- Kategorie:
- 0-50.64
- 100 i więcej.23
- 50-100.59
- Beskid Mały.2
- Beskid Śląski.19
- Beskid Żywiecki.0
- Miejska dżungla.11
- Off Road.61
- samotnie.37
- z Asią.14
Nad Zalew Rybnicki na Pro Tuning Show
W ramach weekendowego relaksu wybraliśmy się z Rafałem nad Zalew Rybnicki, gdzie tego dnia odbywał się zlot Pro Tunning Show. Zlot bardzo ważny, bo tego dnia nasz kolega Morgan miał pokazać hanysom, gdzie ich miejsce i zabić ich basem :P a tak już na serio, to Paweł chciał spróbować swoich sił w konkursie Car Audio i zobaczyć jak mu pójdzie, a że niechcący zdeklasował konkurentów i wygrał konkurs, to już inna historia ;) zresztą wszyscy wiedzieliśmy, że jedzie po pierwsze miejsce :D
Trasa:
Najpierw z Jastrzębia przez Świerklany do rybnickiej dzielnicy Boguszowice, a następnie czarnym szlakiem w kierunku lotniska.

Czarny szlak z Boguszowic © ralph03
Na lotnisku trafiamy rozciąganie dziwnych linek przez całą płytę lotniska. Jak się później okazało linki służą do wypuszczania szybowców w powietrze. Człowiek uczy się przez całe życie :) nie wiedziałem, że w taki sposób też szybowce startują, choć przyznam że do dziś nie wiem w jaki sposób Skrzycznem startują szybowce - być może w podobny sposób jaki widziałem w Gotartowicach.

Lotnisko Gotartowice © ralph03

Puszczanie szybowców - Lotnisko Gotartowice © ralph03
Nim trafiamy nad Zalew Rybnicki przejeżdżamy przez rynek. Dojazd do niego dość utrudniony i nie ze względu na duży ruch pieszych. Okolice rynku, to jeden wielki plac budowy. Rozkopany, z kładkami, barierkami, zwężeniami i innymi przeszkodami ale widać, że praca wre i coś się dzieje w temacie. W Jastrzębiu rynek wciąż budują. Choć jest on budowany w umysłach co niektórych mieszkańców - tej garstki, która wciąż ma nadzieję :)

Rozkopane obrzeża rynku w Rybniku © ralph03
Po 36 kilometrach trafiamy nad Zalew Rybnicki.

Elektrownia Rybnik © ralph03
Jadąc wzdłuż brzegu po 4 kilometrach docieramy na imprezę. Wjazd 5 złotych od głowy i jesteśmy na ośrodku pod Żaglami.
Na miejscu sporo ciekawych samochodów, dopieszczonych pod każdym względem. Oj było na co popatrzeć i nad czym się zachwycać.

Kant - Pro Tunning Show Rybnik © ralph03
Poczekaliśmy na konkurs Car Audio po czym zmyliśmy się w dalszą trasę.
Po drodze duuuużo uwielbianych przeze mnie lasów, w ogóle cały wypad obfitował w leśne fragmenty co bardzo mnie cieszyło. Mniej cieszy to, że robi się coraz zimniej. Nawet widziane było stadko bocianów lecących zapewne gdzieś w cieplejsze miejsce niż Polska...

Caddy - Pro Tunning Show Rybnik © ralph03
Temperatura:23.0 HR max:176 ( 92%) HR avg:132 ( 69%) Kalorie: 3583 (kcal)
Trasa:
Najpierw z Jastrzębia przez Świerklany do rybnickiej dzielnicy Boguszowice, a następnie czarnym szlakiem w kierunku lotniska.

Czarny szlak z Boguszowic © ralph03
Na lotnisku trafiamy rozciąganie dziwnych linek przez całą płytę lotniska. Jak się później okazało linki służą do wypuszczania szybowców w powietrze. Człowiek uczy się przez całe życie :) nie wiedziałem, że w taki sposób też szybowce startują, choć przyznam że do dziś nie wiem w jaki sposób Skrzycznem startują szybowce - być może w podobny sposób jaki widziałem w Gotartowicach.

Lotnisko Gotartowice © ralph03

Puszczanie szybowców - Lotnisko Gotartowice © ralph03
Nim trafiamy nad Zalew Rybnicki przejeżdżamy przez rynek. Dojazd do niego dość utrudniony i nie ze względu na duży ruch pieszych. Okolice rynku, to jeden wielki plac budowy. Rozkopany, z kładkami, barierkami, zwężeniami i innymi przeszkodami ale widać, że praca wre i coś się dzieje w temacie. W Jastrzębiu rynek wciąż budują. Choć jest on budowany w umysłach co niektórych mieszkańców - tej garstki, która wciąż ma nadzieję :)

Rozkopane obrzeża rynku w Rybniku © ralph03
Po 36 kilometrach trafiamy nad Zalew Rybnicki.

Elektrownia Rybnik © ralph03
Jadąc wzdłuż brzegu po 4 kilometrach docieramy na imprezę. Wjazd 5 złotych od głowy i jesteśmy na ośrodku pod Żaglami.
Na miejscu sporo ciekawych samochodów, dopieszczonych pod każdym względem. Oj było na co popatrzeć i nad czym się zachwycać.

Kant - Pro Tunning Show Rybnik © ralph03
Poczekaliśmy na konkurs Car Audio po czym zmyliśmy się w dalszą trasę.
Po drodze duuuużo uwielbianych przeze mnie lasów, w ogóle cały wypad obfitował w leśne fragmenty co bardzo mnie cieszyło. Mniej cieszy to, że robi się coraz zimniej. Nawet widziane było stadko bocianów lecących zapewne gdzieś w cieplejsze miejsce niż Polska...

Caddy - Pro Tunning Show Rybnik © ralph03
Rower:Cube LTD Pro 2011
Dane wycieczki:
91.57 km (29.00 km teren), czas: 05:08 h, avg:17.84 km/h,
prędkość maks: 50.95 km/hTemperatura:23.0 HR max:176 ( 92%) HR avg:132 ( 69%) Kalorie: 3583 (kcal)
Karvina
Wycieczka o której rozmowy ciągnęły się przeszło rok albo i dłużej. Wycieczka przez którą doszło do nieporozumień i w końcu wycieczka, w której nie wszyscy mogli wziąć udział...
Miało pojechać pięć osób, a pojechały tylko trzy. Diana i Damian niestety nie mogli. Trzeba będzie we wrześniu powtórzyć wypad do Karviny i wziąć ze sobą jeszcze kogoś dodatkowo ;)
Trasa:
Z zaplanowanej piątki została Asia, Natalia i ja. Zaplanowana trasa możliwe jak najbardziej płaska, a najlepiej pochyła w dół. Oczywiście mieszkamy, gdzie mieszkamy i ciężko uniknąć jakichkolwiek podjazdów. Dlatego po drodze do przejścia granicznego przy ulicy Żwirki i Wigury kilka góreczek wyrosło. Na szczęście dziewczyny dzielnie i z uśmiechem na twarzy... dziękowały mi za te chwilę cierpienia ;)

Las Pastuszyniec © ralph03
Za przejściem granicznym już było stromo w dół i Asią z Natalią mogły delektować się wiatrem we włosach. W Petrovicach znowu mi się dostał ochrzan, bo znowu jest pod górę, a miało nie być. Ile ja się tego dnia nasłuchałem tego typu rzeczy... no sorry ale taki mamy klimat :P Skoro jest z górki, to znaczy że kiedyś będzie pod górkę.

Ścieżka rowerowa nad Olzą © ralph03
Po dwudziestu kilku kilometrach robimy pierwszy postój w pobliżu fabryki Shimano by za chwilę wjechać na piękną, gładką i równą jak stół bilardowy ścieżkę rowerową wzdłuż Olzy - Polsko patrz i ucz się!
Jadąc wzdłuż Olzy docieramy pod zabytkowy most w Darkovie. Tu kolejna krótka przerwa.

Zabytkowy most - Darkov © ralph03
Spod mostu kierujemy się do parku, po którym przez dłuższą chwilę krążymy. Dłuższy postój, bo aż pół godzinny robimy na rynku w Karvinie. Humory dopisują, jest energią, są muffinki :)

Rynek Karvina © ralph03
Do Polski wracamy w Kaczycach i czerwonym szlakiem kierujemy się do Zebrzydowic. Nad stawem Młyńszczok kolejna niedługa przerwa, bo nad głowami zaczynają się od dłuższego czasu zbierać ciemne chmury.

Staw Młyńszczok - Zebrzydowice © ralph03
W Zebrzydowicach na dziewczyny czekał najgorszy tego dnia podjazd. Ale poradziły sobie wzorowo, co widać zresztą na poniższym zdjęciu :D

Nie wjedziesz? To wprowadź :) © ralph03
Końcówka trasy to padający deszcz i kobiece bóle... kolan ;)
Natalia dała radę, choć wielu myślało że wymięknie, że zostanie przeze mnie zajechana na śmierć i że zrazi się do roweru, a przynajmniej do jazdy ze mną :)

Temperatura:20.0 HR max:166 ( 86%) HR avg:124 ( 64%) Kalorie: 1977 (kcal)
Miało pojechać pięć osób, a pojechały tylko trzy. Diana i Damian niestety nie mogli. Trzeba będzie we wrześniu powtórzyć wypad do Karviny i wziąć ze sobą jeszcze kogoś dodatkowo ;)
Trasa:
Z zaplanowanej piątki została Asia, Natalia i ja. Zaplanowana trasa możliwe jak najbardziej płaska, a najlepiej pochyła w dół. Oczywiście mieszkamy, gdzie mieszkamy i ciężko uniknąć jakichkolwiek podjazdów. Dlatego po drodze do przejścia granicznego przy ulicy Żwirki i Wigury kilka góreczek wyrosło. Na szczęście dziewczyny dzielnie i z uśmiechem na twarzy... dziękowały mi za te chwilę cierpienia ;)

Las Pastuszyniec © ralph03
Za przejściem granicznym już było stromo w dół i Asią z Natalią mogły delektować się wiatrem we włosach. W Petrovicach znowu mi się dostał ochrzan, bo znowu jest pod górę, a miało nie być. Ile ja się tego dnia nasłuchałem tego typu rzeczy... no sorry ale taki mamy klimat :P Skoro jest z górki, to znaczy że kiedyś będzie pod górkę.

Ścieżka rowerowa nad Olzą © ralph03
Po dwudziestu kilku kilometrach robimy pierwszy postój w pobliżu fabryki Shimano by za chwilę wjechać na piękną, gładką i równą jak stół bilardowy ścieżkę rowerową wzdłuż Olzy - Polsko patrz i ucz się!
Jadąc wzdłuż Olzy docieramy pod zabytkowy most w Darkovie. Tu kolejna krótka przerwa.

Zabytkowy most - Darkov © ralph03
Spod mostu kierujemy się do parku, po którym przez dłuższą chwilę krążymy. Dłuższy postój, bo aż pół godzinny robimy na rynku w Karvinie. Humory dopisują, jest energią, są muffinki :)

Rynek Karvina © ralph03
Do Polski wracamy w Kaczycach i czerwonym szlakiem kierujemy się do Zebrzydowic. Nad stawem Młyńszczok kolejna niedługa przerwa, bo nad głowami zaczynają się od dłuższego czasu zbierać ciemne chmury.

Staw Młyńszczok - Zebrzydowice © ralph03
W Zebrzydowicach na dziewczyny czekał najgorszy tego dnia podjazd. Ale poradziły sobie wzorowo, co widać zresztą na poniższym zdjęciu :D

Nie wjedziesz? To wprowadź :) © ralph03
Końcówka trasy to padający deszcz i kobiece bóle... kolan ;)
Natalia dała radę, choć wielu myślało że wymięknie, że zostanie przeze mnie zajechana na śmierć i że zrazi się do roweru, a przynajmniej do jazdy ze mną :)

Rower:Cube LTD Pro 2011
Dane wycieczki:
56.26 km (2.50 km teren), czas: 03:19 h, avg:16.96 km/h,
prędkość maks: 42.30 km/hTemperatura:20.0 HR max:166 ( 86%) HR avg:124 ( 64%) Kalorie: 1977 (kcal)
Dwie zapory i trochę lasów.
Miało być krążenie po Suszcu i Żorach, ale Asia zażyczyła sobie zaporę w Goczałkowicach i trasę minimum 60 km.
Trasa:
Z Suszca jedziemy na Brzeźce, gdzie wjeżdzamy na szlak R4 i nim jedziemy do pierwszej zapory na zbiorniku Łąka.
Po drodze jeszcze korekta ustawień siodełka w rowerze Asi, ale i tak w ten dzień nie obyło się bez bólu kolana.

Pola w okolicach Jeziora Łąka © ralph03
Pierwszy planowany postój - zapora na Łące. Tyle razy przejeżdżałem obok niej i nigdy na tu nie byłem.
Tak jak kiedyś pisałem porównanie Parku w Świerklańcu do Parku w Pszczynie, że jest tam ciszej, spokojniej, bardziej kameralnie ale mało miejsc do siedzenia. Tak samo mogę napisać o zaporze na Łące. Garstka ludzi, spokój, cisza. Dodatkowo na wodze coś się dzieje, bo sporo tu małych żaglówek czy desek windsurfingowych. Dodatkowo jest tu szerszy asfalt (ważne info np. dla uczących się jazdy na rolkach) i nie ma potrzeby przeciskania się pomiędzy ludźmi. Minusy tego miejsca? Brakuje tu ławek czy koszy na śmieci.

