
Na zjeździe do Chaty Wuja Toma w kaskaderskim stylu Marcin wywija orła i uszkadza sobie bark. Na koleinie i mokrej trawie zniosło mu rower... a ja tego nie nagrałem :)
Posiłek regeneracyjny:

Marcin dzwoni po małżonkę, a my oglądając mapę zastanawiamy się gdzie tu jechać dalej.

Burzę mózgów przerywa ulewa, która na tyle długo się utrzymuje, że rezygnujemy z zapuszczania się szlakiem w kierunku Klimczoka.

obrażeni na dzisiejszą pogodę, wracamy do domu tą samą trasą.
Żeby dodać smaczku tej wyprawie, jak dzieci wjeżdżamy we wszystkie napotkane kałuże, a nawet nie odmawiamy sobie kilkukrotnego przejazdu przez rzekę :P
Toto tak szalał i tak skakał po kałużach, że przednia dętka załapała się na klasycznego snake'a. Przed samym Skoczowem szybka akcja serwisowa i zmiana dętki.

Przemoczeni, brudni i zmęczeni docieramy do domów.

Film z rajdu:
Rower:Cube LTD Pro 2011
Dane wycieczki:
103.64 km (23.00 km teren), czas: 05:56 h, avg:17.47 km/h,
prędkość maks: 49.90 km/hTemperatura:14.0 HR max: (%) HR avg: (%) Kalorie: (kcal)
Mała Czantoria + Wielka Czantoria
Poniedziałek, 27 maja 2013 | dodano: 28.05.2013Kategoria 100 i więcej, Beskid Śląski, Off Road
Pierwszy tegoroczny rajd rowerowy organizowany przez sklep Tomazi Bike.
Trasa:
Jastrzębie - Marklowice Górne - Zebrzydowice - Kończyce Małe - Kończyce Wielkie - Haźlach - Zamarski - Cisownica - Mała Czantoria (866 m n.p.m.) - Wielka Czantoria (995 m n.p.m) - Ustroń - Skoczów - Ochaby - Drogomyśl - Jastrzębie
55 uczestników i jeden cel Mała Czantoria. Ja miałem jeszcze dwa inne cele - przetrwać ból pleców i przetrwać ból tyłka. Świeżo kupione siodełko już na ostatnim nocnym wypadzie dosadnie mnie poinformowało, że tyłek po dłuższej jeździe zaboli ;)
Eskorta spod sklepu:

i dalej już grupką mkniemy bocznymi ulicami w kierunku Beskidów. Tego dnia prognozy pogodowe zapowiadały deszcz, ale jak to bywa, prognozy prognozą. Deszczu nie było, słońce świeciło ale chłód zimnego choć niezbyt mocnego wiatru na pewno każdy poczuł.
Trasa głównie pod górę, choć poprzecinana szybkimi zjazdami, na których można było troszkę odsapnąć.
Widoczek z trasy:

Na kilka kilometrów przed szczytem Małej Czantorii wciągamy racje żywnościowe, uzupełniamy płyny w bidonach. Oczywiście zbiorowa fotka wszystkich uczestników i bierzemy się za zdobywanie szczytu Małej Czantorii.
Relaksik i ulga dla tyłka czyli tyłek w trawie:

Zdobywanie szczytu poprzedzone lekkim zamieszanie z powodu błota na szlaku i niespodziewaną zmianą trasy.
Było ostro pod górę i większą część drogi pokonałem wpychając rower na górę ;)
A na górze piękne widoki i przeszywający zimny wiatr:

Przez zamieszanie kilku znajomych nam zaginęło. Trochę wykonanych telefonów i ustawiliśmy spotkanie z Rafałem. Małą Czantorię zaliczył jako pierwszy i własnie kierował się w kierunku Wielkiej Czantorii.
Żegnamy się z garstką osób na Małej Czantorii, kilku innym osobom wskazujemy drogę na dół do Ustronia, a my jedziemy dalej odwiedzić Wielką Czantorię.
Kierunek Czantoria Wielka:

nim docieramy na miejsce korzystamy z małej gastronomii. Batoniki i żele nie są złe, ale co mięso to mięso ;)
Gdy kończymy jeść zjawia się w końcu Marcin. Troszkę pobłądził. Nikogo z uczestników rajdu nie trafił po drodze na szlakach, ale na szczęście Małą Czantorię odnalazł, nas odnalazł i oczywiście bufet z jedzeniem również odnalazł :)
Ten który zaginął w akcji:

