- Kategorie:
- 0-50.64
- 100 i więcej.23
- 50-100.59
- Beskid Mały.2
- Beskid Śląski.19
- Beskid Żywiecki.0
- Miejska dżungla.11
- Off Road.61
- samotnie.37
- z Asią.14
TdT - Tatrzańska Łomnica - Nowy Targ
Sobota, 20 sierpnia 2016 | dodano: 20.08.2016Kategoria 50-100
W nocy burze i ulewy, dodatkowo niespokojny sen, bo nasze rowery nie były w żaden sposób zabezpieczone. Raz na jakiś czas ja albo Damian sprawdzaliśmy czy wciąż mamy swoje jednoślady. W poprzednim miejscu naszego noclegu, właścicielka użyczyła nam garażu, gdzie mogliśmy bezpiecznie schować rowery na noc. W Skitourze nasze rowery były po prostu ustawione w stojaku pod tarasem. Dostęp do ogrodu, gdzie były rowery zabezpieczał wysoki drewniany płot, ale jednak obawy były. Słowacja jest pełna ludności o śniadej cerze i kruczoczarnych włosach, a w Starej Leśnicy sporo tej ludności dziwnie na nas spoglądała.
Trasa:
Drugi dzień Tour De Tatry
Wstawanie przebiegło jeszcze bardziej opornie niż wczoraj. Dopiero przed 10 się pozbieraliśmy i opuściliśmy pensjonat. Tym razem śniadanie zjedliśmy jak ludzie w pokoju, bo mieliśmy jeszcze kanapki zrobione pod Kauflandem. Pożegnaliśmy się z właścicielami i ruszyliśmy w dalszą drogę. Już na początku szybka zmiana trasy, tak aby szlakiem rowerowym wjechać bezpośrednio do Tatrzańskiej Łomnicy, a nie wracać się z powrotem na drogę z której odbiliśmy do Starej Leśnej.
Dzień pochmurny, góry zasłonięte chmurami, dobrze że dzień wcześniej zrobiłem fotkę o zachodzie słońca, bo dzisiaj już kompletnie nie widać Łomnickiego Szczytu.
Po nocnej ulewie asfalt suchy, dopiero jak zjechaliśmy z asfaltu trafiliśmy na kałuże i błoto.

Widok ze Starej Leśnej na Łomnicki Szczyt © ralph03
Trzeciego dnia jazda szła delikatnie mówiąc słabo. Brak słońca, które normalnie mnie napędza, powodował że nogi nie kręciły jak w dniu wczorajszym. Gdzieś na trasie spotykamy towarzystwo rowerowe, na których trafiliśmy na granicy polsko-słowackiej w pierwszym dniu naszego wypadu.
Po 20 kilometrach robimy postój na drobne zakupy, aby mieć co jeść w dalszej części trasy, przy okazji smakowanie "wyskokowych" trunków, których po naszej stronie granicy, na półkach sklepowych nie widzieliśmy :)

Monster from Hell © ralph03
Jeszcze trochę podjazdów i zjazdów by w Łysej Polanie wrócić do kraju. Telefon do Asi, że już jestem w Polsce, zrzucenie nadmiaru ubrań, bo w końcu słońce wyszło zza chmur i ruszamy dalej, bo dłuższy postój dopiero na Małym Cichym.

Widok z drogi prowadzącej na Łysą Polanę © ralph03
Po zrzuceniu koszulki z długim rękawem i zmianie rękawiczek na bezpalcówki od razu lepiej się jechało, mimo że znowu pod górkę trzeba było jechać.
Na Małym Cichym spotykam kolegę Mariusza, z którym studiowałem kilka lat temu i naszła mnie taka refleksja, że nie spotkasz człowieka na mieście, a spotkasz na dalszym wyjeździe.

Widok na Tatry ze stacji górnej Małe Ciche © ralph03
Na górnej stacji kolejki krzesełkowej wciągamy rogaliki z dżemem i skrótem przez Maniowski Las próbujemy dotrzeć do Bukowiny Tatrzańskiej. Słowo próbujemy nie jest tu przypadkowe. To co widać na mapach nie zawsze okazuje się tym na co trafi się w terenie.
Droga znika, a mapa pokazuje że ona tu jest... Przedzieramy się przez zarośnięte polany, trafiamy w taki sposób na czyjąś posesję. Z domu wychodzi starsza kobieta, która bardzo nas pociesza, gdy pytamy jak tu dojechać do Bukowiny Tatrzańskiej. Pani wskazuje nam las i mówi, że tam nie ma żadnej drogi czy ścieżki... i kolejna refleksja tego dnia - jak ona tu żyje w środku niczego, jak radzi sobie w zimie?
Przedzieranie się przez las nie należało do najłatwiejszych. Damian nie zauważył schowanej w trawie gałęzi i zaliczył lot przez kierownicę, kawałek dalej znów postanowił poleżeć i w mokrym wąwozie zniosło go na bok. Marcin nie chciał być gorszy w tych kaskaderskich wyczynach Damiana. Praktycznie w tym samym miejscu w wąwozie poleciał na bok obijając się boleśnie i krzywiąc klamkę hamulcową w rowerze. To jeszcze nie koniec przygód, na skraju lasu płynie rzeka, znów jest okazja pomoczyć nogi, żeby przeprawić się na drugą stronę.