Jezioro Łąka - widok od zapory © ralph03
Wracamy na szlak R4 i jedziemy do Pszczyny, by następnie odbić w kierunku Goczałkowic i kolejnej zapory. Tym razem tej dłuższej i bardziej obleganej przez spacerowiczów, rowerzystów czy rolkarzy.

Zbiornik Goczałkowicki - widok z zapory © ralph03
Na zaporze wiatr szalał w najlepsze. Czasem boczny wiatr znosił rowery na bok. Fale na jeziorze oraz odgłosy jak nad morzem, zresztą kolor wody również jak nad (polskim) morzem ;)
Spod zapory w Goczałkowicach powrót do Pszczyny. Centralna część rynku obstawione dookoła przez handlarzy drobnymi zabytkami. Były obrazy, ramy, sztućce, naczynia, lampy, biżuteria, figurki i wiele, wiele innych staroci.
Przy stajniach książęcych robimy kolejny postój, bo "być w Pszczynie i nie zjeść lodów?"

Stajnie Książęce w Pszczynie © ralph03
Powrót do Suszca to mieszanina szlaków, tak żeby osiągnąć planowane 60 km. Najpierw z parku czerwonym szlakiem rowerowym w kierunku gminy Kobiór.

Piasek dworzec PKP - czerwony szlak rowerowy © ralph03
Przed samym Kobiórem zmieniamy kolor i niebieskim szlakiem "Plessówka" podążamy do Suszca. Nie lubię tego szlaku ze względu na drobne kamyczki którymi utwardzona jest dawna droga książęca. Te kamyczki skutecznie przetrzepują tyłek :/

Skrzyżowanie szlaku niebieskiego z żółtym - Plessówka © ralph03
Kolejnym utrudnieniem na tym szlaku jest ostatnie kilkaset metrów leśnego szlaku. Błoto, rowy pełne wody, wysokie trawsko i tak od kilku lat...
My tą offroadową część ominęliśmy, po czym wskoczyliśmy na kolejny szlak i po raz kolejny zmieniliśmy kolor. Teraz wskoczyliśmy na szlak czarny czyli pętlę wokół Suszca.

Czarny szlak wokół Suszca © ralph03
Na liczniku pojawiło się ponad 60 kilometrów, więc nie trzymając się w pełni czarnego szlaku podążyliśmy w kierunku domu.

Okolice zapory w Goczałkowicach - widok na Beskidy Małe © ralph03
Temperatura:18.0 HR max:166 ( 86%) HR avg:107 ( 56%) Kalorie: 1592 (kcal)
Trasa:
Z Suszca jedziemy na Brzeźce, gdzie wjeżdzamy na szlak R4 i nim jedziemy do pierwszej zapory na zbiorniku Łąka.
Po drodze jeszcze korekta ustawień siodełka w rowerze Asi, ale i tak w ten dzień nie obyło się bez bólu kolana.

Pola w okolicach Jeziora Łąka © ralph03
Pierwszy planowany postój - zapora na Łące. Tyle razy przejeżdżałem obok niej i nigdy na tu nie byłem.
Tak jak kiedyś pisałem porównanie Parku w Świerklańcu do Parku w Pszczynie, że jest tam ciszej, spokojniej, bardziej kameralnie ale mało miejsc do siedzenia. Tak samo mogę napisać o zaporze na Łące. Garstka ludzi, spokój, cisza. Dodatkowo na wodze coś się dzieje, bo sporo tu małych żaglówek czy desek windsurfingowych. Dodatkowo jest tu szerszy asfalt (ważne info np. dla uczących się jazdy na rolkach) i nie ma potrzeby przeciskania się pomiędzy ludźmi. Minusy tego miejsca? Brakuje tu ławek czy koszy na śmieci.

Jezioro Łąka - widok od zapory © ralph03
Wracamy na szlak R4 i jedziemy do Pszczyny, by następnie odbić w kierunku Goczałkowic i kolejnej zapory. Tym razem tej dłuższej i bardziej obleganej przez spacerowiczów, rowerzystów czy rolkarzy.

Zbiornik Goczałkowicki - widok z zapory © ralph03
Na zaporze wiatr szalał w najlepsze. Czasem boczny wiatr znosił rowery na bok. Fale na jeziorze oraz odgłosy jak nad morzem, zresztą kolor wody również jak nad (polskim) morzem ;)
Spod zapory w Goczałkowicach powrót do Pszczyny. Centralna część rynku obstawione dookoła przez handlarzy drobnymi zabytkami. Były obrazy, ramy, sztućce, naczynia, lampy, biżuteria, figurki i wiele, wiele innych staroci.
Przy stajniach książęcych robimy kolejny postój, bo "być w Pszczynie i nie zjeść lodów?"

Stajnie Książęce w Pszczynie © ralph03
Powrót do Suszca to mieszanina szlaków, tak żeby osiągnąć planowane 60 km. Najpierw z parku czerwonym szlakiem rowerowym w kierunku gminy Kobiór.

Piasek dworzec PKP - czerwony szlak rowerowy © ralph03
Przed samym Kobiórem zmieniamy kolor i niebieskim szlakiem "Plessówka" podążamy do Suszca. Nie lubię tego szlaku ze względu na drobne kamyczki którymi utwardzona jest dawna droga książęca. Te kamyczki skutecznie przetrzepują tyłek :/

Skrzyżowanie szlaku niebieskiego z żółtym - Plessówka © ralph03
Kolejnym utrudnieniem na tym szlaku jest ostatnie kilkaset metrów leśnego szlaku. Błoto, rowy pełne wody, wysokie trawsko i tak od kilku lat...
My tą offroadową część ominęliśmy, po czym wskoczyliśmy na kolejny szlak i po raz kolejny zmieniliśmy kolor. Teraz wskoczyliśmy na szlak czarny czyli pętlę wokół Suszca.

Czarny szlak wokół Suszca © ralph03
Na liczniku pojawiło się ponad 60 kilometrów, więc nie trzymając się w pełni czarnego szlaku podążyliśmy w kierunku domu.

Okolice zapory w Goczałkowicach - widok na Beskidy Małe © ralph03
Rower:Cube LTD Pro 2011
Dane wycieczki:
65.45 km (18.00 km teren), czas: 04:08 h, avg:15.83 km/h,
prędkość maks: 38.21 km/hTemperatura:18.0 HR max:166 ( 86%) HR avg:107 ( 56%) Kalorie: 1592 (kcal)
Jastrzębie, Karvina, Zebrzydowice i okolice
Miał być test świeżo wymienionego suportu oraz test nowego licznika rowerowego, więc niespecjalnie się przygotowałem.

Wymiana suportu w rowerze © ralph03
Miała być jazda po Jastrzębiu z opcją, że może skocze za granice. Skoro trasa krótka, to bez bidonu, bez koszulki rowerowej, bez wkładki w spodenkach i jazda w moich starych spodenkach z Lidla, które akurat leżały w garażu na półce.
Trasa:
Spod garażu ruszam w kierunku ulicy Długiej i Szybowej rzucić okiem na budowę Drogi Południowej, a że praktycznie dzień w dzień z nieba coś leci, to wpakowałem się w błotniste grzęzawisko. W sumie pan z ochrony nie obiecywał, że jest w pełni przejezdnie, bo nie było go na drugim końcu nowo budowanego fragmentu ulicy szybowej. Jednak powiedział, że rowerem powinienem dać radę. Dałem radę... poprowadzić rower przez kilka metrów w głębokim błocie. Ja to mam szczęście do pakowania się w bagno ;)
Później już było lepiej. Szybki przejazd bokiem obok osiedla Przyjaźń i Bogoczowiec i trafiam do parku w Zdroju - Jest nowy plac zabaw dla dzieci, ale jakiś taki maleńki.
Pod fontanną trafiam na wystawę o m.in. o Darkowie w Czechach. Wydaje mi się, że tą samą wystawę widziałem rok czy dwa lata temu na rynku w Karvinie.
Nad Jastrzębiem zaczynały zbierać się coraz ciemniejsze chmury i zaczęło coraz mocniej wiać. Dodatkowo raz po raz wiatr zawiewał w moją stronę krople deszczu. Był dylemat czy uciekać do domu... czy wyjechać za granicę do cieplejszego kraju, bo po stronie czeskiej wciąż słońce i zero ciemnych chmur.

Widok na osiedle Marusarzówny z ulicy Rozwojowej © ralph03
Pomimo braku bidonu decyduje się na wyskoczenie do Czech, jakoś to będzie. Zresztą w między rynkiem, a parkiem jest kranik z wodą, to będzie co pić na miejscu.
Do Republiki Czeskiej wjeżdzam od ulicy Żwirki i Wigury. Czeska strona przywitała mnie ciepłym słońcem, od razu lepiej się jechało. Zdecydowałem, że skoro wiem gdzie jest pitna woda, to do Karviny dojadę troszeczkę na około.

Widok na Karvinę © ralph03
Odbijam w kierunku elektrownia Detmarovice, po drodze mijając kilka grupek rowerzystów. Jako ciekawostkę dodam, że jest to największa elektrownia w Czechach na węgiel kamienny.

Widok na elektrownię Detmarovice © ralph03
Kątem oka zauważam zbiornik wodny i tak mnie on zainteresował, że odbijam z asfaltowej drogi i trafiam na kilka zbiorników wodnych, miedzy którymi przez dłuższą chwilę krążę.

Zbiornik wodny Vetrov © ralph03
Pocięty przez dzikie maliny, poparzony przez pokrzywi i porysowany przez gałęzie stwierdzam, że nie był to w pełni dobry pomysł. Końcówka trasy w pobliżu stawu Melcina i Lipovy Rybnik, to przedzieranie się przez ścieżki wydeptane przez zwierzęta i przenoszenie roweru przez tory. Znów moja ciekawość pokierowała mnie w jakiś mało dostępny busz.
Dalej jazda na Stare Miasto i wzdłuż Olzy do Darkowa. Tu muszę pochwalić Czechów, że kolejna partia wałów otrzymała piękny, równiutki i jeszcze pachnący asfaltem asfalt. W Polsce władze miast i miasteczek upodobali sobie kostkę brukową.

Wały Olzy © ralph03

Darków - zabytkowy most na Olzie © ralph03
Spod mostu kieruje się brzegiem parku do wodopoju i na rynek. Przysysam się do kraniku i uzupełniam wodę. Na liczniku prawie 37 kilometrów, a nie chciałem wracać bezpośrednio do domu.

Karvina - Park Zamkowy © ralph03
Do Polski wracam w okolicach Kończyc Małych i szlakiem rowerowym kieruję się w stronę Zebrzydowic. W Zebrzydowicach wzdłuż ulicy pełno straganów i pełno ludzi. Dodatkowo w muszli koncertowej trwało jakieś strojenie instrumentów i mikrofonów. Troszeczkę tu posiedziałem i dopiłem chwilę wcześniej kupioną Colę.
Mój zmysł pakowania się w las znów zadziałał i część Grabińca pokonałem prowadząc rower :)
Dalej już przez przeszkód krążyłem sobie po Jastrzębiu zmniejszając dystans do domu.

Karvina - rynek © ralph03
Temperatura:25.0 HR max:178 ( 93%) HR avg:141 ( 73%) Kalorie: 2888 (kcal)

Wymiana suportu w rowerze © ralph03
Miała być jazda po Jastrzębiu z opcją, że może skocze za granice. Skoro trasa krótka, to bez bidonu, bez koszulki rowerowej, bez wkładki w spodenkach i jazda w moich starych spodenkach z Lidla, które akurat leżały w garażu na półce.
Trasa:
Spod garażu ruszam w kierunku ulicy Długiej i Szybowej rzucić okiem na budowę Drogi Południowej, a że praktycznie dzień w dzień z nieba coś leci, to wpakowałem się w błotniste grzęzawisko. W sumie pan z ochrony nie obiecywał, że jest w pełni przejezdnie, bo nie było go na drugim końcu nowo budowanego fragmentu ulicy szybowej. Jednak powiedział, że rowerem powinienem dać radę. Dałem radę... poprowadzić rower przez kilka metrów w głębokim błocie. Ja to mam szczęście do pakowania się w bagno ;)
Później już było lepiej. Szybki przejazd bokiem obok osiedla Przyjaźń i Bogoczowiec i trafiam do parku w Zdroju - Jest nowy plac zabaw dla dzieci, ale jakiś taki maleńki.
Pod fontanną trafiam na wystawę o m.in. o Darkowie w Czechach. Wydaje mi się, że tą samą wystawę widziałem rok czy dwa lata temu na rynku w Karvinie.
Nad Jastrzębiem zaczynały zbierać się coraz ciemniejsze chmury i zaczęło coraz mocniej wiać. Dodatkowo raz po raz wiatr zawiewał w moją stronę krople deszczu. Był dylemat czy uciekać do domu... czy wyjechać za granicę do cieplejszego kraju, bo po stronie czeskiej wciąż słońce i zero ciemnych chmur.