Zostawiamy Marcina na chwilkę, żeby na spokojnie sobie zjadł i odpoczął. A my wjeżdżamy na Wielką Czantorię, robimy pamiątkową fotkę i wracamy z powrotem do Marcina.
Wielka Czantoria

Do Ustronia zjeżdżamy mało turystycznym szlakiem niebieskim. Dość mocno porośnięty i na początku bardzo wąski szlak. Krzaki non stop odbijały się od nas.
Później zrobiło się szerzej, bardziej kamieniście, a zjazd szlakiem w dół nabrał lepszego tempa. Co jakiś czas było słychać jak kamienie odbijały się od ram naszych rowerów oraz zrozpaczone okrzyki właścicieli rowerów ;)
Część kolegów prawie spaliła sobie klocki. Dym szedł, smród był ale ognia nie ujrzałem :P
W Ustroniu przecinamy Wiślankę i trafiamy na kolumnę zabytkowych Syren. Właściciele Syrenek mieli spota na Równicy.
Do Jastrzębia wracamy standardowym już szlakiem wzdłuż Wisły, tuż przed Ochabami robimy sobie dłuższa przerwę.
O tak, zostaje do rana:

Po ponad 100 kilometrach padniety, z bolącym tyłkiem, z bolącym kręgosłupem i karkiem docieram do domu. Czy było warto? Jasne, że tak. Zawsze jest warto mimo tego cierpienia :D
Film z wypadu (na kanale youtube Grupy Wypadowej:
<object width="100%" height="450"><param name="movie" value="http://www.youtube.com/v/faMvHA05_8w"> <embed src="http://www.youtube.com/v/faMvHA05_8w" type="application/x-shockwave-flash" wmode="transparent" width="100%" height="450"></embed></object></strong>
Temperatura:18.0 HR max: (%) HR avg: (%) Kalorie: (kcal)
Trasa:
Jastrzębie - Marklowice Górne - Zebrzydowice - Kończyce Małe - Kończyce Wielkie - Haźlach - Zamarski - Cisownica - Mała Czantoria (866 m n.p.m.) - Wielka Czantoria (995 m n.p.m) - Ustroń - Skoczów - Ochaby - Drogomyśl - Jastrzębie
55 uczestników i jeden cel Mała Czantoria. Ja miałem jeszcze dwa inne cele - przetrwać ból pleców i przetrwać ból tyłka. Świeżo kupione siodełko już na ostatnim nocnym wypadzie dosadnie mnie poinformowało, że tyłek po dłuższej jeździe zaboli ;)
Eskorta spod sklepu:

i dalej już grupką mkniemy bocznymi ulicami w kierunku Beskidów. Tego dnia prognozy pogodowe zapowiadały deszcz, ale jak to bywa, prognozy prognozą. Deszczu nie było, słońce świeciło ale chłód zimnego choć niezbyt mocnego wiatru na pewno każdy poczuł.
Trasa głównie pod górę, choć poprzecinana szybkimi zjazdami, na których można było troszkę odsapnąć.
Widoczek z trasy:

Na kilka kilometrów przed szczytem Małej Czantorii wciągamy racje żywnościowe, uzupełniamy płyny w bidonach. Oczywiście zbiorowa fotka wszystkich uczestników i bierzemy się za zdobywanie szczytu Małej Czantorii.
Relaksik i ulga dla tyłka czyli tyłek w trawie:

Zdobywanie szczytu poprzedzone lekkim zamieszanie z powodu błota na szlaku i niespodziewaną zmianą trasy.
Było ostro pod górę i większą część drogi pokonałem wpychając rower na górę ;)
A na górze piękne widoki i przeszywający zimny wiatr:

