- Kategorie:
- 0-50.64
- 100 i więcej.23
- 50-100.59
- Beskid Mały.2
- Beskid Śląski.19
- Beskid Żywiecki.0
- Miejska dżungla.11
- Off Road.61
- samotnie.37
- z Asią.14
Trójmiasto
Piątek, 17 sierpnia 2012 | dodano: 18.08.2012Kategoria 50-100, Miejska dżungla, samotnie
Po dniu przerwy od roweru (bo pogoda w końcu sprzyjała plażowaniu), czas zacząć kolejną wycieczkę.
Tym razem Trójmiasto.
Akurat byliśmy umówieni na grillowanie u kolegi Adama. Ja z gościny zbytnio nie skorzystałem, bo dość szybko zrzuciłem rower z dachu i pojechałem w kierunku Gdyni, skąd miałem zacząć zwiedzanie Trójmiasta jadąc ścieżką rowerową wzdłuż morza.
Nim dojechaliśmy do Adama, to najpierw zwiedzanie samochodem. Był stadion i było przez pomyłkę Westerplatte ;)
Stadion po raz pierwszy czyli rekonesans terenu:

Trasa:
endomondo znowu zawaliło sprawę i gdzieś zaginęła z mapki trasa 20 km z Gdańska do Gdyni.
Do Gdyni dojechałem korzystając ze ścieżki rowerowej prowadzącej wzdłuż drogi 468.
Bardzo przyjemna ścieżki w Trójmieście. U nas na Ślasku budowniczy lubują się w kostce, na której doświadczymy nieprzyjemnych i według badań niezdrowych dla organizmu drgań, a tu kładzie się równiutki czerwony asfalt. Rower dosłownie płynie po nim.
Dwa pojazdy na trudny teren;):

Godzinka kręcenia korbą i byłem w Gdyni. Chwaliłem budowniczych za materiał, z którego ścieżka jest wykonana, to teraz muszę opieprzyć za to, że nie potrafili zrobić ścieżki po jednej stronie ulicy.
Ścieżka raz wiedzie po lewej stronie ulicy, żeby za kilometr czy półtorej przeniosła się na prawą stronę. Po kolejnych kilometrach znów wraca na lewo, ale oczywiście nie na długo... Jedzie się troszeczkę wężykiem. Raz lewo, raz prawo, raz lewo, a nawet skrajnie lewo. Za każdym razem trzeba pokonywać światła i przejeżdżać przez główną drogę, a nie ciąć jak strzała w swoim kierunku :)
Molo w Gdyni. Taki krótszy bliźniak sopockiego molo:


Molo w Gdyni zaliczone i teraz ścieżką wzdłuż morza do Sopotu.
Tutaj też dziwny zamysł budowniczych doprowadził do tego, że przez jakiś czas jechałem i pchałem rower plażą... po przyjeździe będzie trzeba wymienić klocki hamulcowe. Bo piasek niczym tarka działa ściera klocki.
Dluższy bliźniak z Sopotu:

Na sopockie molo nie wchodziłem, bo chcieli pieniądzea zresztą co to za przyjemność pchać rower przez pół kilometra i to w jedną stronę pół kilometra, a trzeba przecież wrócić jakoś.
Posiłek regeneracyjny:

Ostatnimi czasy Sopot słynie z ograniczeń prędkości dla rowerzystów. Śmieszna sprawa, bo co to za ograniczenie prędkości do 10 km/h? Próbowałem jechać przepisowo jak znak nakazywał ciężko... zrozumiałbym jeszcze 15 km/h, to takie spacerowe tempo rowerzysty.
Słynne znaki:

Łamiąc miejscami przeszło trzykrotnie ograniczenie prędkości opuściłem Sopot - miasto przyjazne rowerzystom ;)
Gdańsk wita.
Był rekonesans samochodem, teraz to samo rowerem:

Stadion okrążyłem i podążyłem w kierunku gdańskiego Żurawia ponownie wskakując na ścieżkę rowerową.
Jako ciekawostkę napiszę, że będąc już na ścieżce zapytałem pewnego żula czy jadę w dobrą stronę na żurawia. Cóż gość chyba nawet nie wiedział w jakim mieście się znajduje, ale po machnięciu ręką zrozumiałem, że według niego powinienem kierować się z powrotem na Sopot... bywa i tak ;)
Po kilku kilometrach dotarłem na kolejne utrudnienia. Jarmark Dominikański i tłum ludzi. Gdzie się dało jechałem bokami za straganami, gdzie się nie dało prowadziłem grzecznie rower.
Fontanna Neptuna:

Pod Neptunem już mniej ludzi ale i plac szerszy. Tu powoli, ale już na rowerze zbliżałem się już do ostatniego celu podróży.