Widok na osiedle Marusarzówny z ulicy Rozwojowej © ralph03
Pomimo braku bidonu decyduje się na wyskoczenie do Czech, jakoś to będzie. Zresztą w między rynkiem, a parkiem jest kranik z wodą, to będzie co pić na miejscu.
Do Republiki Czeskiej wjeżdzam od ulicy Żwirki i Wigury. Czeska strona przywitała mnie ciepłym słońcem, od razu lepiej się jechało. Zdecydowałem, że skoro wiem gdzie jest pitna woda, to do Karviny dojadę troszeczkę na około.

Widok na Karvinę © ralph03
Odbijam w kierunku elektrownia Detmarovice, po drodze mijając kilka grupek rowerzystów. Jako ciekawostkę dodam, że jest to największa elektrownia w Czechach na węgiel kamienny.

Widok na elektrownię Detmarovice © ralph03
Kątem oka zauważam zbiornik wodny i tak mnie on zainteresował, że odbijam z asfaltowej drogi i trafiam na kilka zbiorników wodnych, miedzy którymi przez dłuższą chwilę krążę.

Zbiornik wodny Vetrov © ralph03
Pocięty przez dzikie maliny, poparzony przez pokrzywi i porysowany przez gałęzie stwierdzam, że nie był to w pełni dobry pomysł. Końcówka trasy w pobliżu stawu Melcina i Lipovy Rybnik, to przedzieranie się przez ścieżki wydeptane przez zwierzęta i przenoszenie roweru przez tory. Znów moja ciekawość pokierowała mnie w jakiś mało dostępny busz.
Dalej jazda na Stare Miasto i wzdłuż Olzy do Darkowa. Tu muszę pochwalić Czechów, że kolejna partia wałów otrzymała piękny, równiutki i jeszcze pachnący asfaltem asfalt. W Polsce władze miast i miasteczek upodobali sobie kostkę brukową.

Wały Olzy © ralph03

Darków - zabytkowy most na Olzie © ralph03
Spod mostu kieruje się brzegiem parku do wodopoju i na rynek. Przysysam się do kraniku i uzupełniam wodę. Na liczniku prawie 37 kilometrów, a nie chciałem wracać bezpośrednio do domu.

Karvina - Park Zamkowy © ralph03
Do Polski wracam w okolicach Kończyc Małych i szlakiem rowerowym kieruję się w stronę Zebrzydowic. W Zebrzydowicach wzdłuż ulicy pełno straganów i pełno ludzi. Dodatkowo w muszli koncertowej trwało jakieś strojenie instrumentów i mikrofonów. Troszeczkę tu posiedziałem i dopiłem chwilę wcześniej kupioną Colę.
Mój zmysł pakowania się w las znów zadziałał i część Grabińca pokonałem prowadząc rower :)
Dalej już przez przeszkód krążyłem sobie po Jastrzębiu zmniejszając dystans do domu.

Karvina - rynek © ralph03
Rower:Cube LTD Pro 2011
Dane wycieczki:
65.57 km (8.50 km teren), czas: 03:53 h, avg:16.88 km/h,
prędkość maks: 45.46 km/hTemperatura:25.0 HR max:178 ( 93%) HR avg:141 ( 73%) Kalorie: 2888 (kcal)
Tarnowskie Góry, Nakło-Chechło, Świerklaniec
Kolejna wycieczka po Zagłębiu Dąbrowskim i kolejny cykl zabawy w podchody z przewodnikiem rowerowym. W planach zaliczenie dwóch jezior: Nakło-Chechło oraz Świerklaniec. Dodatkowo kilka lasów i park. To był plan minimum na ten wypad i udało się go zrealizować w 100%. Na więcej nie pozwoliło kolano Asi, które znów zaczęło odmawiać posłuszeństwa i to zaledwie po paru kilometrach...
Trasa:

Dworzec kolejowy Tarnowskie Góry © ralph03
Wycieczkę zaczynamy na dworcu kolejowym PKP. Zrzucamy rowery z dachu samochodu i jedziemy zgodnie z zaleceniami przewodnika. Po około 3,5 kilometrach następuje moja pierwsza pomyłka nawigacyjna. Natłok informacji w głowie plus czytanie przewodnika jadąc rowerem i zamiast odbić na szlak rowerowy w lewo w las, odbijamy w prawo też w las - na szlak rowerowy o tym samym oznaczeniu "LR": Leśno Rajza - http://pl.wikipedia.org/wiki/Leśno_Rajza.
Przez tę pomyłkę trafiamy do miejscowości Nakło Śląskie. Tu dłuższą chwilę krążymy zastanawiając się czemu nic się nie zgadza z opisem z przewodnika. Analiza wcześniejszego fragmentu z książki ujawnia błąd - musimy wrócić z powrotem na drogę, z której odbiliśmy w las i odbić w prawidłową stronę. Po odbiciu w lewo nawet opis lasu się zgadzał ;) - był piasek i wystające korzenie, coś czego nie uświadczyliśmy po prawej stronie.

Trasa rowerowa "LR" - Leśno Rajza © ralph03
W okolicach jeziora Nakło-Chechło na rozstaju dróg trafiamy na dwóch policjantów na rowerach. (Ciekawe czy ktoś pamięta serial z drugiej połowy lat 90 - Pacific Blue, właśnie o policjantach na rowerach). Pytamy ich jak najlepiej dojechać do lini brzegowej jeziora. Troszkę zdziwieni ale udzielili wyczerpujących informacji :)
Docieramy nad wodę i wbrew opisowi przewodnika okrążamy jezioro od lewej strony szukając dogodnego miejsca na dłuższy pobyt w wodzie.
Linia brzegowa dość mocno zarośnięta, ale jest sporo miejsc gdzie znajdzie się piaszczysty fragment z dostępem do wody. Pod względem przejrzystości Pogoria IV była bardziej przeźroczysta, jednak tutaj też zobaczymy dno i ławice pływających rybek. Także jest super :)

Jezioro Nakło-Chechło © ralph03
Trzymając się szlaku LR kierujemy się lasem w kierunku drogi 78. Tu przewodnik wspomina, że szlak się urywa i że gdzieś tam mamy odbić, żeby trafić do Parku Świerklaniec. Szlak się urwał, przejechaliśmy kawałkiem drogi 78 i odnaleźliśmy ponownie szlak, który poprowadził nas skrajem lasu aż do Jeziora Świerklaniec, a nie do parku.

Jezioro Świerklaniec © ralph03
Oznaczało, że gdzieś tam jadąc skrajem lasu, trzeba było ponownie odbić, a my tego nie zrobiliśmy. Jadąc wałem ziemnym wzdłuż jeziora dostrzegamy park, odbijamy w jego kierunku i już nadrabiamy stratę. Nawet w przewodniku jest napisane, że nie trzeba się sztywno trzymać opisu - to jedziemy swoje i trochę po swojemu ;)

Zbiornik wodny w parku Świerklaniec © ralph03
Park Świerklaniec jest sporo większy od znanego chyba wszystkich parku w Pszczynie. Jest tu ciszej, spokojniej, nie ma tłumów ludzi, ale z drugiej strony nie ma też ławek wzdłuż wszystkich alejek. Ławki znajdziemy głównie w centralnej nasłonecznionej części parku, gdzie znajduje się również fontanna z golizną. Fontanna niestety była w remoncie. Dla wielu osób rozłożony kocyk pod drzewem stanowił najlepszą opcję spędzenia czasu w parku.

Fontanna w parku Świerklaniec © ralph03
Innymi ciekawymi obiektami w parku są "Rogate Ranczo" oraz "Pałac Kawalera".
To pierwsze to takie mini zoo, do którego wstęp jest bezpłatny. Znajdziemy tam daniele, osiołka, kozy, lamy, pawie i inne zwierzaczki.
Zdecydowanie najlepszy był osiołek, który prowadził bardzo donośne konwersacje z całym otoczeniem :)

Rogate Ranczo Świerklaniec - osiołek poluje na GoPro © ralph03
Pałac Kawalera to obecnie hotel i restauracja. Tuż na przeciwko niego znaleźliśmy zacienione miejsce z ławką, gdzie posiedzieliśmy i omówiliśmy wspólnie dalszy etap wycieczki, bo kolano boli...

Pałac kawalerów w Parku Świerklaniec © ralph03
Spod pałacu wracamy na wał ziemny jeziora Świerklaniec (oficjalna nazwa zbiornik Kozłowa Góra) i kierujemy się nim na zaporę.
Jezioro jest duże ale co z tego, skoro nie można z niego korzystać w celach w pełni turystycznych. Nie pokąpiemy się tutaj, jedynie co to można wypożyczyć łódkę. Typowe miejsce dla wędkarzy jak np. Zbiornik Goczałkowicki, bo to też rezerwuar wody pitnej wodociągowej.

Jezioro Świerklaniec - tama © ralph03
Minimum planu na dziś wykonane, więc możemy kierować się z powrotem w kierunku Tarnowskich Gór, a że ślad nie może się pokrywać, bo źle wygląda to na mapce z Endomondo, to jedziemy dalej zgodnie z przewodnikiem rowerowym.
Najpierw trafiamy do Piekar Śląskich, jadąc wzdłuż drogi zauważamy charakterystyczny kopiec - jest to Kopiec Wyzwolenia o wysokości 356 m n.p.m.

Piekary Śląskie - Kopiec Wyzwolenia © ralph03
Następnie wjeżdżamy na teren Radzionkowa od Księżej Góry (357 m n.p.m.) skąd rozpościera się piękna panorama Bytomia oraz Piekar.

Widok z Księżej Góry © ralph03
W Radzionkowie spotkały nas trzy przykre niespodzianki. Najpierw kierowca debil chciał nas zepchać lusterkiem z drogi, choć miał dużo miejsca, żeby nas wyprzedzić zgodnie z przepisami. Kolejny kierowca zajechał nam drogę, tłumacząc się że to przez tego debila -wskazując na debila, który próbował nas chwilę wcześniej zepchnąć z drogi i którego zdołałem dogonić. A trzeci kierowca, to w sumie nie wiem co konkretnie chciał zrobić, ale na wstecznym jechał w moim kierunku wznosząc z wydechu czarne kłęby dymu. Ja wiem, że diesel musi dymić, ale bez przesady. Takim sposobem na dystansie 200 metrów wyrobiliśmy sobie i jednocześnie utrwaliliśmy zdanie o kierowcach z Radzionkowa :)
W Radzionkowie rezygnujemy z przewodnika i kierujemy się jak najkrótszą trasą do samochodu, nieznacznie tylko zahaczając o rynek w Tarnowskich Górach oraz o dwie ciufcie w pobliżu dworca.

Tarnowskie Góry - zabytkowy parowóz w pobliżu dworca PKS i PKP © ralph03
Wycieczka udana, odwiedzone ciekawe miejsca. Na pewno jeszcze wrócimy w te okolice, bo trochę miejsc Nam zostało do odwiedzenia w zagłębiu rowerowym :)
Na liczniku 5800 km i wymiana supportu. Następny wypad już bez pisków czy innego skrzypienia.

Rogate Ranczo - lama © ralph03
Temperatura:28.0 HR max: (%) HR avg: (%) Kalorie: 2595 (kcal)
Trasa:

Dworzec kolejowy Tarnowskie Góry © ralph03
Wycieczkę zaczynamy na dworcu kolejowym PKP. Zrzucamy rowery z dachu samochodu i jedziemy zgodnie z zaleceniami przewodnika. Po około 3,5 kilometrach następuje moja pierwsza pomyłka nawigacyjna. Natłok informacji w głowie plus czytanie przewodnika jadąc rowerem i zamiast odbić na szlak rowerowy w lewo w las, odbijamy w prawo też w las - na szlak rowerowy o tym samym oznaczeniu "LR": Leśno Rajza - http://pl.wikipedia.org/wiki/Leśno_Rajza.
Przez tę pomyłkę trafiamy do miejscowości Nakło Śląskie. Tu dłuższą chwilę krążymy zastanawiając się czemu nic się nie zgadza z opisem z przewodnika. Analiza wcześniejszego fragmentu z książki ujawnia błąd - musimy wrócić z powrotem na drogę, z której odbiliśmy w las i odbić w prawidłową stronę. Po odbiciu w lewo nawet opis lasu się zgadzał ;) - był piasek i wystające korzenie, coś czego nie uświadczyliśmy po prawej stronie.

Trasa rowerowa "LR" - Leśno Rajza © ralph03
W okolicach jeziora Nakło-Chechło na rozstaju dróg trafiamy na dwóch policjantów na rowerach. (Ciekawe czy ktoś pamięta serial z drugiej połowy lat 90 - Pacific Blue, właśnie o policjantach na rowerach). Pytamy ich jak najlepiej dojechać do lini brzegowej jeziora. Troszkę zdziwieni ale udzielili wyczerpujących informacji :)
Docieramy nad wodę i wbrew opisowi przewodnika okrążamy jezioro od lewej strony szukając dogodnego miejsca na dłuższy pobyt w wodzie.
Linia brzegowa dość mocno zarośnięta, ale jest sporo miejsc gdzie znajdzie się piaszczysty fragment z dostępem do wody. Pod względem przejrzystości Pogoria IV była bardziej przeźroczysta, jednak tutaj też zobaczymy dno i ławice pływających rybek. Także jest super :)

Jezioro Nakło-Chechło © ralph03
Trzymając się szlaku LR kierujemy się lasem w kierunku drogi 78. Tu przewodnik wspomina, że szlak się urywa i że gdzieś tam mamy odbić, żeby trafić do Parku Świerklaniec. Szlak się urwał, przejechaliśmy kawałkiem drogi 78 i odnaleźliśmy ponownie szlak, który poprowadził nas skrajem lasu aż do Jeziora Świerklaniec, a nie do parku.