Przez zamieszanie kilku znajomych nam zaginęło. Trochę wykonanych telefonów i ustawiliśmy spotkanie z Rafałem. Małą Czantorię zaliczył jako pierwszy i własnie kierował się w kierunku Wielkiej Czantorii.
Żegnamy się z garstką osób na Małej Czantorii, kilku innym osobom wskazujemy drogę na dół do Ustronia, a my jedziemy dalej odwiedzić Wielką Czantorię.
Kierunek Czantoria Wielka:

nim docieramy na miejsce korzystamy z małej gastronomii. Batoniki i żele nie są złe, ale co mięso to mięso ;)
Gdy kończymy jeść zjawia się w końcu Marcin. Troszkę pobłądził. Nikogo z uczestników rajdu nie trafił po drodze na szlakach, ale na szczęście Małą Czantorię odnalazł, nas odnalazł i oczywiście bufet z jedzeniem również odnalazł :)
Ten który zaginął w akcji:

Zostawiamy Marcina na chwilkę, żeby na spokojnie sobie zjadł i odpoczął. A my wjeżdżamy na Wielką Czantorię, robimy pamiątkową fotkę i wracamy z powrotem do Marcina.
Wielka Czantoria

Do Ustronia zjeżdżamy mało turystycznym szlakiem niebieskim. Dość mocno porośnięty i na początku bardzo wąski szlak. Krzaki non stop odbijały się od nas.
Później zrobiło się szerzej, bardziej kamieniście, a zjazd szlakiem w dół nabrał lepszego tempa. Co jakiś czas było słychać jak kamienie odbijały się od ram naszych rowerów oraz zrozpaczone okrzyki właścicieli rowerów ;)
Część kolegów prawie spaliła sobie klocki. Dym szedł, smród był ale ognia nie ujrzałem :P
W Ustroniu przecinamy Wiślankę i trafiamy na kolumnę zabytkowych Syren. Właściciele Syrenek mieli spota na Równicy.
Do Jastrzębia wracamy standardowym już szlakiem wzdłuż Wisły, tuż przed Ochabami robimy sobie dłuższa przerwę.
O tak, zostaje do rana:

Po ponad 100 kilometrach padniety, z bolącym tyłkiem, z bolącym kręgosłupem i karkiem docieram do domu. Czy było warto? Jasne, że tak. Zawsze jest warto mimo tego cierpienia :D
Film z wypadu (na kanale youtube Grupy Wypadowej:
<object width="100%" height="450"><param name="movie" value="http://www.youtube.com/v/faMvHA05_8w"> <embed src="http://www.youtube.com/v/faMvHA05_8w" type="application/x-shockwave-flash" wmode="transparent" width="100%" height="450"></embed></object></strong>