Znowu wodowanie :) © ralph03
Po wyjeździe z lasu okazuje się, że wyjechaliśmy na tyłach Term w Bukowinie Tatrzańskiej.
Od Bukowiny Tatrzańskiej do Nowego Targu prawie 30 kilometrowa jazda z górki. Z Marcinkiem jeszcze skoczyliśmy na lotnisko w Nowym Targu, bo z drogi wypatrzyliśmy dwa ciekawe helikoptery rodem z filmu Rambo ;)

Mi-24 – ciężki śmigłowiec bojowy na lotnisku w Nowym Targu © ralph03
Helikoptery brały udział VIII Nowotarskim Pikniku Lotniczym
Jako ciekawostkę dodam, że jeden z tych śmigłowców został dzień wcześniej okradziony, o czym przeczytałem już po powrocie do domu. Tego dnia były pilnowane przez wojskowego. Ciekawe czy dzień wcześniej też ktoś miał na nie oko, skoro skradziono osprzęt wart 140 tys. złotych - wyposażenie śmigłowca odzyskano w kilka godzin po kradzieży..
Z lotniska już bezpośrednio pod komendę policji, wrzucamy rowery na dach, przebieramy się w cywilne ciuchy i kierunek Jastrzębie-Zdrój.
Podsumowanie:
To był naprawdę udany wypad. Zyskaliśmy już jakieś minimalne doświadczenie jeśli chodzi o pakowanie się, co zabrać, a co bez problemu można zostawić w domu. Wiemy już, że z noclegiem bywa problem o ile nie ma się namiotu, tarpa czy innej plandeki. Ratunku można szukać wśród znajomych lub w Internecie, ale dużo lepszą opcją jest zaklepać sobie nocleg wcześniej.
Mimo 250 kilometrów, ponad 2800 metrów przewyższeń spędziłem bardzo miło czas, a nawet muszę przyznać, że wypocząłem ;)
Coś czuję, że trzeba rozglądać się za kolejną trasą na kilka dni, jeśli nie w tym roku, to w przyszłym, bo przecież sakwy nie mogą się zmarnować ;)

Słowackie szczyty © ralph03
Temperatura:18.0 HR max: (%) HR avg: (%) Kalorie: 3583 (kcal)
Trasa:
Drugi dzień Tour De Tatry
Wstawanie przebiegło jeszcze bardziej opornie niż wczoraj. Dopiero przed 10 się pozbieraliśmy i opuściliśmy pensjonat. Tym razem śniadanie zjedliśmy jak ludzie w pokoju, bo mieliśmy jeszcze kanapki zrobione pod Kauflandem. Pożegnaliśmy się z właścicielami i ruszyliśmy w dalszą drogę. Już na początku szybka zmiana trasy, tak aby szlakiem rowerowym wjechać bezpośrednio do Tatrzańskiej Łomnicy, a nie wracać się z powrotem na drogę z której odbiliśmy do Starej Leśnej.
Dzień pochmurny, góry zasłonięte chmurami, dobrze że dzień wcześniej zrobiłem fotkę o zachodzie słońca, bo dzisiaj już kompletnie nie widać Łomnickiego Szczytu.
Po nocnej ulewie asfalt suchy, dopiero jak zjechaliśmy z asfaltu trafiliśmy na kałuże i błoto.

Widok ze Starej Leśnej na Łomnicki Szczyt © ralph03
Trzeciego dnia jazda szła delikatnie mówiąc słabo. Brak słońca, które normalnie mnie napędza, powodował że nogi nie kręciły jak w dniu wczorajszym. Gdzieś na trasie spotykamy towarzystwo rowerowe, na których trafiliśmy na granicy polsko-słowackiej w pierwszym dniu naszego wypadu.
Po 20 kilometrach robimy postój na drobne zakupy, aby mieć co jeść w dalszej części trasy, przy okazji smakowanie "wyskokowych" trunków, których po naszej stronie granicy, na półkach sklepowych nie widzieliśmy :)

Monster from Hell © ralph03
Jeszcze trochę podjazdów i zjazdów by w Łysej Polanie wrócić do kraju. Telefon do Asi, że już jestem w Polsce, zrzucenie nadmiaru ubrań, bo w końcu słońce wyszło zza chmur i ruszamy dalej, bo dłuższy postój dopiero na Małym Cichym.