Jezioro Świerklaniec © ralph03
Oznaczało, że gdzieś tam jadąc skrajem lasu, trzeba było ponownie odbić, a my tego nie zrobiliśmy. Jadąc wałem ziemnym wzdłuż jeziora dostrzegamy park, odbijamy w jego kierunku i już nadrabiamy stratę. Nawet w przewodniku jest napisane, że nie trzeba się sztywno trzymać opisu - to jedziemy swoje i trochę po swojemu ;)

Zbiornik wodny w parku Świerklaniec © ralph03
Park Świerklaniec jest sporo większy od znanego chyba wszystkich parku w Pszczynie. Jest tu ciszej, spokojniej, nie ma tłumów ludzi, ale z drugiej strony nie ma też ławek wzdłuż wszystkich alejek. Ławki znajdziemy głównie w centralnej nasłonecznionej części parku, gdzie znajduje się również fontanna z golizną. Fontanna niestety była w remoncie. Dla wielu osób rozłożony kocyk pod drzewem stanowił najlepszą opcję spędzenia czasu w parku.

Fontanna w parku Świerklaniec © ralph03
Innymi ciekawymi obiektami w parku są "Rogate Ranczo" oraz "Pałac Kawalera".
To pierwsze to takie mini zoo, do którego wstęp jest bezpłatny. Znajdziemy tam daniele, osiołka, kozy, lamy, pawie i inne zwierzaczki.
Zdecydowanie najlepszy był osiołek, który prowadził bardzo donośne konwersacje z całym otoczeniem :)

Rogate Ranczo Świerklaniec - osiołek poluje na GoPro © ralph03
Pałac Kawalera to obecnie hotel i restauracja. Tuż na przeciwko niego znaleźliśmy zacienione miejsce z ławką, gdzie posiedzieliśmy i omówiliśmy wspólnie dalszy etap wycieczki, bo kolano boli...

Pałac kawalerów w Parku Świerklaniec © ralph03
Spod pałacu wracamy na wał ziemny jeziora Świerklaniec (oficjalna nazwa zbiornik Kozłowa Góra) i kierujemy się nim na zaporę.
Jezioro jest duże ale co z tego, skoro nie można z niego korzystać w celach w pełni turystycznych. Nie pokąpiemy się tutaj, jedynie co to można wypożyczyć łódkę. Typowe miejsce dla wędkarzy jak np. Zbiornik Goczałkowicki, bo to też rezerwuar wody pitnej wodociągowej.

Jezioro Świerklaniec - tama © ralph03
Minimum planu na dziś wykonane, więc możemy kierować się z powrotem w kierunku Tarnowskich Gór, a że ślad nie może się pokrywać, bo źle wygląda to na mapce z Endomondo, to jedziemy dalej zgodnie z przewodnikiem rowerowym.
Najpierw trafiamy do Piekar Śląskich, jadąc wzdłuż drogi zauważamy charakterystyczny kopiec - jest to Kopiec Wyzwolenia o wysokości 356 m n.p.m.

Piekary Śląskie - Kopiec Wyzwolenia © ralph03
Następnie wjeżdżamy na teren Radzionkowa od Księżej Góry (357 m n.p.m.) skąd rozpościera się piękna panorama Bytomia oraz Piekar.

Widok z Księżej Góry © ralph03
W Radzionkowie spotkały nas trzy przykre niespodzianki. Najpierw kierowca debil chciał nas zepchać lusterkiem z drogi, choć miał dużo miejsca, żeby nas wyprzedzić zgodnie z przepisami. Kolejny kierowca zajechał nam drogę, tłumacząc się że to przez tego debila -wskazując na debila, który próbował nas chwilę wcześniej zepchnąć z drogi i którego zdołałem dogonić. A trzeci kierowca, to w sumie nie wiem co konkretnie chciał zrobić, ale na wstecznym jechał w moim kierunku wznosząc z wydechu czarne kłęby dymu. Ja wiem, że diesel musi dymić, ale bez przesady. Takim sposobem na dystansie 200 metrów wyrobiliśmy sobie i jednocześnie utrwaliliśmy zdanie o kierowcach z Radzionkowa :)
W Radzionkowie rezygnujemy z przewodnika i kierujemy się jak najkrótszą trasą do samochodu, nieznacznie tylko zahaczając o rynek w Tarnowskich Górach oraz o dwie ciufcie w pobliżu dworca.

Tarnowskie Góry - zabytkowy parowóz w pobliżu dworca PKS i PKP © ralph03
Wycieczka udana, odwiedzone ciekawe miejsca. Na pewno jeszcze wrócimy w te okolice, bo trochę miejsc Nam zostało do odwiedzenia w zagłębiu rowerowym :)
Na liczniku 5800 km i wymiana supportu. Następny wypad już bez pisków czy innego skrzypienia.

Rogate Ranczo - lama © ralph03
Rower:Cube LTD Pro 2011
Dane wycieczki:
45.41 km (18.00 km teren), czas: 03:31 h, avg:12.91 km/h,
prędkość maks: 43.30 km/hTemperatura:28.0 HR max: (%) HR avg: (%) Kalorie: 2595 (kcal)
Jeziora i piaszczyste plaże
Kolejna wycieczka rowerowa z Asią oraz przewodnikiem rowerowym ( tym razem "Beskidy i Śląsk" wydawnictwa Pascal Bajk) po Dąbrowie Górniczej i okolicach. Znów za cel obieramy piasek, ale tym razem nie na Pustyni Błędowskiej, a na Pojezierzu Dąbrowskim na którym znajdują się cztery zbiorniki wodne Pogoria.
Jest to pierwsza wycieczka rowerowa na której Asia testuje nowego lżejszego bike'a - Kellys Vanity 70, znaleziony dopiero za Warszawą. O tej porze roku, to tak jakby biały kruk, bo w prawie 30 sklepach mówili Nam, że nie ma, że nie są w stanie ściągnąć, że mają podobny czyli wciąż nie ten, że nawet w fabryce już ich nie mają i że raczej już nigdzie nie znajdziemy, bo już w marcu schodziły jak ciepłe bułeczki. W sklepach internetowych mieli tylko wirtualnie na stronie albo nie w tym rozmiarze była rama... po kilku dniach szukania udało się sprowadzić rower na śląską ziemię, aż zza stolicy :)
W moim rowerze support dalej w rozsypce, a zamówiona część dopiero w połowie sierpnia przyjdzie, ale jazda głównie po płaskim, więc te kilkadziesiąt kilometrów nie zrobi mu różnicy, popiszczy troszkę i objedzie jakoś. Nic w środku nie strzela, nie stuka, nie puka - tokiem myślenia Mietka handlarza stan igła :P
Trasa:
Samochód zostawiamy przy dworcu PKP Dąbrowa Górnicza Ząbkowice i dalej zgodnie z zaleceniami przewodnika mkniemy przez różne dzielnice Dąbrowy. Trasa wybrana z przewodnika oznaczona jest jako trasa łatwa, a nawet rodzinna. Niestety praktycznie całość trasy przejeżdżamy poza oznakowaniem i to była największa trudność. Jazda przypominała zabawę w podchody. Czytaliśmy dany fragment opisu, analizowaliśmy co autor miał na myśli i w drogę. Często musieliśmy się jeszcze raz zatrzymać i znów prześledzić fragmenty z książki, by zrozumieć o co chodzi, gdy już dany fragment z opisu mieliśmy się przed oczami. Ludzka wyobraźnia często płata figle, bo kto by pomyślał, że "kamienisty gościniec" to nie gościniec w którym zjemy czy przenocujemy, a pomnik z krzyżem...
Żeby nie męczyć się z ciągłym wyciąganiem przewodnika z plecaka, a często musieliśmy się w niego zagłębiać, to wsadziłem go w tylną kieszeń spodenek. Dzięki temu manewr czytania i analizowanie dalszej trasy przebiegał szybko i sprawnie, nawet od czasu do czasu w trakcie jazdy można było rzucić okiem do przewodnika i bez zatrzymywania studiować słowo pisane ;)
Do Siewierza dojazd bez ciekawych miejsc, bo barokowe, renesansowe czy inne wiekowe kościoły nie są w naszym kręgu zainteresowań. Na dłuższą chwilę zatrzymujemy się przy ruinach zamku siewierskiego.

Ruiny zamku w Siewierzu © ralph03
Jaki zamek jest każdy widzi, ciekawszy jest teren w okolicach zamku. Deptaczek, ściana wspinaczkowa, plac zabaw, bieżnia, skate park i co najważniejsze dużo ławeczek. Tu robimy dłuższą przerwę i analizujemy dalszy etap wycieczki, bo przewodnik w dwojaki sposób proponuje nam pokonanie ruchliwej drogi krajowej nr 1.

Fontanna na rynku w Siewierzu © ralph03
Wybieramy wariant z pasami dla pieszych, przy których i tak nikt nie zwalnia oraz kilkuset metrową jazdę wzdłuż jedynki. To i tak lepsza opcja niż druga opcja z przewodnika czyli przechodzenie przez jedynkę w miejscu, w którym nie ma wymalowanych pasów, są za to wymalowane i skąpo odziane "autostopowiczki" ;)
Kilkaset metrów za jedynką trafiamy nad Zalew Przeczycko-Siewierski, który według mapy zamienia się w Jezioro Przeczyckie. Im dalej od szumu przejeżdżających "jedynką" samochodów tym więcej ludzi, namiotów, grillów, a później to już cała linia brzegowa w kamperach i przyczepkach kempingowych. Mimo tych mobilnych domków wokoło cicho i spokojnie. Woda i temperatura otoczenia kusiła, ale byłem twardy i powiedziałem Asi, że jeszcze nie teraz. Dalej też jest woda. Poszły groźby w moim kierunku, że sobie to zapamięta ;)

Zapora na Jeziorze Przeczyckim © ralph03
Po pokonaniu pod wiaduktem S1 i przejściu na drugą stronę drogi 86 (tu już pasy wraz z sygnalizacją świetlną) trafiamy w okolicę głównego celu wyprawy Zbiornik Kuźnica Warężyńska nazywamy najczęściej Pogoria VI. Tu prowadzi ścieżka rowerowa, ale nim ruszymy szlakiem zachodnią częścią zbiornika, to trzeba zanurzyć choć trochę ciała w wodzie. Specjalnie odpuściłem poprzedni zbiornik wodny, żebyśmy mieli więcej czasu na słynną Pogorię i piasek, duuuużo piasku :)

Pogoria VI © ralph03
Asia od kilkunastu kilometrów narzeka na okropny ból kolana, a woda podobno ma działanie lecznicze. Przynajmniej tak wkręcał ludzi w latach '90 Zbyszek Nowak. Ktoś jeszcze pamięta "Ręce które leczą" w TV Polsat i słynne energetyzowanie butelki wody? :)
Schodzimy piaskiem w kierunku plaży i rozkładamy się w cieniu pod drzewkiem. Trzeba troszkę odpocząć od słońca. Przez dłuższą chwilę moczymy nogi w wodzie zachwycając się tym miejscem i jednocześnie żałując, że tak daleko mamy na Pogorię i jeszcze bardziej żałując, że nie wzięliśmy strojów kąpielowych...

Moczymy nogi, a rowery odpoczywają w cieniu © ralph03
Piaszczysta plaża, piasek pod stopami w wodzie, przejrzysta woda w której można oglądać pływające rybki, motorówki, skutery wodne... tu jest świetnie, a My już musimy się zbierać.

Dawna kopalnia piasku podsadzkowego Kuźnica Warężycka © ralph03
Kolano dalej doskwiera, więc skracamy plan wycieczki i z Pogorii VI zamiast na będziński zamek, jedziemy w kierunku miejsca w którym zostawiliśmy samochód. Jedziemy wzdłuż zachodniej lini brzegowej Pogorii VI, gdzie ciągnie się asfaltowa 6 kilometrowa ścieżka rowerowo-rolkowa - polecamy :)

Żaglówki, motorówki, skutery wodne, kitesurferzy, a nawet w pobliżu lądował helikopter © ralph03
Na wysokości torów kolejowych odbijamy w kierunku Ząbkowic i dalej wzdłuż lini kolejowej jedziemy w kierunku dworca PKP, przez dłuższą chwilę po prawej stronie widzimy kolejnych plażowiczów, tym razem jest to plaża przy zbiorniku Pogoria I.