Rower:Cube LTD Pro 2011
Dane wycieczki:
104.82 km (23.00 km teren), czas: 07:00 h, avg:14.97 km/h,
prędkość maks: 50.10 km/hTemperatura:18.0 HR max: (%) HR avg: (%) Kalorie: (kcal)
III Rajd rowerowy na Błatnią plus kilka innych szczytów
Czwartek, 27 września 2012 | dodano: 27.09.2012Kategoria 100 i więcej, Beskid Śląski, Off Road
To już trzeci mój udział w rajdzie rowerowym i trzeci rajd organizowany przez Zarząd Osiedla Pionierów wraz ze sklepem rowerowym TomaziBike.
Tym razem rajd w warunkach bezdeszczowych, ale za to rozpoczął się od dość niskich temperatur, bo gdy rozpoczynaliśmy naszą wyprawę, to licznik w rowerze pokazywał orzeźwiające 8*C. Na szczęście kilka godzin później, gdy słońce już w pełni świeciło na prawie bezchmurnym niebie, licznik wskazywał 24*C.
Wraz z Benym wyruszyliśmy rano o 7:30, po drodze zgarniając Damiana. Już na miejscu startu rajdu czekał na nas Rafał.
W sumie cała ekipa uczestników rajdu liczyłem 35 sztuk, co daje w sumie 70 pedałów ;) zakładając że nikt nie miał przy sobie zapasowych sztuk ;P
Trasa:
Jastrzębie-Zdrój - Drogomyśl - Skoczów - Górki Wlk.- Jaworze - Błatnia (917m.np.m.) - Brenna - Kotarz (973m.n.p.m.) - Grabowa (907m.n.p.m.) - Biały Krzyż (940m.n.p.m.) - Przeł. Salmopolska (934m.n.p.m.) - Cieńków Wyżni(957m.n.p.m.) - Cienków Niżny (720m.n.p.m.) - Wisła - Ustroń - Skoczów - Drogomyśl - Jastrzębie-Zdrój
Najpierw 40 kilka kilometrów rozgrzewki, a później już wjazd żółtym szlakiem od strony Jaworza (wjazd z licznymi akcentami wypychu roweru ;)) na Błatnią.
Nie ukrywam, że było ciężko i chwilami miałem serdecznie dość. W takich chwilach zawsze nachodzi mnie jedna myśl "sprzedać górala i kupić coś na płaski teren" :P
Tuż przed szczytem Beny urywa łańcuch - jest siła. Po wywaleniu zbędnych ogniw znów jedzie dalej.
Pomimo trudów, chwil załamania i postępującej depresji, która rosła wraz z wysokością nad poziomem morza szczyt został zdobyty.
Była radość, były łzy szczęścia, uściski, gratulacje, medale, zdjęcia,przyjęcia, szampan, zimna płyta i cała ta piękna otoczka :)
Grupa Wypadowa na Błatniej:

Tu się żegnamy z uczestników rajdu, którzy zjeżdżają z powrotem do Jaworza na kiełbachę z ogniska. Nasza czwórka też zjeżdża z Błatniej, ale w przeciwnym kierunku - do Brennej. Tu na chwilkę gubi nam się Damian, który na zjeździe nabrał takiej prędkości, że minął właściwy szlak. A może po prostu chciał pojeździć poza szlakiem :P
W Brennej chwila odpoczynku i znów się wspinamy. Niebieskim szlakiem zmierzamy w kierunku szczytu Kotarz. Po drodze piękna Hala Jaworowa i jeszcze piękniejsze widoki.
Oczywiście na Hali Jaworowej wypych :):

ale te widoki koiły ból ;):

Następnie zjazd do Grabowej, wjazd na Biały Krzyż i zjazd na Przełęcz Salmopolską, gdzie zjedliśmy ciepły regeneracyjny posiłek.
Nie pamiętam, żebym w jakimkolwiek przydrożnym lokalu przed zamówieniem pytał "co jest?". Na szczęście to co im zostało po całym dniu okazało się smaczne i pożywne :)
Słońce pomału się chowało, wiec z powrotem zarzuciliśmy na siebie odzież z długim rękawem, no i teraz miało być już górki według słów Benego... no nie tak do końca było, bo nim zaczął się zjazd trzeba było jeszcze wjechać. Ale szlak był bardzo szeroki i równy niczym autostrada, więc jechało się przyjemnie.
Szlak czerwony, Przełęcz Salmopolska:

