- Kategorie:
- 0-50.64
- 100 i więcej.23
- 50-100.59
- Beskid Mały.2
- Beskid Śląski.19
- Beskid Żywiecki.0
- Miejska dżungla.11
- Off Road.61
- samotnie.37
- z Asią.14
TdT: Nowy Targ - Liptowsky Mikulasz
Sobota, 13 sierpnia 2016 | dodano: 18.08.2016Kategoria 100 i więcej
Tour De Tatry
Ten wyjazd to pierwsza taka kilkudniowa akcja z rowerami. Na tę okazję (i na pewno na przyszłe okazje) kupiłem bagażnik rowerowy Crosso, a także małe sakwy z tej samej firmy. Wszystko po to, aby odciążyć plecy, bo często po dłuższych dystansach sztywniał mi kark. Nie wiem czy to od plecaka czy braku możliwości zmiany chwytu na kierownicy. Nad zmianą chwytu na kierownicy też popracowałem i w końcu zamontowałem rogi - chyba 2 lata się do kupna zabierałem :) Dzięki tym zakupom miałem nadzieję, że bóle karku nie będą występowały. Jednak największe obawy były o tyłek. Otarcia tyłka to częsty mój problem na dłuższych dystansach, szczególnie dotkliwie odczułem na wypadzie na Trójstyk, gdzie przejechałem 175 kilometrów. To już nie było tylko otarty naskórek, to była rana... Żeby mieć z bólem tyłka jak najmniejszy problem zakupiłem krem ochronny Xenofit Second Skin i muszę przyznać, że sprawdził się idealnie.
Cube + Crosso © ralph03
Trasa:
Pierwszy dzień Tour De Tatry
Dzień rozpoczynam o 4:30. Z Damianem (Toto) i Marcinem umówiony jestem na 5:30. Ostatnie pakowanie, skromne śniadanie i kierunek garaż. Damian już czekał na miejscu, po Marcina trzeba było podskoczyć na osiedle, bo nie umiał się pozbierać ze wszystkimi rzeczami. Wrzucamy rowery na dach i kierujemy się w stronę Nowego Targu. Podróż bez przeszkód, tuż przed Nowym Targiem trafiamy na tradycyjny korek. Zjeżdżamy na stację benzynową na drugie śniadanie.

W drodze na Tour de Tatry © ralph03
Po śniadaniu wracamy na zakopiankę i docieramy do Nowego Targu. Samochód zostawiamy na parkingu Komendy Powiatowej Policji i szykujemy się do drogi. Plan zakłada dotrzeć do Liptowskiego Mikulaszu.
Spod komendy mkniemy przez miasto zahaczając o rynek, aby w końcu trafić na historyczno-kulturowo-przyrodniczy szlak wokół Tatr. Szlak o którym czytaliśmy sporo artykułów, szlak wychwalany i szlak który kusił od bardzo dawna. Data naszego wyjazdu już w marcu została ustalona na długi weekend sierpnia i mimo, że kilku z nas musiało zrezygnować z uczestnictwa w wypadzie, to jednak nasza trójka dopięła wyjazd do końca :)
Szlak wokół Tatr przywitał nas pięknym, równym asfaltem wchodzącym w las. Jazda taką drogą to czysta przyjemność i właśnie dlatego wkurza mnie jak w moim mieście klepią drogi/ścieżki rowerowe z kostki brukowej. Tą kostką powinni się porządnie stuknąć w głowę i zacząć kłaść asfalt.
Po wyjeździe z lasu trafiamy na otwarte przestrzenie skąd możemy podziwiać góry, które będziemy objeżdżać dookoła. Przy okazji walczymy z wiatrem, bo dzień dość wietrzny i pochmurny.

Szlak wokół Tatr © ralph03
Po przejechaniu granicy polsko-słowackiej jeszcze przez kilka kilometrów trzymamy się szlaku, by następnie odbić w inny szlak prowadzący do Oravicy. Nasz wypad zakładał objechanie Tatr, ale niekoniecznie trzymanie się tego jedynego właściwego szlaku.
Po odbiciu w lewo dalej podążaliśmy szlakiem 006, trafiając na kolejną świetną drogę rowerową biegnącą wzdłuż rzeki Oravicy.

Droga rowerowa wzdłuż Oravicy © ralph03

Okolice Zuberca © ralph03
Kilka kilometrów za Zubercem po raz pierwszy opuszczamy asfalt. Pierwszy terenowy test dla bagażnika i sakw. W Dolinie Kwaczańskiej trochę podjazdów jak i zjazdów. Była trasa szutrowa oraz kamienista, choć nie aż tak kamienista jak w naszych Beskidach. Sakwy wytrzymały mimo, że miejscami leciałem w terenie 50 km/h.
Kwaczańska dolina zachwyciła nas swoimi widokami jak i przepaściami - miejscami ponad 100 metrów do koryta rzeki. Naprawdę warto opuścić asfalt dla tego miejsca.

Skałki - Dolina Kwaczańska © ralph03
Po powrocie na asfaltowe drogi zostało nam już niewiele kilometrów do Liptowskiego Mikulaszu, gdzie czekały nas długie poszukiwania noclegu... 2 godziny poszukiwań, prawie 20 kilometrów zjeżdżone z miejsca do miejsca. Jak były wolne pokoje, to tzw. złotówy(centówy) wolały mieć pusty pokój niż 3 osoby, bo my tylko na jedną noc i to jest dla nich (najwidoczniej spory) problem... Jedna pani nawet się chwaliła, że pięcioosobową rodzinę z małym dzieckiem też odesłała z kwitkiem... Jak się dowiedzieliśmy od lokalnych ludzi na prywatnych kwaterach ciężko spędzić jedną noc. Zresztą to był długi weekend w Polsce, więc moc ludzi zjechała w okolice Tatr.
Po 2 godzinach szukania bez skutku, trafiamy do dobrego znajomego Martina, który nie raz gościł Grupę Wypadową na wypadach snowboardowych. Wiadomo było, że u Niego nie ma miejsc. Kilka dni wcześniej rozmawiałem z Martinem mailowo i pisał, że z miejscami kiepsko. Dał numer do znajomej, do której jeszcze przed wyjazdem dzwoniłem i też nic nie załatwiłem. Jednak Martin złoty człowiek obdzwonił znajomych i załatwił Nam nocleg u miłej starszej Pani. Dzięki temu mieliśmy dach nad głowami, łóżka, prysznic i nawet dostęp do Internetu. Dość szybko poszliśmy spać, bo na drugi dzień kolejne kilometry do zrobienia.

Kwaczańska Dolina © ralph03
Rower:Cube LTD Pro 2011
Dane wycieczki:
101.52 km (5.00 km teren), czas: 06:19 h, avg:16.07 km/h,
prędkość maks: 60.50 km/hTemperatura:19.0 HR max: (%) HR avg: (%) Kalorie: 5019 (kcal)
K o m e n t a r z e
Nie ma jeszcze komentarzy. Komentuj