Nieliczne szlaki rowerowe na naszej trasie © ralph03
Po raz kolejny pokonujemy S1 tym razem wiaduktem i po niecałym kilometrze jesteśmy przy samochodzie.
Kolejna wycieczka jak kolano wydobrzeje, być może będą to Tarnowskie Góry i jezioro Nakło-Chechło, tam też wydobywali piasek i tym razem weźmiemy stroje kąpielowe oraz ręczniki :P

Pogoria IV - widok z zachodniego brzegu na Hutę Katowice © ralph03
Temperatura:32.0 HR max:168 ( 87%) HR avg:108 ( 56%) Kalorie: 1552 (kcal)
Jest to pierwsza wycieczka rowerowa na której Asia testuje nowego lżejszego bike'a - Kellys Vanity 70, znaleziony dopiero za Warszawą. O tej porze roku, to tak jakby biały kruk, bo w prawie 30 sklepach mówili Nam, że nie ma, że nie są w stanie ściągnąć, że mają podobny czyli wciąż nie ten, że nawet w fabryce już ich nie mają i że raczej już nigdzie nie znajdziemy, bo już w marcu schodziły jak ciepłe bułeczki. W sklepach internetowych mieli tylko wirtualnie na stronie albo nie w tym rozmiarze była rama... po kilku dniach szukania udało się sprowadzić rower na śląską ziemię, aż zza stolicy :)
W moim rowerze support dalej w rozsypce, a zamówiona część dopiero w połowie sierpnia przyjdzie, ale jazda głównie po płaskim, więc te kilkadziesiąt kilometrów nie zrobi mu różnicy, popiszczy troszkę i objedzie jakoś. Nic w środku nie strzela, nie stuka, nie puka - tokiem myślenia Mietka handlarza stan igła :P
Trasa:
Samochód zostawiamy przy dworcu PKP Dąbrowa Górnicza Ząbkowice i dalej zgodnie z zaleceniami przewodnika mkniemy przez różne dzielnice Dąbrowy. Trasa wybrana z przewodnika oznaczona jest jako trasa łatwa, a nawet rodzinna. Niestety praktycznie całość trasy przejeżdżamy poza oznakowaniem i to była największa trudność. Jazda przypominała zabawę w podchody. Czytaliśmy dany fragment opisu, analizowaliśmy co autor miał na myśli i w drogę. Często musieliśmy się jeszcze raz zatrzymać i znów prześledzić fragmenty z książki, by zrozumieć o co chodzi, gdy już dany fragment z opisu mieliśmy się przed oczami. Ludzka wyobraźnia często płata figle, bo kto by pomyślał, że "kamienisty gościniec" to nie gościniec w którym zjemy czy przenocujemy, a pomnik z krzyżem...
Żeby nie męczyć się z ciągłym wyciąganiem przewodnika z plecaka, a często musieliśmy się w niego zagłębiać, to wsadziłem go w tylną kieszeń spodenek. Dzięki temu manewr czytania i analizowanie dalszej trasy przebiegał szybko i sprawnie, nawet od czasu do czasu w trakcie jazdy można było rzucić okiem do przewodnika i bez zatrzymywania studiować słowo pisane ;)
Do Siewierza dojazd bez ciekawych miejsc, bo barokowe, renesansowe czy inne wiekowe kościoły nie są w naszym kręgu zainteresowań. Na dłuższą chwilę zatrzymujemy się przy ruinach zamku siewierskiego.

Ruiny zamku w Siewierzu © ralph03
Jaki zamek jest każdy widzi, ciekawszy jest teren w okolicach zamku. Deptaczek, ściana wspinaczkowa, plac zabaw, bieżnia, skate park i co najważniejsze dużo ławeczek. Tu robimy dłuższą przerwę i analizujemy dalszy etap wycieczki, bo przewodnik w dwojaki sposób proponuje nam pokonanie ruchliwej drogi krajowej nr 1.

Fontanna na rynku w Siewierzu © ralph03
Wybieramy wariant z pasami dla pieszych, przy których i tak nikt nie zwalnia oraz kilkuset metrową jazdę wzdłuż jedynki. To i tak lepsza opcja niż druga opcja z przewodnika czyli przechodzenie przez jedynkę w miejscu, w którym nie ma wymalowanych pasów, są za to wymalowane i skąpo odziane "autostopowiczki" ;)
Kilkaset metrów za jedynką trafiamy nad Zalew Przeczycko-Siewierski, który według mapy zamienia się w Jezioro Przeczyckie. Im dalej od szumu przejeżdżających "jedynką" samochodów tym więcej ludzi, namiotów, grillów, a później to już cała linia brzegowa w kamperach i przyczepkach kempingowych. Mimo tych mobilnych domków wokoło cicho i spokojnie. Woda i temperatura otoczenia kusiła, ale byłem twardy i powiedziałem Asi, że jeszcze nie teraz. Dalej też jest woda. Poszły groźby w moim kierunku, że sobie to zapamięta ;)

Zapora na Jeziorze Przeczyckim © ralph03
Po pokonaniu pod wiaduktem S1 i przejściu na drugą stronę drogi 86 (tu już pasy wraz z sygnalizacją świetlną) trafiamy w okolicę głównego celu wyprawy Zbiornik Kuźnica Warężyńska nazywamy najczęściej Pogoria VI. Tu prowadzi ścieżka rowerowa, ale nim ruszymy szlakiem zachodnią częścią zbiornika, to trzeba zanurzyć choć trochę ciała w wodzie. Specjalnie odpuściłem poprzedni zbiornik wodny, żebyśmy mieli więcej czasu na słynną Pogorię i piasek, duuuużo piasku :)

Pogoria VI © ralph03
Asia od kilkunastu kilometrów narzeka na okropny ból kolana, a woda podobno ma działanie lecznicze. Przynajmniej tak wkręcał ludzi w latach '90 Zbyszek Nowak. Ktoś jeszcze pamięta "Ręce które leczą" w TV Polsat i słynne energetyzowanie butelki wody? :)
Schodzimy piaskiem w kierunku plaży i rozkładamy się w cieniu pod drzewkiem. Trzeba troszkę odpocząć od słońca. Przez dłuższą chwilę moczymy nogi w wodzie zachwycając się tym miejscem i jednocześnie żałując, że tak daleko mamy na Pogorię i jeszcze bardziej żałując, że nie wzięliśmy strojów kąpielowych...

Moczymy nogi, a rowery odpoczywają w cieniu © ralph03
Piaszczysta plaża, piasek pod stopami w wodzie, przejrzysta woda w której można oglądać pływające rybki, motorówki, skutery wodne... tu jest świetnie, a My już musimy się zbierać.

Dawna kopalnia piasku podsadzkowego Kuźnica Warężycka © ralph03
Kolano dalej doskwiera, więc skracamy plan wycieczki i z Pogorii VI zamiast na będziński zamek, jedziemy w kierunku miejsca w którym zostawiliśmy samochód. Jedziemy wzdłuż zachodniej lini brzegowej Pogorii VI, gdzie ciągnie się asfaltowa 6 kilometrowa ścieżka rowerowo-rolkowa - polecamy :)

Żaglówki, motorówki, skutery wodne, kitesurferzy, a nawet w pobliżu lądował helikopter © ralph03
Na wysokości torów kolejowych odbijamy w kierunku Ząbkowic i dalej wzdłuż lini kolejowej jedziemy w kierunku dworca PKP, przez dłuższą chwilę po prawej stronie widzimy kolejnych plażowiczów, tym razem jest to plaża przy zbiorniku Pogoria I.

Nieliczne szlaki rowerowe na naszej trasie © ralph03
Po raz kolejny pokonujemy S1 tym razem wiaduktem i po niecałym kilometrze jesteśmy przy samochodzie.
Kolejna wycieczka jak kolano wydobrzeje, być może będą to Tarnowskie Góry i jezioro Nakło-Chechło, tam też wydobywali piasek i tym razem weźmiemy stroje kąpielowe oraz ręczniki :P

Pogoria IV - widok z zachodniego brzegu na Hutę Katowice © ralph03
Rower:Cube LTD Pro 2011
Dane wycieczki:
45.83 km (11.00 km teren), czas: 03:17 h, avg:13.96 km/h,
prędkość maks: 37.20 km/hTemperatura:32.0 HR max:168 ( 87%) HR avg:108 ( 56%) Kalorie: 1552 (kcal)
Jastrzębski rajd rowerowy na Skrzyczne
Sobota, 19 lipca 2014 | dodano: 22.07.2014Kategoria 100 i więcej, Beskid Śląski, Off Road
Kolejny wyczerpujący rajd. Najwyższy szczyt Beskidu Śląskiego, cały dzień na palącym słońcu, 150 kilometrów i ponad 9 godzin na rowerowym liczniku.
Opłaciło się, jest nowy rekord. Bariera 150 km została przekroczona.
Trasa:
Start rajdu z lekki poślizgiem. Ruszamy z pod TomaziBike o 8:20. W sumie jest nas 36 osób. Z Grupy Wypadowej prócz mnie pojawił się również Krzysiek - debiutant tegorocznej edycji rajdów i mój dzisiejszy dodatkowy kamerzysta ;)
Jak zwykle dojazd monotematyczny tą samą trasą. Pierwszy postój w Ustroniu, uzupełnianie płynów, przekąski w postaci bananów, pomarańczy, arbuzów, ciasteczek... tego dnia głównie skupiam się na bananach i na pomarańczach. Z Ustronia ruszamy na Wisłę, gdzie kawałek za Cieńkowem czeka na nas już ostatni lotny bufet.
Przez Wisłę przelatujemy niczym rowerowa szarańcza. Tak liczna grupka rowerzystów musi robić wrażenie na wąskim deptaku.
Spoglądając na ludzi kąpiących się w Wiśle mam ochotę dołączyć do nich, ale nie taki jest cel tego wypadu. Góra czeka na zdobycie i chłodną wiślańską pokusę trzeba było szybko wyrzucić z głowy.

Widoki z pożarówki © ralph03
Na ostatni bufet trzeba było wjechać pod górkę. W takich chwilach człowiek chce żeby Ziemia była płaska... a to dopiero początek i będzie jeszcze gorzej, dużo gorzej.
Gdy już docieram na ostatni punkt lotnego bufetu, pochłaniam bananową energię, uzupełniam znowu zapas izotonika w bidonie i dodatkowo wlewam 2 litry do bukłaka, tak abym miał już na całą trasę włącznie z powrotem do domu.

Zielony szlak - widoczki © ralph03
Tutaj kończy się asfalt, wjeżdżamy na żwirek drogi pożarowej i serpentynami pniemy się w górę. Dopiero teraz zaczyna doskwierać mi panujący upał. Pot leje mi się z czoła, spływa po nosie i co najgorsze zalewa mi oczy, które zaczynają szczypieć. Ponad 30*C i otwarta przestrzeń robią swoje. Na całe szczęście im wyżej tym lepsze widoki, więc jest jakaś rekompensatatego bólu.
Żeby nie słyszeć własnego oddechu i bicia serducha, które chyba chce wyskoczyć z klatki piersiowej, odpalam mojego wysłużonego iRivera i delektuje się muzyką oraz co jakiś czas widokami.
Na skraju pożarówki czeka na mnie część ekipy rowerowej. Kończy się żwirek, zaczyna się typowy beskidzki szlak turystyczny czyli kamol na kamolu. Kamienie średnie, duże, małe, okrągłe, płaskie... po prostu cały katalog kamiennych utrudnień. Pod górkę dość stromo i ciężko, ale udawało mi się nadrobić na licznych fragmentach prowadzących w dół. Zauważam, że z każdym sezonem czuje się bardziej pewnie na fragmentach gdzie trzeba zjeżdżać po kamieniach. To pewnie doświadczenie, a nie głupota, bo pewne fragmenty (zbyt wysokie półki skalne albo zbyt duże nagromadzenie głazów wraz ze sporą stromizną) odpuszczam i nie ryzykuje. Nie ten typ roweru i szkoda zrobić boom w środku niczego. Co z tego, że mam zawsze ze sobą apteczkę jak i tak będzie boleć i przyjemność nijaka z tego. Bezpieczniej przeprowadzić rower te kilka metrów, żeby znów cieszyć się jazdą.
Jeszcze przed Malinowską Skałą znowu trafiam na ekipę. Tak, tak znowu czekają na mnie :P Mnie jak zwykle nigdzie się nie spieszy, biorę trasę na spokojnie, po drodze robię zdjęcia, nagrywam materiał filmowy z widokami (rok temu ktoś mi zarzucił, że w filmie za mało widoków) i walczę z podjazdami :)

Zielony szlak w tle Żywiec i Skrzyczne © ralph03
Gdy docieram do Malinowskiej Skały, to już tylko Krzysiek na mnie czeka. Jakieś 10 minut wcześniej dzwonił do mnie z pytaniem jak mam daleko i gdzie jestem. W oddali widać mknącą ekipę rowerową. Chwilę odpoczywam i ruszamy z Krzyskiem w kierunku masztu nad którym krążą paralotniarze, a nawet i szybowiec.
Przed 15:30 osiągam 1257 m n.p.m. Jestem wymęczony ale szczęśliwy w końcu to najwyższy szczyt Beskidu Śląskiego, a ja wgramoliłem się na niego już po raz drugi na rowerze. W schronisku zamawiamy z Krzyśkiem tradycyjnie żurek. Wiedzcie, że żurek był rewelacyjny, a ilość białej kiełbasy powalała. Wydaje mi się, że to był najlepszy żurek ze schroniska jaki jadłem :)

Zielony szlak ze Skrzycznego - widok na Malinowską Skałę © ralph03
Ustalamy z resztą ekipy jak będziemy wracać. W sumie to chyba prawie wszyscy jednogłośnie i jednomyślnie obrali kierunek Salmopol, a później asfaltem w dół do Wisły Malinki. Pierwotny mój plan był taki, żeby z Salmopolu pojechać czarnym szlakiem w kierunku Brennej przez Stary Groń, ale zjazd asfaltem w taki upał był zbyt kuszący.
Grupowa fotka na szczycie i zwartą ekipą ruszamy z powrotem do Malinowskiej Skały, gdzie będziemy wjeżdżać na czerwony szlak Stefana Huli w kierunku Przełęczy Salmopol.