Tu spotkaliśmy parę na dwóch "fullach", która z ciekawości zapytała skąd jedziemy i skąd jesteśmy. Jak usłyszeli, że własnie wracamy z Błatniej i że z Jastrzębia dojechaliśmy tam rowerami, to byli w ogromnym szoku. Choć większy szok przeżyli, gdy na pytanie "to co teraz z Wisły do Jastrzębia pociągiem?" otrzymali odpowiedź negatywną.
Tak własnie moi drodzy zdobywa się szacunek na szlakach ;P Zresztą gdzie tam pociągiem do Jastrzębia? Te przecież nie dojeżdżają do Jastrzębiu od 12 lat.
Zjazd do Wisły to coś dla czego warto było się wspinać tyle metrów nad poziom morza. Tu znowu równo, szeroko i ciągle w dół. Czysta kwintesencja downhillu :P Od czasu do czasu trzeba było przeskoczyć jakieś wystające drewniane rynny odprowadzające deszczówkę, ale co to dla mnie. Opinia Benego: "jebana antylopa" ;)
Zjazd mocno podbudował nas. Zaliczyliśmy jeszcze Cieńkow, gdzie w sezonie zimowym zdarza nam sie z Benym pośmigać na desce. Później przejazd za skocznią Adama Małysza i tuż przed Nową Osadą wyskakujemy na drogę asfaltową. Ten kawałek zjazdu bardzo szybki, utwardzony i odpowiednio przygotowany dla rowerzystów - polecam.
Następnie już tylko formalności. Przejazd przez centrum Wisły i szlakiem wzdłuż Wisły kierujemy się w stronę domu. Na dworze już ciemno, więc wspomagamy się latarkami.
Za Drogomyślem jeszcze drobna awaria łańcucha. Wyglądało groźnie, bo poszły iskry. Na szczęście nic poważnego, po prostu rozpięła się spinka.
Usuwanie awarii:

Około 22 wróciliśmy do domu.
To była moja najtrudniejsza trasa i jednocześnie najdłuższa. Jednak warto było mimo tych wszelkich trudności, bólu kolana, ogromnego wysiłku, litrów wylanego potu i dwukrotnego "wodowania" roweru w błocie ;)
Filmik z samego rajdu:
Filmik z całej wyprawy:
Temperatura:7.0 HR max: (%) HR avg: (%) Kalorie: (kcal)
Tym razem rajd w warunkach bezdeszczowych, ale za to rozpoczął się od dość niskich temperatur, bo gdy rozpoczynaliśmy naszą wyprawę, to licznik w rowerze pokazywał orzeźwiające 8*C. Na szczęście kilka godzin później, gdy słońce już w pełni świeciło na prawie bezchmurnym niebie, licznik wskazywał 24*C.
Wraz z Benym wyruszyliśmy rano o 7:30, po drodze zgarniając Damiana. Już na miejscu startu rajdu czekał na nas Rafał.
W sumie cała ekipa uczestników rajdu liczyłem 35 sztuk, co daje w sumie 70 pedałów ;) zakładając że nikt nie miał przy sobie zapasowych sztuk ;P
Trasa:
Jastrzębie-Zdrój - Drogomyśl - Skoczów - Górki Wlk.- Jaworze - Błatnia (917m.np.m.) - Brenna - Kotarz (973m.n.p.m.) - Grabowa (907m.n.p.m.) - Biały Krzyż (940m.n.p.m.) - Przeł. Salmopolska (934m.n.p.m.) - Cieńków Wyżni(957m.n.p.m.) - Cienków Niżny (720m.n.p.m.) - Wisła - Ustroń - Skoczów - Drogomyśl - Jastrzębie-Zdrój
Najpierw 40 kilka kilometrów rozgrzewki, a później już wjazd żółtym szlakiem od strony Jaworza (wjazd z licznymi akcentami wypychu roweru ;)) na Błatnią.
Nie ukrywam, że było ciężko i chwilami miałem serdecznie dość. W takich chwilach zawsze nachodzi mnie jedna myśl "sprzedać górala i kupić coś na płaski teren" :P
Tuż przed szczytem Beny urywa łańcuch - jest siła. Po wywaleniu zbędnych ogniw znów jedzie dalej.
Pomimo trudów, chwil załamania i postępującej depresji, która rosła wraz z wysokością nad poziomem morza szczyt został zdobyty.
Była radość, były łzy szczęścia, uściski, gratulacje, medale, zdjęcia,
Grupa Wypadowa na Błatniej:

Tu się żegnamy z uczestników rajdu, którzy zjeżdżają z powrotem do Jaworza na kiełbachę z ogniska. Nasza czwórka też zjeżdża z Błatniej, ale w przeciwnym kierunku - do Brennej. Tu na chwilkę gubi nam się Damian, który na zjeździe nabrał takiej prędkości, że minął właściwy szlak. A może po prostu chciał pojeździć poza szlakiem :P
W Brennej chwila odpoczynku i znów się wspinamy. Niebieskim szlakiem zmierzamy w kierunku szczytu Kotarz. Po drodze piękna Hala Jaworowa i jeszcze piękniejsze widoki.
Oczywiście na Hali Jaworowej wypych :):
ale te widoki koiły ból ;):
Następnie zjazd do Grabowej, wjazd na Biały Krzyż i zjazd na Przełęcz Salmopolską, gdzie zjedliśmy ciepły regeneracyjny posiłek.
Nie pamiętam, żebym w jakimkolwiek przydrożnym lokalu przed zamówieniem pytał "co jest?". Na szczęście to co im zostało po całym dniu okazało się smaczne i pożywne :)
Słońce pomału się chowało, wiec z powrotem zarzuciliśmy na siebie odzież z długim rękawem, no i teraz miało być już górki według słów Benego... no nie tak do końca było, bo nim zaczął się zjazd trzeba było jeszcze wjechać. Ale szlak był bardzo szeroki i równy niczym autostrada, więc jechało się przyjemnie.
Szlak czerwony, Przełęcz Salmopolska:
Tu spotkaliśmy parę na dwóch "fullach", która z ciekawości zapytała skąd jedziemy i skąd jesteśmy. Jak usłyszeli, że własnie wracamy z Błatniej i że z Jastrzębia dojechaliśmy tam rowerami, to byli w ogromnym szoku. Choć większy szok przeżyli, gdy na pytanie "to co teraz z Wisły do Jastrzębia pociągiem?" otrzymali odpowiedź negatywną.
Tak własnie moi drodzy zdobywa się szacunek na szlakach ;P Zresztą gdzie tam pociągiem do Jastrzębia? Te przecież nie dojeżdżają do Jastrzębiu od 12 lat.
Zjazd do Wisły to coś dla czego warto było się wspinać tyle metrów nad poziom morza. Tu znowu równo, szeroko i ciągle w dół. Czysta kwintesencja downhillu :P Od czasu do czasu trzeba było przeskoczyć jakieś wystające drewniane rynny odprowadzające deszczówkę, ale co to dla mnie. Opinia Benego: "jebana antylopa" ;)
Zjazd mocno podbudował nas. Zaliczyliśmy jeszcze Cieńkow, gdzie w sezonie zimowym zdarza nam sie z Benym pośmigać na desce. Później przejazd za skocznią Adama Małysza i tuż przed Nową Osadą wyskakujemy na drogę asfaltową. Ten kawałek zjazdu bardzo szybki, utwardzony i odpowiednio przygotowany dla rowerzystów - polecam.
Następnie już tylko formalności. Przejazd przez centrum Wisły i szlakiem wzdłuż Wisły kierujemy się w stronę domu. Na dworze już ciemno, więc wspomagamy się latarkami.
Za Drogomyślem jeszcze drobna awaria łańcucha. Wyglądało groźnie, bo poszły iskry. Na szczęście nic poważnego, po prostu rozpięła się spinka.
Usuwanie awarii:
Około 22 wróciliśmy do domu.
To była moja najtrudniejsza trasa i jednocześnie najdłuższa. Jednak warto było mimo tych wszelkich trudności, bólu kolana, ogromnego wysiłku, litrów wylanego potu i dwukrotnego "wodowania" roweru w błocie ;)
Filmik z samego rajdu:
Filmik z całej wyprawy:
Rower:Cube LTD Pro 2011
Dane wycieczki:
132.95 km (35.00 km teren), czas: 08:55 h, avg:14.91 km/h,
prędkość maks: 51.40 km/hTemperatura:7.0 HR max: (%) HR avg: (%) Kalorie: (kcal)
Czeskie bunkry
Poniedziałek, 17 września 2012 | dodano: 17.09.2012Kategoria 100 i więcej
Po 3 tygodniach przerwy powrót do pedałowania - jakkolwiek to dziwnie zabrzmiało ;)
Trasa na czeskie bunkry dawno temu zaplanowana przez Benego, ale jakoś tak zawsze nie było po drodze w tym kierunku.
Jednak nadszedł ten dzień i nawet pogoda nie kaprysiła.
Wybraliśmy się w trójkę. Dwóch Rafałów i jeden Benek. Gdyby informacja o wypadzie do Czech wypłynęła wcześniej, to jeszcze Damian dołączyłbym do Grupy Wypadowej...
Trasa:
Jastrzębie-Zdrój - Gołkowice - Godów - Gorzyczki - Olza - Zabełków - Rudyszwałd - Hat(Cz) - Kalovec(Cz) - Darkovice(Cz) - Bohumin(Cz) - Verenovice(Cz) - Koukolna(Cz) - Karvina(Cz) - Marklowice Górne - Jastrzębie-Zdrój
W sumie prawie 122 km.
Wyruszamy z Benym około 10, po drodze zgarniając z centrum Rafała, kierujemy się międzynarodowym szlakiem EuroVelo R4 w stronę Godowa i dalej w kierunku Gorzyczek słynących z walki z uzależnieniami ;)
...i wciąż zamkniętego fragmentu autostrady A1:

Granicę Polski przekraczamy w Rudyszwałdzie:

i tu zaczyna się inny świat rowerowy, lepszy świat. Dobrze oznaczone ścieżki rowerowe, co jakiś czas napotykamy ławeczki, stoliczki i stojaczki na rowery. Niektóre miejsca postojowe są nawet zadaszone i z cyklomapami, na których zaznaczone są przeróżne atrakcje czy udogodnienia.
Cyklomapa:

Po 40 paru kilometrach docieramy do Darkovic i okolic, gdzie znajdują się bunkry i czołgi.
Niektóre bunkry po remoncie, niektóre w trakcie remontu lub po prostu w stanie surowym zamkniętym. Było ich trochę, aż robiło się nudno i monotonnie ;)

Czołgi zadbane, widać Czesi dbają o swoją historię. U nas o te czołgi zapewne zatroszczyliby się odpowiednio miłośnicy miedzi, złomu i metali kolorowych.


Kolejny etap wycieczki, to Stary Bohumin tak aby moja kolekcją wież ciśnień miała kolejny egzemplarz
Kolejna do kolekcji:

Następnie Bohumin, gdzie trafiliśmy na jakiś folklor. Wino, kobiety i śpiew... oraz sery, miody czy inne dary natury.
Ale długo nie zabawiliśmy, bo miejscowi dziwnie na nas patrzyli... wiadomo gringos banditos in da house :P
Ale za to w Bohuminie wpadła kolejna już wieża ciśnień do kolekcji. Nie taka zwykła wieża jakie dotychczas spotykałem, ale przerobiona na hotelik. Świetny pomysł na biznes, szczególnie że obok znajduje się aquapark.
Penzion Ve Vezi. Pokój na samej górze zapewne z niezłym widokiem:

Moje prawe kolano dawało się we znaki, nie wiem czy to wina SPDków, długiej przerwy od roweru czy jakichś złych ustawień siodełka, bloków... wiem jedno bolało i do dziś boli...
Żeby odciążyć prawe kolano, głównie deptałem lewą nogą. I tak po nastu kilometrach bolały mnie już obydwa kolana ;) ale wciąż do przodu, bo jeszcze Karvina do zaliczenia.

W Karvinie krótki postój na moście w uzdrowiskowej dzielnicy Darkov (Darków).