Widok z drogi prowadzącej na Łysą Polanę © ralph03
Po zrzuceniu koszulki z długim rękawem i zmianie rękawiczek na bezpalcówki od razu lepiej się jechało, mimo że znowu pod górkę trzeba było jechać.
Na Małym Cichym spotykam kolegę Mariusza, z którym studiowałem kilka lat temu i naszła mnie taka refleksja, że nie spotkasz człowieka na mieście, a spotkasz na dalszym wyjeździe.

Widok na Tatry ze stacji górnej Małe Ciche © ralph03
Na górnej stacji kolejki krzesełkowej wciągamy rogaliki z dżemem i skrótem przez Maniowski Las próbujemy dotrzeć do Bukowiny Tatrzańskiej. Słowo próbujemy nie jest tu przypadkowe. To co widać na mapach nie zawsze okazuje się tym na co trafi się w terenie.
Droga znika, a mapa pokazuje że ona tu jest... Przedzieramy się przez zarośnięte polany, trafiamy w taki sposób na czyjąś posesję. Z domu wychodzi starsza kobieta, która bardzo nas pociesza, gdy pytamy jak tu dojechać do Bukowiny Tatrzańskiej. Pani wskazuje nam las i mówi, że tam nie ma żadnej drogi czy ścieżki... i kolejna refleksja tego dnia - jak ona tu żyje w środku niczego, jak radzi sobie w zimie?
Przedzieranie się przez las nie należało do najłatwiejszych. Damian nie zauważył schowanej w trawie gałęzi i zaliczył lot przez kierownicę, kawałek dalej znów postanowił poleżeć i w mokrym wąwozie zniosło go na bok. Marcin nie chciał być gorszy w tych kaskaderskich wyczynach Damiana. Praktycznie w tym samym miejscu w wąwozie poleciał na bok obijając się boleśnie i krzywiąc klamkę hamulcową w rowerze. To jeszcze nie koniec przygód, na skraju lasu płynie rzeka, znów jest okazja pomoczyć nogi, żeby przeprawić się na drugą stronę.

Znowu wodowanie :) © ralph03
Po wyjeździe z lasu okazuje się, że wyjechaliśmy na tyłach Term w Bukowinie Tatrzańskiej.
Od Bukowiny Tatrzańskiej do Nowego Targu prawie 30 kilometrowa jazda z górki. Z Marcinkiem jeszcze skoczyliśmy na lotnisko w Nowym Targu, bo z drogi wypatrzyliśmy dwa ciekawe helikoptery rodem z filmu Rambo ;)

Mi-24 – ciężki śmigłowiec bojowy na lotnisku w Nowym Targu © ralph03
Helikoptery brały udział VIII Nowotarskim Pikniku Lotniczym
Jako ciekawostkę dodam, że jeden z tych śmigłowców został dzień wcześniej okradziony, o czym przeczytałem już po powrocie do domu. Tego dnia były pilnowane przez wojskowego. Ciekawe czy dzień wcześniej też ktoś miał na nie oko, skoro skradziono osprzęt wart 140 tys. złotych - wyposażenie śmigłowca odzyskano w kilka godzin po kradzieży..
Z lotniska już bezpośrednio pod komendę policji, wrzucamy rowery na dach, przebieramy się w cywilne ciuchy i kierunek Jastrzębie-Zdrój.
Podsumowanie:
To był naprawdę udany wypad. Zyskaliśmy już jakieś minimalne doświadczenie jeśli chodzi o pakowanie się, co zabrać, a co bez problemu można zostawić w domu. Wiemy już, że z noclegiem bywa problem o ile nie ma się namiotu, tarpa czy innej plandeki. Ratunku można szukać wśród znajomych lub w Internecie, ale dużo lepszą opcją jest zaklepać sobie nocleg wcześniej.
Mimo 250 kilometrów, ponad 2800 metrów przewyższeń spędziłem bardzo miło czas, a nawet muszę przyznać, że wypocząłem ;)
Coś czuję, że trzeba rozglądać się za kolejną trasą na kilka dni, jeśli nie w tym roku, to w przyszłym, bo przecież sakwy nie mogą się zmarnować ;)

Słowackie szczyty © ralph03
Rower:Cube LTD Pro 2011
Dane wycieczki:
70.19 km (6.00 km teren), czas: 04:32 h, avg:15.48 km/h,
prędkość maks: 59.57 km/hTemperatura:18.0 HR max: (%) HR avg: (%) Kalorie: 3583 (kcal)
K o m e n t a r z e
osobiście to zrobiłbym jeszcze raz tą trasę, ale gdzieś lekko zmodyfikowaną :) my już doświadczeni jesteśmy więc problemu nie powinno być :) na pewno na kolejny podobny wypad się pisze :)
toto303 - 12:41 sobota, 20 sierpnia 2016 | linkuj
Komentuj