Malinowska skała - Widok na Żywiec © ralph03
Mknąc po kamieniach trafiam na pierwszą grupkę osób. Ktoś złapał gumę. Nie ma tragedii, nie pierwszy i nie ostatni raz tego dnia. Opony firmy Bontrager rządziły w łapaniu pan. Zwalniam i za swoimi plecami słyszę głośny syk powietrza... kolejna guma. W tym roku nie u mnie :) Krzysiek rozcina na kamieniach dętkę... i oponę marki? Oczywiście Bontrager :) Prócz zmiany dętki czeka nas klejenie opony.
Ugadujemy się z resztą grupy, że nie muszą na nas czekać, bo chwilę nam to zejdzie. W sumie zostaje z nami Edek, Darek i Tomek.
Krzysiek dostaje ode mnie reprymendę za jeżdżenie na oponach na wykończeniu Ja w ubiegłym roku też w taki sposób złapałem kapcia, też jechałem prawie na slickach, myśląc że jeszcze nie czas na nowe opony. Nawet mniej więcej w tych samym okolicach dziurawiłem dętkę. Może gdzieś tam jakaś żyła wodna płynie.

Malinowska skała - Widok na Skrzyczne © ralph03
W skromnej grupce docieramy do Malinowskiej Skały, chwilkę zjeżdżamy czerwonym szlakiem, a następnie odbijamy na drogę pożarową. Na pożarówce pozostał nam jeden podjazd, a później już szybka jazda w dół.
Tu kolejna awaria, tym razem Tomek łapie gumę. Nie, nie miał Bontragerów na obręczach :)
Ja z racji rozpędzenia się już tego nie oglądałem, tylko dojechałem sam na przełęcz, gdzie czekał na nas Sebastian. Sebastian ruszył w tłumie ze Skrzycznego i stracił Edka z oczu :)

Jaaaa, jak tu jest pięknie :) © ralph03
Gdy już cała nasz grupka dotarła na Salmopol, zaczęła się najszybsza część dzisiejszego dnia. Zjeżdżamy do Malinki asfaltowymi serpentynami. Momentami na liczniku ponad 60 km/h. Na niektórych serpentynach ta predkość była zbyt duża prędkość. Wyrzucało rowery na przeciwny pas. Dodatkowo czuć było, że brakuje przełożeń w rowerze żeby wycisnąć jeszcze coś więcej i pognać w dół jeszcze szybciej. No cóż to góral, a nie szosa ale i tak było super.
W ubiegłym roku wjeżdżałem tu rowerem asfaltem, to w tym roku wreszcie dowiedziałem się jak to jest zjechać asfaltem. Opcja druga zdecydowanie lepsza i dawała dużo frajdy. Człowiek zapomniał o całym zmęczeniu, o tych litrach wylanego potu na podjazdach, o tej walce z myślami, o kołatającym sercu... znów pojawiła się motywacja do dalszej jazdy, znowu są siły na powrót do domu, a nawet myśl żeby wrócić ciut niestandardowo, tak aby przekroczyć barierę 150 km i pokazać kolegów alternatywną trasę. W końcu wszyscy jeździmy po to, żeby coś nowego zobaczyć, coś nowego przeżyć i nie nudzić się - STOP NUDZIE!!! ;)

Widok na Małe Skrzyczne i Skrzyczne © ralph03
Poprowadziłem chłopaków lekko zmodyfikowaną trasą do Jastrzębia, dzięki temu wskoczyło dodatkowe kilka kilometrów i gdy spod biedronkowej myjni dotarłem na garaże na moim liczniku widniało 150 km! Jest to poprawiony rekord z ubiegłego sezonu, gdzie padły 142 kilometry i jest to mój nowy rekord życiowy.
A jeśli jesteśmy już przy padaniu, to padł w rowerze support w rowerze po prawie 5600 kilometrach..
Filmik z wypadu:

Paralotnie nad Skrzycznem i te widoki :) © ralph03
Temperatura:32.0 HR max:177 ( 92%) HR avg:141 ( 73%) Kalorie: 6999 (kcal)
Opłaciło się, jest nowy rekord. Bariera 150 km została przekroczona.
Trasa:
Start rajdu z lekki poślizgiem. Ruszamy z pod TomaziBike o 8:20. W sumie jest nas 36 osób. Z Grupy Wypadowej prócz mnie pojawił się również Krzysiek - debiutant tegorocznej edycji rajdów i mój dzisiejszy dodatkowy kamerzysta ;)
Jak zwykle dojazd monotematyczny tą samą trasą. Pierwszy postój w Ustroniu, uzupełnianie płynów, przekąski w postaci bananów, pomarańczy, arbuzów, ciasteczek... tego dnia głównie skupiam się na bananach i na pomarańczach. Z Ustronia ruszamy na Wisłę, gdzie kawałek za Cieńkowem czeka na nas już ostatni lotny bufet.
Przez Wisłę przelatujemy niczym rowerowa szarańcza. Tak liczna grupka rowerzystów musi robić wrażenie na wąskim deptaku.
Spoglądając na ludzi kąpiących się w Wiśle mam ochotę dołączyć do nich, ale nie taki jest cel tego wypadu. Góra czeka na zdobycie i chłodną wiślańską pokusę trzeba było szybko wyrzucić z głowy.

Widoki z pożarówki © ralph03
Na ostatni bufet trzeba było wjechać pod górkę. W takich chwilach człowiek chce żeby Ziemia była płaska... a to dopiero początek i będzie jeszcze gorzej, dużo gorzej.
Gdy już docieram na ostatni punkt lotnego bufetu, pochłaniam bananową energię, uzupełniam znowu zapas izotonika w bidonie i dodatkowo wlewam 2 litry do bukłaka, tak abym miał już na całą trasę włącznie z powrotem do domu.

Zielony szlak - widoczki © ralph03
Tutaj kończy się asfalt, wjeżdżamy na żwirek drogi pożarowej i serpentynami pniemy się w górę. Dopiero teraz zaczyna doskwierać mi panujący upał. Pot leje mi się z czoła, spływa po nosie i co najgorsze zalewa mi oczy, które zaczynają szczypieć. Ponad 30*C i otwarta przestrzeń robią swoje. Na całe szczęście im wyżej tym lepsze widoki, więc jest jakaś rekompensatatego bólu.
Żeby nie słyszeć własnego oddechu i bicia serducha, które chyba chce wyskoczyć z klatki piersiowej, odpalam mojego wysłużonego iRivera i delektuje się muzyką oraz co jakiś czas widokami.
Na skraju pożarówki czeka na mnie część ekipy rowerowej. Kończy się żwirek, zaczyna się typowy beskidzki szlak turystyczny czyli kamol na kamolu. Kamienie średnie, duże, małe, okrągłe, płaskie... po prostu cały katalog kamiennych utrudnień. Pod górkę dość stromo i ciężko, ale udawało mi się nadrobić na licznych fragmentach prowadzących w dół. Zauważam, że z każdym sezonem czuje się bardziej pewnie na fragmentach gdzie trzeba zjeżdżać po kamieniach. To pewnie doświadczenie, a nie głupota, bo pewne fragmenty (zbyt wysokie półki skalne albo zbyt duże nagromadzenie głazów wraz ze sporą stromizną) odpuszczam i nie ryzykuje. Nie ten typ roweru i szkoda zrobić boom w środku niczego. Co z tego, że mam zawsze ze sobą apteczkę jak i tak będzie boleć i przyjemność nijaka z tego. Bezpieczniej przeprowadzić rower te kilka metrów, żeby znów cieszyć się jazdą.
Jeszcze przed Malinowską Skałą znowu trafiam na ekipę. Tak, tak znowu czekają na mnie :P Mnie jak zwykle nigdzie się nie spieszy, biorę trasę na spokojnie, po drodze robię zdjęcia, nagrywam materiał filmowy z widokami (rok temu ktoś mi zarzucił, że w filmie za mało widoków) i walczę z podjazdami :)

Zielony szlak w tle Żywiec i Skrzyczne © ralph03
Gdy docieram do Malinowskiej Skały, to już tylko Krzysiek na mnie czeka. Jakieś 10 minut wcześniej dzwonił do mnie z pytaniem jak mam daleko i gdzie jestem. W oddali widać mknącą ekipę rowerową. Chwilę odpoczywam i ruszamy z Krzyskiem w kierunku masztu nad którym krążą paralotniarze, a nawet i szybowiec.
Przed 15:30 osiągam 1257 m n.p.m. Jestem wymęczony ale szczęśliwy w końcu to najwyższy szczyt Beskidu Śląskiego, a ja wgramoliłem się na niego już po raz drugi na rowerze. W schronisku zamawiamy z Krzyśkiem tradycyjnie żurek. Wiedzcie, że żurek był rewelacyjny, a ilość białej kiełbasy powalała. Wydaje mi się, że to był najlepszy żurek ze schroniska jaki jadłem :)

Zielony szlak ze Skrzycznego - widok na Malinowską Skałę © ralph03
Ustalamy z resztą ekipy jak będziemy wracać. W sumie to chyba prawie wszyscy jednogłośnie i jednomyślnie obrali kierunek Salmopol, a później asfaltem w dół do Wisły Malinki. Pierwotny mój plan był taki, żeby z Salmopolu pojechać czarnym szlakiem w kierunku Brennej przez Stary Groń, ale zjazd asfaltem w taki upał był zbyt kuszący.
Grupowa fotka na szczycie i zwartą ekipą ruszamy z powrotem do Malinowskiej Skały, gdzie będziemy wjeżdżać na czerwony szlak Stefana Huli w kierunku Przełęczy Salmopol.

Malinowska skała - Widok na Żywiec © ralph03
Mknąc po kamieniach trafiam na pierwszą grupkę osób. Ktoś złapał gumę. Nie ma tragedii, nie pierwszy i nie ostatni raz tego dnia. Opony firmy Bontrager rządziły w łapaniu pan. Zwalniam i za swoimi plecami słyszę głośny syk powietrza... kolejna guma. W tym roku nie u mnie :) Krzysiek rozcina na kamieniach dętkę... i oponę marki? Oczywiście Bontrager :) Prócz zmiany dętki czeka nas klejenie opony.
Ugadujemy się z resztą grupy, że nie muszą na nas czekać, bo chwilę nam to zejdzie. W sumie zostaje z nami Edek, Darek i Tomek.
Krzysiek dostaje ode mnie reprymendę za jeżdżenie na oponach na wykończeniu Ja w ubiegłym roku też w taki sposób złapałem kapcia, też jechałem prawie na slickach, myśląc że jeszcze nie czas na nowe opony. Nawet mniej więcej w tych samym okolicach dziurawiłem dętkę. Może gdzieś tam jakaś żyła wodna płynie.

Malinowska skała - Widok na Skrzyczne © ralph03
W skromnej grupce docieramy do Malinowskiej Skały, chwilkę zjeżdżamy czerwonym szlakiem, a następnie odbijamy na drogę pożarową. Na pożarówce pozostał nam jeden podjazd, a później już szybka jazda w dół.
Tu kolejna awaria, tym razem Tomek łapie gumę. Nie, nie miał Bontragerów na obręczach :)
Ja z racji rozpędzenia się już tego nie oglądałem, tylko dojechałem sam na przełęcz, gdzie czekał na nas Sebastian. Sebastian ruszył w tłumie ze Skrzycznego i stracił Edka z oczu :)

Jaaaa, jak tu jest pięknie :) © ralph03
Gdy już cała nasz grupka dotarła na Salmopol, zaczęła się najszybsza część dzisiejszego dnia. Zjeżdżamy do Malinki asfaltowymi serpentynami. Momentami na liczniku ponad 60 km/h. Na niektórych serpentynach ta predkość była zbyt duża prędkość. Wyrzucało rowery na przeciwny pas. Dodatkowo czuć było, że brakuje przełożeń w rowerze żeby wycisnąć jeszcze coś więcej i pognać w dół jeszcze szybciej. No cóż to góral, a nie szosa ale i tak było super.
W ubiegłym roku wjeżdżałem tu rowerem asfaltem, to w tym roku wreszcie dowiedziałem się jak to jest zjechać asfaltem. Opcja druga zdecydowanie lepsza i dawała dużo frajdy. Człowiek zapomniał o całym zmęczeniu, o tych litrach wylanego potu na podjazdach, o tej walce z myślami, o kołatającym sercu... znów pojawiła się motywacja do dalszej jazdy, znowu są siły na powrót do domu, a nawet myśl żeby wrócić ciut niestandardowo, tak aby przekroczyć barierę 150 km i pokazać kolegów alternatywną trasę. W końcu wszyscy jeździmy po to, żeby coś nowego zobaczyć, coś nowego przeżyć i nie nudzić się - STOP NUDZIE!!! ;)

Widok na Małe Skrzyczne i Skrzyczne © ralph03
Poprowadziłem chłopaków lekko zmodyfikowaną trasą do Jastrzębia, dzięki temu wskoczyło dodatkowe kilka kilometrów i gdy spod biedronkowej myjni dotarłem na garaże na moim liczniku widniało 150 km! Jest to poprawiony rekord z ubiegłego sezonu, gdzie padły 142 kilometry i jest to mój nowy rekord życiowy.
A jeśli jesteśmy już przy padaniu, to padł w rowerze support w rowerze po prawie 5600 kilometrach..
Filmik z wypadu:

Paralotnie nad Skrzycznem i te widoki :) © ralph03
Rower:Cube LTD Pro 2011
Dane wycieczki:
150.18 km (43.00 km teren), czas: 09:12 h, avg:16.32 km/h,
prędkość maks: 62.30 km/hTemperatura:32.0 HR max:177 ( 92%) HR avg:141 ( 73%) Kalorie: 6999 (kcal)
Wieczorna jazda
Środa, 16 lipca 2014 | dodano: 20.07.2014Kategoria 0-50, Miejska dżungla
Odstawienie samochodu do Jarka na pranie tapicerki i późno wieczorny powrót do domu z delikatnym kręceniem się po centrum Jastrzębia.