W ogóle mnie ten chwilowy pobyt w uzdrowisku nie uzdrowił, ale co zrobić do domu pozostało tylko kilkanaście kilometrów.
Końcówkę naszej drogi musieliśmy doświetlać lampkami, bo słońce już dawno się schowało, a temperatura spadła do orzeźwiających 14*C.
Podsumowując. Były bunkry, były czołgi, było zajebiście :P
Filmik:
Temperatura:20.0 HR max: (%) HR avg: (%) Kalorie: (kcal)
Trasa na czeskie bunkry dawno temu zaplanowana przez Benego, ale jakoś tak zawsze nie było po drodze w tym kierunku.
Jednak nadszedł ten dzień i nawet pogoda nie kaprysiła.
Wybraliśmy się w trójkę. Dwóch Rafałów i jeden Benek. Gdyby informacja o wypadzie do Czech wypłynęła wcześniej, to jeszcze Damian dołączyłbym do Grupy Wypadowej...
Trasa:
Jastrzębie-Zdrój - Gołkowice - Godów - Gorzyczki - Olza - Zabełków - Rudyszwałd - Hat(Cz) - Kalovec(Cz) - Darkovice(Cz) - Bohumin(Cz) - Verenovice(Cz) - Koukolna(Cz) - Karvina(Cz) - Marklowice Górne - Jastrzębie-Zdrój
W sumie prawie 122 km.
Wyruszamy z Benym około 10, po drodze zgarniając z centrum Rafała, kierujemy się międzynarodowym szlakiem EuroVelo R4 w stronę Godowa i dalej w kierunku Gorzyczek słynących z walki z uzależnieniami ;)
...i wciąż zamkniętego fragmentu autostrady A1:

Granicę Polski przekraczamy w Rudyszwałdzie:

i tu zaczyna się inny świat rowerowy, lepszy świat. Dobrze oznaczone ścieżki rowerowe, co jakiś czas napotykamy ławeczki, stoliczki i stojaczki na rowery. Niektóre miejsca postojowe są nawet zadaszone i z cyklomapami, na których zaznaczone są przeróżne atrakcje czy udogodnienia.
Cyklomapa:

Po 40 paru kilometrach docieramy do Darkovic i okolic, gdzie znajdują się bunkry i czołgi.
Niektóre bunkry po remoncie, niektóre w trakcie remontu lub po prostu w stanie surowym zamkniętym. Było ich trochę, aż robiło się nudno i monotonnie ;)

Czołgi zadbane, widać Czesi dbają o swoją historię. U nas o te czołgi zapewne zatroszczyliby się odpowiednio miłośnicy miedzi, złomu i metali kolorowych.


Kolejny etap wycieczki, to Stary Bohumin tak aby moja kolekcją wież ciśnień miała kolejny egzemplarz
Kolejna do kolekcji:

Następnie Bohumin, gdzie trafiliśmy na jakiś folklor. Wino, kobiety i śpiew... oraz sery, miody czy inne dary natury.
Ale długo nie zabawiliśmy, bo miejscowi dziwnie na nas patrzyli... wiadomo gringos banditos in da house :P
Ale za to w Bohuminie wpadła kolejna już wieża ciśnień do kolekcji. Nie taka zwykła wieża jakie dotychczas spotykałem, ale przerobiona na hotelik. Świetny pomysł na biznes, szczególnie że obok znajduje się aquapark.
Penzion Ve Vezi. Pokój na samej górze zapewne z niezłym widokiem:

Moje prawe kolano dawało się we znaki, nie wiem czy to wina SPDków, długiej przerwy od roweru czy jakichś złych ustawień siodełka, bloków... wiem jedno bolało i do dziś boli...
Żeby odciążyć prawe kolano, głównie deptałem lewą nogą. I tak po nastu kilometrach bolały mnie już obydwa kolana ;) ale wciąż do przodu, bo jeszcze Karvina do zaliczenia.

W Karvinie krótki postój na moście w uzdrowiskowej dzielnicy Darkov (Darków).

W ogóle mnie ten chwilowy pobyt w uzdrowisku nie uzdrowił, ale co zrobić do domu pozostało tylko kilkanaście kilometrów.
Końcówkę naszej drogi musieliśmy doświetlać lampkami, bo słońce już dawno się schowało, a temperatura spadła do orzeźwiających 14*C.
Podsumowując. Były bunkry, były czołgi, było zajebiście :P
Filmik:

Rower:Cube LTD Pro 2011
Dane wycieczki:
121.76 km (25.00 km teren), czas: 06:47 h, avg:17.95 km/h,
prędkość maks: 45.80 km/hTemperatura:20.0 HR max: (%) HR avg: (%) Kalorie: (kcal)