Pod samego Żurawia się nie pchałem, bo tam też tłum ludzi. Zresztą po drugiej stronie Starej Motławy lepsze widoki niż pod samym Żurawiem.
Żuraw:

i tu kończy się moja trójmiejska opowieść, choć ja jeszcze miałem około 10 kilometrów do kolegów, których zostawiłem przy grillu i wódce. Co zastałem na miejscu nie będę opisywał, bo takie rzeczy nie nadają się na bloga rowerowego tylko na jakiegoś bloga walk MMA :P
Polskie Saint Tropez;)?:
Temperatura:24.0 HR max: (%) HR avg: (%) Kalorie: (kcal)
Tym razem Trójmiasto.
Akurat byliśmy umówieni na grillowanie u kolegi Adama. Ja z gościny zbytnio nie skorzystałem, bo dość szybko zrzuciłem rower z dachu i pojechałem w kierunku Gdyni, skąd miałem zacząć zwiedzanie Trójmiasta jadąc ścieżką rowerową wzdłuż morza.
Nim dojechaliśmy do Adama, to najpierw zwiedzanie samochodem. Był stadion i było przez pomyłkę Westerplatte ;)
Stadion po raz pierwszy czyli rekonesans terenu:

Trasa:
endomondo znowu zawaliło sprawę i gdzieś zaginęła z mapki trasa 20 km z Gdańska do Gdyni.
Do Gdyni dojechałem korzystając ze ścieżki rowerowej prowadzącej wzdłuż drogi 468.
Bardzo przyjemna ścieżki w Trójmieście. U nas na Ślasku budowniczy lubują się w kostce, na której doświadczymy nieprzyjemnych i według badań niezdrowych dla organizmu drgań, a tu kładzie się równiutki czerwony asfalt. Rower dosłownie płynie po nim.
Dwa pojazdy na trudny teren;):

Godzinka kręcenia korbą i byłem w Gdyni. Chwaliłem budowniczych za materiał, z którego ścieżka jest wykonana, to teraz muszę opieprzyć za to, że nie potrafili zrobić ścieżki po jednej stronie ulicy.
Ścieżka raz wiedzie po lewej stronie ulicy, żeby za kilometr czy półtorej przeniosła się na prawą stronę. Po kolejnych kilometrach znów wraca na lewo, ale oczywiście nie na długo... Jedzie się troszeczkę wężykiem. Raz lewo, raz prawo, raz lewo, a nawet skrajnie lewo. Za każdym razem trzeba pokonywać światła i przejeżdżać przez główną drogę, a nie ciąć jak strzała w swoim kierunku :)
Molo w Gdyni. Taki krótszy bliźniak sopockiego molo:

Molo w Gdyni zaliczone i teraz ścieżką wzdłuż morza do Sopotu.
Tutaj też dziwny zamysł budowniczych doprowadził do tego, że przez jakiś czas jechałem i pchałem rower plażą... po przyjeździe będzie trzeba wymienić klocki hamulcowe. Bo piasek niczym tarka działa ściera klocki.
Dluższy bliźniak z Sopotu:

Na sopockie molo nie wchodziłem, bo chcieli pieniądzea zresztą co to za przyjemność pchać rower przez pół kilometra i to w jedną stronę pół kilometra, a trzeba przecież wrócić jakoś.
Posiłek regeneracyjny:

Ostatnimi czasy Sopot słynie z ograniczeń prędkości dla rowerzystów. Śmieszna sprawa, bo co to za ograniczenie prędkości do 10 km/h? Próbowałem jechać przepisowo jak znak nakazywał ciężko... zrozumiałbym jeszcze 15 km/h, to takie spacerowe tempo rowerzysty.
Słynne znaki:

Łamiąc miejscami przeszło trzykrotnie ograniczenie prędkości opuściłem Sopot - miasto przyjazne rowerzystom ;)
Gdańsk wita.
Był rekonesans samochodem, teraz to samo rowerem:
Stadion okrążyłem i podążyłem w kierunku gdańskiego Żurawia ponownie wskakując na ścieżkę rowerową.
Jako ciekawostkę napiszę, że będąc już na ścieżce zapytałem pewnego żula czy jadę w dobrą stronę na żurawia. Cóż gość chyba nawet nie wiedział w jakim mieście się znajduje, ale po machnięciu ręką zrozumiałem, że według niego powinienem kierować się z powrotem na Sopot... bywa i tak ;)
Po kilku kilometrach dotarłem na kolejne utrudnienia. Jarmark Dominikański i tłum ludzi. Gdzie się dało jechałem bokami za straganami, gdzie się nie dało prowadziłem grzecznie rower.
Fontanna Neptuna:

Pod Neptunem już mniej ludzi ale i plac szerszy. Tu powoli, ale już na rowerze zbliżałem się już do ostatniego celu podróży.

Pod samego Żurawia się nie pchałem, bo tam też tłum ludzi. Zresztą po drugiej stronie Starej Motławy lepsze widoki niż pod samym Żurawiem.
Żuraw:

i tu kończy się moja trójmiejska opowieść, choć ja jeszcze miałem około 10 kilometrów do kolegów, których zostawiłem przy grillu i wódce. Co zastałem na miejscu nie będę opisywał, bo takie rzeczy nie nadają się na bloga rowerowego tylko na jakiegoś bloga walk MMA :P
Polskie Saint Tropez;)?:

Rower:Cube LTD Pro 2011
Dane wycieczki:
59.74 km (1.50 km teren), czas: 04:01 h, avg:14.87 km/h,
prędkość maks: 35.80 km/hTemperatura:24.0 HR max: (%) HR avg: (%) Kalorie: (kcal)
K o m e n t a r z e
Nie ma jeszcze komentarzy. Komentuj