Hala widowiskowo sportowa © ralph03

Galeria Jastrzębie © ralph03
Temperatura:20.0 HR max: (%) HR avg: (%) Kalorie: 578 (kcal)

Hala widowiskowo sportowa © ralph03

Galeria Jastrzębie © ralph03
Rower:Cube LTD Pro 2011
Dane wycieczki:
12.36 km (0.50 km teren), czas: 00:47 h, avg:15.78 km/h,
prędkość maks: 37.60 km/hTemperatura:20.0 HR max: (%) HR avg: (%) Kalorie: 578 (kcal)
Zamek Ogrodzieniec i Pustynia Błędowska
Pierwszy wypad z przewodnikiem Górny Śląsk, Jura i Podbeskidzie. Na początek wybieramy czwartą trasę z książki o długości 56 kilometrów.
Trasa:
Dąbrowa Górnicza - Niegowice - Mitręga - Ogrodzieniec - Podzamcze - Żelazko - Śrubarnia - Rodaki - Chechło - Błędów - Dąbrowa Górnicza
Wycieczkę rowerową rozpoczynamy spod Gościńca Jurajskiego przy drodze DW790. Tą drogą kierujemy się w stronę zamku. Pogoda dopisuje, choć tylko ja się cieszę z tego upalnego dnia :)
W Niegowonicach Asię pokonują serpentyny, na szczęście to jeden taki poważny podjazd na naszej trasie.

"Górskie" serpentyny w Niegowonicach © ralph03
Gdy Asia odpoczywa w pobliżu parkingu na przełęczy, ja idę na skałki rzucić okiem na okolicę. A ze skałek prócz panoramy jurajskich wzgórz widać kominy huty "Katowice".

Widok ze skałek - Przełęcz nad Niegowonicami © ralph03
Dalsza część drogi, to kilkukilometrowy zjazd.
Po 17 kilometrach dojeżdżamy do Ogrodzieńca. Szczerze mówiąc tu nic nie ma ciekawego, a zamek znajduje się w wiosce obok w Podzamczu.
Zatrzymujemy się pod Biedronką, uzupełniamy zapasy płynów i jedziemy dalej. Delikatny podjazd pod górkę i naszych oczom ukazuje się zamek.

Zamek Ogrodzieniec © ralph03
Przed zamkiem pełno straganów, wokół zamku przeróżne atrakcje od parku miniatur po plac zabaw. Ot komercja pełną gębą.
Robiąc kółko wokół zamku decydujemy się na dłuższy postój z widokiem na ludzi wspinających się po skałkach. To była bardzo dobra decyzja, bo chwilę później nad Podzamczem przeszły chmury deszczowe, a my zajmowaliśmy akurat strategiczne miejsca pod dachem :)

Pokazy rycerskie - widok z murów obronnych © ralph03
Wspinamy się na mury obronne i podglądamy co tam ciekawego się dzieje po drugiej stronie.
Po drobnych opadach kontynuujemy rundkę wokół zamku, wzdłuż murów obronnych. Na zamek się nie pchamy, bo i tak nie mamy gdzie rowerów zostawić.

Podzamcze - Zamek Ogrodzieniec © ralph03
Spod zamku zgodnie ze wskazówkami przewodnika jedziemy w kierunku Ryczowa, gdzie na środku skrzyżowania znajduje się studnia. Za Ryczowem trafiamy na bardzo ciekawy dom z bali z widokiem na wzgórze Wielki Grochowiec.

Dom z bali © ralph03
A za ciekawym domem z bali, ciekawa z nazwy miejscowość :)

Żelazko © ralph03
Trzymamy się niebieskiego szlaku, który w miejscowości Śrubarnia odbija w las. Z lasu wyjeżdzamy na drodze DW791 i po raz drugi tego dnia mkniemy kilka kilometrów w dół. Z DW791 odbijamy dopiero na drugim zjazdem na Chechło i do pustynie dojeżdżamy podążając za tabliczkami

Kierunek pustynia © ralph03
Pustynia głównie zielona, ale i tak piasku jest tu wystarczająco dużo, żeby zakopać się rowerem czy motocyklem :)

Cube skąpany w piasku © ralph03

Widok ze wzgórza Dąbrówka © ralph03
Na miejscu grupka rowerzystów i otwarte przestrzenie.

Pustynia Błędowska © ralph03
Próby jazdy rowerem skończyły się ugrzęźnięciem. Było po deszczu, więc trochę ujechałem nim koła roweru zakopały się w suchym piasku. Łańcuch po takiej zabawie do czyszczenia. Zaatakowały go ziarnka piasku...
Na samej pustyni wielbłądów nie zobaczyliśmy, ale na jednego trafiliśmy w centrum Chechła ;)

Wielbłąd w Chechle © ralph03
Po kilkunastu kilometrach docieramy do samochodu. Końcówka trasy to ucieczka przed zbliżającą się burzą. Czas wyliczony idealnie, jak już rowery wylądowały na dachu samochodu, to z nieba spadły pierwsze krople deszczu, a później rozpoczęła się ulewa.
Wkrótce kolejne wycieczki z przewodnikiem rowerowym w plecaku :)

Resztki poniemieckiego bunkra obserwacyjnego © ralph03
Temperatura:31.0 HR max:173 ( 90%) HR avg:126 ( 65%) Kalorie: 2644 (kcal)
Trasa:
Dąbrowa Górnicza - Niegowice - Mitręga - Ogrodzieniec - Podzamcze - Żelazko - Śrubarnia - Rodaki - Chechło - Błędów - Dąbrowa Górnicza
Wycieczkę rowerową rozpoczynamy spod Gościńca Jurajskiego przy drodze DW790. Tą drogą kierujemy się w stronę zamku. Pogoda dopisuje, choć tylko ja się cieszę z tego upalnego dnia :)
W Niegowonicach Asię pokonują serpentyny, na szczęście to jeden taki poważny podjazd na naszej trasie.

"Górskie" serpentyny w Niegowonicach © ralph03
Gdy Asia odpoczywa w pobliżu parkingu na przełęczy, ja idę na skałki rzucić okiem na okolicę. A ze skałek prócz panoramy jurajskich wzgórz widać kominy huty "Katowice".

Widok ze skałek - Przełęcz nad Niegowonicami © ralph03
Dalsza część drogi, to kilkukilometrowy zjazd.
Po 17 kilometrach dojeżdżamy do Ogrodzieńca. Szczerze mówiąc tu nic nie ma ciekawego, a zamek znajduje się w wiosce obok w Podzamczu.
Zatrzymujemy się pod Biedronką, uzupełniamy zapasy płynów i jedziemy dalej. Delikatny podjazd pod górkę i naszych oczom ukazuje się zamek.

Zamek Ogrodzieniec © ralph03
Przed zamkiem pełno straganów, wokół zamku przeróżne atrakcje od parku miniatur po plac zabaw. Ot komercja pełną gębą.
Robiąc kółko wokół zamku decydujemy się na dłuższy postój z widokiem na ludzi wspinających się po skałkach. To była bardzo dobra decyzja, bo chwilę później nad Podzamczem przeszły chmury deszczowe, a my zajmowaliśmy akurat strategiczne miejsca pod dachem :)

Pokazy rycerskie - widok z murów obronnych © ralph03
Wspinamy się na mury obronne i podglądamy co tam ciekawego się dzieje po drugiej stronie.
Po drobnych opadach kontynuujemy rundkę wokół zamku, wzdłuż murów obronnych. Na zamek się nie pchamy, bo i tak nie mamy gdzie rowerów zostawić.

Podzamcze - Zamek Ogrodzieniec © ralph03
Spod zamku zgodnie ze wskazówkami przewodnika jedziemy w kierunku Ryczowa, gdzie na środku skrzyżowania znajduje się studnia. Za Ryczowem trafiamy na bardzo ciekawy dom z bali z widokiem na wzgórze Wielki Grochowiec.

Dom z bali © ralph03
A za ciekawym domem z bali, ciekawa z nazwy miejscowość :)

Żelazko © ralph03
Trzymamy się niebieskiego szlaku, który w miejscowości Śrubarnia odbija w las. Z lasu wyjeżdzamy na drodze DW791 i po raz drugi tego dnia mkniemy kilka kilometrów w dół. Z DW791 odbijamy dopiero na drugim zjazdem na Chechło i do pustynie dojeżdżamy podążając za tabliczkami

Kierunek pustynia © ralph03
Pustynia głównie zielona, ale i tak piasku jest tu wystarczająco dużo, żeby zakopać się rowerem czy motocyklem :)

Cube skąpany w piasku © ralph03

Widok ze wzgórza Dąbrówka © ralph03
Na miejscu grupka rowerzystów i otwarte przestrzenie.

Pustynia Błędowska © ralph03
Próby jazdy rowerem skończyły się ugrzęźnięciem. Było po deszczu, więc trochę ujechałem nim koła roweru zakopały się w suchym piasku. Łańcuch po takiej zabawie do czyszczenia. Zaatakowały go ziarnka piasku...
Na samej pustyni wielbłądów nie zobaczyliśmy, ale na jednego trafiliśmy w centrum Chechła ;)

Wielbłąd w Chechle © ralph03
Po kilkunastu kilometrach docieramy do samochodu. Końcówka trasy to ucieczka przed zbliżającą się burzą. Czas wyliczony idealnie, jak już rowery wylądowały na dachu samochodu, to z nieba spadły pierwsze krople deszczu, a później rozpoczęła się ulewa.
Wkrótce kolejne wycieczki z przewodnikiem rowerowym w plecaku :)

Resztki poniemieckiego bunkra obserwacyjnego © ralph03
Rower:Cube LTD Pro 2011
Dane wycieczki:
55.36 km (2.00 km teren), czas: 03:59 h, avg:13.90 km/h,
prędkość maks: 53.70 km/hTemperatura:31.0 HR max:173 ( 90%) HR avg:126 ( 65%) Kalorie: 2644 (kcal)
Jastrzębski rajd rowerowy na Stożek
Niedziela, 29 czerwca 2014 | dodano: 30.06.2014Kategoria 100 i więcej, Beskid Śląski, Off Road
To był czwarty jastrzębski rajd rowerowy w tym sezonie i pierwszy dla mnie. W tym roku z Grupą Wypadową odpuściliśmy pierwsze kilka rajdów, jeżdżąc w tym samym czasie swoje zaplanowane wypady. W niedzielę jednak wybraliśmy się na rajd, bo według nas był ciekawy i trudny, a przy okazji chcieliśmy dokończyć coś, co nie udało się Nam kilka tygodni temu czyli zrobić trasę Stożek, Przełęcz Kubalonka i Stecówka.
Trasa:
Jastrzębie-Zdrój - Golasowice - Drogomyśl - Ochaby - Skoczów - Ustroń - Wisła - Stożek Wielki 978 m n.p.m. - Przełęcz Kubalonka 761 m n.p.m. - Stecówka 760 m n.p.m. - Wisła - Ustroń - Ochaby - Drogomyśl - Golasowice - Jastrzębie-Zdrój
Wyruszam przed 8, tak aby na czas dotrzeć pod sklep TomaziBike. Na miejscu jest już spora grupka uczestników rajdu w tym moi rowerowi znajomi :)
Skład Grupy Wypadowej mocno okrojony. W praktyce cały rajd i dodatkowo zaplanowaną trasę pokonałem z Rafałem. Jeszcze z samego rana odwiedziłem Benego, żeby pożyczyć druga kamerkę wraz z uprzężą na klatę.
W rajdzie startuje 70 rowerzystów, co według mnie jest świetnym wynikiem zważywszy na to, że trasa jest długa, końcówka trasy męcząca, żar będzie lał się z nieba, a na popołudnie zapowiadane są burze i ulewy.
Całym peletonem mkniemy standardową trasą przez Bzie, Golasowice, Drogomyśl, Ochaby, Skoczów i za deptakiem w Ustroniu robimy pierwszy postój. Tankuje bidon, wciągam banana i pomarańcza, doposażam Rafała w GoPro i jestem gotowy na dalszą część trasy. Postój trwa jednak dłużej, bo parę osób walczy z dętkami. Na całym rajdzie w sumie naliczyłem cztery przypadki złapania kapcia, ale słyszałem, że było tego więcej ;)
Do Wisły również docieramy standardową trasą, ale jeden z uczestników ma poprowadzić nas inną trasą i już zaczyna być ciekawie. Zamiast kierować się bezpośrednio na Wisła-Łabajów, kierujemy się w stronę Malinki by na wysokości kempingów Jonidło odbić na drugą stronę Wisły w kierunku ulicy Spacerowej. Część Wisłę pokonało mostem, część Wisłę pokonało... Wisłą. Ja wybrałem opcję ciekawszą i schłodziłem sobie nogi w Wiśle :D
Za Wisłą czekał na nas pierwszy stromy podjazd. Niektórzy z wycieńczenia pytali czy to już Stożek ;) To jeszcze nie był Stożek, ale widoki też świetne.

Ulica Spacerowa w Wiśle © ralph03

Ulica spacerowa w Wiśle - Widok na Czantorię © ralph03
Po zebraniu się całej grupki jedziemy dalej. Kolejny postój w Wiśle Łabajowie w cieniu dawanym przez 25 metrowy wiadukt kolejowy, który powstał w latach 1931- 1933.
Znowu uzupełniam bidon, dodatkowo wlewam jeszcze izotonik do bukłaka i tak dociążony mogę ruszać w kierunku stacji dolnej Stożka.
Nie jest przesadnie stromo, całość przejeżdżam na raz w siodle. Pod stacją kolejny postój i zbieranie sił na już konkretny podjazd i konkretne stromizny. Znów widzę osoby walczące z dętkami ale są również osoby walczące z własnymi myślami krzątając się w okolicach wyciągu. Grupka osób odpuściła sobie próbę pokonania wzniesienia o własnych siłach i skorzystała z wyciągu, ale większość tak jak i ja chciała powalczyć z górą.

Wisła Stożek - stacja dolna © ralph03
Prócz walki ze stromizną, walczyłem z latającymi muchami, które upodobały sobie nie tyle co mnie, co kierownicę w moim rowerze. Miałem więc dodatkowych pasażerów, którzy rozsiedli się na manetkach od przerzutek, na klamkach od hamulców lub bezpośrednio na kierownicy. Nie wszystkie muchy jednak dotarły na gapę na szczyt Stożka, dla niektórych z nich to była ostatnia jazda w ich jakże krótkim życiu :P

Wisła Stożek - stacja górna © ralph03
Na stacji górnej Stożka jeszcze robię kilka fotek, odbywam dłuższą rozmowę z gościem z Krakowa, który swoim rowerowym czołgiem zjeżdża w dół ile sił w nogach i odwagi w głowie :) Później jeszcze tylko wypych pod górkę, kilkanaście metrów jazdy i jestem pod schroniskiem, gdzie trwa wielkie święto rowerowe - zdjęcia, przyjęcia i zimne napoje ;)

Lans pod schroniskiem Stożka :)
Żegnamy się z uczestnikami rajdu, spoglądamy na niebo i razem z Rafałem jedziemy niebieskim szlakiem w kierunku Przełęczy Łączecko. Szlak niebieski dużo łatwiejszy niż czerwony, którym ostatnim razem jechaliśmy. Tutaj nie ma półek skalnych i niebezpiecznie wystających korzeni. Można ciąć w dół miejscami tylko uważając na jakieś większe skupiska kamieni. Za przełęczą odłączamy się od szlaku niebieskiego i znajdujemy skrót prowadzący częściowo przez las i częściowo przez polanę z wysoką trawą. Bardzo fajny singielek.
Skrót prowadzi nas na drogę pożarowa, na której biegnie czerwony szlak.

Czerwony szlak ze Stożka na Przeł. Kubalonka © ralph03
Tu znów zbaczamy ze szlaku i cały czas jedziemy drogą pożarową, bo tak szybciej, wygodniej i widokowo.

Widok na Ochodzitę, a gdzieś w tle Mała Fatra © ralph03
Pożarówką docieramy do osiedla Kubalonka. Zostaje nam wspiąć się kawałkiem drogi 941 na Przełęcz Kubalonka i z powrotem wrócić na czerwony szlak. Teraz asfaltem w kierunku schroniska na Stecówce.
W schronisku zero ludzi, ale pod drodze mijaliśmy kilka grupek, chyba wszyscy uciekają przed tym co wisi od dłuższego czasu w powietrzu. Jemy ciepłą strawę i ruszamy w kierunku Czarnej Wisełki. Zahaczamy o zaporę i Jezioro Czerniańskie

Widok z zapory Jeziora Czerniańskiego na Zameczek Prezydenta RP © ralph03
Szybki zjazd do Centrum Wisły i szlakami rowerowymi kierujemy się w stronę Jastrzębia.
Im bliżej domu tym powietrze robi się coraz świeższe i coraz zimniejsze, zwiastując zbliżający się deszcz. Deszczowa pogoda dopada nas w Drogomyślu. Pierwszą większa chmurę przeczekujemy pod wiata na wózki w Biedronce. Ubieramy kurteczki przeciwdeszczowe i ruszamy jak wciąż pada, ale już nie leje.
Kolejna fala ulewna fala deszczu łapie nas w Golasowicach. Dłuższą chwilę oblegamy przystanek autobusowy, ale żadnych rokowań na polepszenie pogody nie widać, więc opuszczamy schronienie i jedziemy do Jastrzębia. Chwilę po przekroczeniu granicy miasta w niebie zakręcają kurki z woda i już nic nie leje się nam na kaski :)
Słowa końcowe? Było świetnie, jest rekord długości trasy w tym sezonie i będzie z tego filmik :P

Widok ze stacji górnej Stożka © ralph03
Temperatura:27.0 HR max:191 (100%) HR avg:145 ( 75%) Kalorie: 6657 (kcal)
Trasa:
Jastrzębie-Zdrój - Golasowice - Drogomyśl - Ochaby - Skoczów - Ustroń - Wisła - Stożek Wielki 978 m n.p.m. - Przełęcz Kubalonka 761 m n.p.m. - Stecówka 760 m n.p.m. - Wisła - Ustroń - Ochaby - Drogomyśl - Golasowice - Jastrzębie-Zdrój
Wyruszam przed 8, tak aby na czas dotrzeć pod sklep TomaziBike. Na miejscu jest już spora grupka uczestników rajdu w tym moi rowerowi znajomi :)
Skład Grupy Wypadowej mocno okrojony. W praktyce cały rajd i dodatkowo zaplanowaną trasę pokonałem z Rafałem. Jeszcze z samego rana odwiedziłem Benego, żeby pożyczyć druga kamerkę wraz z uprzężą na klatę.
W rajdzie startuje 70 rowerzystów, co według mnie jest świetnym wynikiem zważywszy na to, że trasa jest długa, końcówka trasy męcząca, żar będzie lał się z nieba, a na popołudnie zapowiadane są burze i ulewy.
Całym peletonem mkniemy standardową trasą przez Bzie, Golasowice, Drogomyśl, Ochaby, Skoczów i za deptakiem w Ustroniu robimy pierwszy postój. Tankuje bidon, wciągam banana i pomarańcza, doposażam Rafała w GoPro i jestem gotowy na dalszą część trasy. Postój trwa jednak dłużej, bo parę osób walczy z dętkami. Na całym rajdzie w sumie naliczyłem cztery przypadki złapania kapcia, ale słyszałem, że było tego więcej ;)
Do Wisły również docieramy standardową trasą, ale jeden z uczestników ma poprowadzić nas inną trasą i już zaczyna być ciekawie. Zamiast kierować się bezpośrednio na Wisła-Łabajów, kierujemy się w stronę Malinki by na wysokości kempingów Jonidło odbić na drugą stronę Wisły w kierunku ulicy Spacerowej. Część Wisłę pokonało mostem, część Wisłę pokonało... Wisłą. Ja wybrałem opcję ciekawszą i schłodziłem sobie nogi w Wiśle :D
Za Wisłą czekał na nas pierwszy stromy podjazd. Niektórzy z wycieńczenia pytali czy to już Stożek ;) To jeszcze nie był Stożek, ale widoki też świetne.

Ulica Spacerowa w Wiśle © ralph03

Ulica spacerowa w Wiśle - Widok na Czantorię © ralph03
Po zebraniu się całej grupki jedziemy dalej. Kolejny postój w Wiśle Łabajowie w cieniu dawanym przez 25 metrowy wiadukt kolejowy, który powstał w latach 1931- 1933.
Znowu uzupełniam bidon, dodatkowo wlewam jeszcze izotonik do bukłaka i tak dociążony mogę ruszać w kierunku stacji dolnej Stożka.
Nie jest przesadnie stromo, całość przejeżdżam na raz w siodle. Pod stacją kolejny postój i zbieranie sił na już konkretny podjazd i konkretne stromizny. Znów widzę osoby walczące z dętkami ale są również osoby walczące z własnymi myślami krzątając się w okolicach wyciągu. Grupka osób odpuściła sobie próbę pokonania wzniesienia o własnych siłach i skorzystała z wyciągu, ale większość tak jak i ja chciała powalczyć z górą.

Wisła Stożek - stacja dolna © ralph03
Prócz walki ze stromizną, walczyłem z latającymi muchami, które upodobały sobie nie tyle co mnie, co kierownicę w moim rowerze. Miałem więc dodatkowych pasażerów, którzy rozsiedli się na manetkach od przerzutek, na klamkach od hamulców lub bezpośrednio na kierownicy. Nie wszystkie muchy jednak dotarły na gapę na szczyt Stożka, dla niektórych z nich to była ostatnia jazda w ich jakże krótkim życiu :P

Wisła Stożek - stacja górna © ralph03
Na stacji górnej Stożka jeszcze robię kilka fotek, odbywam dłuższą rozmowę z gościem z Krakowa, który swoim rowerowym czołgiem zjeżdża w dół ile sił w nogach i odwagi w głowie :) Później jeszcze tylko wypych pod górkę, kilkanaście metrów jazdy i jestem pod schroniskiem, gdzie trwa wielkie święto rowerowe - zdjęcia, przyjęcia i zimne napoje ;)

Lans pod schroniskiem Stożka :)
Żegnamy się z uczestnikami rajdu, spoglądamy na niebo i razem z Rafałem jedziemy niebieskim szlakiem w kierunku Przełęczy Łączecko. Szlak niebieski dużo łatwiejszy niż czerwony, którym ostatnim razem jechaliśmy. Tutaj nie ma półek skalnych i niebezpiecznie wystających korzeni. Można ciąć w dół miejscami tylko uważając na jakieś większe skupiska kamieni. Za przełęczą odłączamy się od szlaku niebieskiego i znajdujemy skrót prowadzący częściowo przez las i częściowo przez polanę z wysoką trawą. Bardzo fajny singielek.
Skrót prowadzi nas na drogę pożarowa, na której biegnie czerwony szlak.

Czerwony szlak ze Stożka na Przeł. Kubalonka © ralph03
Tu znów zbaczamy ze szlaku i cały czas jedziemy drogą pożarową, bo tak szybciej, wygodniej i widokowo.

Widok na Ochodzitę, a gdzieś w tle Mała Fatra © ralph03
Pożarówką docieramy do osiedla Kubalonka. Zostaje nam wspiąć się kawałkiem drogi 941 na Przełęcz Kubalonka i z powrotem wrócić na czerwony szlak. Teraz asfaltem w kierunku schroniska na Stecówce.
W schronisku zero ludzi, ale pod drodze mijaliśmy kilka grupek, chyba wszyscy uciekają przed tym co wisi od dłuższego czasu w powietrzu. Jemy ciepłą strawę i ruszamy w kierunku Czarnej Wisełki. Zahaczamy o zaporę i Jezioro Czerniańskie

Widok z zapory Jeziora Czerniańskiego na Zameczek Prezydenta RP © ralph03
Szybki zjazd do Centrum Wisły i szlakami rowerowymi kierujemy się w stronę Jastrzębia.
Im bliżej domu tym powietrze robi się coraz świeższe i coraz zimniejsze, zwiastując zbliżający się deszcz. Deszczowa pogoda dopada nas w Drogomyślu. Pierwszą większa chmurę przeczekujemy pod wiata na wózki w Biedronce. Ubieramy kurteczki przeciwdeszczowe i ruszamy jak wciąż pada, ale już nie leje.
Kolejna fala ulewna fala deszczu łapie nas w Golasowicach. Dłuższą chwilę oblegamy przystanek autobusowy, ale żadnych rokowań na polepszenie pogody nie widać, więc opuszczamy schronienie i jedziemy do Jastrzębia. Chwilę po przekroczeniu granicy miasta w niebie zakręcają kurki z woda i już nic nie leje się nam na kaski :)
Słowa końcowe? Było świetnie, jest rekord długości trasy w tym sezonie i będzie z tego filmik :P

Widok ze stacji górnej Stożka © ralph03
Rower:Cube LTD Pro 2011
Dane wycieczki:
138.92 km (41.00 km teren), czas: 07:56 h, avg:17.51 km/h,
prędkość maks: 54.00 km/hTemperatura:27.0 HR max:191 (100%) HR avg:145 ( 75%) Kalorie: 6657 (kcal)